Szatyn leżał jeszcze przez chwilę patrząc na Sullyego. Nie chciał wstawać, było mu wygodnie i ciepło.
Właścicielka
Sully uchylił rozespane oczy i spojrzał na Shina.
- Wiesz co... śniła mi się... przeszłość... - mruczał, co jakąś chwilę ziewając.
-Tak..? I co w niej było?-szatyn odgarnął kosmyki włosów czarnowłosego.-Było coś ciekawego?-uśmiechnął się lekko.
Właścicielka
- Śniło mi się że byłem mały, a Iskier opowiadał mi historię o czarnych gwiazdach. Na koniec powiedział, że jestem taką gwiazdą. Potem zachwalał tego mojego niby-wujka, ale nie zobaczyłem go.
//przeklęty telefon, usunął mi się post gulasza. Napiszę ten fragment, żeby nie przeciągać
Lawrence wstał z jękiem i ruszył ku głównej sali. Tam zobaczył Weronę, gotującą coś w palenisku, ale z boku ktoś leżał na kocu, jednak w lekkim półmroku trudno było zauważyć, kto. Gdyby jednak Lawrence się przyjrzał, zauważyłby Deusa, leżącego na ziemi. Ktoś, kogo teraz nie mógł dostrzec, opatrywał niebieskowłosego.
-Jesteś taką gwiazdą?-chłopak uśmiechnął się.-Prawda Sulluś.. I szkoda, że nie widziałeś tego wujka..-westchnął cicho.
- Co tu się stało? - Zapytał podchodząc do leżącego.
Właścicielka
- Jak zwykle się opierdziela ten Ame. Nie rozumie elementarnych spraw, że rany się opatruje. Wyszedł w nocy na spacer i...
- Spotkałem niedźwiedzia!
- Tak tak Ame, nadepnąłeś smokowi na ogon. - Lawrence koniec końców poznał głos Kizuki.
- Ale jeśli ja jestem, to ty też jesteś i się spotkaliśmy na granicy nieba. - uśmiechnął się i pocałował lekko Shina. - Chodź, inni pewnie już wstali.
-Racja..-szatyn podniósł się niechętnie i zaczął ubierać buty. Gdy je ubrał podniósł się i zaczął czekać na Sullyego.
- Witaj ponownie Kizuka. - Powiedział podchodząc do dziewczyny. - Co tutaj się wydarzyło.
Właścicielka
- Mówię przecie, nadepnął smokowi na ogon, ten go dziabnął łapą i kij. Dobrze, że Werona go znalazła. Głupek mi tylko znieprzytomnieć nie chce. - mruczała Kizuka.
Deus za to uśmiechnął się durnowato, ani myślał, by stracić przytomność.
Jednak Sully był przebrany wcześniej. Wobec tego wspólnie wyszli, a co za tym idzie, będąc na korytarzu, uslyszeli ostatnie słowa Kizuki.
-Kizuka tutaj jest?-uśmiechnął się lekko i chwycił mocno dłoń czarnowłosego.
- Może rozbiję mu butelkę na głowie? - Udając powagę. - Z doświatczenia wiem że to skutecznie usypia.
Właścicielka
Sully wraz z Shinem poszli do głównej sali, dobrze słysząc rozmowę Kizuki i Lawrenca.
- Wiesz, że to jest nawet dobry pomysł? Iskier, masz jakąś?
- Cała Kizuka. - zaśmiał się Sully.
Smok podał tam butelkę, a Kizu postawiła ją przed Lawrencem.
- No cóż Deus... - Powiedzał chwytając za ustnik butelki. - Radzę zamknąć oczy.
Właścicielka
Niebieskowłosy obrzucił Lawrenca otępionym spojrzeniem, ale posłusznie zamknął oczy.
Podrzucił butelkę w ręku i silnym ciosem rozbił ją na górnej części czoła chłopaka.
Właścicielka
Butelka rozbiła się, a Deus w końcu zemdlał.
- Dziękuję za pomoc. - westchnęła Kizu, po czym rozcięła nożyczkami i tak podartą koszulkę chłopaka. Na jego klatce piersiowej były dwie potrójne bruzdy, które dziewczyna wpierw oczyściła, a następnie regenerowała bez większych przeszkód swoją energią.
Z oczrowaniem przyglądał się fascynującemu procesowi leczniczemu.
-Dynastycznych środków potrzeba było..- szatyn zaśmiał się cicho patrząc na nieprzytomnego Deusa.
Właścicielka
//Przez pierwsze kilka minut to był taki WAT, ale ogarnęłam, że korekta od rana trolluje
Leczenie wyglądało dosyć ciekawie i w sumie szybko szło. Bruzdy wpierw się zamykały, zabliźniały, po czym nawet blizny się goiły. Gdy już wszystko zrobiła, podniosła się i przeciągnęła.
- To jak się wam spało?
- Och, całkiem dobrze. - Zaśmiał się.
Shin przeczesał dłonią swoje włosy.
-Hmm.. Mi też się dobrze spało..
Właścicielka
- Wobec tego zapraszam do stołu. - uśmiechnęła się Werona.
Na stole czekały kanapki, na które z apetytem rzucił się Sully.
- Haha, zostaw trochę dla innych, młody.
Podszedł do stołu i chwycił jedną z kanapek, uważając na Sullyego.
Szatyn wziął jedną kanapkę i zjadł ją ze smakiem. Gdy chwycił drugą przypomniał sobie o Psotce i oderwał dla niej kawałek chleba.
Właścicielka
Kanapki były pożywne. Większość ekipy zajęła się kanapkami, ale gdyby ktoś zwrócił uwagę na chichot, zauważyłby już nieźle przytomnego Deusa, który przewrócił Kizukę na koc i razem się śmiali, pewnie się łaskocząc.
Nie zwracał na nich uwagi zbyt zajęty jedzeniem.
Właścicielka
Cóż, poza tym nikt im nie przeszkadzał w jedzeniu, a chichot po jakimś czasie po prostu ucichł.
Shin obrócił się w stronę z których rozbrzmiewały śmiechy.
-Normalnie jak dzieci..-zaśmiał się pochłaniając kolejną kanapkę.
Właścicielka
Jednak gdy Shin spojrzał w tamtą stronę, ich już nie było. W sali zrobiło się cicho, a Sully odsunął się z uśmiechem ze od stołu.
- Mmm... jakie dobre...
Szatyn westchnął głośno po czym uśmiechnął się lekko.
-Racja.. Pyszne!
- No to co teraz? Wracamy? Dobrze było by zdobyć jakąś kartę... - Powiedział kończąc jeść.
Właścicielka
- A, rzeczywiście, zapomniałbym. - westchnął Iskier, po czym położył na stole dwie karty, przedstawiające jego z Weroną. - To dla was, wyruszycie zapewne za parę minut. Uważajcie, w nocy była w Farklands niezła śnieżyca.
Shin spojrzał na karty.
-Wszystkie karty z Talii są takie realistyczne..-uśmiechnął się chowając swoją do woreczka.
- Dzięki wielkie. - Powiedział i schował karty do płaszcza, razem z innymim.
Właścicielka
Deus znów był przy stole, już ubrany i z kanapką w zębach. Próbował rozczesać skołtunione włosy, a na jego szyi były ślady fioletowej szminki.
- Cóż, przejechać trzeba. Jesteście gotowi?
-Tak, tak.. Jedźmy.-chłopak zaśmiał się krótko i podał wiewiórce kawałek odstawionego chleba.
Właścicielka
Wiewiórka ochoczo się nim zajęła. Deus spojrzał z wyczekiwaniem na Lawrenca, zapewne czekając na jego odpowiedź.
- Tak, możemy jechać. - Wstał i przeciągnął się.
Właścicielka
- To ja lecę po wóz, zaraz będę. - Deus pobiegł, dopinając kurtkę po drodze.
- Czy ktoś chce kanapki na drogę? - zapytała Werona.
- Nie dzięki, damy sobie radę. - Powiedział z uśmiechem.
-Racja..-szatyn uśmiechnął się szeroko i położył Psotkę na swoim ramieniu.
Właścicielka
Deus szybko podjechał wozem. Gdy już wszyscy wsiedli, a smoki pomachały im na pożegnanie, odjechali główną drogą w stronę gór.
Odmachał smokom na pożegnanie i usiadł wygodniej.
Shin poprawił kurtkę.
-Nigdy nie spodziewałbym się, że smoki będą takie przyjazne..
Właścicielka
- Oczywiście, nie wszystkie takie są. Po ataku takicj groźniejszych zostają blizny na całe życie. Ta dwójka to jednak najbardziej pokojowe smoki jakie spotkałem. - odparł Deus.
Powoli jechali przez drogę spowrotem w stronę Farklands.
Nie umiem robić zmian tematu jak gulaszek :X