- To przeciw komu w takim razie?!
Ryknął z furią i uderzył w stół łamiąc go na pół. Spojrzał się na niego.
- To przez nich doznałem tyle ucisku, to przeciw komu mam ku*wa walczyć?! Przeciw Lordom?!
Wstał i zawołał szambelana.
- Lepiej mi szybko to wyjaśnij. Ja nie mam elfiej cierpliwości i słynę z tego w Ciemności.
Mówi do szambelana aby wysłał posłańców do zaprzysiężonych mu Lordów z prośbą o pomoc wojskową.
Właściciel
- Impulsywny i ograniczony, tak jak mówili mi inni. - rzekł tajemniczy gość.
- Wynoś się z moich włości.
Jego głos jest spokojny ale czai się w nim agresja.
- Dobrze Ci radzę. Wiesz gdzie jest wyjście.
Dotknął jakiejś księgi.
Właściciel
Dotknąłeś księgi, była całkiem przyjemna w dotyku.
- A co jeśli odmówię? - zapytał butnie.
- Nawet jeśli mnie pokonasz to nie pokonasz armii moich ziomków, a w dodatku mój przybrany ojciec pała do mnie iście ojcowską miłością. Z resztą ja też go kocham. Zgaduj co się z tobą stanie.
Otwiera książkę, jego głos jest spokojny.
- Nazywają mnie potworem nawet Wampiry. To ja jako jeden z nielicznych zabiłem własną matkę w ramach testu, potężną wampirzycę. To ja przyzywam demony z Otchłani chociaż mogą mnie zabić w każdej chwili.
Odwraca się do niego.
- I to ja słynę z kąpania się w krwi moich wrogów i ich rodziny.
Patrzy mu poważnie w oczy.
- Więc albo mnie przeproś i wytłumacz wszystko, albo spróbuj szczęścia z moją magią i stalą.
Zasyczał niczym wąż. Bardzo wku*wiony wąż.
Właściciel
- Nie wiesz z kim rozmawiasz, prawda? - zapytał zamiast tego.
I ciężko było spojrzeć mu w oczy, bo cały czas ma twarz nakrytą kapturem.
//Chyba chodziło Ci o Pustkę, nie o jakąś Otchłań.//
// bym miał bekę jakby Nosgoth mu wpier*piip*ł//
/Angel, nie wpi***alaj się do nie swojego tematu.//
- Nie ku*wa, nie wiem.
Podchodzi do niego odrzucając książkę.
- I gówno mnie to obchodzi, możesz mnie pobić, zabić czy co tam ku*wa chcesz a ja nadal będę miał to w dupie. Tak więc ku*wa albo się wytłumacz albo ku*wa mnie zabij.
Odrzuca gruzy stołu i wyciąga miecz.
Właściciel
Problem był taki, że nie wyciągnąłeś miecza. Ba, nawet nie mogłeś się poruszyć.
Jednak wypowiedział to co miał na myśli.
- A teraz się pie**ol.
Patrzy na niego z nieukrywaną wrogością i obrzydzeniem.
Właściciel
- Z tym może być pewien problem. - odpowiedział po czym dodał: - A więc może teraz wysłuchasz mnie zanim zaczniesz niszczyć meble i próbować mnie nastraszyć?
- Ja Cię nie próbuje straszyć ty cholerny baranie tylko informuję. A teraz mów ku*wa bo mi się nudzi.
Mówi to wszystko z prawdziwą nonszalancją jakby jego miecz był przy szyi nieznajomego.
Właściciel
Ale nie był, co stawiało go w dość niekorzystnej sytuacji, zwłaszcza jeśli Twój rozmówca jest Magiem Krwi, a pewnie nie tylko tego.
- Chciałbym wyprowadzić Cię z kilku błędów: Po pierwsze to Twój przybrany ojciec nie obstanie już za Tobą i nie pała do Ciebie miłością. Po drugie: Nie masz żadnej armii ziomków. Teraz Wampiry służą Nosgothowi, Wyklętemu lub sobie samym. - powiedział spokojnie i rzeczowo czekając na Twoją reakcję.
- Jakbym dwóch pierwszych rzeczy nie wiedział geniuszu. Tego przybranego ojca bym zaje**ł gdybym miał tyle sił no ale cóż. A teraz gadaj czego chcesz.
Właściciel
- Co do ojca to ktoś już Cię wyręczył. Ale jeśli chcesz wiedzieć po co przybyłem to odpowiedź jest prosta: Po sojusznika w walce ze wspólnym wrogiem.
- Czyli kim? Nie wychodziłem ze swoich ziem od stu lat. Nie znam tych wieści.
Właściciel
- Domyśl się. To nie jest trudne. - zachęcił Arantir.
- Nosghot albo Wyklęty. Dobrze rozumuje?
// Nie ma to jak doje**ć postaciami i lokacjami z H5... a i jeżeli lorowo wszystko się zgadza, to Krzychu uważaj. On potrafi przyzwać avatara śmierci aka w uj potężnego smoka widmo.//
Konto usunięte
// wiem kto to arantir :)
Wzdycha.
- Ty? Nosz ku*wa, ja już nie wiem. Sto lat w zamknięciu. Zrozum. Powiedź mi już, jestem zmęczony, chce mi się spać. Z chęcią wypiłbym kielich krwi dziewicy.
Właściciel
- Pakt Trzech to równie wartościowy sojusznik, co niebezpieczny rywal.
- To normalne. Najbardziej niebezpieczni są sojusznicy.
Właściciel
- Zaczynasz rozumieć. - potwierdził Arantir.
- I ty też jesteś cholernie niebezpieczny co mi się nie podoba. Nawet się ku*wa nie mogę ruszyć. Magia krwi jest dobra, bardzo dobra no ale ku*wa. Dobra, jesteś cholernie potężny, tak więc czego ode mnie chcesz? Nie jestem w połowie tak silny.
Właściciel
- Pomocy w wojnie. Tego chcę.
- Jak ja Ci pomogę? Dodatkowe zasoby? No ku*wa, jestem jednym z lepszych w nekromancji i przywoływaniu Demonów no ale ku*wa. Nie jestem bardzo potężny. Dobra, powiedź mi jak mam Ci pomóc w tej je**nej wojnie.
Właściciel
- Kluczem do zwycięstwa nie jest liczba wojsk, ale strategia jego dowódców.
- Wyjaśnij mi jaka w tym wszystkim moja rola.
Właściciel
- Mojej lewej ręki i współpracownika.
- A czym sobie na to zasłużyłem?
Właściciel
- Tego też możesz się sam domyślić.
- Mhm. To może dasz mi się ku*wa ruszać?
Właściciel
Niedbałym gestem sprawił, że znów odzyskałeś władzę nad swoim ciałem.
Rozciąga się a jego kości trzaskają niczym u kościotrupa.
- Ech. Dobra szefie. Co mam niby zrobić?
Siada na fotelu i woła swojego sługę.
Właściciel
- Obecnie? Zebrać jak najwięcej sił. - wyjaśnił krótko.
Tymczasem sługa przybył.
- Przynieś mi krwi, byleby szybko.
Mówi do sługi po czym zwraca się do swojego nowego szefa.
- Niby ku*wa jak mój drogi? Wyczarować? Spróbuję skrzyknąć kilka wiosek. Dodatkowo posłużę się magią ale niczego nie obiecuję. Ty też musisz coś włożyć od siebie, za darmo nie robię. Nawet jeśli możesz mnie zabić. A tak, w kwestii zapłaty. Co dasz mi w zamian? I nie mów o życiu bo mam je w dupie.
Właściciel
- Ja poczyniłem niezbędne przygotowania już dawno i te nadal trwają, ale to nadal za mało...
Tymczasem kościej wrócił z kieliszkiem krwi.
Wypija jednym ruchem.
- Dziękuje mój drogi. Możesz odejść.
Zwraca się do pracodawcy.
- Dobrze, dobrze. Pomogę, ale co mi za to dasz? Bo mogę skrzyknąć kilkunastu ludzi, zrobi się napady na wioski, porwie małe dziatki i przyswoi pod nasze rządy.
Właściciel
- Nie potrzebuję żywych. - rzucił jakby było to oczywiste. - Wyślij swoich zbójów. Niech kradną co chcą, a dla Ciebie przywiozą trupy mieszkańców. Ożywisz ich i dozbroisz. Powinno wystarczyć. Póki co.
- Ale małe dziatki i tak wezmę ze sobą. Będą moją nową grupą.
Zawołał swojego konstabla po czym powiedział mu.
- Niech wioskowi dozbroją się i ruszą na rabunki. Mają mi przywieść trupy, wszystkie. A dzieci mają przywieść dla mnie, żywe. Jeśli za bardzo się stawiają to zabijać. To wszystko. A i mają się spieszyć.
Właściciel
Konstabl odszedł by przekazać rozkazy, a Arantir też zaczynał się zbierać.
Wstał po czym przetarł twarz.
- Mam nadzieję, że warto to robić. I mam nadzieję, że wiesz, że lepiej mnie nie oszukiwać.
Wyciąga do niego rękę.
Właściciel
Uścisnął ją, zadziwiająco mocno. Po czym odszedł, a wraz z nim jego gwardia.
I zostałeś sam, jeśli nie liczyć mnożących się pytań.
Rusza do sali tronowej po czym siada na tronie i wzywa swojego konstabla numer dwa.
- Nasz zamek ma zostać fortecą, postawić całą armię w stan gotowości. Dozbroić strażników i żołnierzy, przygotować laboratorium. Aha, wyślij jeszcze posłańców do grup najemników, którzy nie boją się walczyć za mnie. To wszystko, i niech ktoś mi przyniesie wino.
Rozciąga się.
- Przygotować też moją zbroję. Ruszać się.
Właściciel
Odszedł by wydać polecenia.
Wstał po czym zaczął trenować walkę kosturem, robił szybkie i wolne wypady, celował w powietrze.
Właściciel
Trening, jak to trening. Jakoś idzie.
Nadal trenował. Po godzinie usiadł spokojnie na tronie.