-Sam wyznaję taką zasadę.
- To dobrze, bo jest poprawna. Wszystko co istnieje ma swoje przeciwieństwo. W pewnym sensie nic nie istnieje. Nawet Stwórca ma swoje przeciwieństwo - Antykreatora, zwanego także Azraelem. Powstali jednocześnie i z równą, niemal nieskończoną mocą. Tak wielką, że nawet ten zwany Suwerenem nie może jej pojąć. Przypuszczam, iż dlatego cię tu wysłał. Ze strachu
- Można tak powiedzieć, mam wrażenie iź boi się, że ta druga szala wagi przeznaczenia się przeważy i wszystko zniszczysz. Ja sam obstaję za równowagą i widzę, iż chyba trochę przekoloryzował. Jednakże, proszę abyś kontynuował Azraelu. Muszę poznać twojà historię by móc znać tą część prawdy. To zaś jest niezbędne do pilnowania by żadna ze stron nie stała się agresorem.
- Nie jestem pewien, czy mi pochlebiasz, czy wręcz przeciwnie. Ale tak czy owak mylisz się. Nie jestem Azraelem. On nie miałby potrzeby z tobą rozmawiać.
- To jak cię traktować ? Jako arbitra podlegającego Azraelowi, czy jak ? Pytań coraz więcej.... głowa mnie od tego boli....
- Najprostszym pytaniem byłoby to o podanie imienia. Jestem Lucis, zwany także Lucyferem. i nie jestem niczyim arbitrem.
- Ale ty jesteś bogiem i masz swoją sferę.... co ty tu do diaska robisz ?
- Nigdy nie miałem własnej sfery i mieć nie zamierzam. No chyba, żeby uznać to miejsce za moje królestwo, co byłoby naciągane, gdyż nie znajduję się tu dobrowolnie.
- Czyli mamy tych bogów sferalnych i was tu w nicości, ciebie i Azraela, tak ? Co się stało, że tu trafiliście ?
- Nie wrzucaj nas do jednego worka. Ja chciałem zniszczenia granic sfer i równości wszystkich dusz. On chce zniszczenia wszystkiego. On został wygnany przez Stwórcę, ja przez jego zazdrosne i chciwe dzieci.
- hmm... równowaga, równoßć i koniec granic sfer.... zaczynasz śpiewać słodko dla mych uszu. Ahh gdybym tylko miał dość mocy i władzy.... sam chętnie bym ci pomógł. Ale gdyby tak podburzyć niektórych. Na pewno tacy jak Mefisto czy Belial nie cieszą się ze swych jakże zepsutych sfer.
- Nie ty pierwszy o tym pomyślałeś - uśmiechnął się - Własnie teraz trwa wojna pomiędzy Ishvalem a Tartarem. Przez ostatnie paręset lat działałem przez agentów, korzystałem z manipulacji i najsubtelniejszych rodzajów magii aby podburzyć panującą strukturę Wszechświata. Ale to wszystko nie będzie miało znaczenia, jeśli Azrael powróci. Dlatego oferuję ci współpracę.
- Upadłe bóstwo i współpraca by osiàgnąć prawdziwy ładu w świecie sferycznym.... brzmi zachęcająco. A jeśli mogę spytać, czemu Azrael chce to wszystko rozwalić ? Jaki w tym ma sens ?
- Kieruje nim pragnienie niezrozumiale dla żadnego z nas. Widzisz, on tak naprawdę nie chcę wszystkich zabić. On chce zabić siebie. Jest abominacją i o tym dobrze wie. Za każdym razem, gdy jego cząstka styka się z cząstką Stwórcy obie przestają istnieć. Aby zniknąć kompletnie Azrael musiałby pochłonąć cały Wszechświat, co nie jest takie znowu nierealne.
- Jeśliby jak Luciusie powiadasz on łaknie autodestrokcji, bo sądzi źe jest abominacją, to czemu li Sueeren ni inne bożki go same swą mocą nie zgładziły ?
- Bo jego nie da się zabić nie niszcząc przy tym wszystkiego innego. To byłoby sprzeczne z samą naturą wszechrzeczy.
- A tworząc drugi wszechświat i oddając go Azraelowi do zniszczenia ? To byłoby zgodne z zasadami wszechrzeczy.
Zaśmiał się cicho
- Po pierwsze, tylko Stwórca jest w stanie stworzyć coś z niczego. Po drugie stworzenie nowego wszechświata najprawdopodobniej spowodowałoby powstanie nowego Antykreatora i byłoby tak samo źle, jeśli nie gorzej.
- Brak logiki.... przegrzanie mózgu.
- Logika istnieje na potrzeby fizycznego świata - powiedział niejasno
- Zasady wszechświata są po to by je łamać....
Odburknął równie tajemniczo.
- W teorii w materialnym magia nie istnieje.... mit obalony....
- Tak... niestety nie zdołamy złamać tych zasad. Mam za to inny plan, choć i on jest dość ambitny. Zanim wyjaśnię ci szczegóły: Mogę liczyć na twą pomoc?
- Możesz zaufać, że ciè nie wydam, o pomocy pogadamy kiedy już wejdziemy w szczegóły.
- Dobrze. Otóż od wieków przygotowywałem pewien... powiedzmy rytuał. Jego celem jest naprawienie bariery oddzielającej pustkę od reszty rzeczywistości. Ostatnio Azraelowi udało się przez nią przebić, co jest nie lada problemem. Aby ją odnowić, potrzebna będzie ofiara.
- Nie. Twoja dusza nie znaczy praktycznie nic w skali kosmicznej. Do stworzenia bariery Stwórca zużył tyle energii, że można by z jej pomocą stworzyć kolejnych dziesięć sfer. Do naprawienia jej trzeba znacznie więcej.
- Dobrze nie być wybrańcem.... to jakiß pomysł na ofiarę.
- Rozważałem kilka możliwości. Mógłbym sam się poświęcić, ale stwierdziłem, że bardziej przydam się Wszechświatowi żywy. Więc zostaje nam trudniejsze rozwiązanie. Będziemy musieli poświęcić... Suwerena.
- To będzie ciężkie.... jak to tego doprowadzimy ?
- Nie martw się. Planowałem to od stuleci, przygotowując skupiska mocy we wszystkich częściach wszechświata. Ty musisz zrobić tylko jedną rzecz. Niestety niezwykle niebezpieczną.
- Powiem wprost: Masz udać się do pustki, wchłonąć cząstkę Antykreatora i wrócić z nią do Sali Sądu.
- i tak muszę się widzieç z Azraelem... jską mam szansè na przetrwanie, jaki profit i jak mam wchłonąć, a później wydzielić częśç Azia bez zostania zmrozszczepionym na cząsteczki duchowe ?
- Niezbyt wielka - przyznał - Ale będę niedaleko. Może uda mi się cie wyciągnąć, zanim stanie się coś bardzo złego.
- Ryzyk fizyk....
Powiedział z determinacją.
- Prowadź !
Lucyfer rozpiął skrzydła i poleciał przez pustkę. Świetliste kule zdawały się ustępować mu z drogi.
Pobiegł za nim formując pod sobą drogę z materii.
W pewnym momencie dostrzegł osobliwe zjawisko w oddali. Pośrodku przestrzeni widniał całkowicie czarny punkt, otoczony wielokolorowymi pierścieniami.
Podbiegł bliżej
- Czy to... ?
- Wyrwa w materii czasu. Trochę jak czarne dziury z doczesnej części wszechświata. Prowadzi prosto do Pustki.
- Hm... wydostaniesz mnie stamtąd ?
- Wszystko jest względne. Dam radę, ty musisz tylko zachować zmysły.
- Jak mam zebraç trochę Azia ?
- Gdy tylko zanurzysz się w Pustce Antykreator spróbuje cię pochłonąć. Nie możesz mu na to pozwolić. Skup swoją siłę woli i zwalcz ciemność w sobie.
- Postaram się.
Wziął głęboki wdech, zaparł powietrze w trzewiach i wszedł do środka
W miarę zbliżania się do obiektu wszystko zdawało się... przeciągać. Świetliste kule w oddali przybierały postać smug, dystans zamiast się zmniejszać zdawał się powiększać, nawet czas płynął jakby wolniej.
Starał się wyostrzyć wzrok i zaszarźować ku swemu celowi.
Wkrótce otoczyła go ciemność. Nie zmierzał już w kierunku wyrwy, ale spadał niczym do niezwykle głębokiej i ciemnej studni.
Starał się nie popadać w panikè i skupić na tym by wyratować się ewentualnie przy pomocy materii od upadku.
W pewnym momencie ciemność otoczyła Vincenta kompletnie. Zaczął mu doskwierać chłód oraz inne, znacznie bardziej nieprzyjemne uczucie...
//Kontynuujesz w Pustce//