Właściciel
-Proponuję aby tylko Pani Aayala i wiedźmin ruszyli - rzekł Eviss - udało mi się ustalić że w wiosce jest tylko jedna dwuosobowa Łódź.
- Ž cåłym szaćünkiem pröponuję, żėby nie röbił pån z siebie päjaca, na Ser'terre! - czarodziejka prychnęła - Żywiöłak to nie jëst przëciwnik dlå jëdnego måga i wojöwnika. Jëśl się pän boi proszę po pröstu to pöwiedzieć. Jeśli nie jestem przëkonåna, żė däcie pänowie rädę przetransmütöwać jakiś wöz w łódž lüb znaleźć inne Kreatywné Rozwiązanie, pödczas gdy wiëdźmin zäjmie się alchëmią a jā spróbüję skontaktöwać się z kimś o większym döświadczeniu - skinęła ręką w kierunku juków z przenośnym megaskopem
Właściciel
Mistrz Prychnął
-Mowa jest o zwiadzie, a do tego faktycznie - odparł- Boję się, bo takiego stwora nie balby się tylko głupiec
Czarodziejka westchnęła ciężko - W wäszym języku jëst zbyt małö słôw na sträch. Ja równiëż się böję, jëdnak strächem siły, który wžmacniä, jëśli śię näd nim panüje. Nikt jednak nië będzie päna do niczėgo zmüszał, chöć nie wiërzę, że sköńczy się na zwiädzië. A pän, mości Krökodylü? Równiėż nas pan nie wësprze? - zwróciła się do drugiego maga
Właściciel
-Przybyłem tutaj żeby przekonać tych ludzi do zostawienia żywiołaka w spokoju. Oczywiście że wam nie pomogę! - warknął- Z chęcią pozbieram wasze kości po posiłku żywiołaka, ale nie liczcie na pochówek z mojej strony
Aayala prychnęła tylko - Im dłüżej przëbywam wśród mägów tych kräin tym lepiëj rozumiem skądś wzięłä się koniëczność tworzënia wiëdźminów i inkwizycjā. - odwróciła się na pięcie w kierunku wójta - Käż pänie swöim ludżiöm naszyköwać łödź, jak tylkö wiedźmin sköńczy bawić się älchemią chciäłåbym wyrÜszyć - powiedziała, wyciągając z juków megaskop i próbując złapać połączenie ze swoją dawną mentorką
Właściciel
-Emmmm, tu jest problem - sołtys rozłożył ręce- Jedną Łódź ji tylko mamy, a ona za ostrokołem,przez utopce oblegana
- Ütopcë? - czarodziejka w poddenerwowaniu odłożyła sakwy z megaskopem, za to mocno zacisnęła dłoń na smoczym kosturze - Cóż, prżydä mi się rözgrżëwka. Ktöś z tü obëcnych chciäłby mi pökazać gdzie dokłädnie jest tä łódka?-
Właściciel
Wszyscy pokazali na ścieżkę idącą ku szuwarom. Była ona zablokowana ostrokołem, ale dalej wudać było pomost a obok niego samotną łódkę. Dwóch wartowników zrobiło małe przejście dla czarodziejki. Wciąż trzymali swoje dzidy w gotowości
Kobieta szybkim, dziarskim krokiem przeszła przez przejście, unosząc lekko do góry kostur przygotowany do rzucenia Sagitta Aurea. Było to jedne z pierwszych północnych zaklęć, jakie opanowała. W Zerrikani ogień należało traktować niezwykle ostrożnie że względu na ciągłą suszę, a piromancja i pirokineza nie były szczególnie popularne, zwłaszcza że większość bestii była odporna na gorąco. Na szczęście Złoty Grot nie był szczególnie skomplikowany i przy pewnej modyfikacji melodyki inkarnacji oraz wsparciu kostura mógł siać wśród bojących się ognia potworów północy prawie takie same spustoszenie jak zionięcie prawdziwego smoka, wywołując masywną falę złotych płomieni.
Właściciel
Pierwsze trzy utopce powoli wynurzyły się z wody i poszły w jej kierunku. Kolejne dwa czaily się w wodzie
Wywróciła oczyma i zaczęła inkantować - At sagitta Aires dracis... - równocześnie wstrzymywała się od uwolnienia zaklęcia, aż utopce podejdą na odległość kilku metrów, by złota fala płomienia z jej kostura spopieliła na raz całą trójkę
Właściciel
Pokraczne zielone stwory były już blisko i wyciągaly po nią swoje błoniaste łapy
- Ulimu umlilo isililo! - wykrzyknęła, unosząc kostur tak, by płomienna, złota fala, którą właśnie uwolniła z pyska rzeźbionego smoka trafiła akurat na głowy i torsy potworów, skutecznie je spopielając i odrzucając martwe ciała do tyłu że względu na falę uderzeniową
Właściciel
W pustych oczkaczkach potworów zajaśniało po raz ostatni. Trójka faktycznie odpadła do tyłu w formie spopielonych resztek. Pozostałe dwa rzuciły się na nią szybko, za szybko nawet jak dla niej
Cóż, w każdym razie na pewno za szybko, żeby rzucić kolejne zaklęcie, albo zrobić coś podobnie głupiego. Spróbowała jednak zrobić szybki unik, odskoczyć kawałek, a następnie rzucić uproszczoną, pomarańczową wersję Grotu w potwory, zaklęcie równie skomplikowane i finezyjne co wiedźmińskie znaki, ale za to szybkie i skuteczne na polu walki
Właściciel
Spudlowała
Pierwszy utopiec wgryzł się jej w nogę, drugi syczac rzucił siè na klatkę piersiową
//teraz powinniśmy chyba na Wiedźmaka poczekać, bo wątpię że on stałby z założonymi rękami
//z drugiej strony wiesz jak to jest z tymi mutantami ze szkoły mantikory
Zaraza, właśnie dlatego potrzebne są na świecie osiłki z mieczami które spokojnie mogłyby ściągnąć atak tak, żeby mogła lepiej wycelować. Ból nogi był okropny, ale wiedziała, że jeżeli go do siebie dopuści zginie. Odruchowo wykonała najbardziej pierwotne zaklęcie świata, wyciagając rękę przed siebie w kierunku lecącej na nią bestii, wyrzucając z niej podmuch czystej magicznej energii odrzucający wszystko na swej drodze
Właściciel
Utopiec zamalował się na żółto, chwycił za głowę i eksplodował brudzac ją flakami. Drugi uparcie gryzl nogę
Udeżyła w niego kosturem, próbując ogłuszyć stwora lub przynajmniej podważyć jego szczęki tak, by puścił jej nogę
Wiedźmin obudził się z drzemki i dobył miecza widząc zawieruchę. Dobiegł do utopca i z piruetu zadał cięcie przez ścięgna w kolanach od razu szykując się do drugiego mającego uciąć stworowi głowę
//przepraszam, że tak się urwałem ale coś mi wyskoczyło.
Czarodziejka widząc biegnącego wojownika syknęła w bólu - Mä przëżyć! - bojąc się, że mutant zdejapituje potwora a ona nie będzie miała okazji wykorzystać jego energii życiowej do regeneracji
Właściciel
Stwór ryknął i zatozczył się broczac czarną posoka. Chciał ryknąć jeszcze raz ale już po chwili jego głowa dotyczyła się na bok plamiąc wiedźmina krwią
Kobieta zaklęła coś w rodzimym języku, po czym bez słowa pokuśtykała zgarniając dwa niespopielone truchła potworów i usiadłaz nimi, zaczynając rzucać Ukwehliselwa Izisulu, tym razem bardziej swojskie zaklęcie, mające zasklepić rany i odzyskiwać energię po walce, używając w ramach komponentu ciał i dusz przeciwników. Co prawda prościej byłoby rzucić zwykły Syfon Merterissy, ale do tego potrzebny był żywy potwór a na to dzięki wiedźminowi nie mogła już liczyć. Cóż, w końcu nie jest nowicjuszką, z tym też da sobie radę. - Umama emhlabeni! Vikela indodakazi yakho! Ayoha ang akong mga samad! - rzuciła inkantacje
Właściciel
Poczuła zimno i chłód gdy energia z utopców wypełniła jej żyły i zasklepiała rany
Wzdrygnęła się lekko, jednak dokończyła zaklęcie. Paskudztwa północy, nawet ich energia życiowa jest obrzydliwie zimna i oślizgła. Po zakończonym rytuale podniosła się, opierając o kostur i uśmiechnęła niemrawo do wiedźmina.
- Götów dö wyruszenia? - zapytała
-Z chęcią. - Odrzekł wiedźmin po czym wypił zawartość flakonu. Waldemir niemiłosiernie się skrzywił i splunął krwią na trawę. -Ruszajmy
Właściciel
Wsiedli do łodzi. Już chwile po wypłynięciu między drzewa i szuwary zobaczyli chmary utopców otaczających Łódź. Między stworami można było czasem dostrzec kolczasty grzbiet baby wodnej i duże cętkowane cielsko ardzawienia. Na wystających nad wodę kępach gromadzily się nekkery, drzewa obsiadły błotniki machajace odnożami. Stwory syczaly i klekotaly, ale nie atakowały. Pokazywały drogę. Żywiołak chciał się z nimi spotkać
Wiedźmin nie chował miecza. Potwory miały najlepsze możliwe pozycje do ataku... Negocjacje nie były chyba tak dobrym pomysłem.
Właściciel
Zauważył, że przecież są na bagnach, nie było tutaj nurtu, a jednak coś pchało ich do przodu. Okazało się że coś pcha łódź. Potwory nie tylko wskazywały im drogę, ale nawet przyśpieszały podróż. Pierwszą czaszkę jaką wiedźmin zauważył obsiadly błotniki. Była to czaszka elfa, zawieszona wysoko na drzewie. Oficjalnie weszli na teren żywiołaka
Waldemir chciał spi***alać co sił, ale już nie było odwrotu.
Właściciel
Stwory wszelkich gatunków zaczęły nucić pieśń w jakimś zapomnianym języku. Waldemir był pewien, że połowa z tych stworzeń nie jest w stanie mówić normalnie. Treść piosenki była prosta i powtarzająca się, potwory dodawały tam swoje okrzyki, nagle wszystkie odwróciły głowy w ich kierunku i przemówiły ludzkim głosem
-Przybyliscie do mnie, wiedźmin i czarodziejka - zaśmiał się zły głos żywiołaka - Żeby zabić, zabić mnie? I to akurat w Kupałę! Akurat na moim uroczysku, akurat teraz. Gorzej trafić nie mogliście...
- ሰላምታዎች ፣ ረግረጋማ ጌታ - czarodziejka wypowiedziała powitanie w starej mowie której nauczyła się przy spotkaniu z ifrytami, mając nadzieję, że język żywiołaków jest uniwersalny. Dała wiedźminowi uspokajający gest -Bądź pözdröwiony pänie bägnä, w dziëń tën i käżdy inny nå têj ziêmi. Niê jesteśmy głüpcami, niė przybyliśmy tü by ž tobą valczyç, a zäwrzėć umöwę pöd gwiāzdåmi tėgo świętėgo dniä - mówienie oficjalnym językiem nordlingów dalej było dla niej wyzwaniem, jednak spróbowała
Właściciel
Ujrzeli wylaniajace się z mgły uroczysko. Niewidzialna siła popchnęła ją do brzegu. Faktycznie wśród pożółkłych traw widać było krąg z kości. Mgła przybrała ludzkie kształty. Żywiołak był całkowicie nagi, ciało miał chłopięce i watłe. Oczy świeciły mu niczym gwiazdy, a w ustach widać było drapieżne zęby
-Również witamy tutaj was, przepraszam za atak moich poddanych na początku. To się nie powtórzy - spojrzał na wiedźmina- Obawiam się że ten tutaj ma jednak wobec mnie niecne zamiary - wyjął zza pleców cztery medaliony- To koledzy?
Rzucił Waldemirowi pod nogi cztery wiedźmińskie medaliony. Wiedźmin dostrzegł teraz wśród kości jeden srebrny miecz. Trzy z czterech miały wilcze głowy. Czwarty był Mantikory
-No to znamy losy przyjaciół Vesemira -Pomyślał Waldemir. Następnie płynnie przemówił starszą mową.
-Nie jestem tu, aby z tobą walczyć choć przyznam, że o tym myślałem. Zabiłeś wielu ludzi. Wieśniacy cię jakoś rozwścieczyli?
Właściciel
-Nic wam nie powiedzieli - uśmiechnął się - Wiedzieli o mnie caly czas i zawarli układ który złamali. Mieli nie osuszać bagna i łowić ryb, ale tacy są ludzie. Zawsze chcą więcej. Nigdy nie przestaną. Złamali mój zakaz
Czarodziejka, która od momentu pojawienia się medalionów, odetchnęła z ulgą widząc rozsądną reakcję wiedźmina. Widząc że wszyscy obecni porozumiewają się we wspólnej mowie, w której czuła się pewniej niż w językach północy, również na nią przeszła. Jej akcent przestał być słyszalny, gdy przemówiła - Ludzie nie przestaną i nie da się ich wszystkich wybić, bo roją się równie szybko co bestie na tych bagnach, a jest ich w tym momencie więcej, nie uda się ich pozbyć. Dlatego, dla obustronnej korzyści proponuję zawrzeć nowy układ. Kompromis, który nie zadowoli żadnej ze stron, ale będzie możliwy do zaakceptowania.-
Właściciel
-Niby jaki? - warknął - Tym razem mam im zaufać? Po tym jak nasłali na mnie wiedźminów? Suszyli moje tereny? Mogę ich wybić a oni nic mi nie zrobia. Naślà kolejnych wiedźminów? Przyjdą tu z armią? Nie odbiorę im świata, ale mogę odebrać im na zawsze ta dolinę
- Kiedy wśród nordlingów rozejdzie się wiadomość, że w tej dolinie mieszka tak potężny żywiołak, że jest w stanie wygnać z niej wszystkich ludzi, nie obejdzie to żadnej armii. Zainteresuje się tym ktoś zupełnie inny. Północni czarodzieje zawsze chcą zyskać więcej mocy, i choć zapewne poradzisz sobie z dowolnym magiem, to gdy przyjdzie ich wielu na raz, przygotowani by cię pochwycić, nie tylko nie obronisz tego bagna, ale i samego siebie. Zostaniesz wcielony do służby jakiejś magicznej kapituły jako silnik jakiegoś zaklęcia i na zawsze stracisz wolność. -
Właściciel
-Miną milenia nim to się stanie - odpowiedział- Przyjdą tak czy siak, nie ważne czy byłem potulny czy mordowalem. Czy miałem układ czy nie. Ludzie sà chciwi. Możliwość że wynajęcie się w wzajemnej wojnie, lub magią czy horobami jest wysoka. Ja mogę czekać, ludzie nie
-Tylko w takim razie po co? Siedzisz tu, pośród ludzi i czekasz sobie aż wymrą. Czemu nie uciekniesz do swojej płaszczyzny albo w puszcze, w których nawet człowiek nie ma władzy? Z jakiego powodu akurat na tym bagnie siedzisz? Żeby sprawiać wrażenie nieugiętego? Potężnego? Ludzie z czasem znajdą sposób żeby cię zabić. Może to być jutro. Może być za 10 tysięcy lat. Ale go znajdą. Czemu w takim razie nie usuniesz się z ich życia i nie popatrzysz na ich wymarcie z boku?
Właściciel
-Nie pojmiesz tego wiedźminie - żachnął się- Nie rozumiesz na co czekam
-Nie, nie pojmę. Ale wiem, że tu czekać nie musisz. Zabiłeś czterech wiedźminów. Ale jeżeli ludzie zechcą, to przyjdą tutaj w dziesiątkach tysięcy zakuci w zbroję. Osuszą bagno, zabiją potwory, drzewa wytną a w tym miejscu w razie czego rozkopią wszystko na 40 metrów w dół. To nastąpi jeżeli zaczniesz im wadzić, jest to pewne. Odejdź w nieprzebyty las brokilonu. W puszcze nawet nie nazwane przez ludzi. Odejdź i czekaj tam. Czekaj na wymarcie ludzi i na co chcesz czekać.
- Ja również nie rozumiem, na co czekasz, jednak mam dosyć pojemny umysł, myślę że mogłabym zrozumieć, jeśli spróbowalbyś wytłumaczyć
Właściciel
-Czekam aż ona wróci - spojrzał na czarodziejkę- Wiedźmin tego nie zrozumie, ale Ty możesz
-Guzik ważne kto co rozumie. Wiadome jest, że ludzka ekspansja nie zna granic. Żyłeś tu długo, pewnie bardzo długo. Ale zawadziłeś ludziom. Teraz są tu Temerczycy... Potem przyjdzie kto inny. Zawadziłeś ludziom i oni cię spalą. Wytempią. Zabiją. Ludzie nie akceptują czegoś na równi. Oni muszą być na szczycie. Dałeś im pretekst skracając swój czas. Ludzie wytępili elfy które im dorównywały. Teraz gniotą driady w Brokilonie rzucając tam coraz więcej wojsk. Dla ludzi nieważne jest, ile muszą poświęcić. Oni nie akceptują czegoś na równi. Ważne jest, żeby być na szczycie. Żeby być chociaż trochę wyżej od innych. I nie ważne jest, ilu ludzi zginie, oni będą najwyżej choćbyś nie wiem co robił. Zabiłeś podobno 13 osób. Teraz mają pretekst. Wieśniacy odejdą? Wieść o tobie rozniesie się razem z nimi. Wtedy przyjdzie wojsko. Potem czarodzieje. Zabijesz ich? Przyjdzie dwa razy więcej za zemstą. Taka specyfika tego gatunku. Więc radzę ci, odejdź. Odejdź w miejsce zapomniane przez świat i czekaj. Czekaj na to co jest niepojęte. Czekaj na wymarcie ludzi. Bo tu posiedzisz kilkadziesiąt lat.
//cholera, źle dobrałem w czasie. Możemy to potraktować tak, że powiedziałem to zanim żywiołak odpowiedział czarodziejce?
Właściciel
//ok
Uśmiechnął się chłodno
-Kto powiedział że pozwolę im odejść?
-Widzę, że mnie nie rozumiesz, choć uważasz się za istotę lepszą od ludzi. Zabijesz wioskę, dasz ludziom pretekst. Przyjdą rycerze. Zabijesz ich. Przyjdą czarodzieje. Z nimi będziesz mieć problem. Potem przyjdzie więcej i więcej. Tej machiny nie zatrzymasz. Ludzie nie zaakceptują tego, że coś nie będącego człowiekiem podyktuje im warunki. Ludzie gnając na ten szczyt poświęcą i całe legiony wojsk i czarodziejów żeby cię zabić więc czemu do cholery ich do tego nakłaniasz!? Ten świat jest niewyobrażalnie wielki. Są miejsca, na których ludzka stopa nie postanie nigdy. Czemu nie staniesz w cieniu? Nie popatrzysz jak ludzie powoli zginą? Czemu stoisz w pełnym słońcu z obnażonym ostrzem i czekasz, aż ktoś przyjdzie i skrzyżuje z nim swoje? A po nim ktoś za zemstą. A po nim stróż prawa. A po nim rycerze. Teń łańcuch nie ma końca żywiołaku i jeżeli wiem o ludziach cokolwiek to właśnie to.