CzarnyGoniec pisze:
Rozdział państwa i Kościoła jest niezbędny do rozwoju nauki i filozofii na wysokim stopniu.
I tutaj właśnie jest błąd logiczny. Jest to błędny wniosek z de facto prawidłowych poniższych obserwacji. Dlaczego?
Można powiedzieć, że "dzięki temu, że od mniej więcej XVII wieku zaczęto rozdzielać nauki Kościoła i sposób rządów, przyczyniło się to niezaprzeczalnie do rozwoju nauki, filozofii itp.". Itp. Ale powiedzenie, że "jest to TERAZ niezbędne w rozwoju filozofii i nauki na wysokim stopniu" jest hiperbolą i nieprawdą.
Naukowcy muszą być niezależni, nie mogą oglądać się na to, czy na przykład badanie astronomii nie jest grzechem, bo to "wiedza zarezerwowana dla Boga".
I teraz właśnie: tak jak mówiłem już na tej grupie (nawet całkiem niedawno, chyba pod koniec roku), religia katolicka
obecnie nie czyni nic podobnego. Nie zatrzymuje ani nie stopuje badań czy nauk. Nie ma teraz nic w rodzaju "Bóg zabrania, ta wiedza jest
zarezerwowana dla Boga". Nie ma. Jeśli jacyś radykaliści cośtam krzyczą - nie są to głosy Kościoła, tylko nielogicznie myślących radykałów.
Dalej:
Z całym szacunkiem dla rozwoju filozofii w średniowieczu, ale przez ten cały okres była to nauka, na uprzęży religii, która zajmowała się de facto teologią. Niemile widziane było uprawianie filozofii niezgodnej z doktryną Kościoła. Rozwój filozofii wymaga tego, żeby nie musiała mieścić się w ramach jakiegoś konkretnego systemu wierzeń (czy nawet niekoniecznie wierzeń. Każdy konserwatyzm i zaściankowość, niezależnie, czy religijna, czy nie jest zła dla rozwoju myśli).
Tak, jak mówię: w średniowieczu ludzie myśleli prosto i nie potrafili odpowiednio wnioskować z nauk Chrystusa. Teraz jesteśmy w tym o niebo (heh) lepsi.
Rozłączenie Kościoła i systemu prawnego daje nam wolność wyznania i wolność myśli, która jest fundamentem cywilizacji zachodu. Nie wyobrażam sobie w cywilizowanym społeczeństwie karania za "niewiarę" albo państwowe przymuszanie do zachowywania postu (co miało miejsce na przykład za Chrobrego).
O ile karanie za niewiarę i państwowe przymuszanie do zachowywania postu itp rzeczy nie powinny mieć miejsca, o tyle uważam, że prawo w państwie powinno przynajmniej w sporej części wynikać z religii katolickiej. Tak. Ale to tylko i wyłącznie moje zdanie, nikt nie musi się zgadzać. To dokładnie to samo, jak zwolennicy LGBT+ chcą, by w szkołach uczono czterolatki o przyjemnościach, jakie człowiek sobie może sprawiać (przypominam o warszawskiej deklaracji). Tyle że nie jestem aż tak radykalny, by chcieć, aby mój światopogląd był na siłę wtłaczany do głów małych dzieci. Owszem. Owszem, dobrze widzisz. Religia w szkołach ma być łagodna i chcę, aby wywalono wszystkich nieodpowiedzialnych katechetów, którzy wywierają na dzieciach presję. Kropka.
Brak rozłączenia (albo zbyt słabe rozłączenie) państwa i Kościoła mamy w państwach islamskich. Nie zawsze są to miejsca przyjazne dla praw człowieka, czy godności ludzkiej w ogóle. Religia zbyt bardzo dominuje zbyt wiele sfer życia.
Przykład Islamu? Naprawdę? To buduje wrażenie, jakbyś każdą religię upraszczał do jednego: że to religia. I tyle. Islam jest radykalnie inny od katolicyzmu, mimo, że
mają wiele podobieństw. Mają, owszem. Ale znacznie więcej różnic.
I to także na poziomie fundamentalnym.
Kościół ma swój dorobek filozoficzny, etyczny i tak dalej - nie odbieram mu tego.
Ale bardzo mnie cieszy, że (przynajmniej w teorii) nie jest instytucją totalną, która może prawnie wpływać na moje życie (np. zmuszać do uczestnictwa we Mszy albo zakazywać ateizmu).
Wykazuję również obawę, że jeśli ktoś powyższego nie uznaje za ważny dorobek naszej cywilizacji i faktycznie chciałby, żeby religia była wykładnią prawa to wykazuje chęć do pozbawienia mnie (i innych nie-chrześcijan) prawa do wyrażania swoich poglądów.
Nie chcę, aby ktokolwiek był do czegokolwiek przymuszany. Nie chcę, żeby zakazywać ateizmu.
Chcę jednak, jak pisałem wyżej, by Polska była państwem katolickim, w tym wszakże sensie, by czyny wyraźnie określone jako moralnie złe przez katolicyzm, a oddziałujące na innych ludzi (czyli np. to, co już jest, ale i aborcja czy przemoc psychiczna,
wychowanie dzieci przez pary homoseksualne) były zakazane prawnie, a te nieoddziałujące na innych (np. "małżeństwo" homoseksualne) nie były zakazane przez prawo, lecz żeby nie były sankcjonowane przez państwo, co oznacza, że nie byłyby one w jakikolwiek sposób formalizowane państwowo.
Tego na razie chcę i do tego dążę. Jestem świadom, że Ty tego nie chcesz, ale nikt Ci nie broni, byś dążył do stanu innego, pożądanego przez Ciebie.
Natomiast pierwsza sprawa: powiedzenie, że "rozdział państwa i Kościoła obecnie pozwala, aby nauka i filozofia się rozwijały" nie jest prawdą. Kiedyś tak. Teraz nie.