Zacznijmy od tego, że nie wiecie, czy Niebo istnieje, a tu dyskutujemy o samym założeniu, a nie o tym, czy jest, czy też nie.
Człowiek chce być szczęśliwy. Jeśli w jakimś momencie życia nie potrafi tego szczęścia osiągnąć, nadal gdzieś tam w środeczku chce być szczęśliwy. Bóg wie, czego chce, potrzebuje człowiek, wie też, jak najlepiej mu to zapewnić.
Podzielę szczęście na dwa rodzaje, pierwszym będzie satysfakcja, a drugim bliskość. Oczywiście jest to podział niedokładny, ale wystarczy do wytłumaczenia. Obydwa rodzaje szczęścia można odczuć na ziemi. Na satysfakcję musimy zapracować. Odczuwamy ją, gdy coś zrobimy, coś się nam uda, itd. Jest to typowo ziemskie szczęście, wynikające z doskonalenia się. Przez bliskość rozumiem uczucie, jakie towarzyszy nam w gronie przyjaciół, przy kimś kogo kochamy, a ludzie wierzący dodadzą tu jeszcze bliskość z Bogiem. Na ziemii odczuwamy ledwie namiastkę tego szczęścia. Tu jest ono chwilowe, a gdy przemija często zostawia ból. W Niebie mamy przede wszystkim drugi rodzaj, ale udoskonalony. Idealna bliskość z Bogiem, Jego miłość jest widoczna jak na dłoni i nie przeminie. Satysfakcja prawdopodobnie też się pojawi, w końcu to osiągnięcie celu.
Nie opiszę Ci dokładnie życia w Niebie. Nie powiem, jak tam jest. Możemy tylko zaufać, że Bóg wie najlepiej co dla nas dobre i przygotował nam szczęście, którego tu nie jesteśmy w stanie nawet sobie wyobrazić.
Mam tu spore ale z mojej strony! Jak definiujemy Wieczne szczęścię? Czyż Dobro nie istniało bez zła? Czy ktoś kto nie znał tam w niebie innego życia będzię szczęśliwy? Czy po Miliardach lat komuś się to nie znudzi zakładając że człowiek będzię miał tam wolną wolę? Rodzą się również pytania co do piekła. Czemu dom Szatana miałby karać swoich za zło? Przecież Szatan nienawidzi dobra! I wątpie że Bóg wiedział co dla nas dobre skoro przyzwalał na mordy Izraelitów na nie wierzących...
Wątek mordów Izraelitów pominę, bo był poruszany wiele razy i nie chcę teraz zmieniać tematu. Jeśli bardzo zależy Ci na tej kwestii i nie chce Ci się szukać tamtych dyskusji to załóż nowy temat.
Nie wiemy, jak będzie wyglądało Niebo. Wiemy, że panuje tam doskonałe szczęście, niepojęte i nieosiągalne na ziemi. Szczęście to wynika z bliskości Boga.
Cierpienie w piekle to z kolei brak Boga, a Szatan chce ludzi od Boga odciągnąć, więc wszystko się zgadza.
Z tego, co powiedział nam Jezus, apostołowie, prorocy, objawienia. (Nie muszę tłumaczyć znaczenia ,,wiemy", w tym kontekście, prawda?)
Nie musisz, ale nadal mnie nie przekonuje dlaczego (przy założeniu, że wciąż zaprzeczasz, jakoby był to wynik tylko i wyłącznie kultury w której żyjesz i się wychowałaś) Jezus jest dla ciebie lepszym prorokiem niż Mahomet albo Dalajlama.
Dlatego, że założenia tej religii wydają mi się odpowiedniejsze dla mnie. Po prostu to mi pasuje, to wydaje mi się prawdopodobne.
Może dlatego, że nie poznałaś żadnej innej religii?...
Czemu ludzka osobowość uniemożliwia szczęścię? To zależy czy człowiek chce wiecznie być szczęśliwy, bo jeśli chce to to w niczym nie przeszkadza
Mózg jest tak skonstruowany, że potrzebuje zmian żeby nie zwariować.
Zależy ile dla Ciebie to ,,poznanie". Ta mi pasuje, nie czuję potrzeby szukania innej.
Będziesz tą samą osobą, tylko osiągniesz cel. Cel, który jest celem każdego, choć wielu o tym nie wie i uważa inaczej. Nie wiemy, jak dokładnie wygląda Niebo. Wiemy, że jest to niepojęte szczęście i doskonałość. Nie musisz zastanawiać się, czy będziesz szczęśliwy w tym szczęściu, jeśli istnieje Niebo, to jest skonstruowane tak, by każdy był tam idealnie szczęśliwy, bez żadnych wyjątków.
W niebie będzie dusza, nie mózg. Ewentualnie po zmarwychwstaniu, ale i tak dusza będzie ponad ciałem i niedoskonałością mózgu
Bo nie potrafisz sobie wyobrazić czym jest wieczność.
Ludzie po osiągnięciu swoich życiowych celów często wpadają w depresję, tylko dlatego bo osiągnęli wszystko co w życiu pragnęli. Niektórzy jeszcze potrafią znaleźć sens w utrzymaniu się na szczycie, ale w niebie nie masz żadnych obowiązków, więc coś takiego nie istnieję.
Po prostu człowiek tak wyewoluował, że nie jest w stanie żyć bez rozwoju i wpływania na otaczającą go rzeczywistości, a odebranie mu tego aspektu sprawi, że nie będzie już więcej człowiekiem.
Niebo wygląda inaczej. Nie mogę Ci wiele powiedzieć, nigdy tam nie byłam, nie wiem nawet, czy istnieje. Wiem, że jeśli istnieje, to nie ma potrzeby się martwić o panujące tam szczęście. Będziemy tam szczęśliwi, to jest pewne.
Niestety nie podam Ci konkretnego miejsca, ponieważ nie pamiętam.
A pamiętasz czy sprawdzałaś źródło, czy może tylko rzuciłaś okiem i zapadło ci w pamięć?
Ale po prostu logika uniemożliwia ludziom być jednocześnie sobą i wiecznie szczęśliwym bez nie robienia niczego.
Po prostu koncepcja nieba została wymyślona przez prostych ludzi którzy nie mogli sobie wyobrazić w tamtych czasach jak może wyglądać prawdziwe życie bez obowiązków
Przypomina to trochę zwykłego szaraczka idealizującego życie elit, gdzie w jego wyobrażeniu to wieczne szczęście bez zmartwień
A ja uważam, że - jeśli raj jest prawdziwy - to będąc w nim "nie jesteś sobą" według twojej i darcusowej definicji, ale też nie ma nic złego w tym, żeby przestać "być sobą", jeśli dzięki temu możesz stać się kimś lepszym i szczęśliwszym.
No problem w tym, że wtedy nie będziesz szczęśliwy ty, tylko ktoś inny.
Twoja teza o potrzebie zachowania ciągłości świadomości żeby być nadal tą samą osobą jest dziwna. Jeśli ktoś dozna urazu głowy to tak jakby umarł jako osoba i ktoś inny zajął jego miejsce?
Zresztą, nikt nie mówi, że przystosowanie ludzkiej duszy do wiecznego szczęścia w raju następuje momentalnie po śmierci. Według chrześcijan jest to długi i bolesny proces (czyściec), który mogą pominąć tylko ci nieliczni, którym udało się doprowadzić swoją duszę do tego cudownego stanu jeszcze za życia (święci).
Dla mnie potrzeba takiego długiego i nieprzyjemnego procesu zamiast natychmiastowego zbawienia jest trudna do zrozumienia, ale jeśli masz rację, że musi być zachowana ciągłość, by móc uznać że to wciąż ta sama osoba, to koncepcja czyśćca ma sens.
Z tego wynika, że chrześcijanie kończą podobnie jak buddyści po osiągnięciu jedności z kosmosem.
Pusta świadomość bez osobowości i pragnień. Innymi słowy bardzo blisko materialnej koncepcji śmierci, gdzie po prostu umierasz całkowicie, bo to koniec ciebie jako osoby.
To dziwne chcieć czegoś takiego. Naprawdę dziwne.
Nie chciałbyś szczęścia, które na pewno nie przeminie ani się nie znudzi?
Nie. To byłoby jak haj narkotykowy. Jak utrata wolności. Utrata myśli i samego siebie.
Myślę, że nie powinniśmy się martwić tym, czy w Niebie będziemy szczęśliwi. Jeśli istnieje Niebo, to jest skonstruowane odpowiednio.
Odpowiednio, to znaczy jak?
Bóg nie posłał by kogoś, żeby kłamał. A odpowiednio, to znaczy tak, żeby było dobrze. Tak, żeby wszyscy byli szczęśliwi.
"Dobrze" i "wieczne szczęście" się wyklucza.
Jej czyli masochizm i strzelanie do mrówek dla mnie ! Z całym szacunkiem ale to co sprawia innym szczęścię nawet dobrym może być złe.
No ale czekaj, przecież w niebie będziesz oczyszczony z tych 'wad' xD
Z tego co pamiętam cierpienie zbliża do Boga Darcusie!
Jeśli lubisz krzywdę innych to nie pójdziesz od razu do Nieba. Natomiast dobro i wieczność się nie wykluczają z punktu widzenia Nieba
Niczego takiego nie zasugerowałem.
Ale odsuniecie sie oznacza przerazenie! Tak?
Mnie naprawdę dziwi wasza krytyka wobec koncepcji Nieba. Owszem, wieczne szczęście odbiera człowiekowi zdolność krytycznego myślenia i ogólnie rujnuje jego zdrowie psychiczne. Tylko że te rzeczy są nam potrzebne za życia, by móc zdobywać wiedzę potrzebną do unikania cierpienia. Można też założyć, że wiedza ma jakąś wartość sama w sobie, nie tylko jako narzędzie do unikania cierpienia. Tak czy inaczej, w sytuacji gdy mamy już pełną wiedzę o wszystkim i nie zagraża nam absolutnie żadne cierpienie, zdrowie psychiczne przestaje być do czegokolwiek potrzebne.
Szczęście w Niebie wynika z bliskości Boga, więc jest zupełnie inne, niż to na Ziemi. Niebo Cię do niczego nie zmusi. Nie będziesz chciał tam pójść, to tam nie pójdziesz.
Gdzie więc pójdę? Od razu mówię, że do piekła ani czyśćca też nie chcę.
Mijak, rozumiem, że twoim pierwszym priorytetem jest unikanie cierpienia?
Nie wiem czy pierwszym. Na pewno jednym z ważniejszych, ale też nie jedynym.
No i akurat do mnie bardziej przemawia buddyjska koncepcja reinkarnacji zakończonej Nirwaną, niż typowe chrześcijańskie wyobrażenie Czyśćca. Ale i tak ostatecznym celem jest ta Nirwana.
No to może dla ciebie, ale nie dla wszystkich. Nie mów więc, że zdrowie psychiczne byłoby w sytuacji braku cierpienia człowiekowi niepotrzebne...
...Pomijając to, że jeśli naprawdę uważasz, że utrata zdrowia psychicznego nie wiąże się z cierpieniem, to nigdy nie traciłeś zdrowia psychicznego...
Zdrowie psychiczne można tracić na różne sposoby. Niektóre są nieprzyjemne same w sobie, inne nie.
Te przyjemne odmiany szaleństwa są jednak niebezpieczne i należy ich unikać za życia, bo prowadzą do nieprzyjemnych konsekwencji dla ciebie i innych. Ale w niebie żadnych takich nieprzyjemnych konsekwencji nie ma, więc stan przyjemnego szaleństwa i zobojętnienia nie jest tam czymś negatywnym.
Więc tego chcesz? Spędzić wieczność w letargu?
Tak, ale ja chcę tego dopiero gdy osiągnę wszystko co chcę osiągnąć, doświadczę wszystkiego co chcę doświadczyć i zrozumiem wszystko co chcę zrozumieć we wszystkich możliwych rzeczywistościach.
Dziwię się za to chrześcijanom, którzy chcą tego od razu po tym jednym wcieleniu, jakie by ono nie było.