Chciałbym usłyszeć te opowiastki w oryginale, z każdym detalem, bo to co powiedział goniec jest dość płytkie, jak kałuża która udaje ocean, te przypowieści są bazgrołami dziecka przy biblii; chociaż nikt takiego geniuszu się po tym nie mógł spodziewać, chciałbym jednak zobaczyć jakąś głębię. Obie mkną jak strzała do celu, żadnych meandrów, żadnych bocznych ścieżek - brakuje im wielowymiarowości aby dumnie tego słuchać.
Pierwsza anegdota widocznie propaguje postawę wielebnego, który wolał wierzyć niż zobaczyć, który stawia akt wiary nad racjonalizm, ba, nadaje mu nawet większą wartość. Całkiem sprytne zagranie gdy wiesz, że żaden cud się nie zdarzy, że nie możesz udowodnić niczego, ale już nie musisz, masz przecież wiarę z nadaną jej fałszywą wartością.To jest namawianie do fanatyzmu, to jest zamykanie oczu na dowody, to jest śmieszne.
Natomiast delikatna subtelności drugiej anegdoty nie intryguje. Żartuję, mówią wprost że jak się modlisz to nie zginiesz, czyli typowe odwołanie do najniższych instynktów.
Nigdy nie obchodziła mnie teoretyczna prawdziwość jakiś chrześcijańskich zdarzeń. Uważam, że to wszystko to tylko poetycki sposób przedstawienia jakiejś nauki, sposób kreowania poglądów, ale trochę mniej nachalny. Zawsze przy ocenie kieruję się raczej wartością potencjalnych skutków i to mówiąc wydaję mój sąd:
Kupa.
Dziękuję.