No czas akcji nadszedł w sensie, że może napi*rdalać do uciekinierów.
Wyszedł z krzaka na otwarte pole, przeto chowając miecz do pochwy by nie wyglądać jak debil i rozejrzał się, czy ktokolwiek zwrócił uwagę na krzyk.
Właściciel
Owszem, co już zaniepokoiło wieśniaków, a teraz, gdy nagle pojawiłeś się Ty, wychodząc z krzaków i mimo wszystko jednak trochę wyglądając, jak debil, sprawiło, że nawet proste chłopskie umysły, zrozumiały, co się święci, i zaczęli uciekać do swych chat. Dopiero wtedy zareagował Twój brat, trafiając kilka razy w ściany lub drzwi, bowiem jego cele zdążyły się skryć, ale trafił w końcu kogoś, prosto między łopatki, a kolejnego w gardło.
Podbiegł do pobliskiego niefartownego wieśniaka który nie zdążył się schosać, po czym chwycił go za coś z czego by się nie zerwał.
-Słuchaj no ku*wiszonie, bo paprać się nie będę. Albo powiesz gdzie jest organizator niepłacenia haraczu albo potnę cię na kawałki mieczem. -rzekł to, wyjmując miecz.
-Co ty na to?
Właściciel
Niestety, ale Twój ambitny plan spalił na panewce, większość chłopów skryła się w chatach, część w młynie i innych budowlach, a kilku przekroczyło wpław rzekę i uciekło do lasów na drugim brzegu...
- To co teraz? - zapytał zdezorientowany mężczyzna, stając obok Ciebie. I tak nie miał do kogo szyć ze swego łuku, więc równie dobrze mógł przyjść tutaj na naradę.
-Wbijamy któremuś ze chłopów i grozimy mu? Tym razem ty byś był tym od gadania a ja od rękoczynów.
Właściciel
Wzruszył ramionami.
- Mi to obojętnie, byleby dostać wypłatę.
-W sumie to tak samo. -
Wje*ał z kopa do losowej chałupy z mieczem w gotowości. Poszukał za domownikami.
Właściciel
//Choć Elarid do jakiegokolwiek filmu akcji dużo brakuje, to uznajmy, że jakimś cudem drzwi były na tyle słabe, żebyś nie złamał sobie nogi, i rzeczywiście się udało.//
W małej izdebce stał chłop, który na Twój widok cisnął w Ciebie krzesłem, później dobywając wideł i czekając.
Zrobił unik, by nie dostać krzesłem.
-Bracie, teraz twoja część roboty.
Właściciel
Udało Ci się, jednakże widząc Twoją bezczynność, mężczyzna zdobył się na śmiałość i zaszarżował z widłami postawionymi na sztorc przed sobą, prosto na Ciebie i wchodzącego właśnie do chaty brata.
-Cofnij się ku*wa! -krzyknął do brata. Spróbował wymanewrować go susem w bok i przewalić go kopniakiem w plecy, używając do tego swej siły. Kto wie, może połamie mu coś?
Właściciel
Plan był dobry, wykonanie beznadziejne, z racji małej odległości czubek wideł był już przy drzwiach, więc zamiast zwinnego manewru musiałeś cofać się przed trzema szpikulcami wymierzonymi w Twój brzuch. Ośmielony atakiem chłop, zaszarżował ponownie, tak samo, jak wcześniej.
Dokonał kolejnego uniku w tył, po czym prześlizgnął się obok wieśniaka, chwycił krzesło i zamaszyście mu nim zaje*ał.
Właściciel
Udało Ci się, ale na pańszczyźnianego chłopa, zahartowanego w trudach rolniczego żywota, który siłą rzeczy powinien potrafić bronić się przed drobniejszymi zagrożeniami, jak dzikie drapieżniki bądź mniejsze szajki bandytów, a do tego z dobrą motywacją, jaką jest ochrona mienia, rodziny i własnego życia, nie zrobiło to tak wielkiego wrażenia, jakiego byś oczekiwał... Owszem, dostał, a do tego porządnie, ale nie padł na ziemię w konwulsjach bólu bądź bez świadomości, ale zdołał się odwrócić i rzucić Ci się do gardła ze swoimi wielkimi łapskami, wydając przy tym iście zwierzęcy skowyt.
Dokonał kolejnego uniku, po czym wymierzył mu dwa silne kopy w tzw. "rodzinne klejnoty", czyli między nogi. To powinno go ostudzić.
Właściciel
Udało się, a Ty możesz wreszcie fetować zwycięstwo i przyjąć należny Ci tytuł Pogromcy Wieśniaka.
Chwycił wieśniaka za fraki i przygwoździł go do ściany.
-Dobra, żarty się skończyły. Gadaj kto was namówił do buntu albo zrobię ci z mordy przecier pomidorowy. -rzekł, mając pięść w gotowości do zaje*ania mu.
Właściciel
Jak na kogoś, kto obecnie ledwo utrzymywał przytomność przez dojmujący ból, był dziwnie milczący... Ciekawe czemu?
Zaje*ał mu z pięści dla upewnienia w twarz i puścił go, po czym spojrzał się na brata.
-Wbijamy do następnej chaty. -wyszedł z chaty wieśniaka i zrobił kròtką wyliczankę, a następnie wje*ał się z buta do wylosowanej chaty.
Właściciel
//Nie potrafisz uczyć się na błędach, co nie? To, że raz Ci darowałem, nie znaczy, że będę się w to bawić cały czas.//
Tym razem drzwi były solidniejsze i nie ustąpiły, a Ty usłyszałeś najpierw głuche chrupnięcie, a potem falę przeszywającego bólu w kostce, który zaczął promieniować na całą nogę. Na domiar złego zachwiałeś się i upadłeś, na szczęście asekurowany przez brata, więc obyło się bez kolejnych uszkodzeń ciała.
//Mówisz to do osoby grająca postacią-po*ebem. A jako, że gra się po*ebem to trzeba myśleć jak po*eb. Czaisz o co mi kaman?//
Syknął z bólu.
-Nosz ku*w...ajaj...cholera! Zasrane drzwi...eh. Stary, jak uważasz, te kilka zastrzelonych wieśniaków powinno im wbić do głowy, by płacili haracz?
Właściciel
//Tak, nawet nie musisz się zbytnio wczuwać.//
- Pewnie tak. - odrzekł, wzruszając ramionami. - Ale to można było chyba zrobić lepiej.
//Sugerujesz że jestem poje*em?//
-Na przykład?
Właściciel
//A nie?//
Nie odpowiedział, ale jego wymowne spojrzenie skierowane na Twoją nogę mówiło samo za siebie.
//Nie komplementuj mi bo jeszcze się kutwa zarumienieje.//
-Może faktycznie...eh, ku*wa jasna mać. Weź jak będziesz widzieć to zastrzel z dwa wieśniaki, dla pewności by haracz się zgadzał. -rzekł, po czym z trudnością wstał.
-To jak, w drogę na chatę?
Właściciel
- Lepiej nie zabijać ich za dużo. - odparł, ale bez przekonania, toteż rzeczywiście po chwili wypuścił kilka strzał do nieznanych celów.
Próbując wstać, jedynie pogorszyłeś sytuację, noga zaczęła boleć jeszcze bardziej, a Ty ponownie wylądowałeś na ziemi.
- I że ja mam Cię niby nieść? - zapytał brat, ale chyba nie będzie mieć zbytnio innej opcji.
Właściciel
Tak też zrobił, a Ty mogłeś wreszcie stabilnie ustać, co było przyjemną odmianą, choć pewnie podróż w ten sposób potrwa trochę dłużej, niż zwykle.
Udał się w drogę powrotną wraz z bratem do domu, w środku duszy przeklinając te drzwi które mu nogę rozwaliły.
Właściciel
Równie dobrze mógłbyś przeklinać własną głupotę, ale dałoby to tyle samo, co złorzeczenie drzwiom. Po jakimś czasie, oczywiście nieco dłuższym, niż pierwotna droga do wioski, wróciliście do swojego domu.
-Teraz pytanie kiedy ten cep ze swoją świtą tu z powrotem zawita. -rzekł do brata, kierując się do drzwi wejściowych.
Właściciel
Nie wiedział, więc nic nie odpowiedział, wzruszając ramionami i pomagając położyć Ci się w swoim pokoju.
- Mam sprowadzić jakiegoś medyka czy coś? - zapytał, wskazując na Twoją nogę.
-Ta, sprowadź. Nie marzy mi się zapieprzać na patykach.
Właściciel
Pokiwał głową i wyszedł. Po medyka uda się najpewniej do najbliższego miasta, czyli Kasuss, także masz dla siebie przynajmniej kilka godzin, tyle bowiem zajmie mu dotarcie tam, znalezienie konowała i powrót z nim tutaj, rzecz jasna jeśli się pospieszy, bo jeśli nie, to zdecydowanie dłużej.
No, to jako, iż niezbyt cokolwiek jeszcze jadł to wszedł do domu i udał się do spiżarni w celu ogarnięcia ludziny.
Właściciel
Chodzenie w tym stanie było wspaniałym pomysłem, nie dość, że jeszcze bardziej nadwyrężałeś ranną kończynę, to jeszcze przynajmniej kilka razy upadłeś, dość boleśnie, nawiasem mówiąc. Grunt, że po licznych wzlotach i upadkach, choć tych drugich było zdecydowanie więcej, dotarłeś do spiżarni. Wnętrze może i nie świeciło pustkami, ale w ciągu kilku dni wypadałoby je uzupełnić. Nawet gdybyś wiedział o tym wcześniej to nie byłaby żadna strata, chłopi są bardzo czerstwi i żylaści.
//Nie żebym się przypierdzielał, ale z jakiej racji on nadwyrężył swoją nogę, skoro miał kulo-kijki?//
Poszukał za elfim mięsem, albo przynajmniej orczym. Coś zjeść trzeba.
Właściciel
//Przypi***alasz się, to po pierwsze.
Ciężko chodzić o kulach po schodach i nie tylko, to po drugie.//
Takie było znaleźć jeszcze trudniej, niż ludzkie, zresztą ciekawe czemu?
//Nie żeby coś, ale kuchnia i spiżarnia są na tym samym piętrze.//
je**ne chochliki
No to wziął jakieś ludzkie mięso wraz z przyprawami by było w miarę jadalne i udał się do kuchni o kijo-kulkach. uważając by się nie spie**olić na swój ryj.
Właściciel
//Najpierw był w swoim pokoju, które jest na drugim piętrze, więc musiał zejść po schodach na dół.//
Trafiłeś tam bez większych trudności wraz ze swoim jadłem.
Więc...
Co tu mówić, zaczął sobie robić potrawkę z ludziny.
Właściciel
Udało Ci się przyrządzić coś zjadliwego w ciągu kilku minut.
A jemu nic innego nie pozostało jak wziąć widelec i zjeść danie. Może to nie będzie jakiś rarytas z mięsa młodej elfki ale zawsze to coś.
Właściciel
Grunt, że było sycące. Akurat gdy skończyłeś, usłyszałeś dźwięk otwieranych drzwi i głos Twojego brata:
- No mówię przecież, z konia spadł.
- Hmmm... - odparł inny, nieznany Ci głos. - A więc gdzie koń?
- Emm... No ten... Uciekł nam, a my go nie chcieliśmy gonić.
- Niech będzie. Pokaż mi tę kalekę i zobaczę, co mogę zrobić.
Chyba zapie**oli mu za tego kalekę...ale, jak stłucze leczącego to ch*ja wyleczy. Odłożył miskę po jedzeniu.
-Rzekomy "kaleka" jest tutaj. -odparł z wyraźną dozą sarkazmu w głosie.
Właściciel
- Nie taki rzekomy, z tego co mówił Twój brat. - odparł medyk, siwobrody starzec, który przeżył więcej wiosen niż Ty i Twój brat razem wzięci, a mimo to jego ruchy wciąż były szybkie i pewne, jak u młodzieńca, gdy rozkładał na stole torbę pełną narzędzi i medykamentów. - Spadłeś z konia, prawda?
To jakiś elf bądź drow jak nic, te cholery nawet w podeszłym wieku są zwinne jak Skaveny jaszczurki.
-Ta. -odparł krótko, zwięźle i na temat.
Właściciel
Twoja jakże inteligentna, błyskotliwa i trafna teoria spaliła na panewce w chwili, gdy zdałeś sobie sprawę, że widziałeś już kiedyś i Elfa, i Drowa, a ten nie miał ani długich i lśniących włosów w kolorze bieli lub złota, niebieskich czy czerwonych oczu albo mahoniowej skóry, również spiczastych uszu mu brakowało, więc musiał być to najzwyczajniejszy w świecie człowiek.
Bez słowa zaczął Cię badać, kilka razy przerywając zabieg, jakby się czegoś domyślał. Niemniej, po niespełna dwóch kwadransach skończył i zajął się pakowaniem swoich przyborów i medykamentów.
- Jeśli nie spróbujesz się nadwyrężać przez kilka dni to powinno być dobrze, ale i tak zalecam kule i leżenie w łóżku. - powiedział na koniec, gdy ostatnie narzędzia i flakoniki zniknęły we wnętrzu jego torby. - Należy się dwadzieścia złota.
Bez słowa wyciągnął z sakiewki przy pasie 20 złotych monet i wręczył je starcowi. Chciałby go zabić I przerobić na jedzenie, ale jak raz jeszcze coś sobie odwali a nie będzie medyków (?) będzie tak trochę w 4 literach.
Właściciel
Bez słowa zabrał mieszek i przeliczył monety, a później skinął Ci głową i wyszedł z domu, idąc w swoją stronę.