Właściciel
- Właśnie to miałem na myśli. Jak na Upadłego, nie jesteś jednak dość bystry, wiesz?
-Spójrz mi na ręce. Ile Upadłych zachowało takie ciało, jak ludzie? O twarzy nie mówię, bo to zupełnie inna historia.
Właściciel
- Nie wiem jak Ty, ale ja mam sporo wolnego czasu.
-Służyłeś w wojsku? Jeżeli nie, to wiedz, że czasami możesz natknąć się na wrogiego maga.
Właściciel
- Nie służyłem w wojsku ani nie natknąłem się na żadnego Maga, ale słyszałem sporo opowieści o tych dzikusach, którzy mają te swoje ciemne sztuczki.
-Są nadzwyczajnie wkurzający, kiedy zaatakują ci twarz.
Właściciel
- No i teraz wszystko jasne, ale i tak z taką gębą to tylko do telegrafu.
-Nie jestem już żołnierzem. Obecnie to co robię, to chwytam się różnych zajęć, by nie zgnić w jednym miejscu.
Właściciel
- Na przykład szukasz jakichś frajerów po tych górach?
-Tylko jednego, którego już wymieniłem z imienia i nazwiska.
Właściciel
- I utrzymujesz, że to nie po mnie Cię tu przywiało, więc mogę zabrać spluwy, tak?
Właściciel
O dziwo, gość był słownym rewolwerowcem, i zabrał swoją broń, więc nic Ci już nie zagraża. Chyba że to posiadacz najszybszej ręki w całym Oskad, który zastrzeliłby Cię, nim Ty pomyślałbyś o kropnięciu jego.
Nie zamierzał tego sprawdzać, więc powoli się odwrócił.
-Skoro kwestię bezpieczeństwa mamy za sobą, to czy mógłbym się spytać, któż to celował mi w plecy?
Właściciel
- Colton White. - odparł rewolwerowiec, uśmiechając się szeroko, choć wątpliwe, żeby był to uśmiech do końca szczery. Dalsze wyjaśnienia były zbędne, nawet Ty słyszałeś o tym łowcy nagród i jego bogatym życiorysie.
Uniósł na chwilę kapelusz do góry.
-Uszanowanko, panie White. Na mnie z kolei wołają Horse Jack.
Właściciel
- Miło spotkać kolegę po fachu, który nie poluje na mnie, a na jakiegoś koniokrada. - odparł tamten, odwzajemniając gest. Zamaszystym ruchem dłoni wskazał Ci ścieżkę, którą mógłbyś dostać się do jego obozowiska. - Zapraszam, Jack.
-Miło, jednak chyba nie zostanę na dłużej. - Mimo to skorzystał z zaproszenia. Potrzebował informacji. - Widziałeś kogoś w tej okolicy?
Właściciel
- Tylko kogoś, czy tego koniokrada, o którym wspomniałeś?
-Mówiłeś, że nigdy o nim nie słyszałeś, więc ktokolwiek, kto mógłby być tak żałosnym, żeby skupiać swoje życie na kradzieży tych zwierząt.
Właściciel
- Widziałem jednego gościa, który szedł w kierunku obozowiska bandziorów, a to, że prowadził ze sobą pięć koni i sam jechał na szóstym uznałem za warte zapamiętania. To było dwa dni temu i nie widziałem, żeby do tej pory stamtąd wyjechał, a przynajmniej nie tą samą drogą, więc raczej możesz założyć, że wciąż da się go dopaść.
-O, to się przyda. Dzięki. - Z uznaniem pokiwał głową. - Mógłbyś wskazać kierunek?
Właściciel
- Musisz wrócić na poprzednią trasę, a potem kierować się w gorę i na wschód. Prędzej czy później znajdziesz zadbaną ścieżkę, wtedy się nie zgubisz, ale musisz wiedzieć, że to właśnie tam zaczyna się terytorium bandziorów, więc mogą Cię zauważyć albo od razu kropnąć.
-Jest jakaś inna droga, czy wiesz tylko o tej?
Właściciel
- Gdyby była inna, to bym Ci o niej powiedział.
Pokiwał głową, po czym wyciągnął do niego rękę.
-Dzięki, ta informacja mi się przyda.
Właściciel
- Do usług. - odparł Colton, wyciągając do Ciebie swoją prawicę. - Powodzenia, Czaszko.
Uścisnął mu dłoń.
-Tobie życzę tego samego. Nadmiar też się przydaje.
Właściciel
Uchylił Ci kapelusza i wrócił do obozowiska, gdzie zaczął siodłać konia. Najwidoczniej i on nie zabawi tu za długo.
No cóż, z kolei "Czaszka" ruszyła zgodnie ze wskazówkami.
Właściciel
Colton nie kłamał, więc po jakimś czasie rzeczywiście odnalazłeś ścieżkę prowadzącą w górę, choć ostrzegał Cię, że idąc tędy, będziesz narażony na ataki bandytów, którzy będą mogli Cię wypatrzyć z daleka, przez co stracisz element zaskoczenia.
Liczyło się więc tylko jego szczęście i to, czy może przekonać bandytów do swojej racji. Ah, zachciało się być żołnierzem-najemnikiem-dyplomatą...
Właściciel
Mimo to dotarłeś dość daleko, aż usłyszałeś pierwsze rozmowy. Dość głośne, więc słyszałeś niektóre słowa, po których, oraz ogólnym tonie wypowiedzi, zyskałeś pewność, że bandyci nie mogą spodziewać się ataku, skoro toczą tak spokojne i luźne pogawędki.
Pora więc na próbę skradania się dalej.
Właściciel
Jeśli wiedzieli o Twojej obecności, to nie dawali tego po sobie poznać. Ty zaś spokojnie skryłeś się za jedną z większych skał i mogłeś dostrzec nieco niżej obozowisko składające się z ogniska, paleniska i kilku namiotów, a pośród nich pięciu mężczyzn, z czego jeden mógł być poszukiwanym przez Ciebie koniokradem.
O ile w ogóle on tutaj był. W okolicy były ślady kopyt?