- Chyba powinniśmy się ukryć, i poczekać jeszcze jakiś czas. Trzeba sprawdzić, czy plotki z tymi dyliżansami są warte uwagi. - Bardziej zaproponowała Liwiuszowi, niż odpowiedziała Rose. Jeżeli teraz Liwiusz przychyli się do jej propozycji, odniesie małe zwycięstwo nad blond dziunią. W myślach liczyła na to.
Właściciel
Bulwa:
Biorąc pod uwagę, że rozciąga się na lwią część całej kolonii? Cóż, dziesiątki, jeśli nie setki.
//Szybciej będzie, jakbyś wybrał jakaś konkretną lokację, jeśli masz zamiar kierować się gdzieś indziej, niż przed siebie.//
Wiewiur, Radio:
- Tak, to dobry plan. Możliwa trasa przebiega mniej więcej tutaj, choć nie mogę być tego pewien na sto procent, więc powinniśmy się rozdzielić, tak aby jedna osoba pełniła wartę tu, a reszta w innych miejscach lub miejscu, żeby na pewno nic nam nie umknęło.
//Z tym, że ja nie mam zupełnie pomysłu co mogę robić tą postacią poza napi**dalaniem się i zbieraniem łupów. No i może nauką magii.//
Ch**, Złe Ziemie, czekajcie na swego zdobywcę!
- Lepiej weź ze sobą pączusia ze smalcem, a ja zostanę tutaj. Wątpię by sama z dwoma oczami coś zobaczyła, a co dopiero z jednym...
No i jej radość z mentalnego zwycięstwa prysła. Czy to pieprzona blond dz**** musi mieć zawsze jakiś problem?!
- Ku*wa mać, już Ci to tłumaczyłam, idiotko. To, że nie mam oka, nie znaczy, że jestem ślepa. - Twardo syknęła, po czym zwróciła się do Liwiusza:
- Wskaż, gdzie mam wypatrywać dyliżansów i tyle. - Jej mina mówiła "Proszę, załatwmy to szybko i pozwól mi odejść jak najdalej od tej pieprzonej dz****".
Właściciel
Bulwa:
//Nie no, to się nazywa pomysł na rozgrywkę. R*chania nie ma tylko dlatego, że nie możesz, co nie? :V
Zmiana tematu, możesz zacząć.//
Wiewiur, Radio:
- Jannet, zostań. A Ty, Rose - za mną. - powiedział Liwiusz tonem tak stanowczym i ostrym, którego chyba nigdzie i nigdy u niego wcześniej nie słyszałyście. Najwidoczniej miał już dość Waszej kłótni i postanowił zakończyć ją tak szybko, jak się da.
Nie potrzebowała wiedzieć niczego więcej, więc tylko zamilkła, i usiadła w miejscu, gdzie miała dobry widok na okolicę. Od czasu do czasu obserwowała ją za pomocą lornetki, ale tak to przez większość czasu skubała trawę. Rose znów spieprzyła jej dzień. Pociągnęła łyk wódki z piersiówki. Mały, bo nie miała zamiaru się upić, a tylko zapić gorzki posmak po kłótni z nią. Głupia, blond suka, na jaką cholerę Liwiusz ją tu trzyma? Też by Jannet jej chętnie wyłupiła oko, ciekawe, czy wtedy byłaby taka mądra. Ma jedno szczęście, że Liwiusz ją lubi.
Rose chętnie by protestowała, gdyby nie fakt jakim tonem Liwiusz wymówił rozkazy. Czyżby w końcu trochę za bardzo się zagalopowała i właśnie zostanie usunięta z ekipy? Trochę szkoda, bo przyzwyczaiła się do tego, że nie całą robota leży na jej barkach. A może chce po prostu porządnie ochrzanić Rose, by ta już więcej nie psuła dnia innym swoimi kłótniami z pulpecikiem? Co to by nie było, starała się nie pokazać na swojej twarzy że wywarło to na niej jakiekolwiek emocje i jedyne co zrobiła to posłusznie ruszyła za Liwiuszem.
Właściciel
Radio:
Przez większość czasu nie działo się nic ciekawego, dopiero po kilku kwadransach dostrzegłaś najpierw dwoje jeźdźców, a później zaprzężony w dwa konie kryty powóz.
Wiewiur:
Równie dobrze Liwiusz chciał Was tylko rozdzielić, aby mieć spokój. Jednakże czy wybrał Cię dlatego, że Twoje towarzystwo uśmiecha mu się bardziej, niż spędzenie tego czasu z Jannet?
Zaszyliście się wśród traw, na małym wzgórzu, konie bez rzędu pasły się nieopodal. Jak na razie, poza stadami kojotów lub roślinożerców, nie zauważyliście nic szczególnego.
Hmm...Ale czy o te wozy chodziło Liwiuszowi?
Jeszcze raz przyłożyła lornetkę do oka: Wóz poruszały się od Imperium w stronę Dodge City lub na odwrót? I jaka odległość, na oko, dzieliła Jannet od wozu?
Położyła się na brzuchu, przyłożyła do oka lunetę i zaczęła szukać czegoś ciekawego. Co robił w tym czasie Liwiusz?
Właściciel
Radio:
Zdecydowanie od Imperium do Dodge. Mniej więcej pół kilometra, chociaż pewnie mniej, niedługo będą musieli skręcić, aby minąć stado pasących się Biegusów i Rykopisków.
Wiewiur:
To samo, choć w innym kierunku. I czasem rzucał na Ciebie okiem, a tak Ci się przynajmniej wydawało. Poza tym dostrzegłaś coś ciekawego, a mianowicie konny patrol pięciu jeźdźców, których niebieskich mundurów nie sposób było pomylić z czymkolwiek innym: Armia Oczyszczenia.
Aż korciło ją by ich zaatakować, jednak z racji tego, iż słabo radziła sobie z strzelectwem na duże odległości, spasowała. Szarża w pojedynkę, na otwartym terenie, również nie wchodziła w grę. Obserwowała wóz jeszcze przez chwilę. Po tym, wsiadła na knura i pojechała do miejsca, w którym ukrywał się Liwiusz.
//Przecież Jannet to gąbka na kulki, nie wiem co Ci nie pasuje w szarży w pojedynkę :/ //
Stuknęła lekko Liwiusza w ramię i pokazała mu palcem jeźdźców których wypatrzyła.
- A oni jakoś Cię zainteresują? - Wyszeptała do niego.
Właściciel
Radio:
Trafiłaś tam bez problemów.
Wiewiur:
- Lepiej nie szukać z nimi zwady, ale miej ich na oku. - polecił Liwiusz i zwrócił się do Jannet, która dopiero co do Was przybyła:
- I jak?
- Może jeden jeszcze nie potwierdza reguły, ale trasą, przy której czatowałam, jedzie kryty, dwukonny wóz z Imperium do Dodge City. Ma dwóch jeźdźców w obstawie. - Przekazała, to co widziała.
Przytaknęła i dalej obserwowała Armię Oczyszczenia, ignorując słowa Jannet.
Właściciel
Radio:
- Wygląda całkiem nieźle. - skomentował Liwiusz. - Ale jeden wóz to niewiele, powinniśmy poczekać przynajmniej na dwa kolejne, żeby mieć pewność.
Wiewiur:
Jechali spokojnie jeszcze kilkanaście metrów, nim jeden z nich nie spadł z konia jak rażony piorunem. Po chwili zdałaś sobie sprawę, że to nie był piorun, a dwie wielkie strzały, jakie wypuścił skryty w wysokiej trawie Ubairg. Żołnierze otworzyli do niego ogień z karabinów, a później pognali dalej w tym kierunku, chcąc go dobić lub schwytać, zostawiając konia oraz zwłoki kompana.
- Dobra, to ja wracam na pozyc- Tutaj przerwała jej odległa kanonada strzałów, przez którą instynktownie wyszarpnęła oba rewolwery z kabur i padła na płasko. Dopiero później zaczęła się niespokojne rozglądać za źródłem dźwięku.
- Emm, a jakiś Ubairg zabijający jednego z Armii Oczyszczenie i uciekający przed ich gniewem jakoś Cię zainteresuje? - Spytała spokojnie Rose, śledząc lunetą karabinu Ubairga, najwyraźniej gotując się do strzału.
Właściciel
Radio:
Byli to żołnierze Armii Oczyszczenia, ale najwidoczniej strzelali nie do Was, tylko do samotnego ubairgskiego łowcy, który ustrzelił ich kompana chwilę wcześniej.
Wiewiur:
- Zostaw. - polecił Ci, wskazując na karabin. - Lepiej się nie mieszać.
Westchnęła i wróciła do dalszej obserwacji okolicy, czasami tylko sprawdzając jak z pogonią.
Obserwowała ich przez moment, po czym zwróciła się do Liwiusza:
- To ja wrócę do mojego miejsca, i dopiero jak jeszcze parę ich przejedzie, to przyjadę tutaj, dobra? -
Właściciel
Radio:
Skinął głową i machnął ręką.
- Jedź, tylko nie daj zauważyć się tym na dole.
Wiewiur:
Zauważyłaś, jak wszyscy trzej ze sporym trudem wywlekają z trawy podziurawione kulami niczym sito ciało czterorękiego Ubairga, tego samego, który pozbawił życia ich towarzysza broni.
- Jasne...- Łatwiej było powiedzieć, niż wykonać. Niemniej, Bimba prowadziła przy sobie, nie jechała, ponieważ:
a) umaszczenie zwierzęcia było bardziej kamuflujące
b) Knur mógł ją w większości zasłonić
Nadłożyła też nieco drogi, by być mniej widoczną. Gdy już dotarła na miejsce, usiadła i wróciła do obserwacji oraz skubania trawy.
Właściciel
Jak na razie nie dzieje się nic szczególnie ciekawego.
Dalej obserwowała okolicę, głównie drogi, czasami zerkając na Armię Oczyszczenia. Ilu ich było? Dałaby radę ich wystrzelić zanim oni strzeliliby do niej?
Właściciel
Trzech, nie licząc trupa. Możliwe, choć wątpliwe, musiałabyś zdjąć wszystkich od razu, w krótkim przeciągu czasu, aby nie dać nikomu szansy na oddanie strzału... Ba, nawet jeśli Ci się uda, może być w tym więcej strat niż zysków, w miejsce zaginionego patrolu zawitają minimum dwa kolejne.
W takim razie darowała ich sobie i dalej obserwowała okolicę.
- Widzisz coś w ogóle? - Zwróciła się do Liwiusza, by jakoś rozwiać ciszę, czy coś.
Upiła nieco wody i znów przejrzała okolicę. Kupka wyrwanej trawy pod jej nogami rosła w miarę upływającego czasu.
Właściciel
Wiewiur:
- Ciebie. Wystarczy, czy rozglądać się dalej? - odparł, choć zauważyłaś, że równie bacznie lustrował okolicę, co i Twoją reakcję na jego słowa.
Radio:
Czas wlókł się niemiłosiernie, a Ty zauważyłaś kolejną postać, samotnego jeźdźca, bardzo szybkiego, a więc zapewne jednego z tych osławionych konnych kurierów... Gnał w przeciwną stronę, co wcześniej wóz z obstawą.
Nie był to wóz, więc nie zainteresował jej zbytnio. Nimniej, z tego co widać, trakt przy którym się zaszyła jest często uczęszczany i napad w tym miejscu może być strzałem w dziesiątkę. Obserwowała jeźdźca przez lornetkę.
Nie koniecznie wiedziała jak mogłaby zareagować na te słowa, ale jej ciało chyba wiedziało, bo Rose natychmiast oblał rumieniec. Dziewczyna spuściła wzrok z Liwiusza i wróciła do obserwacji drogi.
Właściciel
Radio:
Człowiek jak człowiek, ale uzbrojony w karabin Harkla i dwa rewolwery, Smithsony bądź Vulcaniki. Gnał przed siebie, ale uważnie rozglądał się wokół. Nic dziwnego, mimo broni i stroju maskującego, jaki miał na sobie, musiał mieć się na baczności, wokół przecież czają się nie tylko drapieżniki i bandyci, ale też tubylcy, czego byłaś niedawno świadkiem.
Wiewiur:
Na drodze nic ciekawego, niemniej zauważyłaś, że żołnierze Armii Oczyszczenia są chyba w kłopotach: Gdy wychodzili z trawy, nagle pojawił się za nimi kolejny Ubairg, który przebił ich ciała mieczami, a w trzeciego pechowca rzucił włócznią, zabijając go, gdy dosiadał już konia i próbował ucieczki. Po chwili rozglądania się po pobojowisku zabrał ciało martwego kompana i odszedł, zostawiając zwłoki oraz konie tam, gdzie leżały i stały, bez jakichkolwiek oględzin...
- Szefie, Armia Oczyszczenia, którą obserwowałam została wybita i nie wyczyszczona z łupów. - Zakomunikowała Rose. Szkoda, że nie dzieje się nic ciekawszego, ale mimo to dalej obserwowała okolicę.
Tia...Co prawda Jannet rasistką nie była, bo Lilieth nawet lubiła, ale fakt, lokalni mieszkańcy dbali o czujność ludzi. Ciekawe, jaką to ważną wiadomość niósł ze sobą goniec.
Właściciel
Wiewiur:
- Kilka koni, karabinów, rewolwerów, amunicji... - podsumował Liwiusz na palcach. - Warto byłoby się po to wybrać. Pojadę po Jannet, we dwójkę sobie nie poradzimy, zwłaszcza że jedna osoba musi zbierać łupy, druga ją osłaniać, a kolejna wypatrywać dalej wozów i zagrożeń.
Radio:
Dowiedzieć się możesz tego tylko w jeden sposób: Zabijając go i przywłaszczając ją sobie, bo raczej nie odda jej po dobroci.
- Jak zgaduję, ja będę od osłaniania i wypatrywania? Bo z tej pozycji, z tą bronią mogę to raczej robić. Albo postarać się robić. - Odparła Liwiuszowi i dalej przeczesywała okolicę szukając kogoś jeszcze żywego w pobliżu potencjalnych łupów.
Właściwie, to czemu nie? Jaka odległość, na oko, dzieliła ją od jeźdźca? Miała pewny strzał z rewolwerów? Czy bliżej trasy przejazdu była jakaś osłona?
Właściciel
Wiewiur:
Nic, ale przypomniałaś sobie, że tamci Ubairgowie pojawili się jakby znikąd, a Ty ich wcześniej nie dostrzegłaś, równie dobrze wciąż mogą być w tym samym miejscu, co wcześniej, a kto wie, czy i oni Was nie dostrzegli?
Radio:
Nie, jedyną osłoną była ta, za jaką obecnie się kryjesz, szukanie innej nie ma sensu, zobaczyłby Cię z daleka i w najlepszym wypadku szybko uciekł, w najgorszym zaś - zastrzelił. Poza tym to zdecydowanie za daleko jak na strzał z jakiejkolwiek broni krótkiej, jeśli oczywiście chce się trafić, a nie spudłować, alarmując jeźdźca, co skończy się tak, jak zostało to opisane wyżej...
Na samobójstwo nie miała ochoty się porywać, została za osłoną, a jedynie odprowadziła jeźdźca wzrokiem. Szkoda, miała chrapkę na te Vulcaniki.
- Lepiej jednak weź se sobą Jannet do pomocy. Przyda Ci się gąbka na kulki, zwłaszcza że wcześniej wyskoczyli znikąd. - Rzekła Rose do Liwiusza, po dokładnym namyśle.
Właściciel
Radio:
On również nie palił się do potyczki, ale to zapewne dlatego, że Cię nie zauważył. Niemniej, odjechał bez problemów, w końcu chyba tylko Ty miałaś okazję, żeby mu zagrozić, a przynajmniej teraz.
Wiewiur:
Pokiwał głową i wsiadł na swego rumaka, jadąc tam, gdzie wcześniej zostawiliście Jannet.
Wcześniej jacyś Ubarigowie zaatakowali tamtych żołnierzy, może jeszcze się kryją i tu, pośród traw? Z znudzeniem obserwowała okoliczne zarośla i chwasty.
Wróciła do obserwowania ternu, w którego stronę będzie zmierzać Liwiusz z Jannet. Ewentualnie też prześledziła lunetą prawdopodobną drogę, jaką się tam udadzą.
Właściciel
Radio:
To jakże zajmujące zadanie przerwało Ci przybycie Liwiusza.
- Raczej nie obrobimy się dziś na niczym, ale są szanse na zdobycie broni po zabitych żołnierzach Armii Oczyszczenia. Chodź, potrzebujemy Twojej pomocy. - wyjaśnił krótko i ruszył natychmiast w drogę powrotną.
Wiewiur:
Nie wykryłaś nic ciekawego, wszystko wydaje się z pozoru bezpieczne. Szkoda tylko, że przed atakiem Ubairgów na ludzi też takie było.
Mimo wszystko dalej obserwowała teren, tym razem zwracając uwagę na wszystko, co tylko się poruszy. Co ona właściwie o tej rasie wiedziała?
O, no nareszcie! Na słowa "broni" i "po żołnierzach" wrócił jej entuzjazm jak z bicza strzelił. Może trafi się jej jakaś nowa pukawka? Albo będzie miała części, by złożyć jakąś oryginalniejszą? Tak czy siak, aż żal tracić czasu. Dosiadła Bimba i pojechała za Liwiuszem.
Właściciel
Wieweiur:
Ruszały się zarośla, z których wyskoczyli łowcy, ale to pewnie przez wiejący teraz po wielkiej prerii wiatr. Twoja wiedza była dość skromna, wypadałoby ją uzupełnić po powrocie. Na chwilę obecną pamiętałaś jedynie, że byli świetnymi i honorowymi łowcami, jedną z najgroźniejszych dla ludzi ras, stojącą na równi z Amaksjanami, jeśli nie wyżej.
Radio:
Wróciłaś wraz z nim w miejsce, gdzie Rose lustrowała okolicę z bronią w ręku.
- Tam. - wskazał Ci Liwiusz. - Zabili ich Ubairgowie, ale przy odrobinie szczęścia są już daleko stąd, więc obłowimy się tanim, jeśli nie żadnym, kosztem.
Rose dalej lustrowała okolicę wzrokiem, licząc że może da radę ich wypatrzyć. A może jest tak jak mówił Liwiusz i już odjechali? A może potrafili w jakiś sposób wyczuwać ludzi i wiedzą, że ktoś się na nich czai? Co by to nie było, wyprawa tam w żadnym wypadku nie będzie mogła być w stu procentach pewna.
- Nie bądź taki pewien, że od razu odjechali daleko. Równie dobrze, mogli przerobić to na pułapkę i czaić się na ludzi... Dobrze, że Tobie towarzyszy nasza gąbunia na kuleczki.