Chciałem szczegółowo opisać drogę do wprowadzenia tego systemu, a także przewidzieć i zawczasu odpowiedzieć na wszystkie wasze wątpliwości, ale:
- jestem leniwą dupą
- mam ostatnio dużo pracy
- to ma być grupa dyskusyjna, więc lepiej będzie na bieżąco odpowiadać na wasze zarzuty poprzez dyskusję.
Idealny system według Mijaka nosi nazwę "anarchistyczny totalitaryzm prawdy".
Połączenie słów "anarchia" i "totalitaryzm" w jednym systemie politycznym brzmi bardzo dziwnie, ale może przyznacie mi rację, że akurat tutaj pasuje.
Niestety, nawet jeśli wszystko poszłoby zgodnie z moim zamiarem, to nie będzie nam dane ujrzeć tego systemu w działaniu.
Jest po prostu zbyt inny od wszystkiego, co znają współcześnie żyjący ludzie. Społeczeństwo musiałoby być do tego stopniowo przygotowywane przez kilka pokoleń.
I tu właśnie leży kwestia, co do której sam mam pewne wątpliwości - czy jest to ustrój, do którego ludzkość mogłaby dojrzeć, czy całkowita utopia?
Czy rzeczy, które uniemożliwiają wprowadzenie tego na dzień dzisiejszy są wywołane "zatruciem ideologicznym", które można "wyleczyć", czy wynikają bezpośrednio z ludzkiej natury, której nie da się zmienić?
Ale do rzeczy.
Dlaczego "anarchistyczny totalitaryzm"?
Bo anarchia w moim rozumieniu - brak odgórnie narzuconych regulacji i maksymalna wolność jednostki - jest czymś mocno nietrwałym.
Dlatego potrzebny jest silny aparat władzy, który uniemożliwiłby przejęcie władzy jakiejś grupie, która chciałaby odbierać innym ich własność, manipulować nimi i/lub narzucać im swoje poglądy.
Myślę jednak, że znalazłem sposób na dokonanie tego ograniczając państwowy aparat przemocy do minimum - a może nawet całkowicie go likwidując.
Właściwie to mam dwa różne pomysły na idealny system - ale pierwszy z nich w zamyśle ma stanowić etap przygotowujący ludzi do drugiego.
ETAP I - OCHRONA WOLNOŚCI
W tym systemie występuje prawo, a także pojęcie przestępstwa, ale żadne przestępstwo nie jest ścigane z urzędu.
Do policyjnej interwencji dochodzi wyłącznie wtedy, gdy jakiś obywatel zgłosi proceder bezpośrednio uderzający w jego wolność osobistą.
W przypadku niektórych przestępstw i podejrzenia, że ofiara została zastraszona lub zmanipulowana, może też zgłosić przestępstwo nie uderzające bezpośrednio w niego - jeśli jednak ofiara wyraźnie da do zrozumienia, że nie chce pomocy ani kary dla swojego oprawcy - zostawia się ich w spokoju.
Chcącemu nie dzieje się krzywda, nawet jeśli ktoś chce być bity, truty, okradany i poniżany.
Naruszanie cudzej wolności może być uznane za przestępstwo także wtedy, gdy jest powodowane dobrymi intencjami - choć takie sytuacje są traktowane łagodniej.
W takim systemie policjant może być postawiony w sytuacji, gdy chroni osobę uzależnioną od narkotyków przed przyjaciółmi chcącymi zaciągnąć go na odwyk.
Albo gdy pomaga dziecku w ucieczce od źle traktujących je rodziców.
Aczkolwiek policjant postawiony w takiej sytuacji ma obowiązek powiedzieć chronionej osobie, że powinna porządnie przemyśleć swoją decyzję, bo może jej mocno pożałować.
Każdy obywatel płaciłby podatek za samo utrzymywanie policji i wojska w gotowości - byłaby to naprawdę niewielka suma.
W przypadku interwencji policyjnej w sprawie ograniczenia czyjejś "wolności do zachcianek" - koszt interwencji policyjnej ponosi ten, kto ją wezwał.
W przypadku czynu uznanego przez prawo jako "przestępstwo" - koszt interwencji policyjnej, a także odszkodowania dla ofiary, ponosi sam przestępca.
Jeśli nie posiada wystarczającego majątku (ani nikogo, kto chciałby zapłacić za niego), koszty ponosi budżet państwa, ale przestępca zostaje zmuszony do niewolniczej pracy w państwowym zakładzie, aż odpracuje swoje winy.
Jest to też jedyna sytuacja, w której stosuje się karę pozbawienia wolności.
Jeśli koszty były zbyt duże, by mógł je odpracować przez całe życie - siedzi do usranej śmierci.
Staje się własnością państwa. Jeśli utrzymywanie więźnia w pewnym momencie przestaje być opłacalne - zabija się go i tyle.
Co do ingerencji państwa w gospodarkę - ograniczałoby się to wyłącznie do dwóch aspektów:
- ochrona środowiska
- zapobieganie oszustwom i karanie za nie
Jeśli na przykład kontrola sanepidu znajdzie szczury i karaluchy w zakładzie produkującym żywność, to nie ma prawa tego zakładu zamykać.
Ma jednak prawo i obowiązek zmusić właściciela tego zakładu do umieszczenia na każdym opakowaniu swojego produktu dużą i czytelną informację "sanepid znalazł u nas mnóstwo szczurów i karaluchów, najwyższy poziom ryzyka zatruciem pokarmowym".
Jeśli ludzie mimo to będą chcieli te rzeczy kupować - chociażby dlatego, że nie stać ich na nic lepszego - to mają do tego pełne prawo.
Nie muszę chyba dodawać, że te przepisy zostałyby wprowadzone dopiero po zlikwidowaniu publicznej służby zdrowia, co odbywałoby się stopniowo na rzecz prywatnych placówek.
Pozwalanie ludziom na wolność ma sens tylko wtedy, gdy swoim postępowaniem nie naruszają cudzej wolności.
Pozwalanie ludziom na szkodzenie samym sobie jest więc sprawiedliwe tylko wtedy, gdy sami ponoszą konsekwencje swoich wyborów, zamiast obciążać kosztami leczenia całe społeczeństwo.
ETAP II - PRAWDA WAS WYZWOLI
Z czasem policja staje się coraz bardziej wszechobecna i zyskuje coraz większe możliwości szpiegowania obywateli.
Społeczeństwo nie powinno się tym niepokoić, bo jednocześnie policja ma coraz mniejsze możliwości bezpośredniej interwencji w czyjąś wolność.
Nie istnieje coś takiego, jak "przestępstwo obyczajowe" - karane może być tylko to, co bezpośrednio godzi w czyjąś wolność i tylko wtedy, gdy ta osoba sama to zgłosi i uzasadni to zgłoszenie.
Z czasem pojawiłaby się jednak inna forma "karania" za przestępstwa.
Początkowo dotyczyłaby najbardziej kontrowersyjnych i niejednoznacznych moralnie zachowań, ale z czasem byłaby stosowana wobec wszystkiego, co ktokolwiek może uznać za "nieodpowiednie" i "gorszące".
A także stopniowo wypierałaby inne kary za wszystkie przestępstwa, także rozbój, gw**t i morderstwo.
Ujawnienie.
Wszyscy obywatele mieliby dostęp do informacji na temat tego, co zrobiłeś i dlaczego.
Myślę, że działałoby to na zasadzie ogromnej bazy danych, do której każdy miałby dostęp przez internet, w formie czegoś przypominającego portal społecznościowy.
Policja napisałaby na czyimś profilu niemożliwą do usunięcia wiadomość "zamordował człowieka z wyjątkowym okrucieństwem", ale on szybko napisałby do tego wpisu komentarz "bo ten drań brutalnie zgw*łcił moją dwunastoletnią córkę", na co policja odpisałaby "tak, to prawda".
I każdy traktowałby tego mordercę zgodnie z własnym sumieniem.
Ten system oddałby pełnię władzy w ręce obywateli - dużo skuteczniej, niż jakakolwiek forma demokracji.
Zamiast zwykłej policji, informacje zbierałby niewielkie roboty i drony.
Byłoby ich mnóstwo - tyle, żeby każdy człowiek był w każdej chwili obserwowany przynajmniej przez jednego z nich.
Jeśli ktoś celowo ukrywa się przed nimi lub je niszczy - na czas, gdy jest poza obserwacją, może być obwiniony o każde przestępstwo, o ile nie zdoła jednoznacznie udowodnić swojej niewinności.
Rola policji przestałaby polegać na ochronie obywateli - to już ludzie musieliby sobie zorganizować we własnym zakresie, czy to przez prywatne firmy ochroniarskie, których skuteczność i uczciwość byłaby gwarantowana przez państwową sieć obserwacyjno-informacyjną.
System byłby połączony z potężną sztuczną inteligencją, która ułatwiałaby ludziom dostęp do najistotniejszych dla nich informacji.
A gdyby ten system działał jak należy i społeczeństwo okazałoby się wystarczająco dojrzałe, można by było spróbować pójść z tym jeszcze dalej i upublicznić WSZYSTKIE informacje.
Także te stanowiące własność intelektualną, najpilniej skrywane sekrety, czy hasła do kont bankowych.
Szalone?
Haczyk polega na tym, że choć każdy ma technicznie łatwą możliwość sięgnięcia po najbardziej poufne informacje na twój temat, to jeśli faktycznie to zrobi - ten fakt także zostanie upubliczniony, a ty dostaniesz specjalne powiadomienia o tym, jak ten osobnik się nazywa i wygląda, gdzie przebywa i co robi z tą wiedzą. Jeśli cię okradnie - każdy kupiec robiący z nim interesy będzie wiedział, że pieniądze są kradzione.
Prawdziwy totalitaryzm prawdy.
To ten... Co o tym sądzicie?