CzarnyGoniec pisze:
Na razie brzmi jak duży wyższe uprzywilejowanie, niż w średniowieczu.
W średniowieczu, z tego co się orientuję, działało to...
(Znaczy, średniowiecze to bardzo długi okres historyczny panujący na bardzo dużym obszarze. Na różnych obszarach średniowiecza, w różnych latach panowały różne prawa, a z mojej skromnej wiedzy historycznej wynika, że w sumie rzadko działało to tak, jak to przedstawiam.
Czasem jednak prawo działało w taki sposób, nie tylko w średniowieczu, ale też znacznie później. Choć nie wiem, czy do aż tak skrajnych sytuacji kiedykolwiek dochodziło.)
...tak:
> Szlachcic i chłop się o coś pokłócili.
> Automatycznie uznaje się, że szlachcic ma rację, bo jest szlachcicem i w jego żyłach płynie szlachetna krew.
> Nie trzeba nawet przeprowadzać procesu, bo po co to komu, skoro od razu wiadomo, kto jest winny, a kto ma rację?
> Okazuje się, że szlachcic po prostu zwyzywał chłopa bez powodu, zgw*łcił jego żonę i pobił jego dzieci.
> Chłop nawet nie próbował bronić się siłą, choć byłoby w pełni zrozumiałe, gdyby próbował to zrobić. Mówił tylko "proszę, nie rób tego" i płakał.
> Szlachcic jednak uznał to za podważanie jego autorytetu i niewybaczalną obrazę.
> Poza tym ten konkretny chłop jest całkiem inteligentnym, pobożnym i pracowitym człowiekiem, a szlachcic ma 70IQ, jakieś paskudne zaburzenia osobowości, nie robi absolutnie nic pożytecznego i już dawno roztrwonił cały swój majątek.
> Chłop zostaje skazany na śmierć.
CzarnyGoniec pisze:
Bo bogactwo daje więcej możliwości kontroli, niż wtedy
Pieniądze dają coraz większe możliwości kontroli procesów fizycznych.
Nie dają jednak większych możliwości kontrolowania ludzi.
CzarnyGoniec pisze:
Jak będziesz rozwijał i odpowiadał to mam do tego jeszcze pytanie - "czy będzie jakiekolwiek miejsce w którym biedni będą równi wobec czegoś z bogatymi?"
Równość wobec prawa - nie
Równość szans - nie
Równa wartość życia - nie
Równość w jakości życia - nie (i to jest jedyne "nie" z którym jestem w stanie się zgodzić, że nie jest jakoś bardzo ważne)
Co do równości szans, wartości i jakości życia, to zgodzę się, że jest "nie".
Ale równość wobec prawa jest i działa na bardzo prostej zasadzie.
Jeśli coś zepsujesz, to musisz to naprawić, a jeśli to niemożliwe - zadośćuczynić w sposób proporcjonalny do spowodowanych przez siebie strat.
Przy czym zadośćuczynienie odbywa się przez realną pomoc innym, a nie własne cierpienie.
Bogaty ma większe możliwości pomagania innym, więc - jeśli będzie z tych możliwości korzystał - można darować mu większe winy.
Poza tym uważam, że w moim systemie bogaty miałby trudniej, niż w obecnym, z dwóch powodów
1) Prawo byłoby znacznie prostsze, czytelne, jednoznaczne i mniej zmienne.
A to oznacza, że lepsze wykształcenie i możliwość wynajęcia lepszych prawników nie dawałaby aż takiej przewagi, jak teraz.
2) Milioner mógłby pokryć koszt procesu i odszkodowania przy niewielkim wysiłku, a ubogi człowiek, choćby pracował niewolniczo przez całe życie, czasem nie będzie w stanie wygenerować wystarczającego zysku i państwo brakującą część odszkodowania dla poszkodowanego jego przestępstwem będzie musiało dopłacić z własnego budżetu, obciążając podatników.
Władze państwowe będą chciały przede wszystkim pozyskać potrzebne pieniądze, wydatki z budżetu ograniczając do minimum (żeby w miarę możliwości obciążyć kosztami tylko winnego, a nie całe społeczeństwo) - a to oznacza, że będą dużo bardziej skłonne orzec winę bogatego, niż biednego.
Bo bezpośrednią karę ponosiłby tylko sam przestępca.
System, w którym długi są dziedziczenie przez jego rodzinę byłby dla mnie niedopuszczalny.
CzarnyGoniec pisze:
No bo jednak czym innym jest "jestem bogaty, więc mam wyższą jakość życia" a "jestem bogaty, więc jestem dotyczą mnie inne zasady etyki, prawo jest dla mnie łagodniejsze, moje życie jest więcej warte, a moje dzieci i wnuki będą miały na start możliwości, których twoje dzieci i wnuki nigdy nie będą mogły osiągnąć"
Dzieci i wnuki bogatego będą mieć większe możliwości tylko wtedy, gdy bogaty uzna, że tak jest słusznie.
Wszelkie przepisy uniemożliwiające dziedziczenie majątku są albo zbyt łatwe do ominięcia, albo zbyt ograniczające wolność gospodarczą.
Załóżny, że masz syna, który sprzedaje jakąś usługę za sto tysięcy złotych.
Albo dzieła sztuki nowoczesnej - kartka wyrwana z zeszytu, z pojedynczą kreską maźniętą długopisem. Ale to głęboka sztuka symbolizująca cośtam cośtam, więc jest warta sto tysięcy złotych za egzemplarz.
Zamawiasz u niego dziesięć takich obrazów - i już odziedziczył po tobie milion złotych.
Jedyne, co możesz zrobić, to przekonywać bogatych, że ich dzieci nie zasługują na aż tak specjalne traktowanie i powinni raczej przepisywać swoje majątki najbardziej potrzebującym.
Albo tym, którzy wykorzystają go w najbardziej optymalny sposób, z największą korzyścią dla społeczeństwa.
Uważam, że byłoby bardzo dobrze, gdyby bogaci zaczęli myśleć w ten sposób.
Ale musi to być zmiana dobrowolna.