Wyciągnął pistolet i od razu oddał 3 strzały w drzwi, chcąc jedynie zranić kierowcę, a nie zabić. Następnie wyminął samochód, zawrócił poślizgiem i zablokował go tak, by tamten nie mógł ruszyć samochodem.
- Przyjąłem, centrala. Już tam ruszam. - powiedział i rozłączył się, nie tracąc czasu na wypytywanie o jakiekolwiek szczegóły. A skoro już o czasie mowa, to włączył sygnały świetlne i dźwiękowe, aby usunąć sobie z drogi innych kierowców i dostać się na miejsce jeszcze szybciej.
Właściciel
Telegrafista
Niestety, manewr się nie udał. Kierowca zdołał jakoś ruszyć samochód o metr do tyłu, przez co jedynie pierwszy strzał rozbił szybę drzwi kierowcy, a reszta poleciała w próżnię. Jednak manewr zablokowania, jako tako się udał, wyglądało na to, że wóz Vedrana nie mógł już się ruszyć. Novislav usłyszał, jak jego drzwi się otwierają.
Kuba
Droga do Komisariatu przebiegła bezproblemowo. Kiedy stawali na dużym parkingu, Jenny odezwała się, chyba po raz trzeci:
- Ciekawe, o co chodzi. Ciekawe, co komisarz chce od ciebie...
Błyskawicznie wyskoczył z terenówki i podbiegł do samochodu Verdana, trzymając w dłoniach wycelowany pistolet. Był gotowy by obezwładnić mężczyznę.
Właściciel
Boląca noga jednak dała o sobie znać podczas "biegu". Przez to, że próbował biec bardzo szybko, nie celował zbyt dokładnie, a w konsekwencji Vedran zdążył już wyciągnąć własny pistolet. Kiedy Novislav do niego w końcu doczłapał, zobaczył, jak unosi go do strzału. Był w zasięgu jego rąk, ale pistolet jeszcze wymagał ustabilizowania po męczącym biegu.
Walić, nie strzela. Uderzeniem postarał się wytrącić Veadranowi pistolet z ręki, a bić to się potrafił. Następnie uderzył mężczyznę w głowę od boku.
- Pewnie nie tyle ode mnie, co od nas wszystkich... Policjantów. - odparł i uściślił dla świętego spokoju, a później ruszył z nią do kwatery.
Właściciel
Telegrafista
Udało się rozbroić przeciwnika, ale kiedy uderzał go w głowę, ten w odpowiedzi runął z całej siły na Novislava, przewracając go. Jednak uderzenie go nie minęło, przez co sam także się przewrócił. Novislav pozostał w pełni sprawny i przytomny, a Vedran leżał obok, próbując dojść do siebie po uderzeniu i upadku.
Kuba
//hop//
Wstał czy prędzej i kopnął Vedrana w twarz, chcąc pozbawić go przytomności.
Właściciel
Udało się. Przy okazji złamał mu nos, z którego pociekła cienka strużka krwi.
Nieważne. Zakneblował i spakował mężczyznę do podpodłogi, znajdującej się w bagażniku jego samochodu. Po tym, upewnił się, że w samochodzie Vedrana nie ma videorejestratora, a jeśli był, to zniszczył kartę pamięci (oczywiście dłońmi odzianymi w rękawiczki). Sprawdził też czy w środku nie było jakichś dokumentów Vedrana. Zniszczył telefon oraz zegarek mężczyzny. Schował do samochodu pistolet mężczyzny i posprzątawszy po sobie (w tym zadeptał krew na ziemii), odjechał w poszukiwaniu leśnej drogi, która prowadziłaby na tak totalne zadupie, że nikt by tam nie zaglądał.
Właściciel
Wideorejestrator raczej już nie przyda się policji bez karty pamięci, a w schowku były prawo jazdy i kabura na pistolet.
Po dziesięciu minutach znalazł drogę prowadzącą do lasu zaczynającego się kilometr od szosy, jaką jechał, a teraz to w zasadzie jechali.
Wjechał na tą drogę, pędząc w głąb lasu.
Właściciel
Nic to, zwykła polna, nieutwardzona droga. Widocznie rzadko uczęszczana, a w lesie niczego nie spostrzegł. Żeby być pewnym, trzeba by wjechać między drzewa, bo był to las dość gęsty, więc ciemno.
Wjechał więc jeszcze głębiej i upewnił się, że nikogo nie ma. Wtedy otworzył podpodłogę i rozpiął Vedrana.
Właściciel
Nikogo. Udało się, a facet chyba zaczął się budzić, bo mamrotał coś pod nosem.
Genialnie. Wywlókł go z samochodu i ściągnął knebe, jednak zostawił go spętanego. Poczekał, aż nieco otrzeźwieje, siedząc koło niego.
Właściciel
Po pięciu minutach Vedran przebudził się całkowicie.
- Co... Co się stało? Kim jesteś? - spytał słabo. Po chwili, gdy poczuł więzy krępujące jego ręce i nogi, spytał pewniej: - Kim jesteś, do cholery?! - to podniesienie tonu chyba przyprawiło go o ból głowy, bo zacisnął powieki i stęknął.
Novislav spokojnie wyciągnął i zapalił papierosa. Trochę wypalił, po czym zapytał.
- Pamiętasz Jugosławię? - Rzucił, nawet nie zniżając wzroku.
Właściciel
- Jugo... Jugosławię? Cholera... - znowu złapał go potężny ból głowy. Po chwili powiedział: - To było dawno, ku*wa - spróbował się wyswobodzić, ale bez skutku. - Czego ode mnie chcesz?
- Zemsty, sku*wysynie. Styczeń 1995, Borove Pole. Czarne Bombowce ze Stanów i jeden mały samolocik chorwackiego pilota, który je naprowadzał. Nie pamiętasz nawet, prawda? - Przykucnął obok niego, patrząc mu w oczy.
Właściciel
Przez dwie, trzy sekundy facet intensywnie myślał. Nagle jego oblicze rozjaśniło zrozumienie. I jednocześnie strach.
- Czy... Czy ty tam mieszkałeś? Ja... Człowieku, nie rób nic głupiego, proszę...
- Gdybym tam mieszkał, ty teraz pewnie jechałbyś do swojej szkółki, jak gdyby nigdy nic. Masz tego pecha, że zabiliście wszystkich, oprócz mnie. - Wyjął z kieszeni nóż.
- Mówisz, bym nie robił nic głupiego. Szkoda, że już podjąłem decyzję. - Złapał za sznur, którym spętał mężczyznę i przewrócił go na brzuch.
Właściciel
Vedran próbował się szarpać.
- Człowieku, nie... Nie! Przyznam się do wszystkiego, publicznie, tylko nie zabijaj! Ja mam dziecko!
Novislav zatrzymał się na chwilę. Był zimnym mordercą, z nieodpartą chęcią zabicia faceta, jednak słowa Vedrana przypomniały mu, jak on sam bolał po stracie żony i nienarodzonego dziecka. Tak, dwie dekady bogactwa i luksusów zmiękczyły serce Serba...Odzwyczaił się od zabijania. Przyłożył nóż do pleców mężczyzny.
- Masz cholerne szczęście, Chorwacie. Ilu pilotów z tej eskardy pamiętasz? Z tej, która bombardowała cywili?! -
//Cholera...Okropnie jest być tym złym. //
Właściciel
Gość drgnął, widocznie dostał nagłego zastrzyku nadziei na przeżycie. Po chwili zaczął mówić:
- Pamiętam... Pamiętam dwóch. To znaczy trzech, razem z dowódcą... Pamiętam jego nazwisko. A tych dwóch to... Gadaliśmy razem po akcji... Imiona znam. Może jedno nazwisko...
//Cóż, sam stworzyłeś tę postać.//
- Nie przekonujesz mnie. - Obrócił nóż tak, by ten lekko zaczął nacinać skórę mężczyzny.
- Wiesz, że gdyby świat się dowiedział, twoje życie legło by w gruzach? -
Właściciel
- To i tak lepsze od śmierci, ja... - zająknął się. - Dowódca to Jack Lefrett... teraz jest chyba na emeryturze. Jeden z tamtych dwóch to Ben Wood, A drugi... A drugi... Robert. Ale nie pamiętam nazwiska. Nie byliśmy w super-dobrych stosunkach, po prostu wykona... Po prostu zrobiliśmy to, co kazano... Przepraszam... Zrobię wszystko...
Naciął pinową kreskę na ciele mężczyzny.
- Czy to nie hańba, być pilotem? Ludzie nawet nie mają się jak bronić przed bombą. - Dokończył nacinanie litery B.
- Te twoje dziecko. Opowiedz coś o nim. -
Właściciel
Vedran jęknął krótko w odpowiedzi na ból.
- Ale... No... Mam syna... 14 lat. Moja żona jest obecnie na wyjeździe służbowym, więc jesteśmy sami jeszcze przez dwa dni... Jak wróci ze szkoły, zadzwoni do mnie. Nie chcę, żeby dowiedział się, że jego tata nie żyje...
Novislav zastanowił się przez chwilę, po czym, rozwścieczony, wbił nóż w ziemię, zaraz koło głowy Chorwata.
- Ku*wa Mać! -
Właściciel
- O... - facet jęknął, zaskoczony nagłym gestem i nożem wbitym tuż obok jego własnej głowy. Novislav usłyszał, że zaczął cicho płakać.
Zapalił kolejnego papierosa i uspokoił się.
- Daj mi dobrą alternatywę dla zabijania Ciebie, to syn Cię jeszcze zobaczy. -
Właściciel
- Nie wiem... Mogę powiedzieć wszystkim o tym, co zrobiłem, co zrobiło USA. Mo... Może jakoś z tego wybrnę - wyjąkał mężczyzna. - Mogę... Cholera, mogę zrobić wszystko. Co tylko chcesz. Pomóc ci w czymś, w zemście... To znaczy, na tych pozostałych... Co chcesz!
- Pomożesz mi. Spiszesz wszystkich zbrodniarzy z Jugosławi, jacy znajdują się na terenie USA. Gdzie w tym mieście można zorganizować duże spotkanie z prasą? -
Właściciel
- Jeżeli tylko masz dobry temat... Jak zaprosisz odpowiednich ludzi, to może nawet sami udostępnią ci jakąś salę... Da się to zrobić gdziekolwiek. Wystarczy, że przekona się ich, że ma się dobry temat... - Vedran poruszył się na ziemi. Wyraźnie niewygodnie mu się na niej leżało, ale nie śmiał nic na ten temat powiedzieć.
Milczał przez moment, po czym podciągnął skrępowanego pod samochód, by ten się wygodnie oparł.
- Papierosa? - Zaproponował.
Właściciel
Vedran przez chwilę się wahał, ale zaraz odpowiedział:
- Eee... Dziękuję - przyjął podarunek.
Przykucnął naprzeciw Vedrana:
- Zostaniesz moim szoferem. Nie będziesz zadawał pytań, nie będziesz kwestionował tego co mówię, z nikim nie będziesz o tym rozmawiał, jasne? -
Właściciel
Tamten spojrzał mu krótko w oczy, po czym znowu poleciał wzrokiem w bok. Widać było, że już się uspokoił. Nie całkiem, oczywiście, ale ogólnie tak.
- Jasne - odpowiedział po chwili, tonem człowieka pogodzonego z losem, który go spotkał, ale nie narzekającego.
Poczekał, aż ten wypali papierosa.
- Powiesz tak - Miałeś wypadek, przez który nie możesz w najbliższym czasie uczęszczać do pracy. Papiery Ci załatwię, pieniądze też. Co powiesz rodzinie, to już wymyśl sam. -
Właściciel
- Dobrze. Zrobię to. - powiedział pilot, po wypluciu niedopałka na ziemię. Patrzył pod nogi, nie podnosił wzroku.
- Cudownie. Podaj mi numer telefonu, adres poczty internetowej, adres domu i numer konta bankowego. - Wypowiedział to jednym, bezemocjonalnym tonem Novislav.
Właściciel
Mężczyzna spełnił polecenie co do joty. Niemal na pewno nie kłamał. Numer konta oczywiście należało sprawdzić. Adres z pewnością się zgadzał.
- No, skoro takie rzeczy załatwiliśmy, to teraz odstawię Cię do domu. - Podniósł go, i wciąż związanego, posadził na miejsce pasażera - Możesz uznać ten dzień za szczęśliwy. - Usiadł za kierownicą i skierował samochód do wyjazdu z lasu.
Właściciel
Vedran pokiwał głową, siedział ze wzrokiem skupionym na lesie, za boczną szybą. Droga przez las przebiegła bez zakłoceń, wyjechali na główną drogę.
Właściciel
Vedran, słysząc utwór, zerknął na radio, potem na Novislava. Zaraz odwrócił wzrok, by dalej studiować horyzont. Droga przebiegła bez zakłoceń, oprócz kilku sznurków już w mieście, w których zmuszeni byli poruszać się w żółwim tempie.
Zatrzymał się przed domem chorwata i rozciął mu więzy.
- Leć do domu. Jutro, punkt piąta rano jestem tu po Ciebie. Pamiętaj, komukolwiek piskniesz o mnie - jesteś martwy. Mam większe wpływy niż myślisz. - Po chwili wręczył mu też kartę płatniczą z 7000$ na koncie. - Za komórkę i samochód. -
Właściciel
- Tak jest - odparł mężczyzna, chyba z przyzwyczajenia, po czym wysiadł i ruszył do domu, nie oglądając się za siebie.