Amyklej to stolica Spartens, a zarazem dżunglowa planeta. Choć Spartens istnieje od wieków, to nadal ponad połowa planety pozostaje tajemnicą dla jej mieszkańców. Choć nie ma tutaj ludów koczowniczych, to dzikie zwierzęta i flora sprawiają, że mury stolicy muszą być pilnowane zawsze. W sumie, po to też są Eliminatorzy. Sama stolica przedstawia się w bardzo ciekawy sposób. Otóż nie jest to tylko jedno miasto wbrew pozorom, ale sieć miast połączona ze soba drogami prowadzącymi przez dżunglę. Jeżeli uda się założyć jakieś miasto gdzieś dalej, to w następnej kolejności stworzy się drogę tam prowadzącą i osłoni się ją tak, żeby dzikie zwierzęta nie zagrażały cywilom. W sumie, to dość zabawne nazywanie jakiegokolwiek Spartensa cywilem. W końcu każdy tutaj ma swoją służbę wojskową i umie posługiwać się bronią.
Samuel przybył do Amyklej. Tylko załatwić sprawy i zgodę na lądowanie, by móc odebrać towar.
Właściciel
Akurat zgodę na lądowanie uzyskałeś bez problemu, więc pani pilot zaczęła podejście. Tak, sama bo Wasz drugi pilot zbytnio wczuł się w grę, zwłaszcza tę część, kiedy staje się na polu z kieliszkiem.
To było ulubione pole wielu graczy. Czekał aż wylądują.
Właściciel
Wbrew pozorom, nie było to jakieś szczególnie trudne, więc zaraz Wasza kanonierka osiadła bezpiecznie na lądowisku.
-Czas wolny, pięć godzin. Ewentualnie was powiadomię o zmianach.
Właściciel
Wszyscy, poza schlanym pilotem, przytaknęli i ruszyli do wyjścia.
Zwrócił się do niego.
-Nie sprzedaj Samuela za butelkę jakiegoś trunku, dobra?
Opuścił pokład i się rozejrzał.
Właściciel
Wylądowaliście w jednym z mniejszych miast na planecie, oczywiście otoczonym dżunglą, no bo jakby inaczej?
Zawsze dobry dopływ tlenu. Ruszył do magazynu Re-5646.
Właściciel
Znalazłeś go, oczywiście był strzeżony przez dwóch uzbrojonych strażników, ale chyba bardziej dla szpanu, niż z konieczności ochrony jego zawartości przed złodziejami.
Właściciel
- Kogo? - spytał strażnik, wyraźnie młodzik, sądząc nie tylko po wieku, ale i randze i ewentualnym czasie służby.
-Monroe. Egzekutor i ten, który przydziela towar dla przemytników Sojuszu.
Właściciel
- Wyjechał. - odparł drugi strażnik, gdyż załapał o co chodzi, w przeciwieństwie do swego kompana, który wciąż łączył wątki.
-Czyli jest jego zastępca?
Właściciel
- Jest. - potwierdził i pozwolił Ci wejść do środka.
Wszedł do środka i się rozejrzał.
-Flips?
Właściciel
Nikt taki Ci nie odpowiedział, a właściwie to nikt Ci nie odpowiedział.
-Szkuner 12 przybył...
Poszukał Flipsa.
Właściciel
//Mógłbyś mi coś więcej o nim powiedzieć czy sam mam się tym zająć?//
Cóż, aktualnie trwał załadunek po drugiej stronie magazynu, więc możliwe że jest właśnie tam.
Tam też się udał.
///Flips - Spartens. Zastępca Monroe. Co ciekawe, ta mała grupka działa legalnie i zajmuje się przygotowywaniem wolnych okrętów do przemycenia środków na planety zagrożone atakiem Federacji, lub bezpośrednio do rewolucjonistów do Federacji. Wiadome, że to drugie jest śmiertelnie niebezpieczne, ale też i lepiej płatne.
Właściciel
Zastałeś tam trzy cywilne frachtowce, na które droidy i ludzcy tragarze ładowali najróżniejsze towary: Pancerze, broń, amunicję, medykamenty, materiały wybuchowe i tak dalej. Pośród tego tłumu dostrzegłeś też Filipsa, który wpatrywał się w swój elektroniczny notatnik, od czasu do czasu coś zapisując lub pokrzykując na resztę.
Podszedł do niego.
-Transport na Hefajstos-6?
Właściciel
Pokręcił głową, nawet nie odrywając wzroku od notatnika.
- Mówią na to Przełom, więcej nie wiem.
-Mam rozumieć, że nie jestem w to wciągnięty?
Właściciel
- Tylko te trzy jednostki, nikt mi nie wspominał o kimkolwiek więcej.
Właściciel
Pokiwał głową i udał się na pokład jednego ze statków, aby tam sprawdzić czy wszystko jest na miejscu.
Właściciel
W końcu sprawdził wszystko, a statki odleciały.
- Więc...? - zagadnął, gdy zmieniły się w malutkie plamki na horyzoncie, aby z czasem zaniknąć zupełnie.
-Odpieram towar z kolejnym zadaniem transportu. Monroe nie powiadomił mnie, że go nie będzie.
Właściciel
- Imię, nazwisko, nazwa jednostki? - spytał i przygotował się do notowania. - Nijak mógł powiadomić kogokolwiek, w środku nocy kazali mu pakować manatki i gdzieś się wynosić.
-Nazwa w tej spółce to Szkuner 12, jednostka Kanonierka typu Anvil o nazwie Samuel, Victor Narin.
Właściciel
- Tak, pamiętam jak Monroe mówił o kimś takim... Towar będzie do odebrania tutaj za godzinę. Do tego zajmij się czymś. - powiedział i odszedł, zapewne aby przygotować wszystko, co potrzebne do załadunku.
-Nie no, spoko.
Poszedł szukać jakiegoś miejsca do siedzenia.
Właściciel
Jedynym co może się do tego nadawać jest jedna z rozlicznych skrzyń, bo ławek lub innych siedzisk brak.
Czyli tam sobie usiadł. Najwyżej pier*olnie.
Właściciel
No, nie pie**olnęło, więc to masz z głowy. Teraz pozostaje czekać.
Czekał więc, sprawdzając również obecność swoich narzędzi przy sobie.
Właściciel
Nikt Ci nic nie ukradł, jeśli o to chodzi.
//To nie jest aby tak, że powinieneś tu podprowadzić swoją kanonierkę, żeby załadować te zaopatrzenie?//
Sięgnął po swój holokomunikator.
Właściciel
Sięgnąłeś po niego, to było coś.
A teraz spróbował połączyć się z jednym z pilotów.
Właściciel
Jeden był niedostępny z powodów oczywistych, ale druga pilot zdołała odebrać.
- Już lecimy?
-Nie, jednak ustawcie maszynę pod magazyn Re-5646.
Właściciel
Zapewne teraz pikowała głową, bo nic innego nie powiedziała i przerwała połączenie, żeby polecieć we wskazane miejsce.
Właściciel
Pewnie musiała pozbierać po drodze resztę zespołu, ale i tak pojawiła się dość szybko, bo w krócej niż kwadrans.
Zawsze najlepsza w drużynie. Uśmiechnął się na tę myśl.