Właściciel
Hejter:
- Telekineza, telepatia i tym podobne. - wyjaśnił dość szczątkowo, jakby nie chcąc ujawniać wszystkiego an raz.
Ninja:
To może być problematyczne, nawet na dolnych poziomach ciężko trafić na przedstawicieli innych ras, z reguły są oni tylko kroplą w morzu obywateli Federacji.
Zygarde:
Nie do końca, bo w połowie drogi coś Cię zatrzymało, a mianowicie usłyszałeś okrzyki z uliczki obok oraz ryki, z czego te drugie zbliżały się w Twoją stronę.
//czy ty używasz jednej z moich bestii przeciwko mnie?//
-Nosz ku*wa.
Każę żonie i droidom wracać biegiem na statek po czym szybki pełznę w jego stronę.
Czekał nadal, niepostrzeżenie odbezpieczył karabin. Wielu pijanych i nierozsądnych stworzeń lubiło się.do niego przesiąść nie wiedząc z jaką rasą mają do czynienia. Rozejrzał się "kamerami" po klubie. Był tak usadowiony, że nikt nie mógł go zajść od tyłu czy zaatakować od flanki. Musiałby z przodu dlatego Rzeźnik miał dobrą widoczność.
Właściciel
Ninja:
Może wielu było kiedy indziej, teraz wszyscy wykazywali wystarczająco instynktu samozachowawczego, żeby nie próbować. Zaś kamery... Po co kamery w takiej spelunie?
Zygarde:
//Oni są dość daleko, jeszcze na lądowisku.//
Pełzniesz więc, lecz może to trochę potrwać, zaś Ty zauważyłeś widok jednocześnie przerażający i komiczny, a mianowicie uciekający w panice tłum przedstawicieli różnych ras oraz goniącą go trójkę Gutkurrów, z czego jeden nie zdołał zatrzymać się na zakręcie, przewracając się i ślizgając. Jednakże dwa pozostałe biegły prosto jak w mordę strzelił, czyli wprost na Ciebie...
Hejter:
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, czyli na naszej kolejnej misji, dla Ciebie zaś pierwszej.
Pozostały dwie minuty. Po tym czasie znikam...
Rzeźnik nadal był czujny jednak karabin już zabezpieczony zamienił na swoje pistolety. Jak zawsze trzymał je na kolanach. W jego głowie rozbrzmiewała wiadomość. Konwój, ochrona, wysoka nagroda...
Pozostały dwie minuty. Po tym czasie znikam...
Rzeźnik nadal był czujny jednak karabin już zabezpieczony zamienił na swoje pistolety. Jak zawsze trzymał je na kolanach. W jego głowie rozbrzmiewała wiadomość. Konwój, ochrona, wysoka nagroda...
- To... Gdzie moge się rozpakować? -
Właściciel
Ninja:
//Nie pomyliły Ci się planety, jeśli mowa o tym zadaniu?//
Hajter:
Wskazał głową na jedne z drzwi.
- Korytarzem do końca, potem w prawo, ostatnie drzwi. Masz godzinę wolnego, potem wracaj tutaj na zebranie.
Poszedł do wskazanego pokoju.
Wyjmuje E-5 i ostrzegawczo strzelam w ziemię tak aby ich nie trafić. Jeśli dalej na mnie biegną wycofując się strzelam.
Właściciel
Hejter:
Mały i urządzony z prostotą: Masz tam łóżko z kompletem pościeli, miniaturową kuchnię z zapasem konserwowanej żywności i butelkowanej wody, okno na świat, szafę, lampkę, stolik nocy i kilka innych mebli. Wybornie nie jest, źle zresztą też nie, w końcu bywało gorzej.
Zygarde:
Strzał tylko zwrócił ich uwagę, więc biegną za Tobą, a właściwie to już zdołały zajść Cię od frontu i tyłu. Tych kilka strzałów, które w nie władowałeś i trafiły, nic nie dały z racji odpornej skóry.
//Wiem że przypadkowa literówka ale stolik nocy skojarzył mi się z jakimś potężnym meblem zdolnym ocalić wszechświat\\
Rozpakował swoje rzeczy i zaczął pilęgnować ostrza jednocześnie patrząc na zegarek by wyjść mniej więcej za 50 minut.
Właściciel
//Potężny artefakt :V//
Jakoś zająłeś sobie ten czas i opuściłeś pokój, kierując się do pomieszczenia, w którym byłeś wcześniej. Poza oficerem, który obecnie grzebał przy holoprojektorze, nikogo innego tam nie było.
Usadowił się na tyle blisko by wszystko słyszeć
//Nope. Liczę na twoją kreatywność.
Właściciel
Ninja:
Czas już nadszedł, pora ruszać. Choćby po to, żeby znaleźć kogokolwiek odpowiedzialnego za te zadanie.
Hejter:
- Słyszałeś o kolonii górniczej na planecie Sleeth? - spytał wreszcie porucznik, kiedy tylko wyeliminował usterkę w urządzeniu.
Właściciel
- Nic dziwnego, teraz też o niej nie usłyszysz. - wyjaśnił i głos wyraźnie mu posmutniał. - Kontakt urwał się z nią jakieś dwa tygodnie temu, dwie wysłane ekipy ratunkowe nie wróciły, a my podejrzewamy najgorsze, zwłaszcza, że placówka znajduje się dość blisko Klendathu i przestrzeni Pluskwo-Pajęczaków.
- Więc nie zappwiada się nic przyjemnego -
Właściciel
- Ale ustalić wszystko trzeba, a skoro inni nie podejmowali, my musimy odwalić całą robotę sami. Ewentualnie dostaniemy wsparcie kilkunastu żołnierzy, ale niewiele więcej.
Wzruszył ramionami - W końcu do czegoś się ruszę a nie tylko treningi na tej zapyziałej planecie -
Właściciel
- Jeśli uważasz Hofrion za zapyziałą planetkę to zmienisz zdanie, gdy wylądujemy tam. Poza tym lecimy za kwadrans, więc lepiej się przygotuj.
Przytaknąl i poszedł do swojego pokpju po broń. Po czym wrócił.
Właściciel
Wskazał ręką na tylne wyjście, samemu kończąc pakować ekwipunek.
Poszedł do tylnego wyjścia
Właściciel
Zastałeś tam coś na wzór małej platformy lądowniczej, na której stał Wasz środek transportu - Kanonierka Anvil, która jednakże była tak intensywnie zmodyfikowana, że dobrą chwilę zajęło Ci upewnienie się, że to rzeczywiście ten pojazd.
Wszedł przez wskazane wejście i rozsiadł się gdzie mógł.
Właściciel
Trafiłeś na przedział pasażerski, w którym poza sterczącymi ze ściany i podłogi siedzeniami wraz z dodatkowymi uprzężami bezpieczeństwa, nic nie było. No, może resztą ekipy z wyjątkiem dwóch osób, które zapewne zajęte były procedurami przedstartowymi w kokpicie.
Wstał z krzesła i ruszył do wyjścia, nie miał czasu na zabawy.
Właściciel
A nikt nie miał tyle odwagi żeby Cię zaczepić lub w jakiś inny sposób uniemożliwić opuszczenie lokalu, tak więc na spokojnie dotarłeś do wyjścia, a później także na ulicę.
Usiadł na wolnym miejscu i zapiął pasy. Korzystając z wolnej chwili sprawdził swoje wszystkie organy i przygotował je na wzmocnienie gdy już wylądują.
//zią myślałem że mój symbiont bydzie mieć osobowość\\
Ruszył do umówionego miejsca spotkania szybkim krokiem. Jego oczy rozglądały się uważnie na wszystkie strony
Właściciel
Hejter:
//To Twój symbiont, jak powiedziałeś, więc dla mnie to on może mieć nawet ADHD.//
Z pewnością trochę Wam to zajmie, bo Wasz cel znajduje się na Zewnętrznej Rubieży, teraz zaś jesteście w Jądrze. Można jakoś wykorzystać ten czas, na przykład na rozmowę z jednym z wielu innych członków jednostki specjalnej.
Ninja:
Dostrzegłeś wiele, ale nic, co mogłoby Ci zagrażać. Gdy dotarłeś na miejsce, trafiłeś na sporą grupę droidów policyjnych, droidów pościgowych, funkcjonariuszy lokalnych służb bezpieczeństwa i żołnierzy Centralnych Oddziałów Bezpieczeństwa, którzy zabezpieczali teren, gdzie miało znajdować się miejsce spotkania z Twoimi współpracownikami oraz sami współpracownicy. Obecnie były tam ruiny, szczątki wszelkiej maści i wiele trupów.
- Zagrożenie... wysokie... Ewakuacja jest najlepszym planem..
Ruszył szybko do doków, nie ma po co ryzykować dla martwych, którzy nie mogą mu zapłacić.
Rozsiadł się wygodnie i przespał.
Właściciel
Ninja:
//Doków? Coś Ci się aby nie pomyliło.//
Wszyscy byli zajęci swoją robotą i nawet nie zauważyli Twojego przybycia, więc sprawnie opuściłeś zagrożony rejon.
Hejter:
//Zlałeś ich ciepłym moczem, wiesz? :V//
Obudziło Cię szarpnięcie, które sugeruje, że kanonierka albo weszła, albo wyszła z nadprzestrzeni.
//Wiem :3\\
Rozglądnął się wokół.
//DOki, inaczej port kosmiczny, tam gdzie statki kosmiczne robią wziu... wziu... //
Szedł dalej spokojnie, w jego mózgu za to obliczenia sytuacji wirowały z zawrotną prędkością.
- Najlepiej będzie opuścić tą planetę, zaciągnięcie się do załogi jakiegoś statku będzie najlepszym wyjściem.
Właściciel
Ninja:
//Czyli port kosmiczny, kosmoport, lądowisko. Doki służą do budowy i/lub naprawy okrętów gwiezdnych.//
Bez problemu trafiłeś na pierwsze z lądowisk, gdzie stało kilka statków, a wszystkie były różnego rodzaju statkami transportowymi, czyli frachtowcami.
Hejter:
Nic ciekawego... Chociaż nie! Mieliście stół do partyjki holograficznych szachów i do gry w karty (także holograficzne lub też zwykłe).
Zaczął szukać rekrutanta. Powinno być ich przynajmniej kilku. Nadal był w trybie gotowości bojowej ale nie pokazywał tego.
Rozejrzał się co robią inni.
//ges aj wil daj//
Próbuje wytworzyć magią ognia coś w rodzaju bariery dookoła siebie
Właściciel
Ninja:
Niezbyt, właściwie nie było żadnego, bo po co dodatkowa załoga, jeśli ma się pełen skład osobowy? Żeby dzielić zyski na jeszcze mniejsze części?
Hejter:
Wielkolud i kobieta poszli do kokpitu, oficer i inni członek oddziału zajęli się szachami, a dwóch innych umilało sobie czas kartami.
Zygarde:
Było to jak skazanie się na pewną śmierć, bo o ile handlarze i kupcy innych ras są jakoś tolerowani, jeśli tylko przylatują i odlatują, to Magów już zabija się raczej na miejscu. Więc w sumie dobrze, że się nie udało, zwłaszcza, gdy jeden z biegnących za Tobą potworów padł martwy z bełtem między czerwonymi ślepiami.
Staram się strzelać do reszty potworów
Właściciel
Nie dałeś rady ich zabić, ale odwróciłeś ich uwagę na tyle skutecznie, aby tamten kusznik skończył sprawę i zabił wszystkie.
Odwracam się w stronę tamtego kusznika
Właściciel
Uzbrojony był w kuszę produkcji Colta i wyglądał na wyjętego z innej epoki: Człowiek odziany w pancerz wyglądający na posklejany z elementów występujących w całej galaktyce, do tego nałożony miał na siebie długi, czarny płaszcz z kapturem, przy pasie dzierżył dwa długie noże, a także kołczan pełen bełtów na plecach. Ruszył w Twoją stronę, a tak przynajmniej Ci się wydawało, gdyż minął Cię i uklęknął przy największym potworze, aby kilkoma r*chami dłoni i noża pozbawić go jednego z licznych kłów, który schował do sakiewki przy pasie.