- Jesteśmy na kompletnym zadupiu, nie bądź tak pesymistyczny.
Właściciel
- Niby tak, ale... Zresztą, może masz rację i niepotrzebnie szukam dziury w całym? Ale gdybyśmy się tu już przeprowadzili, to co, gdyby pojawili się inni ludzie?
- Założymy osadę, nie wiem, jest tu przecież dużo miejsca.
Właściciel
- Ale nie każdy z tych ludzi musi być nastawiony przyjaźnie.
- Wtedy to już jego problem. Gdzie tak właściwie idziemy?
Właściciel
- Skoro mamy całe miasto dla siebie, to może do baru? Kto wie, może inni nie zdążyli jeszcze osuszyć całych płynnych zapasów?
- Mi się tam podoba taki pomysł.
Właściciel
I tak też weszliście do baru. Przed apokalipsą musiał być pewnie o wiele przytulniejszym miejscem, teraz pełno tu było porozrzucanych i zniszczonych mebli, a po całym budynku roznosił się wymieszany ze sobą odór odchodów i gnijącego mięsa.
Zaczął przeszukiwać szafki i półki za barem.
Właściciel
Znalazłeś wiele butelek, ale prawie każda była albo pusta, albo potłuczona, albo jej zawartość śmierdziała tak, że prawie maskowała inne typy odoru w tym miejscu. Na szczęście pomiędzy tym odnalazłeś dwie małe buteleczki wódki, obie o smaku cytrynowym, które uwielbiali wszyscy lubiący popić, a nie mogący robić tego w pracy, więc kupowali coś takiego i chowali do kieszeni, żłopiąc od czasu do czasu po kryjomu.
Więc zabieram je ze sobą.
- Jest wódka, sprawdzę jeszcze magazyn. - Jak powiedział tak zrobił.
Właściciel
A w środku ciemność i odór jeszcze większy, niż poprzednio. Cokolwiek tak cuchnęło, było właśnie tutaj.