- Przyjmiemy go jak na gościa przystało, co? Tak szczerze, to wszystko co nie chce nas zaje**ć i myśli, jest moim przyjacielem. - dopił herbatę. - Ktoś się orientuje, która godzina?
Właściciel
- Na pewno wieczór... Osiemnasta lub dziewiętnasta, może później.
- Zjem coś i pójdę spać, a wy?
Właściciel
- Ja podobnie. - odpowiedziała Daniła.
- Ech, wezmę chyba pierwszą wartę.
Więc poczekał aż jego koledzy zrobią kolację, zjadł i położył się spać.
Właściciel
Wyspałeś się aż do ranka, bowiem to Daniła wzięła drugą wartę, z tego też powodu obecnie spała, podczas gdy Ty i Sergiej byliście już na nogach.
//Daniła to facet//
- Dzień dobry. - wstał i przeciągnął się - Coś ciekawego w nocy?
Właściciel
//Co do ch*ja?//
- Jakieś pojedyncze ryki, ale naoglądałem się w życiu tyle horrorów, żeby nie próbować sprawdzić, co je wydaje.
- Psy, wilki, albo trupy. Jeden ch*j, nienawidzę wszystkich.
Podszedł pod zbiornik z wodą i się napił.
Właściciel
Woda jak to woda, nic wielkiego, ale chociaż gasiło pragnienie.
- Obstawiam to ostatnie... Grunt, że nikt nie zauważył naszego ogniska. - powiedział, mając na myśli zapewne to, które rozpaliłeś, aby pozbyć się zwłok Zombie oraz nie tyle potwory, które mogłyby to dostrzec, ale innych ludzi.
- Pewnie wszystkich wybił, ten cały podróżnik czy jak mu tam.
Wzruszył ramionami i poszukał czegoś do jedzenia.
Właściciel
- Zombie tak, ludzi raczej nie.
Menu od wczoraj zbytnio się nie zmieniło, to głównie te same konserwy i inne takie.
Konserwa zawsze lepsza niż nic.
- Pewnie jesteśmy jedynymi ludźmi w okręgu 500km.
Właściciel
- Uważasz, że na świecie jest aż tak źle?
A i owszem, zwłaszcza że ta wyglądała całkiem obiecująco, smaczne mięso z puszki i te sprawy.
- Widziałeś co się działo kiedy byliśmy w mieście. Przeżyli pewnie wojskowi i ci co uciekli do lasu.
To nie tak że mam większy wybór.
Właściciel
- Może i tak, ale podobno na Grenlandii utrzymuje się wielu ocalałych, tak jak na Madagaskarze albo w kilku krajach Europy... Mówi się, że ludzkość dalej walczy.
- Zapomniałeś, gdzie jesteśmy? Nikt nie ma interesu się tutaj zapuszczać.
Właściciel
- A może ktoś właśnie postanowił się tu zapuścić z tych samych powodów co my, ale nie wpadł na to, że ktoś znajdzie się tu szybciej?
- Może i tak, wolałbym żeby tak nie było.
Odstawił jedzenie, odpalił papierosa.
Właściciel
Udało Ci się zaciągnąć starym, dobrym tytoniowym dymem, jak za dawnych czasów.
- Ech, czasem myślę, że jak tu tak będziemy siedzieć, to nawet się nie dowiemy, że ten syf się skończył.
- Czyli co, chcesz iść? Może jeszcze do jakiegoś miasta? - parsknął. - I co potem? Co jak znajdziemy tylko jakieś chodzące zwłoki?
Właściciel
- Najbliższe miasto w okolicy to chyba dobry pomysł na początek, prawda?
Właściciel
- Niedługo zapadnie zmrok, więc pewnie najszybciej jutro.
- Mi tam pasuje, pali się w piecu jeszcze?
Właściciel
Skinął głową na potwierdzenie, ale dla pewności dorzucił tam nieco drwa.
Właściciel
//To była wypowiedź postaci, myśl, czynność czy co?//
Właściciel
Pokrzepiłeś się i nieco poprawił Ci się humor. Normalnie żyć i nie umierać, a jak już, to nie wstawać. Tak czy siak, bez Zombie w okolicy spokojnie przesiedzieliście resztę dnia i przespaliście całą noc. Teraz wypada powziąć coś odnośnie tego wypadu do miasta.
- To co bierzemy? Ja myślę, że broń, jedzenie, wodę i w sumie starczy skoro wrócimy. Trzeba miejsce zostawić na fanty.
Właściciel
- Mam nadzieję, że coś się trafi. - potwierdził Sergiej. - Wybierzmy się we dwóch, ktoś powinien zostać i mieć oko na naszą posesję, co nie?
- A co, zombie nas okradną? Ja myślę, że lepiej iść we trzech.
Właściciel
- To inni ocaleli zabili tamte Zombie, a nie wiemy, jakie mogą mieć wobec nas zamiary, więc lepiej ich nie kusić w ten sposób.
Właściciel
Skinął głową i sprawdził swój ekwipunek, a następnie wyszedł na zewnątrz, gdzie na Ciebie czekał.
Właściciel
Ruszyliście naprzód, po jakimś czasie znaleźliście się na tyle blisko miasta, aby ocenić, że pozornie wygląda tak, jak dawniej, tylko, że jest tam o wiele ciszej, co jednak pewnie nie oznacza, że również spokojnie. Pocieszające jest to, że nie widać hord Zombie szlajających się po ulicach, więc pewnie jest ich tu niewiele.
- To gdzie teraz? Ty dowodzisz.
Właściciel
- Jesteś pewien, że widzisz mnie w tej roli?
- No ja się tutaj nie pchałem.
Właściciel
- No dobra, chyba masz rację. Nie widzę nigdzie większych grup Zombie, więc proponuję pójść do miasta jak najszybciej, zbadać je, sprawdzić, co może nam się jeszcze przydać, i uciekać z powrotem do chaty. Co Ty na to?
- Może być, to idziemy. Ty prowadź.
Jazda.
Właściciel
Fakt, że idąc pustymi uliczkami, nie napotykaliście żadnych Zombie, z jednej strony trochę cieszył, ale z drugiej niepokoił, bowiem coś lub ktoś musiało stąd te Zombie wykurzyć lub wybić wszystkie do nogi.
- Fajnie tu, cicho i spokojnie. Może się tu przeniesiemy?
Właściciel
- A nie martwi Cię ta cisza i spokój? Bo mnie cholernie.
- Przecież jak wszystko ch*j strzelił to wszyscy wyjechali, no nie?
Właściciel
- Albo zginęli. Ale i tak powinno roić się tu od Zombie, a ja nie widzę do tej pory prawie żadnego.