Marcus czekał 20Km od miasta wraz z calym obozem najemników, lada dzień miał przybyć szef z nowym zadaniem. Tymczasem Mężczyzna zabijał czas ostrząć swą halabardę.
Właściciel
W sumie tak sobie czekałeś z resztą zgrai, do czasu aż do waszego obozu nie wparowali jak poparzeni kilku z waszych, konkretniej nie tak dawno wysłani zwiadowcy. Ty jednak sobie przypomniałeś, jak wychodziło z obozu kilkoro więcej. Reszta zaraz zaczęła skrzykiwać się, tak samo i szef wyszedł ze swojego namiotu, najwidoczniej nieco zdenerwowany stratą swoich ludzi.
-Zebrać się ku*wa, wszyscy!- Zakrzyknął zaraz chcąc ogarnąć ten burdel.
Właściciel
-Derry, raport!- Powiedział w stronę dowódcy grupy zwiadowczej.
-Panie, orkowie zapuszczają się coraz bliżej miasta, nie było ich co prawda tak wielu, jedynie pewnie jakaś grupa do rozróby czy patrolu, ale wypada ich skasować, dobrze płacą za ich łby w mieście.
-No i do tego ku*wa zmierzamy, policzyliście ilu ich było chociaż?
-No tak co najmniej z tuzin, ale nie poszli się przegrupować.
-No to kto się ku*wa zgłasza na rozje**nie paru orkowych łbów?!- Powiedział, a zaraz odpowiedział mu na to las rąk jego ludzi, ale czy też ciebie?
Podniósł w góre dłoń i zakrzyknął.
Właściciel
-No i to rozumiem chłopy!- Powiedział jeszcze z szerokim uśmiechem, a następnie wyciągnął swój miecz oraz tarczę i powiedział do zwiadowcy. No to prowadź tam gdzieście ich ostatnio widzieli.- Dodał, a tamten zaraz ruszył z obozu tak jak przy okazji sporo osób w obozie.
Poszedł posłusznie za nimi.
Właściciel
Po kilkunastu minutach drogi natrafiliście na kilka dosyć mocno pokiereszowanych ciał, łatwo było się domyślić, że należały do waszych zwiadowców.
-Ku*wa... Derry, z chłopcami poszukajta śladów tej zielonej hołoty.- Powiedział, a zwiadowcy zaraz wzięli się za rozglądanie po pobojowisku. Po chwili zaraz wrócili i wskazali kierunek dalszej drogi. Idąc za resztą zauważyłeś jeszcze martwego orka, sku*wiel wyglądał jak półtorej ciebie, więc może to nie być łatwa walka.
Nie zrażony tym parł dalej na za swoją drużyną.
Właściciel
Ślady orkowych stóp zaprowadziły was kawałek drogi od kilku wbitych obok siebie skórzanych namiotów, nie wyglądają na ludzkiej roboty, więc zapewne wiecie co można tam zastać.
-Dobra chłopaki, nie będziemy tam wchodzić na pełnej ku*wie, dlatego też trzeba podejść do tego jakoś mądrze...Derry i Aldhur, dowodzicie flankami. Zbierzcie sobie kilku, a główna siła uderzeniowa idzie ze mną, mamy ich na sobie przytrzymać, gdy reszta ich zajdzie i wybije od boku.
Morik oderwał plecy od ściany jednego z zaułków, uznając że czekanie tu na kogokolwiek, kogo mógłby skroić jest bezsensowne, więc rozprostował kości i ruszył ku wyjściu z ciemnej uliczki wprost na jeden z licznych miejskich targów. Chwilę później poprawił dość ostentacyjnie swą wypchaną kamieniami sakiewkę, a następnie ruszył wprost w tłum, wypatrując wszelkich okazji do zarobku.
Przygotował się by wykonać podane mu rozkazy, czekał bo wydawało mu się, że będzie walczył w pierwszej linii.
Właściciel
Kuba:
W sumie takich okazji jest zawsze jak na zawołanie, ale to samo przyozdabiają kłopoty w postaci pojedynczych strażników na obrzeżach targowiska, ale z pewnością doświadczony złodziej ulotni się stąd nim właściciel dowie się o tym, że coś stracił. Z dostępnych sposobów na zarobek była przede wszystkim kradzież kieszonkowa pospolitych mieszkańców, a tą bardziej zaawansowaną zabieranie rzeczy ze stoisk z mnóstwem ludzi... Ostatecznie może też zabrać jakiemuś "niewidomemu" kilka miedziaków.
Hejter:
No i tu się nie pomyliłeś, tamci wraz ze swoimi grupkami ruszyli na swoje stanowiska, a wasza grupa postanowiła dać o sobie znać poprzez to, że wasz dowódca wystrzelił z kuszy w jeden z namiotów, a po krótkiej chwili wasza grupa usłyszała wrzask orka, który zaraz poprzedziło wyjście całej wku*wionej bandy przed namioty i ustawienie się w byle jakim szyku, orków było wyjątkowo sporo, bo aż szesnastu, na szczęście wasza linia miała przewagę dwóch ludzi włącznie z tobą, niestety nie ułatwia to zbytnio waszych szans.
Tak więc zaczął wypatrywać pośród ludzi w tłumie sakiewek, acz niezbyt pękatych, aby nie zaalarmować zbytnio ich właścicieli oraz zmniejszyć minimalnie szanse na to, że spróbują zaalarmować straż, w końcu mogą nic nie zauważyć, tudzież zwyczajnie nie przejmą się tak małą stratą.
Właściciel
A więc niech będą ci średniozamożni, a takich tu w sumie najwięcej, przeważnie się wykłócają o ceny towarów lub chodzą ściśnięci do siebie od straganu do straganu.
W takim razie ruszył w miarę dyskretnie do najbliższego z tych kłótliwych, dobywając po drodze sztyletu i chowając go pod ubraniem. Przechodząc obok spróbował przeciąż rzemyk wiążący sakiewkę z pasem ofiary, a później złapać ją drugą ręką i schować ją pod ubranie, zaś sztylet na miejsce.
Właściciel
Na szczęście było na tyle głośno, a mężczyzna był na tyle zażarty w swojej rozmowie, że nie zauważył straty swojego dobytku.
-15 miedziaków za kilka kawałków suszonego mięsa, chyba sobie ku*wa kpisz!- Krzyknął okradany.
-A jak ci moje ceny śmierdzą, to całuj psa pod ogon.- Orzekł kupiec i kazał mu gestem ręki wypi***alać, to chyba dobry czas, by samemu też to zrobić.
Tak też zrobił, ponownie nurkując w bezpiecznym, gęstym tłumie. Krążył tam kilka minut, a później skierował się do jakiejś bocznej uliczki, najlepiej pustej, aby tam w spokoju przeliczyć łup.
Właściciel
-Noż ku*wa już drugi raz w tym tygodniu!- Usłyszałeś znajome krzyki, już po zanurkowaniu. Po ukryciu się i przeliczeniu łupu doliczyłeś się 37 miedziaków.
Całkiem przyzwoicie. Uznał, że jeszcze jeden lub dwa takie strzały tego dnia pozwolą mu zrobić sobie wolne aż do jutra, a więc znów wrócił w tłum i spróbował obrobić identycznie innego mieszczanina czy mieszczankę, również z tych, którzy wykłócają się na targu, ale jak najdalej od miejsca poprzedniej kradzieży.
Właściciel
Teraz powstało dosyć znaczące utrudnienie, ponieważ wcześniej obrabowany i wkurzony mieszczanin skrzyczał kilku strażników i ci teraz w miarę zaczęli patrolować targ.
W takim razie opuścił rynek, nie chcąc zbytnio kusić losu, kierując swe kroki do jednej z podrzędnych karczm, a więc raju dla mętów jego pokroju.
Właściciel
No i szybko skierowałeś swe kroki ku dobrze ci znanej karczmie "Psi zad". Tam jak zwykle uraczył cię zapach taniego alkoholu i innych ludzi.
Niemalże jak zapach domu, choć służąca w tej roli ulica czasem pachniała gorzej... Niemniej, od razu ruszył do lady śmiałym i pewnym krokiem, acz mając innych bywalców karczmy na oku.
Właściciel
Tutaj raczej jeden drugiego nie okradnie, traktujecie się tutaj nieco jak rodzinę, ale nikt nie mówił o okładaniu sobie pyska... No, ale bezpiecznie dotarłeś do karczmy, a ciebie jak zawsze przywitał jednooki karczmarz Samson.
-Łowy udane, co?- Spytał rechocząc krótko.
Również się zaśmiał i jednocześnie poklepał wiszącą u pasa sakiewkę, tym razem tę z monetami, odpinając ją od paska.
- A jakże! A nie ma to jak uczcić sukces chwilą odpoczynku, ciepłą strawą i kuflem piwa. - powiedział, kładąc swoją zdobycz na ladę, aby móc od razu za wszystko zapłacić.
Właściciel
-A na to rzecz jasna jak zwykle starczy, to co na ciepło podać?- Spytał od razu biorąc drewniany kufel i zalewając go złocistym napojem.
- Mięso i sos, a do tego jakieś ziemniaki, kaszę czy co tam innego masz do zapełnienia żołądka.
Właściciel
-Krucho z pyrkami, zatem będzie z kaszą.- Rzekł, po czym udał się do kuchni zostawiając piwko na ladzie, po czym zaraz wrócił. No, Zdenek już zaczął gotować, więc za jakiś czas powinno być gotowe.
- Ile się należy? - zapytał, biorąc do ręki kufel i upijając solidny łyk piwerka.
Właściciel
-A jeno dwadzieścia miedziaków.- Rzekł prosto i oparł się łokciem o ladę.
Uznał, że w sumie dziś może pozwolić sobie na taki wydatek, a więc wyłuskał z sakiewki odpowiednią kwotę.
- A jakiś pokój na jedną noc?
Właściciel
-A to już pięć miedziaków i można spać do woli, a przynajmniej do następnego dnia.
Położył odpowiednią ilość monet na ladzie, a później czekał, zarówno na kluczyk do pokoju i ewentualne informacje o tym, jak do niego dotrzeć, jak i na zamówiony posiłek.
Właściciel
Ten zaś zdjął jeden z kluczyków z haczyków na ścianie za nim i ułożył go na ladzie, miał dołączony drewniany brelok z wyrytą liczbą 3.
-Tam o, za ścianą jest korytarz, a tam pokoje.- Powiedział, a zaraz wyszedł z kuchni łysy grubasek z twoim posiłkiem, który ułożył zaraz obok klucza. No wreszcie, Luigi. Teraz do roboty!- Powiedział i pognał go ręką z powrotem do kuchni.
//Pewnie ta robota polega na ratowaniu księżniczek, walce z grzybkami i czyszczeniu rur?//
Skinął im głową, a później usiadł przy jednym z wolnych stolików, plecami do ściany, i zaczął jeść, popijając to od czasu do czasu piwem. Rzecz jasna zabrał również ze sobą "swoją" sakiewkę i kluczyk wraz z breloczkiem.
Właściciel
//A to już w wolnych chwilach//
Posiłek z pewnością był całkiem sycący, a mięso smakowało też w sumie całkiem nieźle jak na taki lokal, brakowało tylko nieco jakiegoś towarzystwa, ale nie było to aż tak potrzebne.
Co racja, to racja, ale może z wyjątkiem tego fragmentu o tym, że nie jest tak potrzebne, bo przyda się zawsze, ale cóż.. Oddał naczynia karczmarzowi i poszedł sprawdzić swój pokój.
Właściciel
No do największych wygód to on nie należał, przynajmniej łóżko było czyste i nie było żadnych robali, a to duży plus!
Zdecydowanie, wszy to najgorsze ścierwo jakie nosiła ulica. Niemniej, po sprawdzeniu swego lokum zerknął również na godzinę, a dokładniej to ile pozostało mu jeszcze do zmroku.
Właściciel
Tarcza słoneczna jeszcze znajdowała się całkiem wysoko, trochę zostało do spania.
Uznał, że nie ma co spędzać tego czasu bezproduktywnie, bo tak się nie zarabia, a więc zamknął pokój na klucz, schował go do kieszeni i wyszedł z karczmy.
Właściciel
No i tak sobie stanąłeś przed karczmą, a tam przywitał cię typowy widok, wyrzucanie jakiś odpadów na bruk, śmierdzący żebracy i jacyś mniej biedni mieszkańcy patrzący na to z obrzydzeniem.
Oparł się o ścianę niedaleko wejścia, przyglądając się owym "mniej biednym," nasłuchując ich rozmowy i próbując wywnioskować coś z tego wszystkiego.
Właściciel
Rozmów to raczej nie było, zwyczajnie byli trochę zmuszeni do przejścia przez ten rejon, a tak to jedynie patrzyli z pogardą na żebraków.
Niewiele ma do stracenia śledząc ich, tak więc to uczynił, wypatrując jednocześnie u nich jakiejś broni, kosztowności, oznak, że mogą być Magami albo czegoś w tum guście. No i oczywiście wypatrywał, czy aby nie skręcili w jakąś ciemniejszą uliczkę.
Właściciel
Niestety nie, były to tylko zwykłe szaraki jedynie z jakimiś miedziakami przy duszy, takim to chyba nawet ciężej, niż żebrakom. O ile większość za broń o ile już jakąś miała, to używała krótkich noży, trafił się jedynie jeden lepiej wyposażony w młot jednoręczny, miał w sumie nawet kamizelkę z ćwiekowanej skóry i kilka umocnień kolczych, zdecydowanie był to jakiś najemnik lub inny wojak.
W takim razie ruszył na poszukiwania innych frajerów do ograbienia, tym razem kręcąc się po ciemnych uliczkach, aby ostatecznie wrócić na targowisko i z ubocza wypatrywać kogoś, kto się w takie zaułki zapuści. Jeśli nikogo takiego nie było, ruszył do jakiekolwiek z lepszych karczm, urżnięto z reguły prościej okraść, niż trzeźwego.
Właściciel
Raczej nikt nie zapuszcza się z targu do ciemnych uliczek, tak samo jest jeszcze za wcześnie, by pijaków szukać przed czy też w karczmie.