Wielka szkoda, oj wielka... Cóż, tak więc pora poszukać tablicy ogłoszeń i sprawdzić, co też się tam znajduje, w końcu nie samymi kradzieżami człowiek może wyżyć, nie?
Właściciel
Tutaj raczej wiedźmina szukać nie będą, bo były co najwyżej ogłoszenia w sprawie stałej pracy jako jakiś czeladnik, sprzedaży jakichś rupieci czy też nawet jedno ogłoszenie towarzyskie.
Czyli nic dla niego, a wielka szkoda... Rzucił jeszcze okiem na ostatnie ogłoszenie i ruszył na rynek, sprawdzić jak tam ruch i ewentualna aktywność strażników.
Właściciel
//Jedna z najzabawniejszych rzeczy jaką czytałem.//
Było to ogłoszenie o pewnym miejskim krasnoludzie...
"Drogie panie, będę szczery. Jestem niski, szczerbaty i lekko łysawy. Tańczyć nie umiem, elokwencją nie zaimponuję. Zdarza mi się beknąć przy stole, czasem wypiję za dużo, a i groszem zanadto nie śmierdzę. Zważcie jednak na to, że wołają mnie Thorin Stalowa Dzida i jest to, nieskromnie powiem, przydomek jak najbardziej zasłużony. Chętne panie proszę o wysłanie bileciku wizytowego. Zjawię się niechybnie, wyperfumowany i z bukietem kwiatów."
Zaś na rynku prawie tak jak wcześniej, tylko zważywszy na gorąc to lepiej rozkręca się ruch przy stoisku jednego z mężczyzn. O dziwo każdy w kolejce ma swój własny napój czy to alkoholowy czy też nie, zdaje się tamten mężczyzna schładza ich trunki, nawet straż stoi w tej kolejce przez co mniej obszarów jest pilnowanych.
Pora więc zrobić z pogody swego sojusznika i ruszyć na łowy do tych niepilnowanych części rynku, kradnąc sakiewki w ten sam sposób, co wcześniej.
Właściciel
Dorabianie się jak na razie idzie całkiem dobrze, ograbiłeś już w sumie dwie sakiewki i nikt cię nie przyłapał, może warto na tym zakończyć dzień i nie kusić losu, bądź też dalej ryzykować?
Najpierw przeliczył swój nowy łup i przerzucił go do własnej sakiewki z resztą miedziaków ukradzionych za pierwszym razie, aby mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, ile ma teraz przy sobie pieniędzy.
Właściciel
Wliczając w to pozostałe miałeś już czterdzieści dwa miedziaki, na dzisiaj już nocleg opłacony, brzuch pełny... Czego chcieć więcej?
Tak właściwie to wyrwania się stąd... Aaa, że na chwilę obecną? No to już nic, więc klucząc uliczkami ruszył w kierunku karczmy, w której to miał wspomniany już pokój, rzecz jasna zatrzymując się dłużej na parterze... Może zawitał ktoś nowy bądź ciekawy?
Właściciel
Niestety do tej karczmy przychodzi tylko stała klientela w postaci szemranych mord i niekiedy żebraków, których stać na cokolwiek.
A więc jak tam szemrane mordy?
Właściciel
Stara gwardia trzyma się jeszcze w ryzach, chyba tylko Mały Joe nabawił się nowych siniaków i śladów bata na plecach, tak to wszystko inne w normie.
Nie miał w sumie zbytnio ochoty na rozmowę z nimi, więc ruszył w kierunku swego pokoju, ale w ostatniej chwili dosiadł się do Joe.
- Kto Ci przylał tym razem? - zagadnął, wskazując na ślady po bacie i siniaki.
Właściciel
-Kuhrwa, a kto może napi**dalać kradzieja?! Dobrze, że chociaż łap mi nie połamali, z czego miałbym wtedy żyć, nie będę siedzieć ku*wa pod karczmą jak tamte niedojdy i błagać o miedziaka!- Orzekł zdenerwowany, po czym spojrzał na stolik i leżące na nim trzy miedziaki. Niezły, ku*wa, zarobek...- Wymamrotał jeszcze i je**ął pięścią w stół.
Gdyby Morik nie był tak chytry albo gdyby miał chociaż minimalne ludzkie odruchy, to najpewniej rzuciłby nieco pieniędzy na stół, ale tak to jedynie westchnął i powiedział:
- No i co poradzisz? Dopóki będziemy siedzieć w tym bagnie, dopóty nie będzie nam się powodzić i będziemy zbierać razy.
Właściciel
-Ty wiesz gdzie ja musiałem te monety trzymać, by mi ich nie zaje**ła straż? Szczerze, nie pytaj nawet...
- Nie mam zamiaru. - odrzekł, domyślając się przymusowej skrytki swego kompana. Niemniej, skoro rozmowa już się nie kleiła, rozejrzał się jeszcze za kimś, kto mógłby zaoferować mu robotę lub coś w ten deseń. Jeśli ktoś taki był, to dosiadł się do niego, a jeśli nie, to zwyczajnie ruszył do swego pokoju.
Właściciel
Cóż, niestety tutaj goście oferujący robotę nie zawitają, najwyżej ci tylko jej szukający, więc pora najpewniej na sen.
Ano, sen. Uprzednio zamknął jeszcze drzwi kluczykiem i zaryglował jakimś meblem, a następnie odłożył broń tak, aby mieć ją w zasięgu ręki i udał się na spoczynek, aby zacząć nowy dzień w tym pie**olniku.
Właściciel
Śpiąc w takiej okolicy nie ma co liczyć na patrole straży, przez co nocą słychać wszelakie tałatajstwo za ścianami pokoju... Nie ważne czy to krzyki jakiejś mordowanej osoby, odgłosy rozkoszy czy też zwyczajne nocne pie**olenie pijaczyn oraz miejskich osiłków. Nawet zakrywając łeb i zatykając uszy sen z trudem przyszedł ciężko wywalczonym zwycięstwem. Czułeś się jakbyś nie przespał ani chwili, ale w sumie tak idzie się czuć prawie każdego dnia, przynajmniej nie czujesz się zbyt zmęczony.
Lepiej źle spać tutaj, niż nie zasnąć w ogóle w jakimś rynsztoku. Albo zasnąć i nie obudzić się w ogóle... Brrr. Niemniej, Morik zebrał swój ekwipunek i ruszył do głównej sali w karczmie, uprzednio zamykając za sobą drzwi do pokoju.
Właściciel
Kiedy schodziłeś po schodach usłyszałeś krzyki dochodzące z dołu.
-Każesz mi tyle zapłacić za te pie**olone szczyny?!- po sekundzie od tych słów usłyszałeś trzask, a następnie głośne stuknięcie.
Nic dziwnego, nie był to lokal o nieposzlakowanej opinii, ale bandycka nora, bójki były tu na porządku dziennym. Tak czy siak, zszedł na dół i rozejrzał się, gotów odskoczyć, gdyby w powietrzu leciały jakieś kufle, talerze czy inne takie.
Właściciel
Tutaj akurat bójka rozgrywała się tylko między karczmarzem, którego głowa staje się jednością z blatem, a niezadowolonym i barczystym klientem, reszta gości na dole jedynie ogląda w ciszy to co się wyprawia. Zdenerwowany chłop złapał za ubrania karczmarza i przerzucił go przez blat, a następnie puścił, by ten uderzył o podłogę.
-J-j-ja przep-przepraszam, ale nic le-lepszego nie...- wymamrotał jakoś zakrywając twarz dłońmi.
-Milcz, psie.- rzekł, nie dając mu dokończyć, a następnie przeskoczył przez ladę i samemu zaczął przebierać w alkoholach jakie tu serwują.
Kolejna kupa mięcha. Gdzie spryt? Gdzie finezja? - zapytał sam siebie w myślach Morik i zajął miejsce przy jakimś wolnym stoliku, ewentualnie przy jakichś znajomych mordach.
Właściciel
Dosiadłeś się zatem do starej gwardii złodziei, ci przywitali cię skinięciami głowy.
-Twierdzę, że za szybko to nikogo tutaj nie obsłużą.- rzekł nieco ciszej Valdim, pamiętasz go głównie ze wspólnych napaści na cywili, którzy zapuszczali się tam gdzie nie powinni.
- Jeśli w ogóle... Kojarzy ktoś tego mutanta? - zapytał, wskazując ruchem głowy na nowego gościa w karczmie.
Właściciel
-Bulko, niegdyś strażnik, potem został zdegradowany i spie**olony ze stanowiska, od tamtej pory głównie chleje i ogólnie psuje ludziom nastrój... Podobno też bierze udział w jakichś bójkach za pieniądze przez co jeszcze go nie zamknęli w lochu, może sam kapitan często na niego stawia, a ten go nie zawodzi.
- Jest tak głupi na jakiego wygląda czy niekoniecznie?
Właściciel
-Miesiące chlania pozbawiły go jakiegoś bardziej skomplikowanego myślenia, ale aż tak głupi nie jest.
- Może będą z niego ludzie. - skomentował Morik, przyglądając się dalszym postępowaniom przybysza.
Właściciel
-Taki tylko nadaje się do obijania mordy innym, niczego innego.- dodał mężczyzna, obecnie mogłeś oglądać co najwyżej jak zapija się alkoholem, rzecz jasna na przymuszony koszt firmy.
- I tyle powinno wystarczyć. - odparł, a następnie udał się do mężczyzny. Ruszył do niego od frontu, trzymając dłonie tak, aby widział, że nie ma w nich żadnej broni, a więc i złych zamiarów. Później wskazał na krzesło naprzeciwko niego (lub obok, jeśli siedział przy ladzie).
- Można się dosiąść?
Właściciel
-Za darmo tylko ja chleję, czego chcesz?- Powiedział spoglądając tylko raz na ciebie, a potem wracając do swojego wcześniejszego zajęcia.
- Tak się składam, że często tu bywam, a Ciebie widzę tu po raz pierwszy, mocarny przyjacielu. - odparł z uśmiechem i przedstawił się z ukłonem. - Jestem Morik, Morik Łotr, ale mów mi po prostu Morik.
Gdy się przedstawił, usiadł naprzeciwko mężczyzny i milczał przez chwilę, udając, że się nad czymś intensywnie zastanawia.
- Ty jesteś tym sławnym Bulko, prawda? - zagadnął, gdy jego twarz rozjaśniła się w nagłym przypływie zrozumienia, a przynajmniej tak starał się to odegrać.
Właściciel
-Jedyny w swoim rodzaju, czego chcesz?- spytał nieco zadowolony sądząc po uśmieszku tym, że jego sława go wyprzeda, co rzecz jasna dało znak, że dobrze ci szło i raczej nic ci nie zrobi.
- Najpierw chciałbym tylko powiedzieć, że to dla mnie zaszczyt rozmawiać z Tobą... Jak zapewne wiesz, o potężny, Twoja sława Cię wyprzedza i wielu stałych bywalców tej karczmy, w tym ja, słyszało o Twoich wyczynach. Dla wielu z nas jesteś wzorem: Strażnik, który porzucił drogę sprawiedliwości i przyłączył się do naszej bandyckiej braci... Pełni uznania jesteśmy też wobec Twoich wyczynów, w końcu kto inny, jak nie mocarny Bulko, gołymi rękoma pokonałby czterech uzbrojonych strażników, którzy próbowali go zatrzymać? Tak, to zaszczyt. - powiedział i z uśmiechem zakończył monolog, w którym postarał się jak najbardziej połechtać ego osiłka. - Ale poza poznaniem Cię, chciałbym pomówić z Tobą o czymś jeszcze. Zaproponować Ci pewien układ. Współpracę.
Właściciel
Ustawił pomiędzy wami butelkę jakiejś gorzały.
-No... To gadaj czego chcesz.- powiedział, a następnie odkorkował butelkę i po wzięciu sporego łyka podsunął ją w twoją stronę.
Skinął głową i również się napił, ocierając usta wierzchem dłoni i drugą wręczając flaszkę jemu. Oczywiście, upił tylko niewielki łyk, jeśli ktoś miał się schlać w wyniku tej rozmowy, to na pewno nie Morik.
- Jak mówiłem, chodzi o współpracę. Jesteś najsilniejszym i najwytrzymalszym ze wszystkich bandytów, których znam, więc nie ukrywam, że Twoja pomoc byłaby mi bardzo potrzebna. Ja jestem dość cherlawy, ale szybki i zwinny. Inną przewagą, jaką dysponuję, jest to, że zajmuję się takim życiem o wiele dłużej, niż Ty, więc mam doświadczenie. Łącząc nasze zalety możemy osiągnąć więcej, niż gdybyśmy wykorzystywali je osobno.
Właściciel
-Mi tam dobrze się żyje z brania udział w walkach, ale jakby taki mądry jak ty załatwił coś lepszego lub równie dobrego... Pomyślałbym nad tym.
- No dobrze. Jak długo i często będziesz przebywać w tej karczmie?
Właściciel
-Zapewne niezbyt, na drugi raz może już jakich drabów zatrudnić ta klucha.- wskazał swoją głową na leżącego nadal na podłodze karczmarza.
- Więc gdzie będę mógł Cię znaleźć, o mocarny, gdy znajdę odpowiednie zadanie, które przyniesie Ci zysk i satysfakcję?
Właściciel
-Takiego jak ja nie przegapisz w tłumie, ale jak już to udaj się do "Tłustego Knura" i poproś o krwawego kuraka, to hasło do tego by zejść niżej, wieczorem się będę napi**dalał to mądrze obstawiaj, może co wygrasz.
- Nie zapomnę i dobrze wiem, na kogo postawię moje miedziaki. - odparł i wstał od stołu, znów się kłaniając, aby odejść z powrotem do grona swoich kompanów, gdzie zajął opuszczone wcześniej miejsce.
Właściciel
-No, no... Istny teatrzyk, tylko powiedz ty nam po co, ochroniarza sobie próbujesz załatwić?
- Nie każdy problem da się rozwiązać sprytem, zwinnością czy urokiem osobistym. Ktoś taki jak on będzie też wielce przydatny przy jakichś grubszych akcjach.
Właściciel
-Jeżeli będziesz go poił alkoholem i pieniędzmi, to może i tak.
- Od takiego jednego się zacznie, nie od razu Królewską Przystań wybudowano.
Właściciel
-Gorzej jak zaczną się między sobą okładać, ale tak.