Imię: Buenor.
Nazwisko: Fulgur.
Rasa: Krasnolud.
Płeć: Krasnoludy nie mają samic, a ich młode lęgną się w ziemi, kappa. Yyy... Facet, znaczy się.
Pseudonim: Gromowładny, Walimorda, Jednooki, Jednooki Po***, trochę mu się tego nazbierało.
Charakter: Część da się poznać dzięki reszcie rubryk Karty, resztę zaś w grze.
Wiek: Trzydzieści dziewięć lat.
Umiejętności:
- Zna Magię Elektryczności, a wykorzystują ją w walce swoim młotem, aby okładać doładowanymi elektrycznie ciosami wrogów lub też kumulować magiczną energię w głowicy młota, a później uwolnić ją w postaci potężnego pie**olnięcia.
- Silny.
- Wytrzymały.
- Młotem to on wywija zarąbiście.
Wady:
- Jeśli brak oka nie jest wadą, to Elfy są najbardziej męską rasą świata.
- Szybkość i zwinność to nie dla niego.
- Arachnofobia.
- Nie potrafi pływać.
- Hydrofobia.
- Ligofobia.
- Nie potrafi używać broni dystansowej.
- Nie potrafi się wspinać.
Specyfikacje: Lekka wada wymowy, jaką posiada od dzieciństwa.
Bliscy: Nawet jak jacyś jeszcze są, to mają go w najgłębszym szybie krasnoludzkiej kopalni.
Historia: Buenor urodził się wśród prostej, krasnoludzkiej rodziny. Jak można się spodziewać, najpierw był należycie wychowany (jak na krasnoludzkie standardy), nauczony pisać, czytać i innych bzdet. W dzieciństwie przeżył też jedną z najstraszniejszych chwili w swoim życiu, kiedy to przez brata-debila wpadł do ciemnego, jeszcze niezbadanego przez Krasnoludy, tunelu, gdzie spędził osiem pie**olonych godzin, a po jego opuszczeniu był ledwo żywy ze strachu i do dziś boi się ciemności. Niemniej, później wszystko szło w miarę dobrze, większość młodego życia spędził to w kopalni, to w kuźni, to w hucie. W międzyczasie okazało się, że lepszy z niego wojownik niż rzemieślnik, choć wahał się między wyborem jednego z tych dwóch zawodów. W końcu podjął ostateczną decyzję, gdy odkrył w sobie talent do Magii, a konkretnej do Magii Elektryczności, który rozwijał przez całe życie, przeważnie jako samouk, acz czasem czytał jakieś księgi lub zwoje lub pobierał nauki u Magów. Niemniej, wybierając ścieżkę wojownika, zwieńczył swoją karierę rzemieślnika, wydobywając najlepszą stal, jaką znalazł, obrabiając ją i wykuwając z niej swój młot, za pomocą którego kanalizował swoją magiczną moc. Planował mordować tym Elfy, ludzi, Orków i potwory, ale tak się złożyło, że jego pierwszą ofiarą był inny Krasnolud... Podczas ostrej popijawy, mocno już podchmielony brat Buenora, zaczął opowiadać towarzystwu, jak to tamten bał się ciemność, oczywiście ubarwiając nieco historyjkę. Równie podpity i do tego wku*wiony Buenor zaczął się z nim tłuc, a kiedy brat podniósł topór, walka przeszła na inny poziom. Krasnolud chwycił swój młot i jednym ciosem, tak szybkim, że nawet nie zastanawiał się, co robi, zmiażdżył mu głowę... Sprawa była fatalna, w końcu zabił brata, swojego brata, a choć ten był debilem, to Buenor go kochał. Sprawa stała się jeszcze bardziej fatalna, kiedy ojciec go wygnał, każąc mu wypi***alać, i mówiąc, że go wydziedzicza, bowiem zabił pierworodnego, swojego starszego brata, aby przejść majątek ojca. Tyle w tym prawdy co medali na psiej dupie, ale fakt wygnania był faktem, więc odszedł, zabierając swój skromny dobytek. Najpierw najmował się jako pomocnik kowali lub coś w ten deseń, nie chcąc używać już młota. W końcu jednak się przemógł, a gdy zabił nim po raz drugi, nie przerywał i zaczął żyć z zabijania, stając się najemnikiem. Podczas jednej ze swych eskapad stracił oko, które zasłania obecnie czarna, skórzana przepaska. Nieco później spotkał w przydrożnej karczmie grupę innych brodaczy, który ładnych kilka lat służyli u jakiegoś pomniejszego szlachcica i spuszczali wciry jego sąsiadom, ale szlachcica wzięli i zamordowali we śnie synowie, kontrakt się skończył i nie mieli co robić. Buenor przysiadł się do nich i po kilku głębszych namówił, do zostania jego podwładnymi i utworzenia najemniczej bandy wszechwpie**olu. Tamci zgodzili się po pijaku, ale wiele mniej lub bardziej trzeźwych lat potwierdza, że nie żałują tej decyzji. I tak toczy się ich życie, najemników z szefem jednookim banitą, które będzie toczyło się tak długo, jak ktoś będzie mieć za dużo złota i jakiś kłopotliwy problem do rozwiązania, gdyż ta banda ima się wszelkich zajęć.
Warto wspomnieć poza historią o dwóch pozostałych fobiach: No cóż, jednej nabawił się w jaskini pełnej wielkich pająków, z której ledwo uszedł z życiem, tego się nie zapomina. Jeśli chodzi o hydrofobię, to tu już jest prościej, zwyczajnie wpadł schlany do rzeki z bronią i w pełnym rynsztunku, prawie się topiąc. No, prawie.
Ekwipunek: Pancerz widoczny niżej, młot półtoraręczny (no wiem, że są takie miecze, tak zwane miecze długie, a w wypadku młota chodzi o to samo: Może nim napi**dzielać po łbach trzymając w obu łapach lub też w jednej, w drugiej zaś dzierżąc tarczę)widoczny niżej, hełm widoczny niżej, tarcza widoczna niżej (na plecach) przedstawiająca najbardziej krasnoludzki z krasnoludzki obrazków: Dwa pieniące się kufle piwa, nad nami skrzyżowany młot i topór, a w tle góry, róg widoczny niżej. Do tego osełka, nóż, piersiówka pełna wódki, jakiś tam prowiant oscylujący głównie wokół mięsa i chleba, kilka flaszek z zawartością, do uzupełniania manierki. No i oczywiście mieszek pełen złotych monet w liczbie czterdziestu.
Zawód: Niegdyś górnik, kowal i hutnik, później najemnik, a obecnie wojownik w szeregach Pogoni.
Wygląd: Pan patrzy niżej, kierowniku. I niech pan kierownik sobie wyobrazi, że nie ma jednego oka, lewego tak dokładniej.
Ubranie:
PS: Nigdy nie siedziałem tak długo nad wadami i zaletami, 10/10!