Właściciel
Nagle wytrzeźwieliście budząc się ze snu nad pustymi kuflami w karczmie Vita
SiMmoNneRr
- No... I to można nazwać trunkiem! Barman, jeszcze kolejeczkę! - *Mimo iż napój był bardzo mocny, mu nie starczyło. Wyciągnął na ladę swoją sakwę i chwycił do środka po 50 koron.*
Właściciel
- To szaleństwo młodzieńcze... wasz organizm nie podoła takiej dawce energii rozsadzi was... odczekajcie przynajmniej dzień...
Oddał ci korony.
SiMmoNneRr
- No, to dajcie coś równie mocnego, a nawet bardziej. Tylko szybko! - *Schował pieniądze do sakwy. Podrzucał ją z ręki do ręki oparty o ladę.* - Ach, no i podajcie cenę!
-A ile za zwykła wódkę?
Zapytał.
Właściciel
- Drugi w rankingu mocy trunek kładzie jedną butelką olbrzyma... koszt takowej to 45 koron od butelki
SiMmoNneRr
*Rzucił na ladę kwotę opierając głowę o dłoń opartą o ladę.* - Cały kufel, duży, jak poprzednio. Zobaczymy jak to jest mocne... - *Uśmiechnął się pod nosem i czekał na trunek.*
Właściciel
Polal kotołakowi i podał elfowi wódkè
- Ta gratis...
SiMmoNneRr
*Postarał się wypić cały kufel na kilka łyków.*
Właściciel
Obaj uchlaliście się do nietrzeźwości. W uszach wszystko wam chuczało, w glowach wszystko obijało, w oczach wszystko się zlewało, ale w duszy ukajało...
Nagle obaj nie byliście świadomi czy z winy delirium tremens, czy teź na jawie dostrzegliście jak coś drakonido-podobnego przebilo dach ladując ma mordzie na posadzce karczmy robiąc we wczeßniej wspomnianym dachu dziurwè. To właśnie był Mesteron, który wycieńczony dość długą wędrowką opadl na siłach i leżał bezwładnie obolały na posadzce karczmy. Jego twarde làdowanie wcale nie poprawiało jego dytuacji, on równieź był ledwie przytomny lecz z wycieńczenia.
Mesteron:
-Mogę dostać coś do jedzenia?
Zapytał ostatkami sił.
Elf:
-Więcej nie pije.
Powiedział.
-Smok nam z nieba spadł.
Właściciel
- Drakonid.
Poprawił elfa Vito po czym zaczął pichcić jakieś dobre mięsiwo i rzekl w stronę drakonida
- A i owszem, nawet za darmo...
Konto usunięte
//Angel, mógłbyś zerknąć na karty postaci? Ja i paru innych czeka na akcepta lub jego brak
Smoczek:
-Dzięki ci dobry człowieku.
Powiedział.
Krwawy:
-Jeden ch*j.
Właściciel
- Mów mi wujku, albo Vito .. ewentualnie ojcze chrzestny... teź moźe być ...
Rzekl do drakonida Vito kończąc piec mięso z wieprzka i serwujàc je na Talerz razem z kartoflami i w sosie winnym.
- Pod nos czy na wynos ?
Zapytał źartobliwie karczmarz, po czymm spojżał na krwawego elfa i rzekł
- No nie jeden... Drakonid rozpierniczyl mi puęć dachówek, a smok zburzyl by cały dystrykt bez wièkszej przeszkody...
Spróbował usiąść i zaczął jeść.
Właściciel
Resztkami sil ydalo mu się przysiaść do baru, jedzenie nie sprawiało mu trudności, ale wręcz przeciwnie, coraz bardziej napędzało jego siły witalne do odnawiania się i metabolizm ku stabilizacji...
Jadł dalej
-Ile chcesz za zniszczenia?
Zapytał.
Właściciel
- Naprawę...
Rzekł tajemniczo Vito.
-Zapłacić ci czy ja mam to zrobić?
Zapytał jedząc dalej
Właściciel
- Zrób to tak abym o tym nie wiedział. Czy zrobisz to sam czy rękami robotnikow jeden ch*j cytujàc jednego z klientów.
Właściciel
- Jeśli moge spytać, a co ci do tego drakonidzie ?
Zapytal lekko oburzony Vito.
SiMmoNneRr
- Hę..? - *Znajdował się w stanie nieważkości. Nie czuł, że siedzi. Nie czuł, że opiera się o blat. Świat wirował... Dopiero po jakimś czasie dostrzegł dziurkę w dachu i przerośniętą jaszczurkę.* - Te, szefunciu... - *Szturchnął towarzysza łokciem i wskazał na Drakonida.* - Zrobić coś z tym? Czy sami coś zrobicie? Czy olać to? Bo to nie wygląda jak coś, co powinno tu się znajdować. - *Machał się na stołku w lewo, w prawo, w lewo, w prawo... Wypił za dużo, zdecydowanie.*
-Zastanawiam się jak życzliwa musiała by być córka takiego człowieka.
Przybrał ludzką formę.
Elf:
-O ku*wa!
Powiedział patrząc na przemianę
Właściciel
- Jesteś ku*wa bezczelny...
Odpowiedział Vito po czym nachylil sie ku uszom rozmówcy
- U nas na wyspach rodzina waźniejsza jest niż co innego, a równoważna z honorem. Więc jeśli nawet powiesz coś co obrazi moją corke jeszcze raz, to urwę ci twe smocze kule u samego pyska. Jasne ?
Wrócił do swojej pierwotnej postawy.
- Czy ty w ogóle wiesz, kim ja jestem ?
Spytał retorycznie Vito.
-Nie wiem jak to zrozumiałeś, ale właśnie zasugerowałem że masz bardzo dobrą i uczynna córkę, która swe cechy odziedziczyła po swym ojcu. Zniszczyłem ci dach, a ty mnie jeszcze nakarmiłeś!
Wyjaśnił.
Właściciel
- Przepraszam... mam zwyt krwisty temperament....
Rzekł Vito z wyraźnie przytłoczonym tonem głosu.
-Dlaczego mnie przepraszasz?
Właściciel
- Jestem nerwowy, nie chciałem cię urazić i tyle...
Odpowiedział zakłopotany Vito.
-"Lepiej jest usłyszeć jedno dziękuję niż wiele przepraszam."
Zacytował pewną pół elfkę.
-Wiesz może gdzie znajdę człowieka imieniem Froid?
Właściciel
- Przecież on podobno nie żyje, jego szczątki leźą w mauzoleum w Gryphonholdzie...
Tymczasem tamci dwaj powoli dochodzili do siebie
-Na popiół go nie spaliłem, więc nie mam pewności.
Właściciel
Vito tylko się zaśmiał
-Kłamiesz.... jesteś za słaby by zabić Froida
-Z moim aktualnym stanem i brakiem wyposażenia... Pie**olony Hellsing... nie, ale kiedyś możliwym to dla mnie było.
Powiedział.
Właściciel
- Możliwym lecz nie dokonanym....
Zaśmiał się Vito.
Krwawy elf i khajit doszli juź do siebie.
Niosący Cień wszedł przez bramy, na biodrze miał przypięty długi miecz, w ręku dziwny kostur. Ubrany także był dziwnie, lecz najdziwniejsza była jego twarz... To był drow. U jego boku podążała pantera, czarna niczym mrok. Szedł powoli szukając jakiejś karczmy.
Elfik:
-Towarzyszu przypomnij mi jak mam na imię?
Smok:
-A to może wiesz gdzie znajdę Geralta?
Właściciel
Ang nie wszedł do muasta gdyź jego podejrzany wygląd wzbudził strażnikow, ktorzy zastrzelili jego panterę i zapytali
- kto idzie i po kiego ?
- Nie twoja sprawa śmieciu, zabiłeś moją panterę. Ale odpowiem. Jestem Niosący Cień i przybywam do tego miasta aby odpocząć, zrobić zakupy i odejść stąd dalej.
Splunął koło pantery.
- A teraz mnie przepuścisz czy mam odejść?
Właściciel
- W Rivii
Zaźartował Vito.
- A tak serio to stawiam na Rasheig albo Morską Grań
Właściciel
- Dzikus....
szepnął pod nosem stražnik i otworzył ci bramę.
- Uważaj na słowa smarku, zabijałem zanim Ciebie nie było w planach.
Wszedł do miasta spokojnie. Szepnął z żalem.
- Żegnaj przyjaciółko... Zginęłaś od strzały tego czegoś...
Łza spłynęła po jego poliku.
Właściciel
- Nie ma za co elfie
Zobaczyłeś wczesniej wspominaną dzielnicę strażniczą....
Rusył do najbliższej karczmy chowając twarz pod kapturem.
Właściciel
Zobaczyłes tam dwa elfy w tym jednego barmana, khajita i drakkena