Właściciel
Najbardziej luksusowy tego typu przybytek w całym mieście oferuje całkowite spełnienie niezależnie jak bardzo chory jest twój fetysz zapewniając przy okazji całkowitą dyskrecje. Niektórzy twierdzą że zarządzająca tym interesem Hrabina trzyma w szachu wszystkich odwiedzających nie bojąc się szantażować zalegających z opłatami.
Właściciel
Szedłeś tak za nim dłuższą chwilę, na szczęście pisarz cię nie zauważył. W końcu doszliście do budynku którego nie dało się pomylić z żadnym innym...
Twój cel zbliżył się do jednego z ochroniarzy, lecz zamiast pieniędzy dał mu tajemniczy zwitek papieru. Ten uważnie oglądając go uchylił kapelusza i otworzył mu drzwi.
Nie mam kasy na takie wydatki. Pierdziel się.
Zrobił mu z oddali zdjęcie albo i więcej, gdy ten był w drzwiach i wcześniej, gdy podchodził.
Znając takie zaryczane babsztyle babsztyle, choćby szedł tu w innym celu, to to jej wystarczy.
Właściciel
Po zrobieniu drugiego zdjęcia Erika zauważył strażniki zaczął iść w jego kierunku. Oczywistym jest że detektyw postanowił się wycofać niż stracić cenne zdjęcia.
Task failed succesful. Zmiana Lokacji!
Właściciel
Dziękuję. - skinął głową i poszedł w stronę lokalu.
Krótko zajął ci powrót do przybytku. Ochrniarz tym razem był inny więc nie powinno być kłopotów.
Erik westchnął w duchu. W końcu do tego burdelu nie wszedł ani razu, nawet przez pomyłkę. W głębi coś go podkusiło, by sobie skorzystać, ale postanowił jednak skupić się na zadaniu. Mimo to jednak podszedł tak, jak powinien podejść ktoś kto idzie pierwszy raz do tego burdelu - spokojnie i z nieco przygłupią miną, niby zmieszany obecnością strażników, którzy mogli go ewentualnie rozpoznać.
Właściciel
Szerszy od szafy ochroniarz zilustrował cię wzrokiem i rzekł zachrypniętym głosem.
- Witamy w "Srebrnej Fanfarze". Wstęp kosztuje dwadzieścia dolców. Ceny usług należy umawiać z dziewczynami.
Bransoletkę na razie wcisnął do kieszeni, a z portfela wysupłał wskazaną kwotę. Miejmy nadzieję, że nie skończy się jak w kawale o zakonnym burdelu.
Właściciel
- Sprzęt zostaw w szatni, miłego pobytu życze. - Powiedział ochroniarz i otworzył ci drzwi. W środku była gorąca atmosfera, kuso ubrane kobiety odsłaniały swe wdzięki przed kilkoma klientami, a nietóre porządliwie spoglądały na Donovana. Szatnia była zaraz przy wejściu.
W sumie skoro to dzi... kurtyzana, to tamtej szmateczce starczy jej imię... Po dłuższej chwili namysłu zostawił sprzęt i kurtkę w sztani, a następnie wyszedł na korytarz, udając rozkojarzonego.
Właściciel
Szedłeś jednym z dolnych korytarzy gdy zza uchylonych drzwi zauważyłeś płaszcz i kapelusz identyczny do tych które nosił pan Gronaux.
-Hej skarbie, czy to nie mnie szukałeś? - Usłyszałeś za sobą głęboki kobiecy głos zauważyłeś kobietę w jedwabnym niebieskim gorsecie, długich czarnych włosach i długich nogach ozdobionych pończochami.
- Być może... - spojrzał na kobietę, skupiając się z doświadczenia na jej oczach, ale kątem oka nadal obseruwując drzwi. - Bywam bardzo niezdecydowany w swych poszukiwaniach.
Właściciel
- Och, ze mną nie będziesz musiał już nigdy więcej szukać... - Zbliżyła się do ciebie i położyła ci dłoń na klatce piersiowej. Oczy miała niebieskie, hipnotyzująco niebieskie.
Meh, wolę brązowe. Jednak te też są niezłe. I to niezły problem...
- Czyżby? - westchnął z szelmowskim uśmiechem. - Niejedna próbowała tak powiedzieć, nadal szukam.
Właściciel
- Zaufaj mi skarbie, to ja jestem końcem twojej wędrówki... - Szepnęła ci do ucha przyciskając swe ciało do twojego.
Kiedyś jedna mi tak powiedziała, w zgoła innych okolicznościach...
- A jak ci na imię? - westchnął, przedłużając rozmowę.
Właściciel
- Summer, ale czy teraz to naprawdę ważne? - Oplotła cię nogą.
- Może ważne. - minimalnie odsunął się od dziewczyny, kląc w myślach na jej pociągający wygląd.
Właściciel
- Nie próbuj zgrywać niedostępnego kochanie, twój nie-taki-mały przyjaciel już cię dawno zdradził. - Powiedziała wskazując na twoje spodnie. Miała racje.
No cóż, klasyczny argument nie do podważenia. Tu nie ma co myśleć, tu trzeba spierdzielać... Odsunął się na kilka kroków.
- Nie, szczerze to twoja zapalczywość kompletnie mnie wkurza. Nie jesteś w moim typie. - odparł sucho.
Właściciel
Skrzyżowała ręce na piersi. - Coś zmyślasz, przecież widzę że....
- Summer, przyszedł lord Vessel i pyta o ciebie. - Przerwała jej inna dziewczyna wyglądająca zza drzwi prowadzących na korytarz.
- Wybacz słońce, muszę już lecieć. Ale przyślę ci koleżankę bardziej w "twoim typie". - Udała się ku głównej sali.
Minimalnie odetchnął z ulgą, nie chciał pokazywać po sobie zbędnych emocji. Rozejrzał się za jakimś zaułkiem korytarza, zza którego mógłby obserwować, czy Lord nie wychodzi.
Właściciel
To był prosty korytarz zakończony schodami. Jedyne winkle za którymi mogłeś się schować były na głównej sali lub na schodach. W obu tych miejscach byłbyś łatwo zauważony.
Udajmy, że na kogoś tu czekam. Miejmy nadzieję, że pisarzyna palnie coś w stylu "Do zobaczenia, Andżelika" czy coś w ten deseń.
Jak powiedział tak też zrobił.
Właściciel
Stałeś tak przez chwilę, ale nikt nie wychodził. Nawet więcej, z pomieszczenia nie wydobywały się żadne dźwięki nawet pomimo uchylonych drzwi. W twoim kierunku zbliżała się kolejna pani do towarzystwa, a tym raczej trudno uwierzyć w "czekanie na kogoś". Nie w tym miejscu.
- Przepraszam, trochę się tu zgubiłem... w którym kierunku jest toaleta? - zapytał spokojnym głosem, jednak spojrzeniem udając zdezorientowanego.
Właściciel
- Toaleta jest w każdym z pokojów, kochany. - Powiedziała dziewczyna z burzą blond włosów i ubiorem podobnym do poprzedniej, lecz o wiele bardziej odsłanianącym piersi. - Pozwól że cię zaprowadzę... - chwyciła cię delikatnie za ręke.
Cholera, myśl mózgiem, a nie...
- Miło by było skarbie, ale chciałem znaleźć kumpla, zanim z tobą pójdę. Jeszcze parę minut temu mówiłem, że raczej z nikim nie pójdę, to wolę mu powiedzieć, że w razie czego to udałem się z taką uroczą dziewczyną. Chyba rozumiesz, prawda? - westchnął, zabierając dłoń i idąc w stronę tamtych drzwi.
Jak jednak im wejdę w trakcie, powiem, że to pomyłka. Tam było jakoś za cicho...
Właściciel
Zdziwiona dziewczyna odeszła bez słowa. Natomiast w pokoju... było pusto. Na wieszaku wisiały rzeczy z pewnością należące do śledzonego pisarza, ale sam pokój był pusty. Nawet łóżko było nienaruszone.
Supeeer. A już miałem nadzieję na trupa. Stałem pod tym pieprzonym pokojem jak jakiś dureń...
Westchnął pod nosem z żalem, po czym rozejrzał się, czy na pewno wszystko jest nienaruszone.
Właściciel
Wszystko wyglądało w jak najlepszym porządku, choć szafa stała jakoś podejrzanie krzywo...
Sprawdził czy coś jest za szafą bądź w jej środku. Kochanka w szafie chowa się w domu, a burdele są po to, by tego nie robić...
Właściciel
Za szafą było... tajne przejście! Ciężko było go nie wyczuć, bo gdy tylko uchliłeś ukryte drzwi buchnął w ciebie strumień gorąca.
Poczekał, aż to troszkę wystygnie, po czym po cichu wszedł do środka.
Właściciel
To był tunel zakończony schodami w dół. Stałeś teraz pod cienkimi drewnianymi drzwiami, a z środka wydobywały się dźwięki rozmowy. Temperatura tutaj była wysoka, a na dodatek było duszno.
Nasłuchiwał, czego dotyczyła rozmowa, starając się nie dostać od duchoty ataku kaszlu.
Właściciel
Słychać było dwa głosy męskie i jeden żeński.
-... Nie chodzi o to że chcę zezygnować, ale dlaczego akurat musimy się spotykać w zamtuzie?
- A znasz dyskretniejsze miejsce?
- Niby nie, ale co jak mnie małożonka zobaczy? Nie chcę jej stracić...
- Nie mazgaj się, to ostatnie spotkanie. Pamiętaj, załatwisz projekt ulotki i wszystko będzie dobrze.
- Oby...
Cholera, jak stąd wyjdą, mam przerypane. O jakie może chodzić ulotki? Anarichijne? Rebelianckie? Stał dalej, próbując coś jeszcze uchwycić, ale być gotowym do ucieczki.
Właściciel
Niespodziewanie dostałeś w twarz drzwiami. Przed tobą stał lorg Gronaux z wyrazem twarzy jakby mu duch dał w mordę. Następnie jego miejsce zajął spotkany wcześniej ochroniarz, który terac celował w ciebie z dubeltówki.
Czyli mam po prostu przeje**ne?
Zaczął udawać, że jest głuchoniemy i dawać znaki na migi, ale ostrożnie. Zlustrował strażnika, szukając słabego punktu.
Właściciel
- Kiełbasa filtrowanie w moim antylopa? - Stwierdził pisarz przyglądający się sytuacji , a strażnik przystawiający ci lufę do czoła wrzasął. - Co ty tu ku#wa robisz?
- Pańska żona najwyraźniej niepotrzebnie martwiła się o pańską wierność, panie Gronaux. - odparł tonem, jakim mówiłby własną mowę pogrzebową.
Właściciel
-Sam cię tu przsłała? - Powiedział zaszkoczony. - Ale... ok, zostaw nas samych Greg.
- Jesteś pewien? - Zapytał ochroniarz wciąż celując w ciebie bronią.
- Tak, muszę uratować swoje małżeństwo.
Strażnik prychnął zostawiając was samych. Pisarz za to podszedł do ciebie i pomógł ci wstać.
Otrzepał się z kurzu ze zdziwieniem.
- Dziękuję... - westchnął niemrawo.
Przerypane to będę mieć dopiero teraz... jak zwykle
Właściciel
- Dobra, wysłuchaj mnie uważnie. Nie przyszedłem tu na dzi... kurtyzany. Jestem tu bo wykonuje bardzo ważną misję dla państwa. Nigdy bym nie zdradził żony. - Powiedział znerwicowany pocąc się straszliwie. Na chwilę odetchnął i zapytał. - Ile Sam już wie?
- Że jest pan w tym budynku. - odparł ponuro, czując wielką chęć na papierosa.
Taa... jeśli przeżyje w ogóle, to będzie to ostatnia szansa na zmianę roboty...
Właściciel
Zkręcił się w nerwowym kółku, a gdy stanął klasnął w dłonie i krzyknął - WIEM! Byłem tutaj bo pisałem artykuł dla Vieille ville indépendante! Tak, ona nie cierpi tej gazety! Pan powie że gadał z kilkoma pracownicami i ja tylko rozmawiałem nie chędorzyłem!
- Potwierdzam! -Dodał kobiecy głos z pomieszczenia, a sam pisarz chwycił cię za ramie. - Mogę na pana liczyć?
- Tak, powiadomię ją o tym... - westchnął już z ulgą. - Naprawdę przepraszam za kłopot. - odrzekł, tym razem kolejną formułkę Axela.
Właściciel
-Ratuje mi pan życie! - Powiedział wsadzając w w dłoń zwitek banknotów które uprzednio wyjął z kieszeni. - Dziękuje.
- Wobec tego miłego dnia. - westchnął, po czym powoli skierował się ku wyjściu z podziemi.