Właściciel
Położona w verdeńskich górach, w pobliżu Karak'Akes twierdza jest jednocześnie główną siedzibą Gildii Kupców jak i warowną twierdzą.
Położenie w górach daje jej znakomite walory obronne. Dopełniają tego dwie linie grubych murów, fosa, wieża strażnicze, blanki i palisada.
W środku stacjonują różnoracy najemnicy przywabienie możliwością wielkiego bogactwa za służbę w tym stosunkowo bezpiecznym rejonie.
Na kompleks twierdzy składają się setki magazynów, hal i składów pełnych najróżniejszych towarów. Można tu kupić niemal wszystko: zaczynając na broni i księgach, a kończąc na jedzeniu i ubraniach.
Nie zabrakło też oczywiście kwater dla najemników i podróżujących kupców, stajni, stołówek, karczmy i budynku zwanego Salą Obrad gdzie odbywają się wszystkie narady prowadzone przez najbogatszych i mających najwięcej wpływów członków organizacji.
Siedziba Gildii ma bezpośrednie połączenie za pomocą traktów i tuneli z nadmorską bazą operacyjną flotylli handlowej kupców.
Właściciel
Vader:
Wraz ze swoją wesołą gromadką dotarłeś wreszcie na miejsce.
//Ah, tą//
Pozostało zgrywać nadal handlarza i utrzymywać to w dobrym kłamstwie. No i dojechać.
Właściciel
Dotarłeś, jak zostało już powiedziane, a odziani w kolczugi, gambesony i elementy zbroi płytowej oraz hełmy najemnicy skrzyżowali swoje halabardy przed Wami, zatrzymując wóz przed bramą wjazdową.
- Stać! - ryknął jeden z nich, zupełnie niepotrzebnie. - Co Wy za jedni? I co Was tu niesie?
-Jak to kto i co może nas tutaj nieść, skoro jestem handlarz przybywający do siedziby Gildii? Terry Vissiggen. To też wyjaśnia cel podróży, jak mniemam.
Właściciel
- Ta... Papierzysko masz? - zapytał, mając pewnie na myśli dokument z Twoimi danymi, tym, czym handlowałeś, gdzie, kiedy i z kim, swoistą wizytówkę każdego z Gildii Kupców.
-Csio?
//"Co?" dla opornych.
Właściciel
- Przykra sprawa. - wtrącił się do Waszej rozmowy kusznik. - Wpadliśmy w zasadzkę bandytów, wyglądali na takich nasłanych przez konkurencję, więc baliśmy się, że nasze papiery trafią w niepowołane ręce... Odparliśmy ich, ale wcześniej kazałem Orkowi się ich pozbyć, a zielony poczciwiec zwyczajnie je pożarł.
Zdziwieni strażnicy spojrzeli na Orka, a ten tylko pokiwał głową i beknął donośnie, jakby na zawołanie rzeczywiście pozbywając się jakiegoś papieru. Była to niewiarygodna historia, ale dla nich stawała w ramach prawdy, więc jedynie znów przenieśli wzrok na Ciebie, jakby szukając potwierdzenia.
Pokazał na chustę, by jasno dać do zrozumienia, gdzie wtedy oberwał.
Właściciel
Na tym skończyło się przesłuchanie pod bramą i wjechaliście do środka.
No i co dalej, oto jest pytanie.
Właściciel
Akurat z tej sytuacji Twoi kompani nie byli w stanie Cię wspomóc, więc Twoja kolej, aby pogłówkować i uratować sytuację.
Najpewniej warto wejść do środka i znaleźć kogoś, kto pomoże z zapasami. I to pora zacząć robić, co rozpoczął.
Właściciel
Do środka? Cóż, najpewniej jednego z głównych budynków Gildii, co było lepszym wyborem niż magazyny czy też stajnie lub kwatery najemników... Po wejściu trafiłeś na nieduży korytarz, a po nim na ogromny tumult spowodowany setkami kupców, z Gildii lub nie, oraz najemników załatwiających swe sprawy, spieszących schodami na górę lub w dół, ewentualnie do pomieszczeń na parterze.
Warto ruszyć tam, gdzie mógłby odzyskać dokumenty. Oznakowali przynajmniej te korytarze?
Właściciel
Tak, ale w niezrozumiały dla laika, czyli Ciebie, sposób, tak więc albo tracisz czas na rozszyfrowanie tego, albo wybierasz pierwszą z brzegu opcję. No, możesz też zawsze zwyczajnie kogoś zapytać, argumentując bycie nowym w Gildii.
A więc to zrobił, słowo w słowo korzystając ze wskazówek osoby z góry.
Właściciel
//Dałem Ci trzy opcje, także miło by było, gdybyś chociaż opisał, którą z nich wybierasz.//
Wybrał zapytanie się jakiegoś kupca.
-Przepraszam, ale możesz mi przypomnieć, gdzie mogę otrzymać nowe dokumenty? Głowa nie działa jeszcze w pełni tak, jak powinna.
Właściciel
Widząc Twą chustę domyślił się, co masz na myśli, więc wskazał schody na górze.
- To będą szóste drzwi na lewo. - dopowiedział i wrócił do targowania się z jakimś Goblinem o cenę wynajmu jego wilczych jeźdźców w charakterze najemników.
Kiwnął głową i w tamtym kierunku ruszył.
Właściciel
Poszło sprawnie, głównie dzięki wskazówkom kupca, a Ty trafiłeś do rzeczonego pomieszczenia, które było wielkim biurem pełnym rozmaitych papierzysk. Jedyną osobą, jaką zastałeś, był Polomon, który świetnie sprawdzał się na swojej funkcji dzięki podzielnej uwadze i licznym kończynom, co pozwalało mu równocześnie zaklejać koperty, podpisywać dokumenty, pisać jakieś inne od podstaw, wybijać pieczątki i tak dalej.
Właściciel
- Dobry czy niedobry, co to za różnica? - odpowiedział nostalgicznie Polomon i westchnął. - Czego tym razem? Zresztą, pewnie nowy jesteś, tak?
-Tak dokładniej, to w wyniku ataku bandytów straciłem wszystkie dokumenty. A przynajmniej tak twierdzi moja ochrona, bo ja sam straciłem przytomność od uderzenia w głowę.
Właściciel
- Chyba nie tylko przytomność, ale niech będzie... - odparł Polomon i przerwał pracę, wyjmując z kilku szafek odpowiednie druczki, które przejrzał, ostemplował i wręczył Ci, wskazując na stojące niedaleko krzesło, stolik oraz stojące na nim pióro i kałamarz z atramentem.
- Podpisz się wszędzie tam, gdzie jest tego miejsce, na jednym wypisz też z kim i czym handlowałeś w ostatniej misji... Tych sześć kwitków jest dla Ciebie, na jedną wyprawę kupiecką przypada jeden, tam też za każdym razem wpisujesz swoje dane, z kim handlujesz i czym. Reszta to niezbędne umowy i inne dokumenty, które tu zastawiasz. Jasne?
A więc zasiadł i zabrał się za uzupełnianie dokumentów. Postarał się robić to dosyć długo, żeby nie było, że pamięta to z łatwością. Oczywiście podał fałszywe dane Afrykusa Maklimusa, który handlował tytoniem i dywanami ze szlachcicem z okolic Hammer.
Właściciel
Po jakimś czasie wszystko było gotowe, więc nic tylko odejść, uprzednio wręczając Polomonowi owe druczki.
Oddał je więc, a następnie opuścił pomieszczenie, jeżeli nie był już potrzebny.
Właściciel
Nie byłeś, więc wyszedłeś na zewnątrz. Tylko co teraz?
Zapewne wbicie się w kręgi Gildii Kupców, żeby zdobyć więcej informacji.
Właściciel
Nic tylko wprowadzić plan w życie.
Właściciel
Najlepiej byłoby dowiedzieć się tego od starszych stażem, których jest w środku pełno.
A wyglądał przynajmniej ktoś zachęcająco do rozmowy?
Właściciel
Poniekąd wszyscy, w końcu latami uczyli się sprawiać takie wrażenie, aby wzbudzać zaufanie ewentualnych klientów.
W najbliższym otoczeniu przedstawiciele jakich ras?
Właściciel
Niemalże wszystkich: Ludzie, Elfy, Skrzaty, Hobbity, Gobliny, Orkowie, Nordowie, Hobgobliny, Drowy, Krasnoludy, Ahloranie, Polomony, Zefiry, Styryci i tak dalej.
I wszyscy pewnie równo zajęci. Zwrócił sie do jednego z Hobbitów.
-Przepraszam, masz chwilę?
Właściciel
Hobbit, jak to Hobbit, potwierdził przyjaźnie kiwnięciem głowy. I, jak to Niziołek, musiał znaleźć sobie czas na drugie śniadanie lub jakikolwiek inny posiłek, jaki spożywa się o tej porze, więc jak najbardziej miał czas, aby wprowadzić Cię w niuanse ze środowiska Gildii Kupców.
-Podczas ostatniego powrotu tutaj zostałem napadnięty i mocno oberwałem w głowę. Mogę zadać kilka pytań, by sobie trochę przypomnieć to miejsce? Nie chcę do końca polegać na najemnikach.
Właściciel
- Dlatego ja mam swoich ludzi od dalekich wypraw... Miałem. Przeklęta wojna. - westchnął Hobbit, przerywając posiłek i czekając na zadanie pytań.
-Na początek coś, o czym powinienem pamiętać. Jakie są bezpieczne trasy?
Właściciel
- Na pewno nie ta, którą podróżowałeś, przyjacielu. - powiedział Hobbit i zaśmiał się, po chwili poważniejąc. - Mapę ze wszystkimi trasami rozpięto na jednej ze ścian w głównym holu, czyli tutaj, możesz później rzucić okiem, ale żadna nie jest całkowicie bezpieczna.
Kiwnął głową.
-Rozumiem. Obiło mi się też o uszy, już tutaj, że są trasy niebezpieczne dla zwykłych handlarzy, ale jeżeli są z Gildii Kupców, to są bezpieczniejsze. Dlaczego?
Właściciel
- Mamy tam swoje zabezpieczenia. No, powiedzmy, że swoich ludzi. Bandyci dostają złoto, żeby nie atakować naszych karawan. Wszyscy łapią się na ten haczyk, skoro dostają od razu to, co musieliby sobie wywalczyć, a także możliwość handlu z naszymi karawanami, co raczej nie trafia im się zbyt często. Sprytne, prawda?
-Rzeczywiście. Musiałem mieć pecha, że trafiłem na kogoś innego.
Właściciel
- Nie wszyscy są na tyle roztropni, żeby chcieć się z nami dogadać. Coś jeszcze?
-Jak to było z pracą i statusami tutaj? Bo nie wiem, czy nie popracować dla kogoś tutaj, by odrobić straty.
Właściciel
- Wszyscy pracujemy dla Gildii, ale ta wyznacza poszczególne towary, trasy i klientów swoim członków, wystarczy coś wybrać. - powiedział, wskazując na okazałą tablicę nieopodal mapy.