Właściciel
Max:
Nie dostrzegłeś nic takiego, a przynajmniej na pierwszy rzut oka, więc musisz improwizować bądź znaleźć inne wyjście z tej sytuacji.
Bulwa:
Ciebie nie, ale miecz już jak najbardziej, odbijając go, przez co nie mogłeś zrobić mu choćby i najmniejszej krzywdy tym atakiem.
Vader:
Wszyscy padli nieprzytomni na ziemię.
Przyjrzał się dokładniej jej budowie. Widać gdzieś jakiś słaby punkt?
Tarczy już nie wykorzysta, więc teraz czas pozbawić go buławy. Zamachnął się mieczem na drzewiec buławy. Potem wykonał atak na ryj pie**olonego mutanta
Ruszył w ich kierunku, by rozpocząć przejmowanie kontroli.
Właściciel
Max:
Wyważona brama?
Bulwa:
//Mam rozumieć, że najpierw chcesz mu ostrzem miecza przeciąż buławę, a później jelcem lub rękojeścią zdzielić po pysku czy jak?//
Vader:
W dość krótkim czasie Ci się to udało.
//Że się włóczni przyjrzał. Bo jeżeli dobrze rozumiem, jej się przygląda. No, chyba że to jednak na źle zrozumiałem to z tą bramą.//
//Ta, dokładnie. A jak nie przetnie, to ostrze się zablokuje, dając dźwignię do silniejszego ciosu jelcem. Ku*wa, jak wrócimy po nagrodę, to będę się Zweihandera domagał. Jedna dobra rzecz jaką Niemcy dla świata stworzyli.
A teraz zmusił ich do powstania i ruszenia, by (jeżeli się nie mylił) pomóc swoim w walce z tym dużym.
Właściciel
Max:
//Brak.//
Bulwa:
//Zweico?//
Operacja jako tako się powiodła, tak czy inaczej, stracił buławę, a więc natychmiast wyciągnął dłoń, aby przyzwać włócznię. W tym czasie Ty dostrzegłeś, że kilku jego pachołków właśnie wraca i idzie w Waszym kierunku.
Vader:
Ruszyli, tylko pytanie, czy nie będą aby bardziej przeszkadzać obu walczącym?
//Ogólnie jest to taki w ku*wę wielki miecz dwuręczny, którym można walczyć jak włócznią, młotem, mieczem czy nadziakiem. No i oczywiście jak buławą. Takie sku*wysyństwo do walki ze sku*wysynami.
- Tę włócznię!
Poprawił, acz zaczął ją trzymać. Ciekawe, czy z nią poleci do wroga, czy jednak mu coś urwie...
- Trzecioręki! Daj no mi ludzi do pomocy przy trzymaniu.
-Pod moją kontrolą są, ty je**ny jełopie!
Właściciel
Bulwa:
On równie mocarnie blokował te ciosy karwaszami swojej zbroi, która musi być zaklęta, skoro radzi sobie tak dobrze, tudzież on sam nie jest człowiekiem, jak wcześniej myślałeś. Niemniej, farsa nie trwała długo, gdy chwycił włócznię i zablokował kilka ciosów, a następnie wyprowadził pchnięcie wprost w Twoje gardło.
Max:
Nim przybył ktokolwiek do pomocy, włócznia leciała już w stronę wojownika, a na dodatek Ty wraz z nią, choć spadłeś w połowie drogi, ale to w sumie lepiej, niż gdybyś miał dotrzeć do kresu tej wędrówki i paść trupem od ciosu mężczyzny w zbroi, prawda?
Vader:
Krzyknąłeś to.
Odskoczył i starał się zbić mieczem tor lotu włóczni.
- Wiem, że pod twoją. Dlatego chciałem, żebyś mi ich podesłał...
Dalej posłał wojowników na plecy wielkoluda.
Właściciel
Bulwa:
Udało Ci się, on zaś szykował się do kolejnego ataku, gdy zobaczył atakujących go ludzi, jego byłych kompanów, teraz pod kontrolą Twojego kompana. Gdy zaatakowali, on zaczął metodycznie szlachtować ich swoją włócznią, zaś oni mieli spore trudności z przebiciem jego pancerza.
Max:
Powiedziałeś to, dobitnie udowadniając, że jednak jesteś podporą ekipy, która bez Ciebie nie doszłaby tak daleko.
Vader:
Udało się, rzucili się na niego, odwracając jego uwagę, ale bez szybkiej reakcji Wilkołaka zdąży zabić im wszystkich i wrócicie do punktu wyjścia.
Zebrał się w sobie, naprężył wszystkie miejsce i wykonał potężne, szerokie cięcie na wroga w celu dekapitacji. Włożył w to całą je**ną siłę jaką dała mu taka natura i rygorystyczne treningi. W tej twierdzy pie**olony mutant może być tylko jeden!
///Pozostaję w pobliżu, post zbędny///
Właściciel
//Półmartwe warzywa.//
Bulwa:
Zabił jeszcze dwóch swoich niedoszłych podwładnych, ale w chwili, gdy próbował zablokować cios, włócznia spóźniła się o kilka milimetrów, a Ty miałeś niesamowite wręcz szczęście trafił w przerwę między hełmem a zbroją wojownika, ostatecznie oddzielając jego głowę od reszty ciała.
Wbił kły w jego szyję i chwycił włócznię z rąk trupa. Wyszarpał kawałek ścierwa, chwilę pogryzł i połknął
-Poddajcie się, a was zabijemy!
Zakrzyknął wesoło odkładając miecz na plecy. Rzucił włócznią w jednego z kutafonów
-Panowie, jednego przy życiu zostawić!
Podszedł obejrzeć rękawice zabitego, po czym je założył.
Rozejrzał się i ruszył na poszukiwanie medykamentów.
-Gratuluję współpracy.
Właściciel
Bulwa:
Został więc jeden, drugi też jakoś niespecjalnie się bronił, pewnie dlatego, że obaj byli po Waszej stronie od chwili, gdy rzucili się na swojego niedoszłego dowódcę?
Mięso jak mięso, ludzina przypominała nawet kurczaka.
Max:
Nie pasowały, były o wiele za duże jak na Twoje małe i delikatne dłonie.
Vader:
Tutaj ich nie znajdziesz, więc pozostają jedne z licznych drzwi prowadzących do różnych budynków.
Próbował je więc jako tako założyć, albo żeby chociaż sprawiały takie wrażenie, po czym wyciągnął dłoń i pomyślał, żeby włócznia przyleciała. Ciekawe czy zadziała...
W których mogą być ukryci żołnierze.
-Polomonie, uwolnij tego spod twojej woli. Chcę mu zadać kilka pytań.
Powiedział rozbrajając i rozbierając kukiełkę do samych gaci.
Uwolnił więc wskazanego żołnierza.
Właściciel
Max:
Niestety, tak się nie stało.
Vader, Bulwa:
Obaj wykonaliście to, co do Was należało, ale z efektem raczej mizernym, gdyż człowieczek zemdlał niemalże od razu, swoje zrobiło i wycieńczenie, i wpływ Magii na umysł, i ogólny balast emocjonalny z całej tej bitwy. Tymczasem nad pobojowiskiem zaczęło wschodzić słońce...
-Pokażcie te rany. Znam się jako tako na medycynie.
Polecił swoim kompanom biorąc koszulę i spodnie, które przed chwilą wziął od mężczyzny. Była tu jakaś studnia?
Rzucił więc rękawicę i poszedł pokazać rany.
- Wyniesiemy się stąd szybko, czy jednak trochę tu zostaniemy? Ciekawi mnie ta włócznia...
-Najpierw musimy to tak sfabrykować, by nikt nie dostrzegł, że tu nikogo nie ma.
Rozejrzał się wokół.
- No... powodzenia życzę. Chyba, że planujesz zlecić to zwierzyńcowi, o Panie Lasu.
-Nabijemy trupy na włócznie i oprzemy o górne mury, tak by z odległości wyglądało na wartę debilu.
- Wolałbym zjedzenie przez zwierzyniec. Zaatakowaliby wtedy jakieś elfy, czy innych magów natury, bo w końcu oni się pałają tym, nie? Ale jak chcesz nabijać, to nabijaj. Zrobię klimatyczne sępy, coby nie było nudno.
-Krucza morda, może trochę mózgu masz, ale taktyki i strategii byś nie poznał, nawet jakby wyskoczyła zza krzaka i cię z całej siły w dupę kopnęła.
- U ciebie podobnie z urodą.
-Ja przynajmniej mam bicka, nie tak jak ty pedałku.
- Bo ja idę w mądrość, czyli coś, czego tobie brakuje, idioto.
-Jak takiś mądry to spi***alaj, sam se susz zioła, sam sobie przemyj rany i zrób opatrunki, tylko potem się nie dziw, że ci nogę przez gangrenę odetną.
-Przeszukamy to miejsce? W końcu chodziło o zapasy i broń, nie o zagładę Stalowych.
-To byli krzyżowcy... A miejsce nie my przeszukamy tylko orkowie i szkielety od pracodawcy. Choć w sumie co ciekawsze łupy można zabrać.
Właściciel
//Wy sobie gadajcie dalej, ale ja tylko wtrącę, że studnia jest niedaleko, a poza uprzątnięciem trupów to wyważoną bramę będzie widać z daleka.//
Nabrał wody do jakiegoś wiadra i poszedł do swoich prawdziwych towarzyszy, którzy zawsze mu pomagali.Przemył ich rany wodą, posypał i natarł głębsze swoimi ziołami leczniczymi, nastawił skręcone kończyny i podarł koszulę zdjętą z jednego z żołnierzy robiąc z jej pomocą opatrunki. Co on by zrobił bez jego tygrysa Kła i jastrzębia Szpona? Teraz ruszył do tych idiotycznych i wku*wiających ku*asiarzy, którzy całą bitwę praktycznie w krzakach przesiedzieli. Na ich rany użył minimalnej ilości ziół, szczędził je jak tylko można i nie zajmował się nimi tak delikatnie jak zwierzętami. Poszukał jakiegoś paleniska czy komina by móc nagrać jakiś miecz by wypalić im głębsze rany.
//Wiedziałem, że mowa o zwierzakach.//
No cóż, czekał.
Właściciel
Problem był tylko taki, że za bardzo zaaferowałeś się bitwą i indywidualnym pojedynkiem, aby zauważyć, że Twoje zwierzęta są dawno martwe, ptak miał rozpłataną czaszkę od ciosu miecza, zaś na ciele tygrysa pełno było ran od cięć mieczy i toporów, uderzeń maczugami czy buzdyganami oraz pchnięć włóczniami.
Z zamglonymi od myśli oczami zajął się opatrywaniem tych dupków. J-jak? Jak mogło do tego dojść.... To wina tych sku*wysynów! Je**nych krzyżowców! Wyrżnąć ich wszystkich! WYRŻNĄĆ W PIEŃ ŚCIERWO! PÓKI ŻYJEM, NIE SPOCZNIEM, PÓKIM TE SKU*WIESYNY CHODZĄ PO ZIEMI (oczywiście zaraz po Zefirach.).
-Escepek, umiesz wskrzeszać zmarłych jako duchy. Zwierzęta też.
Stwierdził ponuro opatrując mu rany. Nie chciał nawet dopuścić do siebie wiadomości, że nie może.
-Przykro mi. To wykracza poza moje możliwości.