Właściciel
Skrzyżował ręce.
- Słucham.
Właściciel
- Tak, proszę mówić - najwyraźniej mężczyzna był pewny, że nie masz nic ważnego do powiedzenia.
Właściciel
Andrew odsiadywał swoją zmianę na posterunku w Toronto. Nie był zbytnio zadowolony ze swojego położenia. Nie dość, że dostał przydział na najnudniejszej z planet, to jeszcze w wyjątkowo spokojnym sektorze. Roboty nie miał specjalnie dużo, więc mógł równie dobrze pograć w coś na komputerze służbowym, lub zaryzykować i uciąć sobie drzemkę.
- Ech, najciekawsza praca na świecie to tu nie jest. Chociaż przynajmniej do domu mam blisko - westchnął.
Próbując zabić czas postanowił pograć w coś na służbowym komputerze i tak też zrobił.
Właściciel
Gdy tylko uruchomił komputer, doszedł go odgłos dzwonka do drzwi posterunku.
Właściciel
Nikt nie wszedł, ale odgłos dzwonka zabrzmiał ponownie. Może osoba za drzwiami go nie słyszała?
Właściciel
Po otworzeniu drzwi ujrzał latającego drona, trzymającego w kleszczach jakieś pudełko. Nie wyglądał on na model pocztowy, ale najwyraźniej taką pełnił funkcję.
Wziął to pudełko i zobaczył co w nim jest.
Właściciel
Pudełko było puste, poza martwym owadem leżącym na jego dnie.
- Ech... Dziwne to. Jakimś byle insektem chcą mi głowę zawracać?
Właściciel
Dron nie odpowiedział. Zamiast tego odleciał na paręnaście metrów wzwyż, po czym upadł i rozpadł się na kawałki.
//Może jakaś wskazówka, o co szerzej chodzi?
//O nie! Komar-morderca! A nie, czekaj... On był na Wenus ;-;//
Właściciel
//Wskazówka? Jesteś z policji, zrób jakąś analizę, zadzwoń do eksperta czy chociaż zawiadom przełożonych//
Postanowił więc zadzwonić to przełożonych z tym problemem i tak też zrobił.
Właściciel
Dodzwonił się do komendanta dzielnicy.
- Halo? - rozległ się głos z wyraźną domieszką senności - Collins, czy to ty?
- Tak, to ja. Dzisiaj miałem nietypową wizytę, przyszedł do mnie dron i dał mi pudełko z jakąś zabitą muchą czy komarem na dnie, poza tym było puste. Później ten dron się rozbił. Co mam robić?
Właściciel
- Zapewne jakiś kiepski żart. Zostaw to, jutro ewentualnie zrobimy jakąś analizę.
Więc zostawił to pudełko i siedział spokojnie w posterunku, czekając na dalsze zlecenia, jeśli takowe przyjdą.
Właściciel
Przez resztę jego zmiany panowała cisza. O umówionej godzinie przyszedł jego zmiennik, w związku z czym Andrew mógł spokojnie udać się pociągiem błyskawicznym do mieszkania.
Więc postanowił udać się do mieszkania i tak też zrobił.
Właściciel
Podróż, łącznie z przedzieraniem się przez dworzec zajęła mu niecałą godzinę. Było już późno, więc jeśli miał zamiar coś jeszcze dzisiaj załatwić na mieście, to najlepiej szybko.
Poszedł do najbliższego baru/itp. aby coś zjeść i wypić.
Właściciel
W okolicy było parę całodobowych knajp. Mógł jeść i pić do woli.
Poszedł do pierwszej lepszej z nich.
Właściciel
Pierwsza lepsza była niemal w całości zautomatyzowana. Co prawda w kącie drzemał ktoś wyglądający na pracownika, ale zapewne znajdował się tu tylko w ramach programu walki z bezrobociem.
Właściciel
Ten ledwo uniósł powieki.
- O co chodzi?
- Jak mniemam, obsługuję pan tę knajpę. Jest możliwość zamówienia czegoś do jedzenia? - spytał.
Właściciel
- Obsługuje? Tak, chyba można tak powiedzieć. Co chce pan zjeść?
Właściciel
Kevin siedział w bazie Artemis na Antarktydzie, gapiąc się na obrazy z kamer i odczyty radarów. W innych częściach bazy spało bądź wykonywało rutynowe obowiązki jakieś trzy i pół setki żołnierzy. Ostatnia misja odbyła się jakiś miesiąc temu i omal nie zakończyła się totalnym fiaskiem. Od tego czasu siedzieli cicho w tym odludnym miejscu, parędziesiąt metrów pod powierzchnią lodu, zżerając nagromadzone racje żywnościowe i starając się zabić nudę.
Konto usunięte
Co chwila sprawdzał odczyty.
Właściciel
Była to niezwykle monotonna robota. Kevin wręcz zasypiał już, gdy nagle radar wykrył, iż jakiś obiekt latający znalazł się w mezosferze tuż nad nimi.
Konto usunięte
Zameldował o zdarzeniu i czekał na ruch obiektu.
Właściciel
Obiekt ów zbliżał się ku powierzchni z dość niepokojącą prędkością. Wystarczającą najwyraźniej, żeby ktoś z innego stanowiska włączył alarm w całej bazie.
Konto usunięte
Dalej obserwował radary, tylko po to by zobaczyć ilu może być tam ludzi, bądź androidów.
Właściciel
Obiekt był dosyć niewielki jak na standardy lotów pozaatmosferycznych, i sądząc po prędkości nie był pojazdem pasażerskim. Prędzej jakąś torpedą. Obecnie znajdował się w tropopauzie i dalej spadał. Do uderzenia została w najlepszym razie minuta.
Konto usunięte
Skoro ktoś już włączył alarm, to jemu pozostało szukać jakieś tarczy przeciwrakietowej.
Właściciel
Takowej nie było, gdyż w teorii żadna rakieta nie była w stanie przebić grubej warstwy lodu i solidnych ścian bazy.
Konto usunięte
Teoria, a praktyka. Czekał.
Właściciel
Radar poinformował o uderzeniu obiektu w lód, po czym niemal natychmiast przestał działać. Razem z resztą urządzeń. I światłami.
Konto usunięte
Poczekał na coś w stylu awaryjnego zasilania.
Właściciel
Niestety nawet to zdawało się nie działać. Z głębi bazy słychać było tupot nóg i wydawane głośno rozkazy.
Konto usunięte
Wyszedł z pomieszczenia i poszukał osoby wydającej rozkazy.
Właściciel
Na oświetlanym jedynie latarkami korytarzu zaczęły formować się szeregi, ale nie dało się stwierdzić, kto sprawuje najwyższy stopień dowodzenia.
Konto usunięte
Skierował się do pokoju dowodzących(?).
Właściciel
Znał mniej więcej drogę, ale zanim tam dotarł ktoś chwycił go za ramię.
- Chodź, w stołówce urządzamy zbiórkę