Właściciel
Trafiłeś do niczym nie wyróżniającej się sali tronowej, w której wszystko urządzone było z przepychem: Marmurowa posadzka, kolumny z tego samego materiału, dywany na podłodze, obrazy i gobeliny na ścianach, rzeźby stojące nieopodal, umeblowanie z drewna dębowego, bukowego i brzozowego, a także sam tron oraz zasiadający na nim mężczyzna. Oczywiście, była też zbrojna w halabardy, tarcze i miecze długie ochrona szlachcica, gotowa zabić Cię na jedno jego skinienie, a przynajmniej spróbować, oraz zwykła służba, która w każdej chwili musiała być gotowa, aby uraczyć swego pana jakąś strawą lub trunkiem, na przykład popijanym właśnie z pucharu winem.
Sam szlachcic był w średnim wieku, miał elegancką bródkę i wąsy, a także nieco niepasujące do tego długie włosy. Ubrany był w typowo szlachecki strój złożony z żupana, kontuszu i pasu kontuszowego i tym podobnych, nie zabrakło również tradycyjnej szabelki przy pasie. Na prawo od jego siedziska stał mężczyzna o ogorzałej i pobrużdżonej twarzy, w pełnej płycie, z hełmem z przyłbicą tkwiącym pod pachą i dłonią na rękojeści miecza, który wciąż tkwił w pochwie u pasa, zaś po lewej znajdował się wyglądający dość młodo człowiek o specyficznym wyglądzie: Wątła budowa ciała, czerwone oczy i białe włosy.
- Spędziłem wiele godzin na rozmowie z Rivertem, które ostatecznie sprawiły, że jestem gotów poprzeć Waszą szaloną ideę. - powiedział szlachcic. - Zapewnię Wam schronienie, wyżywienie, złoto i wsparcie zbrojnych, a także to wszystko, czego będziecie wymagać. Ach, zapomniałbym! Powinienem się przedstawić, nieprawdaż? Jestem Zygmunt von Orren, a przynajmniej w teorii, byłem najbliższym przyjacielem Gerwazego, ostatniego z rodu, a jako że wiele czasu minęło od jego zaginięcia to postanowiłem przejąć tę posiadłość, interesy i nazwisko... Tu mój zaufany druh i dowódca ochrony, Fulko, a także Bell Cranell, który, jak wiem, będzie miał zamiar zamienić później z Tobą kilka słów...
-Zygmuncie von Orrenie, Fulko, Bellu Cranellu, jestem do waszej dyspozycji w ramach wdzięczności.
Lekko się skłonił.
-Jeżeli Rivert mnie nie przedstawił, to ja to teraz zrobię. Xavier Wassi.
///Zygmunt <3 Moje ulubione imię męskie. I Fulko de Lorche. Bell Cranell też do czegoś nawiązuje?
Właściciel
//Pamiętałem, widzisz. Przed odpisami trafiłem na "Gwiezdny Grunwald" i tak mi się z nim skojarzyło. Bell też, postać Michała, jego pierwsza w Elarid, jest na pierwszej stronie Kart Postaci... Możesz sobie poszperać na pierwszych stronach Gilgasz i w prawie całej Kryjówce Łaków o nim, jeśli chcesz.//
- Coś wspominał i, jeśli się nie mylę, Fulko kojarzy to nazwisko, ale tę rozmowę musicie przełożyć na później. - odparł mężczyzna na tronie i skinął Cranellowi, a ten odchrząknął i przemówił, patrząc Ci się w oczy:
- Mój pan chciałby pozostać anonimowy, ale jestem tu, aby w jego imieniu zaoferować Ci pomoc w walce z Czarnym Słońcem. Wspólnie odpieraliśmy wiele ofensyw jego wojsk, najemników i skrytobójców, więc sądzi on, że i tym razem powinniśmy ruszyć w bój, rzecz jasna razem z Tobą... O ile mój pan musi pozostać w swojej siedzibie, to jest gotów zapewnić Ci nawet do czterdziestu Łaków pod moją komendą, którzy będą walczyć, a jeśli trzeba to i ginąć, za sprawę.
//Ciekawostka: Gdy jeszcze byłeś posłusznym robolem Vigo, miałeś dostać misję polegającą na dowodzeniu żołnierzami, których wysłał do walki z Łakami Michała, ale fabuła nie doszła do skutku, niestety. Lub też stety, jak kto woli.//
//Heh//
-Cieszę się, że to wy zaproponowaliście pomoc. Mi zapewnie nie udałoby się namówić kogokolwiek, by ruszył ze mną prosić o pomoc. Przyjmuję ją,a w przyszłości dopilnuję, by Czarne Słoñce nie robiło sobie z was wrogów.
Właściciel
- To jeden z warunków naszej umowy. - odparł i zamyślił się na chwilę. Wyglądał jakby chciał jeszcze coś dodać, ale najwidoczniej zrezygnował i zamiast tego zapytał: - Masz jeszcze jakieś pytania, sugestie czy cokolwiek innego?
-Oprócz tego, że im szybciej zaczniemy, tym lepiej?
Właściciel
- Muszę wrócić do mojego pana i opowiedzieć mu o wszystkim, a także zebrać odpowiednich Łaków... Potrzebuję przynajmniej czterech lub pięciu dni, nie więcej. - wyjaśnił Bell i odszedł, bo najwidoczniej nie zostało już nic wartego omówienia, acz masz jeszcze czas, żeby go zatrzymać, gdyby jednak znalazła się jakaś sprawa.
Nic więcej sam nie miał do powiedzenia, oprócz czasu mu dostępnego. Pięć dni.
Właściciel
Pięć dni na ustalenie wszystkiego z najemnikami, pozyskaniem wsparcia od szlachcica i innych sojuszników, na przykład tych zaproponowanych przez Riverta, oraz przede wszystkim odkrycie tajemnic, które skrywa pierścień. Chyba wystarczy, co nie?
Oby. Mniejsza, Fulko i Zygmunt jeszcze go potrzebowali?
Właściciel
Nie, więc najpewniej mogłeś odejść, acz Zygmunt wspominał już Ci coś o tym, że Fulko podobno kojarzy Twoje nazwisko... Być może da to kolejny element układanki, którym jest, a raczej był, żywot Twego ojca lub kogoś innego z rodziny i pozwoli rzucić nieco światła na sprawę?
-Fulko, możemy porozmawiać?
Właściciel
Gdy jego pan zezwolił na to skinieniem głowy, rycerz odwzajemnił gest i odszedł z Tobą te kilka kroków dalej, żeby zapewnić choć minimum prywatności, tudzież jej złudne wrażenie.
- Tak? - spytał, zakładając ramiona na masywnej piersi. Całemu ruchowi towarzyszył niesamowity chrzęst płyt pancerza.
-Mówiłeś, że kojarzysz moje nazwisko.
Właściciel
- Nazwisko jak najbardziej, ale Ciebie w ogóle... - odparł i zatopił się na chwilę we wspomnieniach. - Ale znałem kiedyś takiego jednego, który przedstawił się jako Wassi, więc może to jakaś Twoja rodzina?
-Wysoce prawdopodobne. Kiedy to było?
Właściciel
- Z dobrych dziesięć lat temu, gdy jeszcze nie miałem tych blizn. - powiedział, pokazując na kilka szram na swojej twarzy, głównie na czole i prawym policzku. - Byliśmy wtedy piękni, młodzi i waleczni, złaknieni złota i przygód... Choć tak po prawdzie to on te dwa pierwsze, a ja resztę... Zarzekał się, że nigdy nie był Magiem, ale miał wiele dziwnych ksiąg, a to co robił podczas walki i poza nią nie mogło być dostępne dla jakiegokolwiek śmiertelnika... Świetnie grał w karty, miał łeb równie twardy, jak Orkowie czy Krasnoludy, potrafił pisać i śpiewać ballady, grać na lutni, a jednym skinięciem dłoni sprawiał, że każda wskakiwała mu na kolana... Taaak, to były czasy. Ale później wpakował się w jakieś gówno po zęby trzonowe i odszedł. Odtąd go nigdy więcej nie widziałem.
-Jeżeli się nie mylę, to w końcu dowiedziałem się czegoś więcej o swoim ojcu.
Właściciel
- Ojciec, tak? - spytał i przyjrzał Ci się dokładniej. - Chyba w matkę się wdałeś, bo w ogóle nie jesteś do niego podobny, może poza oczami, on zdecydowanie miał identyczne.
-Mam nadzieję, że kiedyś ta sytuacja się wyprostuje. Mniejsza, dziękuję za chociaż część informacji.
Właściciel
Skinął głową i najwidoczniej uznał, że to koniec pytań z Twojej strony, bo odwrócił się na pięcie i odmaszerował na swoje miejsce.
Sam też jeszcze się zwrócił.
-Zygmuncie, czy jest jeszcze coś, do czego byłbym teraz potrzebny wam?
Właściciel
Zaprzeczył ruchem głowy, pozwalając Ci jednocześnie odejść.
Lekko się skłonił i opuścił salę.
Właściciel
Po wyjściu na zewnątrz zastałeś Riverta opierającego się o ścianę, który na Twój widok skończył podrzucać i łapać sztylet, chowając go na miejsce.
- I jak? - spytał. - Wiesz może, kim był ten białowłosy facet, który wyszedł krótko przed Tobą?
-Wsparcie Łaków, to mamy załatwione.
Właściciel
- Łaków? - powtórzył i zagwizdał. - No nieźle, nieźle... Jeśli poczekamy tydzień to może uzbieramy do tego armię Nagów, Wilkołaków czy Worgenów, hm?
-Nie, bo za pięć dni atakujemy.
Właściciel
- No dobra, to co skombinujesz w tym czasie?
-Pewnie plan i dowiem się więcej o pierścieniu.
Właściciel
Pokiwał głową i odszedł do swoich spraw, życząc Ci powodzenia.
A on sam wrócić na otwartą przestrzeń. Do tego samego kamienia, co ostatnio.
Właściciel
Kamień jak to kamień, nie miał zbytnio gdzie się udać pod Twoją nieobecność, więc wiernie czekał tam, gdzie go zostawiłeś.
Postarał się użyć pierścienia na nim.
Właściciel
Jak na razie nic się nie dzieje, ale może jakieś konkretne polecenia, jak zniszczenie go, uniesienie czy coś w tym guście, mogłyby pomóc i coś zdziałać?
Jak na razie, to tylko niszczy, więc spróbował go poruszyć w bok. Jeżeli wynik to porażka, no to spróbował go zniszczyć.
Nie no, żart. W obu przypadkach jako drugie próbował zniszczyć kamień.
Właściciel
Samo niszczenie dawało niewiele, a właściwie to nic, ale skupienie się na poruszaniu kamieniem sprawiło, że udało Ci się go nieco przesunąć, a więc jeśli całą swą uwagę poświęcisz tej czynności to może zrobisz coś więcej...?
Właściciel
Początkowo szło oczywiście niemrawo, ale po kilku minutach ćwiczeń byłeś w stanie manewrować głazem wielkości pocisku do katapulty z taką łatwością, jakbyś miał do czynienia z piórkiem. A to wszystko za pomocą samej siły umysłu! No i pierścienia-artefaktu, rzecz jasna.
Bardzo przydatne, to trzeba powiedzieć. Pomoże w odbudowie szkód. No właśnie, czy na tym się kończyła dzisiejsza lekcja? Spróbował jeszcze sprawdzić, jak wysoko może unieść kamień, a następnie go puścił sprawdzając, czy może złapać ruchomy obiekt.
Właściciel
Im wyżej, tym więcej pierścień tracił mocy, a że dziś już go sobie poużywałeś, to było to ledwie osiem metrów. Energii starczyło Ci jeszcze na pochwycenie głazu w locie i bezpieczne ustawienie go na ziemi, później zaś jego zasoby wyczerpały się, a więc na dziś koniec zabaw z artefaktem, choć i tak cały ten dzień chyli się ku końcowi.
Przynajmniej czegoś więcej się dowiedział.
Właściciel
Zawsze to jeden mały krok do celu, owszem.
Teraz pora wrócić do siebie.
Właściciel
I to również Ci się udało, swą komnatę zastałeś w niezmienionym stanie.
Miło. Na dzisiaj raczej to koniec.
Właściciel
A i owszem, bo wieczór i noc minęły Ci jedynie na spokojnym śnie, obudziłeś się dopiero rankiem następnego dnia.
Jeżeli nic się nie zmieniło, to zaczął od otrząśnięcia się i przygotowania do reszty dnia. Jeszcze nie wracał do skórzanego pancerza, więc wiadome jest, że pozostaje w starym... masło maślane, ale żeby nie było niejasności. Teraz tylko zobaczyć, gdzie tutaj dają śniadania.
Właściciel
Warto iść za nosem, który dość szybko rozbudził się i podłapał w powietrzu apetyczną woń smażonego jajka i mięska oraz trunków wszelkiej maści.
No, byleby zaprowadził do odpowiedniej mu lokalizacji.