niemamnietu
Taka jedna TARDIS, która implodowała tworząc inny wymiar. Co tu dużo mówić, słabo
niemamnietu
Stanley
Budzisz się na trawie. Okej, co się stało? Był TARDIS. On implodował... Czy to skrzydła? Nie no, przecież jesteś zbyt duży na papugę! I gdzie jest Sam?
Właściciel
Stanley
Zaraz... Jeżeli to skrzydła to takim razie... Rozejrzał się za samem... Albo za sobą...
niemamnietu
Stanley
No i tak wstałeś... na nogi. Nie jesteś w ciele Sama. To raczej ciało sama jest w tobie. Albo coś równie absurdalnego
- Rany, nie tak wysoko! - odezwał się Sam w... twojej głowie? Nie no, tak blisko jeszcze nie byliście - Stanley?! Gdzie jesteś?!
Właściciel
Stanley
- Tylko spokojnie Sam! - wziął głęboki wdech. - mam teorię... Właściwie to nie... Opisz mi gdzie jesteś?
niemamnietu
Stanley
- Na jakiejś łące! Wszędzie pełno trawy, a w tle coś na kształt gór. - opis był identyczny do twojego położenia!
Właściciel
Stanley
- tak samo u mnie ale nigdzie cię nie widzę... Myślisz, że my...
niemamnietu
Stanley
- Połączyliśmy się w jedną istotę? Może...
Właściciel
Stanley
Wzdrygnął się na tę myśl.
- fuzja rodem ze Steven Universe - zaczął iść naprzód. Może te góry coś ukrywają?
niemamnietu
Stanley
- Myślisz, że te góry coś ukrywają?
Właściciel
Stanley
- mhm - kiwnął głową. - widzisz moje myśli, ale czy jesteś w stanie kontrolować moje ciało? - przyjrzał się swojemu ciału. Jeżeli widział wcześniej skrzydła to może będzie w stanie polecieć?
niemamnietu
Stanley
Długie, niebieskie skrzydła z dość nieporadnymi pazurami zamiast dłoni, a reszta to w sumie ty, poza niebieskimi piórami zastępującymi ci włosy
- Nie próbowałem. Ale mogę spróbować. - nagle uderzyłeś się prawym skrzydłem w twarz - Mogę.
Właściciel
Stanley
Zaczął masować sobie obolałą twarz.
- dobrze wiedzieć. Przyda się podczas latania. Nauczysz mnie?
niemamnietu
Stanley
Jedynie się podrapałeś
- Nigdy nikogo nie uczyłem. Zawsze mnie uczono. Ale to proste. Latanie jest jak jazda na rowerze. - twoje ręce same zaczęły machać i wzbiłeś się w powietrze - Najpierw ci pomogę, ale potem spróbujesz sam, dobrze? - zaproponował
Właściciel
Stanley
- no dobra, mogę spróbować - uśmiechnął się. Zawsze chciał trochę zbliżyć do Sam'a ale nie aż tak bardzo.
niemamnietu
Stanley
Lecąc znacznie szybciej dotarliście do gór. Widzisz wioskę.
- Dobra, a teraz spróbuj wylądować. - powiedział Sam. Nagle zacząłeś spadać bez żadnej pomocy
Właściciel
Stanley
Postarał się ułożyć skrzydła prostopadle do kierunku w którym spadał.
- tak dobrze?
niemamnietu
Stanley
- Jasne. - wkrótce wylądowaliście, a miejscowe wieśniaki przerażone odbiegły
Właściciel
Stanley
- pewnie pierwszy raz widzą takiego stwora. Stanley... Sam... Sanley? Albo Samuel - roześmiał się.
niemamnietu
Stanley
- Może nie łączmy naszych imion, zgoda? - wieśniaki wróciły, z widłami i pochodniami. Dziwne te pochodnie. Były lampami. A widły zamiast z metalu były z płyty głównej komputera
Właściciel
Stanley
- hola! Ja, przyjaciel - Błagam, powiedzcie, że rozumiecie angielski
niemamnietu
Stanley
- Ty, przyjaciel? - zapytał jeden z nich
Właściciel
Stanley
- tak! Nie jestem waszym wrogiem! - Sam, spróbuj to teraz sknocić a na obiad będzie rosół.
niemamnietu
Stanley
- Coś ci nie wierzę. Skąd się wziął?
Właściciel
Stanley
- znalazłem niebieską budkę - skrzydłami chciał przedstawić jej kształt. - i ona mnie wciągnęła, a potem obudziłem się niedaleko stąd - Myślisz, że ogarnęli?
niemamnietu
Stanley
- Myślę, że nie.
- Czarownik! - niezbyt ich to przekonało
Właściciel
Stanley
- skądże znowu! Ja nie jestem czarownikiem! Nie potrafię nawet utrzymać laski! - Sam, ratuj
niemamnietu
Stanley
- Jak mam pomóc? Jesteśmy w jednym ciele!
- No faktycznie, laski nie ma. - zastanowił się inny wieśniak
- Ale pewnie ma różdżkę! - krzyknął trzeci
//Polataj trochę i powiedz im że jesteś bogiem//
Właściciel
Stanley
- mam dwie opcje. Wmówić im, że jestem ich nowym władcą, albo jakoś załagodzić sytuację i dowiedzieć się gdzie jesteśmy - nie! Nie mam żadnych magicznych przedmiotów! Staram się tylko znaleźć drogę do domu
niemamnietu
Stanley
- Ewentualnie możemy po prostu olać sprawę i odlecieć.
- A gdzie to pół-ptak mieszka? - zapytała staruszka, która akurat wyłoniła się z tłumu. Wszyscy się uspokoili
Właściciel
Stanley
- Chyba znalazłem wyjście z sytuacji - ukłonił się lekko, starając się zyskać choć trochę sympatii tej kobiety.
- w Londynie. Niestety nie wiem jak wrócić do domu, gdyż porwała mnie niebieska budka policyjna - brzmi to wiarygodnie?
niemamnietu
Stanley
- Ani trochę. - odpowiedział Sam
- To ma sens. - odpowiedziała kobieta
- Nie, nie ma. - powiedział jakiś wieśniak
- Nie, nie ma. - zgodził się staruszka
Właściciel
Stanley
- też bym tak uważał, gdyby nie fakt, że mi się to przytrafiło - westchnął. - na ich pomoc chyba nie ma co liczyć
niemamnietu
Stanley
- Dobra, jak mówisz o niebieskiej budce to możesz iść w góry, tam możesz otrzymać odpowiedź. - wypaliła nagle - Ale na naszą pomoc nie masz co liczyć
Właściciel
Stanley
- Widzisz Sam? Jak w większości przypadków udało nam się znaleźć rozwiązanie bez rozlewu krwi i przekrętów - Rozumiem. W takim razie bywaj - zaczął powolnym krokiem kierować się w kierunku gór.
niemamnietu
Stanley
Dotarłeś do nich szybciej, niż nakazywałyby prawa fizyki, logiki i czegokolwiek co byś se nie podsunął
Właściciel
Stanley
- wiesz co Sam? - próbował zagadać do swojego przyjaciela. - zastanawia mnie jedna rzecz. Czy ja mam ogon? W końcu same skrzydła raczej nie wystarczą, prawda?
Właściciel
Stanley
Rozejrzał się po okolicy. Przygotował się na wypadek ataku.
- nie podoba mi się to miejsce... Za bardzo przypomina najbardziej irytujący moment Serious Sam'a - roześmiał się. - bezgłowe kamikadze to idealny sposób na straszenie dzieci
niemamnietu
Stanley
- Mnie najbardziej interesuje to światło na górze
Właściciel
Stanley
- nigdy nie widziałeś słońca? - spojrzał w górę. Wait.
- Sam? Jeżeli jesteśmy w jednym ciele, to jak spojrzałeś w górę bez mojej wiedzy?
niemamnietu
Stanley
- Jak tak teraz to powiedziałeś to serio jest to dziwne.
Właściciel
Stanley
- jakby złączenie się w jeden byt nie było wystarczająco dziwne - mruknął.
niemamnietu
Stanley
A potem spadło Słońce. Tak. Sobie świeci przed tobą, takie okrągłe ładne i coś tam chyba o policji pisze
Właściciel
Stanley
- Sam, jeżeli uda nam się wyjść z tego cało to biorę urlop - dotknął słońca aby sprawdzić czy nie jest gorące.
Właściciel
Stanley
Odskoczył od kuli.
- no i co mam z tym zrobić?
niemamnietu
Stanley
- Nie mam pojęcia! - czekaj. To przecież nie Sam! Kto to mówi i gdzie jest?
Właściciel
Stanley
Rozejrzał się.
- ktoś tu jest!?