Miejsce ogrodzone płotem nawet od strony nieba, z tylko kilkoma bramami na wyjście, do których klucze mają wyłącznie pracownicy schroniska. W celu adopcji potworka/pokemona/zwierzęcia dzwonić domofonem umieszczonym przy głównej bramie. Pracownik wtedy przyjdzie i wpuści do środka zainteresowanego tą adopcją.
- a co jeśli to ja chciałbym wybrać właściciela? Przecież nie chciałbym być adoptowanym przez jakiegoś dzieciaka! Co ja jestem, pikachu? - zaprotestował.
- Nie możesz wybrać właściciela. To nie tak działa. Chodź za mną - ruszyła przez schronisko. Nie miał którędy uciec, wszystkie drogi odcięte. Nawet od góry.
- nie mam na myśli lekarza. Doktor. Dziwny, szalony koleś, długi płaszcz, podróżuje z dziewczyną przebraną za czarodziejkę fantasy? - zapytał pełen nadziei.
Wszedł do środka.
- błagam cię, znajdź ich. Facet w długim płaszczu. Podróżuje po świecie w niebieskiej budce. Długie włosy na boku. Znajdź ich, dobrze?
- Nie znam żadnego Raya, daj mi spokój.
Zamknęła go na wybiegu i poszła gdzieś.
Zaraz... skąd wiedziała jak on się nazywa?
Scotty nie wymienił żadnej nazwy przecież!
A więc tak ten koleś miał na imię! Był pewien, że tylko się mu przesłyszało.
- błagam cię, weź się z nim skontaktuj! Potrzebuje go! - położył się na ziemi. - ja chciałem go tylko spotkać... - zwinął się w kulkę. - Ray... a więc tak miał na imię...
Nagle zobaczył jakąś kobietę.
Stała przy jego wybiegu w ciszy.
Patrzyła na niego z zaciekawieniem.
Na twarzy miała szeroki uśmiech.
Blady, odrobinę niepokojący uśmiech.
- niekoniecznie. Jak nie zawieszę się głową w dół to dostanę zawrotów głowy - westchnął. - spędzę całą noc na planowaniu. Kiedy znajdę tego całego Raya, może mnie przygarnie? Ciągle o tym marzę. Strasznie twardy z niego chłop. Stracił rodzinę, a mimo to wybaczył swojemu nemezis. Nadal walczą, ale świetnie się dogadują - rozmarzył się. - byłbym gotowy na każdy jego rozkaz
Zaczął się odsuwać.
- nie jestem głupi, wiesz? Może i zachowuję się czasem jak idiota - zaczął szykować się do skoku. - ale kiedy przyświeca mi jakiś cel, zwyczajnie uciekam z więzienia swojego umysłu - przeskoczył nad pielęgniarką wychodząc tym samym z wybiegu.
Nie udało mu się.
Gdy znajdował się nad pielęgniarką, ta zręcznie go złapała za kończynę i cisnęła na ziemię. Nie była tak słaba jak wyglądała.
Zamknęła bramę od wybiegu, nadal bacznie mu się przyglądając. Byli w środku sami.
- Odchyl proszę głowę - powtórzyła znowu.
- kobieto, błagam cię! Ostatnią osobą, która pobierała mi krew był jakiś stary dziad z fetyszem! Ja mam traumę! - nagle wpadł na pomysł. Pomysł tak głupi, że mógł nawet zadziałać. - poczekaj! Znam kogoś z naprawdę wyjątkową krwią! Krwią smoka! Te stworzenia są zagrożone wyginięciem, więc pewnie i wyjątkowe, prawda?
- tamta dziewczyna wie coś o nim. Ja sam mam trudności z odnalezieniem tego typa. Wiem tylko że ma na imię Ray, podróżuje w niebieskiej budce z białym dachem i napisem "toi-toi". Może jak połączymy siły, to wspólnie go odnajdziemy?
Skinęła powoli głową.
- Ale najpierw, proszę odchyl głowę.
Wróciła do tematu spokojnym tonem.
Z fartucha wyjęła nową strzykawkę.
Nabrała do niej fioletowej substancji z jakiegoś flakonika i znowu zaczęła się zbliżać. Ja się tam nie znam, ale chyba do pobierania krwi strzykawka powinna być pusta. A może to nie o to jej chodziło?
Udało mu się, ale nikt nie zareagował na ten alarm, więc z drugiej strony się nie udało. Co więcej, gdy wytrącał jej strzykawkę, ta wbiła mu się w kończynę. Kobieta złapała go mocno i wstrzyknęła mu substancję w ramię z grobową miną. Potem usunęła strzykawkę i opróżnioną schowała do torby.
- Będzie bolało. Gdybyś pozwolił mi zrobić zastrzyk w szyję, wchłonęłoby się szybko i nawet byś nie poczuł. To twoja wina.
Oznajmiła chłodno, po czym otworzyła drzwi wybiegu i wyszła, zamykając za sobą. Scotty poczuł przeraźliwy ból i ogarniającą go słabość. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, upadł ciężko na ziemię i... czuł, jakby umierał. Miał wrażenie, że pękają mu żyły, kości same się łamią, a wnętrzności pękają jak baloniki. Takiego cierpienia nigdy w życiu nie doświadczył, to było wręcz nie do opisania! A kobieta patrzyła spokojnie z zewnątrz wybiegu, jakby na coś czekała.
Ból był nie do zniesienia, wręcz koszmarny.
Omdlenie byłoby w tej chwili wytchnieniem.
Czuł jednak, że nie straci tu przytomności.
Choćby nawet chciał, nie byłby zdolny.
Nagle wszystko gwałtownie ustało.
Ale... Czuł się tak troszkę dziwnie.
Coś zdawało mu się inne niż zawsze.
A kobieta za bramą... uśmiechnęła się.
Cokolwiek się stało - było po jej myśli.
- CZY TO JEST PERMANENTNE!? - Czemu ona to zrobiła? To jest niefajne! Bardzo niefajne! Ani trochę zabawne! Może to tylko sen? Zaraz się obudzi.
- TO TYLKO SEN! ZARAZ SIĘ OBUDZĘ! O MATKO TO NIE JEST SEN! - zaczął panicznie wrzeszczeć. Chciał być blisko ludzi ale nie aż tak!
- Nie - odpowiedziała spokojnie - Działa około dobę. Dzięki temu wypuszczą cię ze schroniska i wrócisz do siebie, skądkolwiek tam sobie jesteś. Nie ma za co - zostawiła coś na ziemii przy bramie i sobie poszła.
Strzykawkę i trzy fiolki tej substancji, którą mu wcześniej wstrzyknęła. Najwidoczniej zostawiła mu to, gdyby jeszcze kiedyś potrzebował stać się człowiekiem.
W szklanej fiolce zobaczył przy okazji swoje odbicie. Wyglądał trochę jak wampir, ale miał fioletowe włosy. Mniej więcej tak:
Pochodzenie ubrań pozostało zagadką.
Nieznajoma zostawiła furtkę otwartą. Dostał się poza wybieg, nadal jednak przebywał w schronisku. Swoją drogą, szkoda, że nawet nie zdążył zapytać jej o imię. Ostatecznie, pomimo tego jak bardzo dziwna się zdawała, próbowała mu pomóc.
Między tagi [youtube] należy wstawić 11 znakowy identyfikator filmu na YouTube.
Identyfikator znajduje się w adresie filmu i zawsze ma 11 znaków. Skopiuj go z URLa, np. z watch?v=YgEHrca6Yj0
skopiuj YgEHrca6Yj0.