Właścicielka
Nagle poczuł, że świat wiruje mu przed oczami. Stracił równowagę i upadł, prosto w pustą ramę "lustra". Uderzył plecami o coś... Miękkiego i ciepłego. Leżał na dywanie, w jakimś salonie i nawet nie mógł drgnąć. Widział jednak scenę rozgrywającą się przed nim. Drobna dziewczyna o długich, lśniących, czarnych włosach, ubrana w śnieżnobiałą sukienkę, wesoło rozdzierała papier prezentu, który leżał tuż przed nią na dywanie. Wyglądała... Dziwnie znajomo. Nie była to jednak Amanda. Ta dziewczyna miała dużo dłuższe włosy, bardziej wąskie wargi i przepiękne, błękitne oczy, wesoło spoglądające na świat. Miała może z... Piętnaście lat? Nie więcej.
- Wow, nowe kolczyki! Dziękuję panu bardzo, zawsze o takich marzyłam! - zaśmiała się na widok prezentu, po czym spojrzała w róg pomieszczenia, gdzie stał... Dante. Wyglądał jednak odrobinę inaczej. Czarny garnitur miał bardziej staromodny, jak gdyby z lat... 80'tych? Mężczyzna uśmiechnął się z lekka upiornie.
- Cieszę się, że prezent przypadł ci do gustu, Cassandro. Mam nadzieję, że założysz je na swoją jutrzejszą imprezę urodzinową. Są specjalnie dla ciebie.
- Dziękuję, ale... - Cassandra skrzywiła się nieco - Urodziny spędzam z przyjaciółmi, nie z tobą. Znaczy się... Lubię cię i w ogóle, ale mam też prawdziwe życie. Nie mogę tylko spać, spać i spać... - powiedziała, wstając z ziemi i zakładając otrzymane kolczyki. Lukas zobaczył w spojrzeniu Dantego... Dziwny, niepokojący błysk, pomimo iż nadal się uśmiechał.
- Rozumiem. Podejdź proszę - kiedy to uczyniła, objął ją ramieniem i odwrócił się z nią w stronę lustra - Zobacz, drogie dziecko. Czyż... Nie jest tu idealnie? Czyż nie chcesz tu zostać na zawsze?
- Ch-chcę, ale...
- Odnoszę wrażenie, że zaczęłaś się mnie obawiać. Dlaczego?
- To nieprawda!
- Nie kłam - uśmiech zniknął z jego twarzy - Chcę widzieć w twoich oczach tylko szczęście, Cassandro. Masz takie piękne oczy... Uśmiechnij się proszę.
Dziewczyna niepewnie uczyniła to, o co ją poproszono, patrząc z lekkim niepokojem w jego odbicie w lustrze.
- Od razu lepiej. A teraz - zasłonił jej oczy dłonią, drugą ręką obejmując ją w pasie - Nie patrz na mnie ze strachem już nigdy więcej.
- Dobrze, proszę pa-- AAAAAAAA!
Powietrze rozdarł nieziemski wrzask bólu i cierpienia. Spod dłoni Dantego zaczęła wypływać krew. Dziewczyna darła się i szarpała, ale to na nic. A gdy Dante puścił ją i upadła na ziemię... Lukas zobaczył, że miała puste, krwawe oczodoły.
- MOJE OCZY! AAAAAAA! BOLI!
- Czasami trzeba trochę pocierpieć - stwierdził Dante oschle, zdejmując z dłoni zakrwawioną rękawiczkę. Miał idealnie czarne paznokcie, choć nie wyglądały na pomalowane. Uśmiechnął się w stronę Cassandry, jak gdyby nigdy nic - Zanim się obudzisz, może zjesz jeszcze kola--
- NIE! - wydarła się dziewczyna, trzymając się za puste oczodoły w cierpieniu - WYPUŚĆ MNIE! NIE CHCĘ CIĘ ZNAĆ! MOJE OCZY!
- Nie podnoś na mnie głosu, moja droga - głos Dantego był zimny jak lód - Kiedy przyjdziesz tu następnym razem...
- NIE BĘDZIE NASTĘPNEGO RAZU! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU, JESTEŚ DEMONEM! - płakała krwawymi łzami, wyjąc z bólu na podłodze. Lukas widział, że cierpiała.
- Dość tego - Dante chwycił czarnowłosą za rękę i zmusił ją, żeby wstała - Nigdy nie opuścisz tego miejsca, niewdzięczny bachorze - to powiedziawszy popchnął ją na lustro, które pękło pod jej plecami... I wciągnęło ją do środka, gdzie pozostała uwięziona. Lukas usłyszał w głowie jej cichy, zapłakany głosik:
Skrzywdził mnie... Nawet, kiedy jeszcze nie chciałam uciec. Skrzywdził mnie... Bo nie podobało mu się moje spojrzenie. Tkwię tu już od kilkunastu lat, martwa. Moje ciało gnije, ale nie mogę już bardziej umrzeć ani się stąd wydostać... Ten sen stał się koszmarem, a koszmar rzeczywistością.
Wtem sceneria się zmieniła. Znajdował się... W chatce, w której był przed chwilą. Widział siebie i Amandę rozmawiających.
- Jeśli nie będę próbowała uciec, on mnie nie skrzywdzi - powiedziała Amanda. Lukas ze wspomnienia dostrzegł upiora w zwierciadle... Teraz już wiedział, że była to Cassandra. Po kilkunastu latach uwięzienia w lustrze, zniszczona, okaleczona i cierpiąca... Napisała na zaparowanej szybie "oNa cIĘ oKłamUJe". W głowie usłyszał jej głos: Mówiła, że jej nie skrzywdzi, żebyś się nie martwił. To kłamstwo, Lukas. Mnie skrzywdził... Tylko dlatego, że wyczuł, że się go boję. Tylko dlatego, że-- urwała, kiedy Lukas ze wspomnienia zbił lustro krzesłem. Krew Cassandry zaczęła wyciekać z ramy zbitego zwierciadła...
I nagle ocknął się. Sam, gdzieś pośród obłoków, tak jak na początku jego przygody w Pasażu Niedokończonych Snów, ale tym razem bez Amandy u boku. Oglądał z góry pająki, które właśnie rozwalały dom na wysepce pośrodku morza z pajęczyny... Dobrze przynajmniej, że jego już tam nie było. Znowu mógł się ruszać.