No cóż, klasyczny scenariusz sci-fi. Na Ziemię przybyła jakaś obca cywilizacja i chce podbić planetę.
Zwykle przez wysyłanie swoich żołnierzy na planetę, jakby nie było prostszych sposobów na zniszczenie cywilizacji z orbity...
No cóż - czy taki scenariusz w ogóle ma sens? Czy jest jakiś powód dla obcej cywilizacji by atakować taką Ziemię?
Zacznijmy od najbardziej oczywistych - surowce.
Nie. Po prostu nie. W samym układzie słonecznym jest masa znacznie lepszych źródeł dowolnych surowców niż Ziemia, które nie są chronione przez cywilizację z bronią atomową...
A woda? Czy nie jesteśmy na "błękitniej planecie"?
Jesteśmy, na błękitnej planecie w układzie słonecznym w którym mamy choćby Europę, księżyc naprawdę pełny wody. I masę lodu. Całą masę lodu. Nawet Mars ma wodę!
No to dalej - niewolnicy! Wielkie cywilizacje przeszłości były zbudowane na pracy niewolników, dlaczego przyszłe nie miały by być?
Bo to się nie opłaca. Znowu - nie warto iść na wojnę, kiedy taniej jest zrobić coś lepiej bez niszczenia cywilizacji po drodze i bez ryzyka dostania atomówką. A cywilizacja zdolna do podróży międzygwiezdnych z pewnością dawno, dawno ogarnęła metody automatyzacji które pozwolą tworzyć maszyny przynajmniej tak efektywne jak ludzie w zadaniach których potrzebują...
Kolonizacja. To może być, nie?
Teoretycznie. Jeśli obcy byli by do nas podobni jeśli chodzi o wymagania co do środowiska, to Ziemia miała by sens. Ale nie wojna z ludźmi.
Zakładając, że ci obcy nie są w stanie terraformować np. Marsa (wątpliwe, ale dobra), to nasza planeta wydaje się prawie idealnym celem. Prawie, bo wojna z ludźmi, nawet jeśli obcy są pewni wygranej, może ją bardzo zniszczyć.
Ponownie pojawia się problem broni nuklearnej - nawet jeśli obcy przeżyją, to przybyli tu po planetę zdatną do zamieszkania, to jesteśmy w stanie jej bardzo zaszkodzić.
Tutaj wojna jest najgorszym rozwiązaniem. Tutaj, jeśli obcy nie mają alternatywy, negocjacje są jedynym co ma sens.
Oczywiście, wciąż jest możliwa wojna, ale jednak jeśli obcy stanowią zagrożenie pewnie mogli byśmy wypracować jakiś kompromis.
W zasadzie widzę jeden sensowny powód - powód nie praktyczny, a kulturowy.
Z jakiegoś powodu obcy chcą zniszczyć całe pozostałe życie we wszechświecie, czują potrzebę podbijania "gorszych", czy podobne.
Albo na odwrót - uważają, że nie jesteśmy w stanie utrzymać naszej planety i jesteśmy w ogóle niekompetentni i przejęcie władzy uważają za jedyny sposób by nas uratować (niezależnie od naszego zdania na ten temat). Kojarzę też jakieś sci-fi w którym obcy chcieli zniszczyć naszą technologię byśmy nie mogli nadawać w kosmos, co by przyciągnęło takich "żniwiarzy", czy coś podobnego. W końcu nie muszą być źli :)
Jeden przykład który ciekawie łączy kolonizację i różnice kulturowe to uniwersum Gry Endera - tam obcy przybyli na Ziemię by ją kolonizować, gdy już ludzie zaczęli się rozbijać po Układzie Słonecznym, więc nie mogli po prostu wybrać Marsa, ale także nie czuli potrzeby zmiany celu lub negocjacji, bo wojna nie była dla nich niczym strasznym. I tak mieli terraformować Ziemię, a życia "robotników" nie były dla nich ważne. Zakładali, że tak samo jest z ludźmi, więc tak długo jak nie spotkają ludzkiej królowej nic się nie dzieje złego. Co najwyżej jakiś obcy gatunek traci trochę terytorium, które akurat było przydatne dla najeźdźców...
Gdy się zorientowali, że ludzie nie działają tak jak oni, zrezygnowali.
Inna sprawa, że było już za późno i ludzkość po drugiej inwazji na Ziemię zaczęła kontratak, przenosząc wojnę do nich, więc... Nie wyszło im to na dobre.