Teraz czas na zabranie się za coś ciekawszego niżeli karty, alkohol i wzdychanie nad pięknymi kobietami. Opuścił bar, po czym udał się do szeryfa, którego widział już wcześniej.
Właściciel
Nie siedział już na fotelu bujanym przed swoim biurem, gdzie to czyścił broń, a że w saloonie go nie widziałeś i okolica świeciła pustkami, nie licząc kilku wałęsających się tam i tu psów, to już raczej wiadomo, gdzie możesz go znaleźć.
//Tak, w jego biurze.//
// Napisałeś to, bo jestem głupcem, czy innej osobie też byś tak napisał? //
Bez wahania wszedł do biura i rozejrzał się po wnętrzu.
Właściciel
//Pozostawiam to do własnej interpretacji czytającego.//
Nie było wielkie, to właściwie jedna skromna izba, nieco dalej zauważyłeś też wejście do kilku cel i to by było na tyle. Sam Szeryf czytał gazetę, ale gdy wszedłeś, usłyszałeś szczęk odbezpieczanej broni, ale nie ma mu się co dziwić, zwłaszcza jeśli przeżył tyle czasu sam jeden w tej ostoi bezprawia.
- Tak? - zapytał krótko, lustrując Cię uważnie wzrokiem.
James, nie owijając w bawełnę, walnął prosto z mostu:
- Szeryfie, nie, że mi w życiu nudno czy biednie, ale szukam roboty. Coś się znajdzie? -
Właściciel
- Ano, zawsze się znajdzie. - odparł, wzruszając ramionami, ale mimo tego gestu i beztroskiego tonu głosu, wciąż pewnie miał Cię na muszce. - Sprawdzałeś już tablicę ogłoszeń przy stacji kolejowej?
- Nie. Jeżeli jest tu jakaś robota, która by mnie zainteresowała, to tylko z złotych ust szeryfa. - Odpowiedział, nieco kpiąc, nieco słodząc, chcąc ukryć to, że zapomniał o istnieniu tej tablicy. No i od szeryfa dostanie więcej szczegółów .
Właściciel
- Wszystko wywieszam na tablicy, nie mam nic do ukrycia. A byle komu nie będę dawać porządnej roboty, jeśli się wykażesz, to co innego. - mruknął kwaśno, najwidoczniej Twój ton głosu i próba kpin czy też podlizania się niezbyt przypadła mu do gustu, a lepiej nie denerwować typa w wycelowanym w Ciebie rewolwerem, prawda?
Nieco zirytowanym tonem odpowiedział:
- Dobrz. Szeryfie. - Po tym, zdecydowanym krokiem opuścił budynek i udał się w kierunku wspomnianej tablicy.
Właściciel
Znalazłeś ją bez problemu, a dla kogoś takiego jak Ty był to prawdziwy róg obfitości, bowiem wypatrzyłeś łącznie kilkanaście różnych ofert, z których wypadałoby wybrać coś konkretnego, aby zawęzić ewentualne poszukiwania.
Może eliminacja jakiegoś opryszka? Czy poszukiwanie kogoś zaginionego?
Właściciel
Ciekawie wyglądało zadanie o odnalezieniu czwórki pasażerów, woźnicy i najemnika, którzy podróżowali razem dyliżansem w okolicach Diabelskiego Kanionu.
Diabelski Kanion...Nic, czego James Ha'Kesh McLiam nie jest w stanie wytrzymać! Z dziarskimi myślami w głowie, podjął się zadania. Spoglądając na kartkę z iście stoickim spokojem, zaczął doszukiwać się większej ilości informacji.
Właściciel
Ową karetą podróżowali świeżo pobrani małżonkowie oraz dwójka ich przyjaciół. Oboje pochodzili ze znaczących familii, stąd i nagroda za odnalezienie ich żywych lub chociaż przyniesienie informacji o ich losie, sprowadzenie ciał, które można by było godnie pochować czy pomszczenie ich morderców, jeśli zginęli, też byłoby nagrodzone, choć już oczywiście w mniejszym stopniu.
To brzmi jak interesujące zadanie. James w duchu postanowił, że podejmie się jego. Wrócił do swego wierzchowca, by sprawdzić stan jego zapasów na podróż w okolice Diabelskiego Kanionu.
Właściciel
Spokojnie wystarczy, ale z drugiej strony nie wiesz, ile czasu spędzisz na ewentualnych poszukiwaniach, więc wypadałoby uzupełnić, zwłaszcza wodę i suchy prowiant.
Oh, oczywiście. Odwiązał wierzchowca i poprowadził go bliżej sklepu. Tam, poklepał zwierzę po karku i uwiązał na powrót. Dobry koń, ale będzie musiał znieść trochę trudów podróży, tak jak każdy czasem musi się zmęczyć. Wszedł do budynku sklepu, rozglądając się za potrzebnymi rzeczami.
Właściciel
No cóż, miałeś tu wszystko, czego potrzebowałby strudzony wędrowiec, a więc suchy prowiant, taki jak suszone mięso, suchary, suszone warzywa i konserwy, broń, amunicja, narzędzia, alkohole wszelkiej maści oraz wiele innych przydatnych przedmiotów. Sam sklep był mały, ale wysoki, tak jak półki zastawione towarami, w których starano się wykorzystać posiadane miejsce do maksimum. Aby dostać się do wyżej stojących towarów trzeba było skorzystać z drabiny. Jeśli chodzi o obsługę, to za ladą stał tylko jeden mężczyzna, choć już posiwiały, to jeszcze nie kompletnie zestarzały.
Przez moment rozglądał się po regałach, po czym podszedł do lady i oparł się o nią:
- Dobry. - Lekko opuścił kapelusz w ramach grzeczności: - Podaj mi suszonego mięsa, warzyw i wody na tydzień, a do tego 18 nabojów do Smithsona. No i może butelkę whisky... - Wyliczył.
Właściciel
Mimo siwych włosów, mężczyzna był jeszcze dość żwawy i gibki, dzięki czemu bez problemu, za pomocą drabiny lub nie, zdołał z łatwością wyłożyć na ladę wszystkie artykuły, których potrzebowałeś.
- Policzmy. - mruknął pod nosem i zsumował na kasie wszystko, czego sobie zażyczyłeś. - To będzie sześćdziesiąt miedziaków.
Właściciel
//Przez wolne znów zacząłem ogrywać Gun i tak jakoś samo się napisało...//
Mniej, niż spodziewał się James. Odliczył sumę, po czym wyłożył ją na ladę:
- Prosz. - Krótko skomentował fakt wyłożenia sześćdziesięciu miedziaków na stół.
Właściciel
Sprzedawca cierpliwie przeliczył każdą monetę, a gdy wszystko mu się zgadzało, schował utarg do kasy i również podziękował, wręczając Ci ekwipunek.
Obładowany zakupami, James udał się do konia, by wszystko pochować do sakw. Po tym, spojrzał na zegarek. Jeżeli dobrze pójdzie, wyruszy jeszcze przed zmrokiem.
Właściciel
A i owszem, bo dopiero wczesne popołudnie. Mimo to lepiej wybrać się w drogę od razu i rozbić obóz na miejscu przed zmierzchem, podróżowanie po Oskad po zmroku to niebezpieczny sport.
James upewnił się, czy namiot i śpiwór są w sakwach, a także czy same torby są odpowiednio przymocowane. Po tym poklepał konia i wskoczył na niego. Z kompasem w dłoni, ruszył w kierunku Diabelskiego Kanionu.
Właściciel
//Zmiana tematu. Zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu.//