To_masz___Problem pisze:
A sprzedawanie czegoś po niższych kosztach niż wynosi produkcja? Jaką Mijaku masz na temat tego opinię?
Dopóki jakiś bogacz dokłada do swojego interesu i sprzedaje taniej, niż koszty produkcji - to bardzo dobrze! Wszyscy zyskują na tym, że coś jest tańsze - oprócz niego samego i jego konkurencji.
Zakazywanie czegoś takiego nie ma sensu, choć komuś takiemu trzeba się uważnie przyjrzeć i ocenić - czemu robi coś, co mu się ewidentnie nie opłaca?
Oczywiście wszyscy znamy jedną z bardziej prawdopodobnych przyczyn stosowania takiej strategii - gdy już wykończy konkurencję i społeczeństwo nie będzie mieć wyboru i będzie musiało kupować wyłącznie od niego, to wyśrubuje ceny w górę i zwróci sobie z nawiązką wcześniejsze wydatki. A cała reszta społeczeństwa będzie mieć przerąbane.
I owszem, do takiej sytuacji lepiej nie dopuszczać.
O ile firma, która tak zrobi, z pewnością upadnie - bo po kilku latach z wyśrubowanymi cenami w końcu musi zjawić się ktoś, kto będzie w stanie z nią konkurować - to ten krótki okres może być tak ciężki i szkodliwy dla gospodarki, że nie można na coś takiego pozwolić.
Ale sam zakaz dopłacania do interesu ze swoich oszczędności i sprzedaży poniżej kosztów produkcji jest niedorzeczny.
To tak, jak gdyby ktoś miał statystykę wskazującą, że jak mężczyzna zapłaci za swoją partnerkę na randce, to jest większe ryzyko, że ją zgw*łci - nie mówiąc już o tym, że ten zwyczaj zmniejsza szanse tych facetów, którzy chcą płacić tylko za siebie - i dlatego trzeba wprowadzić przepis, że każdy zawsze płaci za siebie.
To bez sensu. Karać trzeba za sam gw****, a nie jakieś mgliście związane z nim zachowania.
Dlatego osobiście nie jestem zwolennikiem całkowitego braku regulacji (anarchokapitalizm), tylko ograniczenia ich do absolutnego minimum i mieszania się państwa w gospodarkę tylko wtedy, gdy faktycznie jest to konieczne.
Jak już pisałem w temacie o wojnie - najlepszym sposobem utrzymania pokoju jest posiadanie tak ogromnej siły, że nigdy nie będzie trzeba jej używać.
Rzecz w tym, że aby to było uczciwe - trzeba każdemu przedsiębiorcy dać wyraźnie do zrozumienia, że jednak ma się tą siłę i w pewnych warunkach można jej użyć.
Czyli na przykład - gdybym był władcą i widział, ze jakaś wielka firma sprzedaje towary poniżej kosztów produkcji, to podjąłbym działania w takiej kolejności:
1) Ej, media, zainteresujcie się tym tematem.
Nawet nie muszę wam dopłacać, żebyście to robili - taka gruba afera i tak powinna się sprzedać.
Zapytajcie właściciela firmy wprost, czemu prowadzi interes w taki sposób, że tylko na tym straci. Zapytajcie go wprost, czy zamierza wyśrubować ceny po pozbyciu się konkurencji.
A później możecie zapytać mnie o zdanie.
2) Jeśli kapitalista się przyzna, że chce wykończyć konkurencję żeby później dyktować własne warunki, będę zachęcał ludzi do określonych działań - ale słowami, a nie ustawami ograniczającymi wolność gospodarczą:
- konsumentów, by myśleli długoterminowo i kupowali jednak u konkurencji
- inne firmy, by - jeśli będą musiały zamknąć swoje zakłady produkcyjne - nie sprzedawały ich i zachowały w stanie pozwalającym na szybkie wznowienie produkcji za kilka lat - bo taka inwestycja na pewno im się opłaci.
Jeśli ludzie nie posłuchają tych ostrzeżeń i będą się kierować tylko tymczasowym zyskiem, to gdy później monopolista będzie ich wyzyskiwał, będą mogli winić wyłącznie siebie - nie monopolistę i nie władze kraju.
3) Jeśli monopolista będzie zaprzeczał tym zarzutom i powie, że po pozbyciu się konkurencji zamierza utrzymać ceny i jakość usług, a ludzie mu uwierzą - ogłoszę, że jest to obietnica wagi państwowej i osobiście dopilnuję, by została dotrzymana.
Jeśli złamie słowo, to dopiero wtedy wkroczę do akcji, w razie potrzeby szczując cwaniaczka wojskiem.
I tyle. Nie sądzę, żeby przy takiej postawie władz ktokolwiek chciał prowadzić taką sprzedaż poniżej kosztów produkcji, ale jeśli jakiś przedsiębiorca traktuje swoją działalność jak sztukę i jego osobistym marzeniem jest, żeby w każdym domu znalazł się produkt jego firmy - no to przecież nie zabronię mu wykładać pieniędzy na to marzenie. Jego konkurenci na tym stracą, ale ogół społeczeństwa tylko zyska.
CzarnyGoniec pisze:
Gospodarka funkcjonuje zgodnie z cyklem koniunkturalnym (to raczej dobrze opisany fakt). Cykle wzrostu i kryzysu. Celem państwa ma być wspieranie gospodarki podczas kryzysu, by nie upadła za bardzo (dodatkowe miejsca pracy, dofinansowanie przedsiębiorstw które mają niespodziewane straty...) oraz wyhamowywanie gospodarki gdy wzrost jest zbyt duży (przez podnoszenie podatków. Dzięki temu uzyskuje się też środki na reagowanie podczas kryzysu). Czyli finalnie w teorii mamy otrzymać gospodarkę ze stabilnym i przewidywalnym wzrostem (czyli sumarycznie bardziej efektywną).
Wydaje mi się, że hamowanie gospodarki w czasach największego wzrostu przyniesie w sumie więcej strat, niż wspieranie w czasach kryzysu zysków.
Wzrost będzie bardziej stabilny i przewidywalny, ale nie sądzę, żeby sumarycznie był wyższy.
CzarnyGoniec pisze:
Liberałowie uważają, że wolny rynek wszystko załatwi i sytuacja sama się ustabilizuje. Jest to założenie zasadniczo prawdziwe. Nie uwzględnia jednak tego kiedy gospodarka się ustabilizuje. Za rok? Dwa lata? (po dwóch latach się nie ustabilizowała), może za 10? Lub 20? I jakie ostateczne koszty zostaną poniesione przez USA na tle innych krajów?
Tak, to faktycznie jest spory problem z filozofią liberalną.
Sam jednak myślę nad zupełnie innym rozwiązaniem, nawet bardziej wolnościowym, niż klasyczny liberalizm - o tym jednak innym razem.
CzarnyGoniec pisze:
Przy czym oczywiście to, że ten model makroekonomiczny dobrze sobie poradził z Wielkim Kryzysem nie świadczy o tym, że należy go używać do "zwykłego kryzysu", albo w ogóle w warunkach "zwykłych".
No to w sumie mam podobne zdanie - że w pewnych naprawdę krytycznych sytuacjach interwencja państwa w gospodarkę może być bardzo potrzebna - choć niekoniecznie w wersji kyensistowskej.
Choć kyensizm nadal nie brzmi dla mnie zbyt dobrze, to sam w sobie ma jednak więcej sensu, niż wcześniej zakładałem.
Ale w takim razie to, co się wyprawia z gospodarką w dzisiejszej Unii Europejskiej wykracza daleko poza kyensizm.