Właściciel
Żołnierze spróbowali uformować szyk, ale nie starczyło czasu, w końcu wciąż biegliście, a nawet i bez tego byliście dość blisko wrogich pozycji, więc tylko część Orków, Goblinów i Hobgoblinów odpowiednio się ustawiła, inni byli w trakcie lub nieładzie, gdy zderzyliście się z murem tarcz najeżonym przez długie piki... Padło wielu martwych, głównie tych, którzy nie zdążyli zewrzeć szyku, a sam impet natarcia został wytracony, zatrzymaliście się na tych tarczach i nic nie wskazuje na to, żebyście mieli ruszyć się dalej.
Wbił włócznie między tarcze i spróbował ją odchylić witając wrogiego woja kopem na ryj.
-Przeć ku*wa!
Właściciel
Kogoś trafiłeś i w ten sposób w murze ubyła jedna pika, jednakże i Ty straciłeś swoją broń... Pozostali parli, powoli i do przodu, jednakże kilku kolejnych żołdaków padło od uderzeń pik wroga... Trwałoby to jeszcze dość długo, gdyby nie kilka Goblinów, które jakoś zdołały prześlizgnąć się an drugą stronę i zabić dwóch tarczowników, robiąc Wam wyłom do dalszej drogi... Czyżbyście to zwycięstwo mieli zawdzięczać nikomu innemu jak nie wielkim Orkom, Orkologom czy Ogrowi, ale bandzie małych, zwinnych i sprytnych Goblinów?
Bywa i tak. Będzie trza im podwoić racje żywnościowe. Odsunął się trochę, odrzucił tarczę i zdjął z pleców swój miecz dwuręczny. Ruszył pod wyrwę w międzyczasie łamiąc piki wrogów.
Właściciel
Udało Ci się złamać pięć takich, co jest niezłym wynikiem, a przed Tobą przez wyrwę dostało się już wielu zielonoskórych, którzy toczyli obecnie bój z pikinierami bez pik, wyposażonymi w małe tarcze zdejmowane z pleców i miecze jednoręczne, którymi wywijali całkiem nieźle. Dodatkowo mieli na sobie przeszywice, kolczugi, elementy zbroi płytowej i hełmy. Tarczownicy i pikinierzy wyposażeni w swoją główną broń zwarli szyk ponownie i zaczęli się cofać w kierunku balisty, która oddała strzał w kierunku walczących, zabijając jednego pikiniera i dwóch Orków.
Spojrzał przez chwilę na ogra by zobaczyć jak im idzie.
-Gobliny! Ponowić manewr! Reszta! Osłaniać je!
Wydał rozkaz samemu osłaniając kilka goblinów od grotów pik, które łamał mieczem. Parł na przód.
Właściciel
Ludzie nie byli tak głupi, jak myślałeś, i tym razem z przygotowali się na atak Goblinów, który odparli, jednego zabijając, kilku raniąc, a resztę płosząc. Ogr właśnie młócił coś gdzieś dziko swoją maczugą, ale niewiele więcej mogłeś ustalić w ferworze bitwy. Parcie naprzód nic nie dało, tym razem ludzka formacja była zbyt szczelna i dobrze broniona.
-Ominąć szmaciarzy!
Wygłosił rozkaz biegnąc do najbliższego sobie rogu, cały czas opierając groty pik. Formacje tarczowe może i były w ch*j wytrzymałe, ale i w ch*j niezwrotne.
Właściciel
Nie musiały być zwrotne, Ty zaś dobiegłeś do owego rogu, tylko co teraz postanowisz zrobić?
Wyminął ostatniego tarczownika z formacji i zaatakował go mieczem od boku
//WyMinął. W sensie zrobił zwód, w sensie ominął i poszedł dalej
Właściciel
//No okej, ale jak to chciałeś zrobić, skoro oni osłaniają się swoimi wielgachnymi tarczami wzajemnie?//
//Pobiegł do ostatniego z szyku, więc nie miał kto go zasłonić? No chyba, że formacja to żłów
Wbił miecz mięczy dwie boczne tarcz i podważył je po czym wszedł do środka formacji mordując wrogów
//Jak masz złączenie dwóch tarcz, to tam musi być mała przerwa między nimi. Tam wbił miecz i postarał się dźwignią odchylić jedną z tarcz. To mordowanie ma być, jesli mu się uda
Właściciel
//Było tak od razu, wcześniej wyobrażałem sobie to zupełnie inaczej.//
Zdołałeś w ten sposób wparować do środka, acz panował tam spory ścisk, a więc miecz dwuręczny nie będzie zbyt dobrym orężem w takiej walce, nie masz nawet jak się nim porządnie zamachnąć.
Wyjął więc sztylet i zaczął nim podrzynać gardła
Właściciel
Udało Ci się zabić jednego z tarczowników, ale wtedy w Twój bok wbiło się ostrze noża innego, który dodatkowo przekręcił je w miejscu i wyrwał, brocząc wokół obficie Twoją krwią.
Podciągnął opaskę biodrową by zatamowała krwawienie po czym oddał sku*wysynowi który go trafił cios w szyję
Właściciel
Zasłonił się pancernym karwaszem, który wystarczył do zablokowania ciosu sztyletu i ponowił atak, celując w drugi bok. Rana z drugiego wciąż krwawi, ale słabiej dzięki prowizorycznemu opatrunkowi.
Złapał za rękę oponenta wolną ręką by uniemożliwić atak drugi bok. Ciął go mocno sztyletem
Właściciel
Noszona kolczuga skutecznie zablokowała cięcie, jednakże mężczyzna skutecznie wezwał na pomoc drugiego pikiniera, który po stracie swej głównej broni dobył krótkiego miecza i spróbował nim pchnąć Cię w brzuch.
Spróbował sparować cios sztyletem i postarał się pozbawić go tego miecza
Właściciel
O ile sparowanie jakimś cudem się powiodło, to pozbawienie go oręża już nie. Na szczęście pozostali Twoi podwładni w końcu przełamali impas i jeszcze bardziej rozdarli szyki ludzi, ostatecznie wyżynają wszystkich, łącznie z Twoim dotychczasowym adwersarzem.
-Na balistę!
Zakrzyczał. Podniósł miecz i tarczę po jednym z poległych wrogów i ruszył na ową machinę
-Nie zniszczcie jej, wyrżnąć obsługę!
Właściciel
Twoje rozkazy były mocno nietrafione w czasie, w końcu kazałeś Ogrowi i Orkolgom szarżować na łuczników, a gdy ich wyrżnęli, zaatakowali również obsługę balisty i samą machinę w pobliżu ich pozycji, rzecz jasna niszcząc wszystko i wszystkich na swojej drodze... Hmmm, to pewnie dlatego od jakiegoś czasu już do Was nie strzelała.
Dobra, rozejrzał się jeszcze za jakimś wrogiem, jeśli go nie było.
-Zwycięstwo!
Krzyknął i uniósł oręż do góry.
Właściciel
Pozostali przy życiu wojowie powtórzyli gest i wznieśli radosne okrzyki, Ty zaś po chwili zasłabłeś i upadłeś, z każdą chwilą widząc przed oczyma coraz więcej ciemności. Dopiero później otworzyłeś oczy, będąc już opatrzonym we własnym namiocie, ponadto w ramionach ukochanej.
-Trzeba pochować zmarłych, trzeba uleczyć rannych. Zajmij się innymi.
Powiedział cicho określając swój stan fizyczny
Właściciel
Miałeś na sobie, a dokładniej na brzuchu i rękach, nasączone leczniczymi ziołami i wodą bandaże, które miały na celu zaleczyć rany zadane podczas wcześniejszej walki, w czym sprawiały się znakomicie.
Popatrzyła na Ciebie zdziwiona, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Przez cały dzień, który opuściłeś, zdołaliśmy się sami domyślić, co mamy zrobić.
-Ilu zginęło?
Zapytał pewien wysokich strat. Nei potrzebnie wtedy wybiegł, jak debil, jak ku*wa debil. To przez niego zginęli...
Właściciel
- Wszystkiego to będzie dwa Orkologi, dwadzieścia Goblinów i trzynastu Orków, do tego sporo mniej lub bardziej rannych, najgorzej oberwał Ogr, jak skończyła się bitwa, wyglądał jak wielki jeż, tak go naszpikowali strzałami. Ale żyje i jakoś się trzyma.
-Czyli Melko stracił obu synów... Pochowaliście już ciała naszych czy nadal czekają? Co zrobiliście ze ścierwem wrogów?
Dopytał starając się usiąć
Właściciel
- Chcieliśmy ich spalić, ale nie było czasu... Na nic nie było czasu, zabraliśmy co się dało i uciekliśmy, mogło być ich więcej. Dopiero w południe następnego dnia rozbiliśmy obóz w innym miejscu i zaczęliśmy zajmować się rannymi.
-Trzeba tam wrócić... Przodkowie na nas patrzą, ich duchy będą niezadowolone.
Przestrzegł ją
Właściciel
- Ale po co mamy tam wracać? Tam są tylko wrogowie i śmierć, jeszcze jedna czy dwie takie bitwy i pójdziemy w rozsypkę, wojownicy chcą walczyć i zwyciężać, a nie walczyć i ginąć, do tego bez sensu.
-Oni mieli zbroje płytowe i znacznie lepszą broń niż my, jeśli ściągniemy je z trupów, staniemy się wielką siłą.
Wykłócał się, po czym uznał, że nie ma sensu.
-Czas wrócić do pierwotnego planu, czas dotrzeć do Hordy
Właściciel
- Przecież już mówiłam, że nie było czasu nikogo opatrywać, grzebać czy obrabować? - zirytowała się. - Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Kiedyś siedzieli u Krasnoludów, a teraz zniknęli i nikt nie wie, gdzie mogą być.
-Skoro siedzieli u krasnoludów, to musieli wybrać się stamtąd tylko na dwa kierunki jeśli dobrze pamiętam, bo u *pfu* ludzi i elfów nie mamy czego szukać. W jednym z nich właśnie zmierzamy.
Powiedział twardo.
Właściciel
- Tak wiele Orków, Goblinów, Hobgoblinów, Orkologów, Trolli, Cyklopów, Ogrów, Wargów, wilków, namiotów, machin, zapasów i wszystkiego innego, a nigdzie byśmy tego nie zauważyli po drodze? Albo nikt by o tym nie mówił?
-Mordują zwiadowców i gapiów, albo przenieśli się pod ziemię.
Wpunktował.
-Nie ma sensu się kłócić, trzeba liczyć na uśmiech losu.
Właściciel
- Jak an razie los nie był dla nas łaskawy, więc może lepiej podjąć jakieś działania, a nie tylko liczyć an łut szczęścia?
-Co mamy ku*wa zrobić? Jak masz jakiś plan to wal śmiało, bo ja innej opcji nie widzę. Choć w sumie jest jeszcze Księstwo Orków.... Choć nie, te sku*wysyny nie tknęły nawet palcem sprawy naszej niewoli.
Właściciel
- A nie lepiej znaleźć jakieś miejsce, żeby przeczekać, a przy okazji trochę odpocząć, ograbić okolicę, zdobyć informacje i wtedy ruszyć dalej?
-Dobra, masz rację.
W końcu dał się jej przekonać po czym opuścił głowę.
-Dzię-kuję.
Właściciel
- Za co? - zapytała nieco zdziwiona, nie mając najwidoczniej pojęcia czy chodzi o dobre rady, opatrzenie ran czy może coś jeszcze innego.
-Za całokształt.
Uśmiechnął się i ją namiętnie pocałował