Imię i nazwisko: Vilirtis Paranis
Rasa: człowiek
Pseudonim: Longshot, Dziwny Sith/Jedi (zależne czy w kręgach wojskowych Republiki czy Imperium), Darth Mare, Stary Pryk
Usposobienie: Moża najszybciej ująć, że dla swoich przyjaznych, rywali darzy szacunkiem, ale lepiej nie być jego wrogiem. Na pierwszy rzut oka nie widać, że to Sith
Rok i miejsce urodzenia: 50 BTC, Mandalora
Towarzysz/e: Jego uczennica Gambra Mesura, Pilotka (w statu), dwóch żołnierzy zdemobilizowanych jako ochrona, mechanik, Dromundkasaanin Jet, czterech kanonierów z obu dawnych stron konfliktu (dwóch ludzi, jedna pantorianka i jedna twi'lekanka. Ksywy, bo nie używają imion, to mały, kudłaty, dzikuska i Brzydula. I Ich ksywy to dokładna ODWROTNOŚĆ tego, co wskazują)
Umiejętności: dobrze posługuje się jasną stroną
Dobrze posługuje się ciemną stroną
Świetnie pilotuje i walczy za sterami
Bardzo dobrze walczy wręcz
Świetnie walczy formą makashi, Djem-So, soresu i nimam
Świetnie strzela z lekkich i średnich blasterów
Wyborny mechanik.
Dobry taktyk
Ma talent artystycznyq
Zna Manda'o, twi'lekański basic w stopniu bardzo dobrym, a huttyjski w komunikatywnym.
Wady: ale strateg raczej średny
Cięźkiw Blastery to nie jego dzialka
W pilotowaniu czegokolwiek wiźkszego od ciężkiego frachtowca wysiada
W innych formach ssie. I to tak raczej...
Majątek + nieruchomości: Posiadłość na Mandalore, na Bothirdzie i apartament luksusowy na Coruscant, dom na Dromund Kaas. Dodatkowo mocno zmodyfikowany franchtowiec Dynamic wraz z 4 Harrowerami (spoko, normalne)
Ekwipunek: dwa miecze świetlne o cxarnym ostrzu, beskar'gam,
4 pistolety blasterowe tak zmodyfikowane, by mogły strzelać ogniem ciągłym
Dwa termodetonatory
Jetpack
Szata sithów
180000 kredytów. Na drobne wydatki
Zawód: Lord Sithów, szef firmy transportowej/przemytniczej Mandaltrans
Wygląd i ubranie: wygląd
Ubranie
Inne: Przyjaźni się z mistrzem Jedi, Irydonianinem Werubem Je oraz jego padawanem, mirilianką Jedrą Medri
Ma spore wpływy w Senacie Republiki, a dokładnie u senatora Cato Neimodii i Senatora Fondoru (nieco mniejsze, ale bardzo przychylnym okiem patrzy się na sugestie Vilirtisa)
Jest przyjacielem kilku Lordów Sithów, a raczej, jak sami to określają, są rywalami, bez których nie chciwliby żyć
Ma dosyć sporą rodzinę. Jego matka do darth Felicia (nikt nie zna imienia) ojciec to Gen Paranis, rodzeństwo to Tau, Robu, Lei i Meka (dwie ostatnie to kobiety, są pięcioraczkami)
Jego żona nazywa się Kalypso, jego dzieci to Ferro, Flora (adpotowana ruthańska twi'lekanka, jego uczennica także), Werun i Kandos, o 12 wnuków, zięciach, synowych, brataknach, bratanicach, siostrzeńcach i siostrzenicach nie wspomnę. No i kuzynach
Historia: Zanim jednak się narodził, spotkali się jego rodzice. 3 lata przed jego narodzinami. Mieli po 16-17 lat. Bardzo się kochali, ale miłość nie zastąpi nigdy potęgi, racja? Około roku przed narodzinami jego matka zaszła w ciąże. Czekali cierpliwie. W końcu, cud narodzin. Nie jedno, nie dwoje, ale aż pięcioro małych kopii genetycznych. Jednak jego matki interesowało tylko to, czy któreś z ich potomków jest wrażliwe... Tylko Vilirtis był w wystarczającym stopniu, reszta czasem miała tylko przebłyski. Zaczęła kształtować jego umysł z lekka, ale wtedy wtrącił się ojciec i kategorycznie zabronił, bo jak sam powiedział "To mój pierworodny, nasz dziedzic, więc sio." Jego matka była na tyle wściekła, źe gdyby nie pomoc kilku kuzynów ojca... Marnie by skończył. W końcu jednak został podrzucony do Dartha Mero, Jedi, który został wygnany i przyjął nauki Sithów. Czy go uczył szkoły Sithów? Tak. Czy go uczył szkoły Jedi? Po części tak. Czy uczył go walki mieczem świetlnym? Tak. Czy uczył go latania, walki za sterami, walki blasterowej i inne tego typu rzeczy? Nie, ale tutaj więcej gadania mieli jego ojciec i przyjaciele ojca. Generalnie był uczony dziwnym systemem. Jednego dnia zmieszane nauki Jedi i Sithów, a drugiego wyszkolenie raczej bojowe. W wieku 10 lat nadszedł czas na jego miecz świetlny. Najpierw trzeba było poszukać odpowiednich kryształów. Kiedy szli wapienną powierzchnią Mandalory, coś go tknęło, podniósł spory kamień, podniósł go Mocą i roztrzaskał go. W środku były aż dwa kryształy, których mistrz nie wyczuł. Teraz było trzeba zmontiwać mechanicznie. Przez 4 tygodnie medytował i składał miecz świetlby, nie jadł i nie pił. A w każdym razie tego nie czuł. W sumie wyszły mu dwa, które można złożyć w jedno. Kolejne dwa lata trwało udoskonalenie graficzne nieczy, bo mu się nie podobały wizualnie. I tak by trwał (I trwa, bo kończysz naukę na końcu życia), aż do momentu swoich 14 urodzin, koedy szedł do kosmoportu na Mandalore w celu nauki o mechanice. I tak szedł zapatrzony w notatki, a z drugiej mańki szła cudowna istotaz koszykiem pełnym produktów pobliskiego targu. Nie zauważyli się i zderzyli na dosyć sporej prędkości. Jemu wypadły notatki, a jej mnóstwo warzyw i owoców. Przeprosili się, ale coś zaiskrzyło między nimi... Na zajęciach przez najbliższe dwa dni był nieobecny. Na osobności jego mistrz zapytał się jego ojca :
"A ten co, zakochał się?"
"Jakbyś zgadł" - odpowiedział. Mistrz jego był bardzo zaskoczony, ale nic nie powiedział. Spotykali się w samotności i po prostu byli ze sobą... Po prostu byli. Jego potęga rosła. Jego ojciec oraz on wykuwali jego zbroję, która tak bardzo miała mu się przydać... W wieku 17 lat nastąpił ostatrczny test z strzelania oraz spraw typowo mandaloriańskich. Przez blisko miesiąc tropił i był tropiony, ale jego matka i jej wpływy nie były mu przychylne, o nie. Nasłała na niego siły porządkowe Imperium będące w okolicy. Jego mistrz próbował to zawrócić, powstrzymać, ale... Nic to nie dało... Stał się więźniem, na dzień przed końcem... Torturowali go i bili, niemalże oskarżyli o zdradę... Lecz on przeżył... I nie dał się. W końcu go wyrzucili... Wyrzucili go, poobijanego, zmaltretowanego... Znalazł go jego ojciec... Rehabilitacja trwała długo, aż 4 miesiące... Po tym czasie nastąpił egzamin końcowy Sitha... Trwało to przez 3 tygodnie... Jakimś cudem przeżył w jednym kawałku... A sam... No cóż... Jego mistrz udał się na Botshirdę... Gdy leciał niemalże na skrzydłach do swej miłości... Widział, jak ją porywali... Nie mógł nic zrobić. Nawet nie wiedział co robić. Błyskawicznie udał się do astroportu, gdzie wyraźnie zażądał oddania najszybszego wojskowego statku nadprzestrzennego, jakiego mieli. Powolność, opieszałość i generalnie aparycja urzędnika "awszystkomamwdupizm" urzędnika tak go wku*wiła (to akurat idealne słowo), że postanowił użyć najpierw argumentu Mocy (Mindtrick), ale jego umysł był tak prosty, że nie zadziałało, to użył argumentu pod tytułem miecz świetlny wycelowany w głowę urzędnika. Takim sposobem wpadł mu w ręce statek, który niemalże natychmiast po przekroczeniu granicy został skonfiskowany przez Republikańskie służby. Ale natrafił akurat na lądowisko, a tam był jego współczesny statek. W trakcie bycia w strefie Republiki imał się chyba wszystkich zajęć. Pirat, Kaper, przemytnik, nawet najemnik... Trop jego narzeczonej doprowadził go aż na Botshirdę, 4 lata później... Miał 22 lata. Wyzwalając ją, zdobył kilka sztabek irydium, co bardzo mu pomogło w późniejszym życiu. O wybuchu wojny dowiedział się przypadkiem, kiedy kilka okrętów Republiki (Hammerheady w liczbie 5) okrążyło go. I zmusiło do poddania. Znaczy z poddaniem było tak, że kiedy niby podchodził do dokowania, skoczył w nadprzestrzeń. Tym sposobem uciekł od krążowników, ale wydali go piraci. Wylądował w Republikańskim więzieniu, jednak o dosyć lekkim rygorze, otwarty. Dwa tygodnie później, kiedy na planetę przybyła w inwazji Sithańska 4 Dywizja pancerna, a dowodzący nimi generał "zaginął", objął nad nimi dowództwo. Znaczy oni go wybrali na dowódcę, zanim poznali jego tożsamość. Gdy przeglądał raporty dotyczącego tego generała, zdębiały mu włosy. 60-75% stanów to u niego była norma. Zmienił taktykę, sam wyznaczył oficerów wśród żołnierzy mających duży autorytet wśród kolegów, a ten zgrzybiały stan oficerski wywalił do szkolenia rezerw. Jak mu z Strategii Wojennej wysłano posłów, to żaden z nich nie był raczej cały po powrocie. Dopiął swego, a jego jednostka została wycofana z pola walki na kilka tygodni w celu reorganizacji. W tym czasie była radosna nowina - miał zostać ojcem! Bliźniaków! Radości było co niemiara, każdy z żołnierzy mu pogratulował, a jego ojciec na własny koszt przyleciał, by mu pogratulować. Jego matka tylko prychnęła i nie przyleciała, ani nawet nie złożyła gratulacji. Wysłał swoją żonę na Mandalore pod opiekę jego ojca oraz mistrza, którzy traktowali ją jak coś wielkiego. Jego rodzeństwo ją nawet polubiło. Czas mijał w czasie wojny, szkolił się, jego sława rosła, dostał nawet własną armadę, która raczej była pod komendą pewnego Chissa, Worubne'keb'liwebu, pieszczotliwie nazywanego Keb. Lepiej sprawdzał się w kosmosie dowodząc taką masą okrętów. Urodzili mu się Werun i Kandos. To było jego oczko w głowie. Tak minęły pierwsze 5 lat wojny. Na początku szóstego roku stoczyli straszliwą bitwę. Walczyli przeciwko całej armii (jednostka wojskowa, a nie, że mu się Cała Republika zwaliła na łeb). Straty sięgały kilkudziesięciu procent, niektóre kompanie zostały całkowicie rozbite, ale udało im się to. Obronili i odnieśli zwycięstwo strategiczne, jak i taktyczne. Do ich niewoli dostał się mistrz Jedi oraz jego padawan. Mistrz Jedi umarł w wyniku odniesionych ran (to nie tak, że mu się krążownik zwalił na łeb), ale jego padawan... On przeżył... Jednak mimo tego był w ciężkim stanie. Elegancja i skuteczność. Jego cechy... Gsy się obudził, był raczej unieruchomiony, ale Vilirtis go nie torturował... On mu pomagał... Dyskutował z nim, droczył się. Gdy wchodził do jego celi, atmosfera zawsze się zmieniała. Nie widzieli w sobie wrogów - raczej weteranów, którzy przeżyli jedną z najgorszych bitew do tej, pory, cudem przeżyli bombardowanie orbitalne... Byli dla siebie jak bracia... Jak zwykli bracia... Gdy w końcu po roku Werub został wypuszczony na podstawie umowy o wymianie jeńców, utrzymywali kontakt, a gdy dochodziło do starcia między oddziałami dowodzonymi przez nich, ich adiutanci dawali dwie talie do pazaaka, stolik, dwa krzesełka, drinki i czasem cały dzień siedzieli, grali o zwycięstwo w bitwie, a żołnierze korzystali z rozejmu. Wtedy właśnie narodziła się MandalTrans. Po zaobserwowaniu, że Imperialne transpprty nie wystarczają do zapewnienia ciągłości dostaw na front i planety okupowane, Vilirtis zakupił kilka zdemobilizowanych statków transportowych, wyremontował je, obsadził zdemobilizowanymi pilotami obu stron (z czego republikanie dostawali 25% więcej, by się nie wygadali) i zaczął świadczyć usługi różne. Legalne i te mniej. Początkowo musiał dopłacać, ale około 6-7 lat później dostarczali taki dochód, że spokojnie można było kupować statki prostu z doków w wersji full-wypas, a i jeszcze dla niego starczało i jego rodziny. Jeśli chodzi o jego życie rodzinne... Kiedy jego żona była w ciąży kolejny raz, to nagle jego matce się przypomniało, że ma syna i zaczęła nagabywać do odwiedziń... Odwiedziła go raz, po urodzeniu przecudnej Ferro, jego córeczki, wrażliwej jak jej bracia, czyli dosyć... Mocno. Chciała ją zabrać, ale jak ryknął, to słyszeli go aż na Korribanie. Z resztą był raporf o trzęsieniu ziemi stamtąd. Obrażona wyszła. Mijał wtedy 14 rok tej wojny... Był w sile wieku, trójka potomstwa i sława... Żyć nie umierać. Ale jednak ziemia klanu była zbyt mała. Zaczął ją powiększać. Kolejny miesiąc przy pomocy żołnierzy z rezerw jego dywizji to było poszerzanie granic klanu. Był zdeterminowany
Przez miesiąc teren klanu powiększył 20x, głównie w uczciwych walkach. Zbudował potężną posiadłość z lądowiskiem. A i to tylko przez miesiąc, ale i tak... KTOŚ nasyłał na nieho urzędników... Od 7 do 14 roku szkolił dwóch uczniów, jednak obaj zginęli za zdradę (to oficjalny powód. Prawdziwy był taki, że starali się kontrolować każdy aspekt życia innych), poza tym firma siż rozwijała, a on zdobywał sławę na polach bitew oraz jako właściciel firmy transportowej. W 14 roku wojny walczył na planecie Deribun i dostał najgorszy rozkaz w pewnym momencie - wymordować wioskę na przodzie jego dywizji. Rozkaz wydał, ale z pewnymi zobostrzeniami - nie mordujemy kobiet i dzieci oraz inwalidów. Jednak żołdacy... To żołdacy. Podburzeni przez OP mordowali każdego. W pewnym momencie, gdy wdarli się do jakiegoś domu i zabili płączącą twi'lekankę oraz niemowlę które trzymała, wyczuł kogoś jeszcze..
Sprawdził za kotarą i tak, a i owszem. Małą ruthańską twi'lekankę, która wlazła mu za nogi, kurczowo się trzymała i ani myślała za niego wychodzić. Wyczuł od niej dopiero teraz... Moc, tak silną jak on, jeśli nie silniejszą. Jeden z OP-ków, którzy byli w całej dywizji wdarł się do domu i bez słowa wycelował w stronę tej błękitnej kulki nieszczęścia blaster. Nawet słowa, że bierze ją na uczennice nie zadziałały. Wycelował w Vilirtisa i zrobił dwa błędy. Nie upewnił się, czy nie ma nikogo opróc nich, a dwa, nie sprawdził nastrojów do dowództwa. W tym momencie został pezeszyty 40 boltami z blasterów. Padł martwy. A jak nazywała się ta kulka nieszczęścia? Flora. Została zaadoptowana przez Vilirtisa i przez kolejne 14 lat, do 18 roku życia, jak niegdyś on sam, była szkolona na Sitha, a że ją ciągnęło do Ciemnej, to... Po tej bitwie wracając, jego dywizja została przeniesiona do rezerwy, a Vilirtis objął dowództwo nad 14 kompanią sił specjalnych. Sabotowali i tak dalej. Tylko 20 i nie byli zachwyceni, że Mando będzie nimi dowodził. Ale jakoś się utarli. Rodzina mu rosła i rosła, a od 24 do 26 roku wojny został przeniesiony do rezerwy. Niespecjalnie mu to szkodziło. Spędzał czas z rodziną, poznał wielu nowych ludzi, odprężał się... Gdy nastąpił 27 rok wojny i wybudował posiadłość na Botshirdzie, skierowano go spowrotem do jego dywizji. To był najlepszy czas. Fakt, stare pryki musiał usunąć, bo ktoś na górze stwierdził, że stare dowództwo z sztywnym podejściem będzie lepsze. Koniec wojny zastał go, gdy mianował swoją córkę na samodzielnego Lorda. Jeśli tego było mało, tuż po tym spotkał kolejną, niebieską kulkę nieszczęścia. Pantorianka Gembra Mesura. Darth Blue. Po wojnie jego firma otworzyła się na nowy rynek, a dzięki jego podejściu do Republiki zdobyła zaufanie. Plus piraci wolą nie zadzierać z kimś, kto ma za plecami Imperium. Swoją drofą Gembra przypomina go z zachowania jak nie wiadomo co. A to już jest wyczyn. No chyba to nie jego córka :P? I zastanawia się nad zmianą Mandy na XS-a...
[OPCJONALNIE (usunąć jeśli niepotrzebne)]
Karta Statku
Nazwa Statku: Manda
Właściciel: Vilirtis Paranis, pilotem jednacz często jest togrutanka, Jo Beru (której chyba szef się podoba)
Kody identyfikacyjne i zezwolenia: Wszystko w porządku, legalnuśkie kody, pozwolenie na broń też po oby stronach barykady.
Model: Frachtowiec Dynamic
Historia: "Manda" nie należała od początku do Vilirtisa. Jej pierwszym właścicielem był twi'lek, ale bez imienia. W wyniku sztuczki umysłu oddał statek wraz z wyposażeniem w ręce Vilirtisa. Było to dosyć niespotykane. Statek w Republice jeszcze został zmodyfikowany, a tuż po wybuchu wojny, został skonfiskowany przez Republikę. Na szczęście nie zadali sobie trudu i był na miejscu hangaroeym w więzieniu. Ten statek przetrwał nawet huraganowy ogień z Harrowera, kiedy nie chcieli uwierzyć, że jest na pokładzie Darth. W trakcie wojny został jeszcze bardziej zmodernizowany i służył do transportu jednostek dywersyjnych pod dowódzrwem Vilirtisa oraz do rodzinnych wyjazdów jego rodziny. Dzisiaj... Chyba dostał status zabytku...
Załoga i pasażerowie: optymalna załofa to 6 osób, minimalna to dwie, pasażerów przewozi maksymalnie 8
Uzbrojenie i osłony: dwa poczwórnie sprzężone działa laserowo/jonowe o mocy 350 (góra i dół statku)
3 działa laserowe on mocy 200 na dziobie
Pięć sprzężonych dział laserowych o mocy 250 na rufie w wieżyczce
Dwie poczwórne wyrzutnie rakiet protonowych namierzających o mocy 150
Geberatory osłon o mocy 200
Hipernapęd (zapasowy): 0,5 (1,25)
Stan techniczny: Ma swoje lata, ale Vilirtis dba o niego, jakby to był klejnocik nad klejnocikami, w praktyce każda cześć jest nowiusienka
Modyfikacje: wymienienie silnika na mocniejszego (a dokładnie o mocy większej o 175% mocy oryginału
Zwiększenie pancerza o 75%
Dodanie osłon o mocy 200
Poszycie pochłaniające
Urządzenie zagąuszające
7 akumulatorów zapasowych
MASA broni którą wymieniłem
Lepszy astrokomputer i komputer nawigacyjny
Zmniejszenie przestrzeni ładunkowej o 10 ton w celu zwiększenia zapasów paliwa i zmieszczenia dodatkowych dwóch osób
Automatyzacja uzbrojenia w razie czego
Uchwyty magnetyczne na zewnątrz na dodatkowe zbiorniki paliwa albo dodatkowy ładunek
Konsola rozrywkowa
Ładownia i hangary: dwa droidy mark 1
4 astromechy
2 droidy protokolarne
4 medzestawów
6 zestawów do naprawiania poszycia rozmieszczonych po statku
Droid medyczny
Zapasy żywności i wody na kilka miesięcy