Właściciel
Ach, Las Vegas... Przed laty miasto słynące z licznych kasyn i innych rozrywek oraz wielu przestępstw. W sumie to nic się nie zmieniło.
Miasto jest pozbawione żywych trupów, a to za sprawą Bandytów, Kartelu i Mafii, którzy połączyli siły i oczyścili miasto oraz jego okolice. Dzięki nim można tu jakoś normalnie żyć, choć teraz zagrożeniem nie są Zombie czy Mutanty, a właśnie sami Bandyci, Mafia i Kartel, którzy każą sobie słono płacić za ochronę. Funkcjonuje tu większość dawnych kasyn i innych przybytków rozrywki, nie wyłączając z tego domów publicznych, teatrów, a nawet kin, w których puszczane są stare filmy. Kwitnie tu także handel, to jeden z największych czarnych rynków, w których można kupić broń, amunicję, pojazdy, wszelkiej maści sprzęt i wiele, wiele więcej. Oczywiście istnieje też handle ludźmi, w końcu potrzeba ich do zasilania różnych rozrywek, gdyż poza domami uciech istnieją tu też areny, w których toczą się walki na miarę tych z czasów rzymskich gladiatorów. Na arenach ścierają się ludzie, schwytane Zombie, Mutanty, zwierzęta i inne tym podobne kreatury. Co ciekawe, to właśnie Las Vegas jest jedynym miastem, które skupuje Zombie i inne potwory, by później wystawić je podczas walk. Miasto otwarte jest dla wszystkich, dla wszystkich poza Armią Światową, Milicją i Z-Com, którzy mogliby zagrozić włodarzom miasta w interesach, i Fanatykami, gdyż są oni znienawidzeni nawet przez osoby pokroju Bandytów, Kartelu i Mafii.
John siedział obecnie w swoim biurze w kasynie "Zimos" i wertował papiery. Liczył, że Mafia będzie mieć dla niego Kasyno przynosiło mu całkiem niezły zysk. Szkoda że musiał opłacać służbę. W sumie bez niej by sobie nie poradził, a szczególnie bez Freda, który to był właścicielem tego budynku, przed atakiem bandytów. Aby się jakoś odwdzięczyć Johnowi, przepisał na niego jedno zw swoich kasyn. Wprowadził go też w ten świat. Kasyno nie było zbyt duże, ale na dom się nadawało. Na parterze znajdowały się głównie automaty, jak i recepcja z żetonami. Na piętrze znajdował się pokój szefa, oraz inne pracowników, którzy nie mieli domów(tutaj ze trzej), oraz inne różnorakie gry, bez automatów. Pięciu ludzi zazwyczaj pilnowało porządku, najczęściej z bronią. Kogoś, kto przeszkadzał wsadzało się do piwnicy na bliżej nieokreślony czas. Najczęściej na dzień, góra tydzień, ze skromnym jedzeniem. Czasami ktoś tam nawet umarł, bo po prostu o nim zapomnieli. W piwnicach znajdował się też zapas broni, jedzenia i alkoholi, oraz monitoring. Pozostałe pięć osób, to była zwykła obsługa. Mimo iż z zewnątrz wygląda biednie, to nadrabia to wnętrzem. Panuje tam przepych i dominuje głównie barwa fioletu - -ulubiony kolor Johna.
Właściciel
Papiery wskazują spore zyski lokalu. A to dobrze, bowiem bez zysków musiałbyś obawiać się nie tylko o kasyno, ale też o własne życie.
Ucieszył się z tego. Odwrócił głowę w stronę jednego z ochroniarzy.
- Mógłbyś zapytać się szefostwa w moim imieniu, czy nie mają jakiegoś zadania? Nudzi mi się ostatnio.
Właściciel
- Jeśli nie masz nic przeciwko płaceniu mi za bieganie... - odparł i skierował się do wyjścia.
-Czemu nie? Dodatkowa porcja jedzenia może być?
Właściciel
//Piniądze nie mają zbytnio wartości, wspominałem kiedyś i gdzieś o tym.//
//Tutaj mogło być inaczej. Ale jednak nie jest. To na jakieś naboje zmienić?
Właściciel
//Broń, amunicja, woda, jedzenie i tego typu duperele.//
Właściciel
Prychnął pod nosem i wyszedł, co możesz uznać za zgodę.
//Nie wiesz pewnie skąd ta kwestia, nie?//
//Tak.//
A on wrócił do papierów.
Właściciel
//- Jeśli nie masz nic przeciwko płaceniu nam za bieganie...
- Tędy, tamtędy, zdecyduj się wreszcie!
- To Twoje kredyty.
Nadal nic?//
niespecjalnie się zmieniły od tego czasu.
//Ni.//
Poszedł wyglądać za okno.
//Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! Nie dość, że brak sekretarza, to jeszcze ekspresu.//
Właściciel
//To jedne z najlepszych kwestii w Star Wars: Empire at War, a dokładniej chodzi o dodatek Siły Korupcji, które wypowiada jedna z jednostek Konsorcjum Zanna (podstawowa piechota, oddział szturmowy najemników).//
Właściwie to w sumie nic, większość ludzi siedzi w kasynach, a jedynie nieliczni spośród uzbrojonych po zęby kabanów Mafii kręcą się po ulicach, szukając Zombie do odstrzału, okazji do obicia komuś mordy i ogółem zaczepki.
//Dlatego nie znam. Bom nie fan SW(prosz, nie wywalaj przez to z grupy ;-;)//
Czekał tak więc na powrót posłańca, rozmyślając o swojej przyszłości. Właściwie to już jest ułożo... a kto przejmie kasyno po jego śmierci?! Cholera, tego nie przewidział. Ma w sumie jeszcze sporo czasu. Chyba.
Właściciel
//Maxior, pls.//
Chyba, chyba... Teraz można było zginąć z dnia na dzień, z godziny na godzinę, bo człowiek nigdy nic nie wiedział. A co jeśli dziś wieczorem jakiś członek Mafii spije się i Cię zastrzeli? Albo, dosłownie znikąd, pojawi się Zombie, przed którym się nie obronisz? No cóż, tak to wygląda, a i można doliczyć sporo innych zagrożeń...
No to musi być ostrożny, dopóki nie znajdzie kobiety. Chociaż w sumie... w budynku zombie znikąd się nie weźmie. A pijacy? Pewnie będą tak pijani, że nawet nie trafią. Chociaż zatrute jedzenie... zdrada... Wtem jego życie stało się ciekawsze.
- Jak wróci, to powiedzcie mu, że idę ćwiczyć za kasyno.
Po czym wyszedł i skierował się w powiedziane miejsce. Musi być w pełni sił.
Właściciel
Ktoś tam odmruknął potwierdzenie, Ty zaś trafiłeś na miejsce.
Najpierw za pomocą prostych ćwiczeń, sprawdził jak z jego sprawnością.
Właściciel
Gibki jak zawsze, normalnie każdy rower jest Twój.
Tyle dobrego. Teraz ocenił odległość między ścianami. Jeżeli były.
Właściciel
No były, głupio byłoby ich nie mieć, wtedy wystawić tylko szyld i świeże mięsko Zombie. No, ale były, a dzieliło je od siebie może z osiem metrów.
Raczej za daleko. Szukał innych miejsc, gdzie mógłby poskakać.
Właściciel
W tym pokoju raczej ich nie znajdzie.
//Pokoju? On jest raczej za kasynem. No chyba że tam jest jakoś niebezpiecznie.//
Właściciel
//Nie, nie, dobra. Mi się coś pochrzaniło.//
//Czyli jest na zewnątrz? Mógłbym prosić o nowy odpis?
Właściciel
//Taka typowa, wąska uliczka za budynkiem, właściwie nic specjalnego.//
Są jakieś rzeczy, przez które mógłby poskakać?
Właściciel
Dalej uliczka się zwężała, były też balkony, tarasy, kosze na śmieci i tym podobne.
Próbował wspiąć się na najniższy balkon. Jeżeli to było możliwe.
Właściciel
Udało się już za pierwszą próbą.
Teraz chciał skoczyć na wyższy.
Właściciel
Tu również wyszło za pierwszym razem, ale było nieco trudniej.
//Po prostu czasami nie mam ochoty tu pisać.//
Skakał tak sobie po balkonach, dopóki jego człowiek go nie zawołał.
Właściciel
Ano, ktoś go zawołał, a po chwili zrobiło się z tego nawet i kilku ktosiów.
Zszedł tam, zobaczyć czy to ten wysłannik.
Właściciel
Poza nim był jakiś chudy urzędas w okularkach i wielki kaban z dwoma obrzynami przy pasie oraz dubeltówką na plecach, odziany w skórzaną kurtkę o barwie takiej samej, jak jego okulary przeciwsłoneczne.
Właściciel
- No można tak powiedzieć. - odparł Twój człowiek i wskazał na urzędasa, samemu odchodząc.
Właściciel
- Tak się składa, że mamy do zaplanowania pewne przedsięwzięcie i, niestety, lokal, w którym miało się ono odbyć... Cóż, nie nadaje się do użytku. Tak więc pomyślałem, że można przenieść imprezę do Was.
- A będę mógł być tam... obecny, jeżeli szefostwo się zgadza.
Właściciel
- Skoro to Twój lokal to czemu miałoby być inaczej?
- Mogliby nie chcieć zbędnych osób. Kiedy dokładnie to będzie? Jakieś zastrzeżenia co do lokalu? Coś zmienić, dodać?
Właściciel
- Z lokalem zrób to, co uważasz za słuszne. Masz czas do wieczora. Wszystko jasne?
-Tak.
Zobaczył ile miał czasu i skierował się do środka.
Właściciel
Na pierwszy rzut oka jest ledwie popołudnie, czyli masz kilka godzin.