Właściciel
Świecił nader intensywnie, a po chwili odpowiedział mu blask w innym miejscu, na samym środku Góry.
Podszedł zatem bardzo blisko do owego środka i rozejrzał się za jego źródłem
Właściciel
Było to małe wgłębienie w skale.
Spróbował do niego sięgnąć
Właściciel
Sięgnąłeś i nic się nie stało. Może warto umieścić tam kamień?
Wydawałoby się że ktoś mógłby zostawić tam coś ładnego..- i tak też zrobił, delikatnie ułożył kamień przy szczelinie po czym spróbował go do niej włożyć -.
Właściciel
Udało się. Nic specjalnego nie działo się przez kilka chwil, a następnie góra zaczęła drżeć, aż nagle powoli wysunęło się z niej tuzin kamiennych trójkątów, rozstawionych idealnie po całej jej płaskiej powierzchni. Również minęła chwila, nim w górze pojawiły się małe żłobienia, ciągnące się od każdego z trójkątów do miejsca, w którym spoczywał kamień. Po chwili na trójkątach zaczęły się nawet formować litery, a nawet pojawiło się coś na kształt łańcuchów.
Spróbował sięgnąć po wszystkie łańcuchy, jeśli trzeba owijając je wokół swych rąk.. po czym stojąc wciąż w środku spróbował je przyciągnąć do siebie - oczywiście jeśli się dało.. jeśli nie podchodził do każdego z trójkątów z osoba aby przeczytać co na owych jest zapisane.
Właściciel
To z łańcuchami się nie udało, były zdecydowanie za krótkie. Lecz odczytanie słów przyszło łatwiej, choć był to stary język, zapomniany i nieużywany, ale dzięki niemu poczułeś, że wraca Ci młodość, jakby dalej był ledwie tysiącletnim pędrakiem. Niemniej, na każdym trójkącie z osobna widać było nazwę dwunastu różnych ras i jedno słowo, które było wszędzie: Krew.
Strażnik skinął swa głową kilkukrotnie po czym zabrał się za schodzenie z góry.. w jego głowie zrodził się plan, a dla wykonania go musiał odwiedzić kilka miejsc.
Właściciel
Zejście było znacznie łatwiejsze niż wejście, więc mimo trudności znalazłeś się na dole w jednym kawałku.
Tak też ruszył dalej całkiem spory kawałek od góry po czym..teleportował się do Axer.
Właściciel
//Szkoda, że już tam odpisałem...
Zmiana tematu, zaczynasz.//
Właściciel
Vader:
Nie pytałeś o nic, bo poniekąd nie mogłeś, ale i nie chciałeś. Fakt faktem, że jednak miałeś ich sporo, ponieważ Twój nowy przyjaciel o rozdwojonej jaźni (lub zwyczajnie obłąkany) zaprowadził Cię tu, na najwyższe wzniesienie Nirgaldu, jedno z większych w Elarid, a jednocześnie mające opinię przeklętego. Co ciekawe, nie byliście tu sami: Na płaskim jak stół szczycie spotkaliście wiele uzbrojonych po zęby Gnolli z symbolem czarnej ręki na hełmach, pancerzach i tarczach, którzy krzykami i batami poganiali niewolników różnych ras, którzy wydobywali na dole kamienie, a później wnosili je na szczyt, budując coś na kształt wrót lub przęsła potężnego mostu.
Tyle potencjalnych niewolników. Jednakże nie zrobił zupełnie nic, krocząc wraz z obłąkanym towarzyszem dalej. Głównie po to, by zobaczyć, czy odkryją się ostatnie karty i zrozumie, kto mu teraz ma prawo wydawać rozkazy.
Właściciel
- Gdyby nie On, obaj byśmy tam teraz gnili. - powiedział szaleniec, machając ręka gdzieś w kierunku Verden, gdzie orientacyjnie znajdowała się twierdza Inkwizycji Światła, z której uciekliście. - Ale On nas ocalił. Tak, to był On, nie ja. Ja byłem tylko marionetką, narzędziem, tak jak my wszyscy... Ale nie na długo. Gdy On wróci, a dzięki nam stanie się to niedługo, to wróci w pełni swej chwały i potęgi, a my zostaniemy nagrodzeni...
Gdy skończył mówić, jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie, zdawał się odpływać umysłem gdzieś bardzo daleko, myśleć o tej rzekomej nagrodzie. O dziwo, Ty też coś ujrzałeś, a mianowicie siebie i zastępy swoich kukiełek, a w tle dyndające smętnie na drzewie zwłoki tego Paladyna z Gilgasz, który Ci wtedy przeszkodził, i radnych miasta. A później samo miasto. Jedną z największych verdeńskich metropolii w ogniu, ze wszystkimi karczmami, domami, targami, a nawet dokami i cumującymi w nich statkami ze wszystkich rejonów świata. Ciężko nie przyznać, że była to kusząca wizja przyszłości...
Była to kusząca wizja przyszłości, ale nadal tylko i wyłącznie przyszłości. Jeżeli ten jego nowy pan miał prawo zachować ten status, to musiał dać środki, bądź szansę na realizację tego. Nie mówiąc już o tym, że zapewne Gilgasz ma teraz lepszą ochronę, gdyż mało kto uzna, że pojedyńczy Upiór istniał tam tak zwyczajnie i nikt go nie stworzył. W końcu - nie znali całej prawdy.
Właściciel
- On Cię nagrodzi, ale jeśli na coś mu się przydasz. - wyrwał Cię z rozmyślań Twój towarzysz. - Potrzeba nam dusz. Dużo, dużo dusz. Niektórzy już je zdobywają, Ty również byś mógł, o ile potrafisz...
Dyniogłowy
Skoro już powiedział tyle, to może jeszcze dodać, jak te dusze zdobyć. Bo wymordowanie wszystkich wokół raczej do tych metod się nie zalicza.
Właściciel
- Mój... Nasz Pan nie jest wybredny. - powiedział po kilku chwilach, jakby czytając Ci w myślach. Bo może i czytał? - Przyjmie wszystkich. Poza swymi lojalnymi wyznawcami.
Dyniogłowy
No to pozostał ostatni element tego wszystkiego - zdobycie broni i wskazanie najbliższego miejsca, gdzie będzie mógł zabijać.
Właściciel
- Zaczekaj tu. - powiedział i odszedł, wracając po kwadransie z mieczem długim i toporem jednoręcznym, na które pewnie postawił tylko dlatego, że nie należały do nikogo, a wcześniej pewnie do niewolników, i były w dość dobrym stanie. Chyba nie powinieneś wybrzydzać.
- Nasi pomagierzy zbierają się u podnóża góry, po jej wschodniej stronie, skrytej jej cieniem przed wścibskimi oczyma. Tam mają swoje obozy, tu trafiają tylko kapłani, najwyżej postawieni łowcy i sami niewolnicy przed złożeniem ich w ofierze. Idź tam i dołącz do jakiejś grupy, a później udowodnij, ile jesteś wart.
Dyniogłowy
Wykonał kilka zamachów w powietrzu, żeby sprawdzić wyważenie broni. Po tym kiwnął głową i ruszył we wskazane miejsce, żeby "dołączyć do jakiejś grupy".
Właściciel
Grup tych było sporo, były bardzo różnorodne: Orkowie, Gobliny, ludzcy nomadzi z Plugawych Ziem i Morza Wydm, zwykli najemnicy i inne psy wojny różnych ras, a nawet Nordowie, choć pozbawieni drakkarów i ciepłych futrzanych okryć, to wciąż z nieodłącznymi młotami bojowymi i toporami.
Dyniogłowy
W takim to układzie sił spróbował dołączyć do najemników.
Właściciel
Psy wojny spojrzały się na Ciebie nieufanie, ale chyba siedziały w tym fachu i tej konkretnej robocie na tyle długo, aby nie zadawać zbędnych pytań. Choć milczenia i tego, że nie próbowali przed Tobą uciekać albo Cię zabić nie możesz nazwać też akceptacją z ich strony.
Dyniogłowy
No proszę, z pewnych powodów też milczał. Jak na razie tylko gdzieś usiadł i czekał na jakiekolwiek rozkazy.
Właściciel
Nie masz co liczyć na rozkazy, wszyscy działają tutaj w tym samym celu, ale na własną rękę, z odmiennymi metodami. Dlatego powinieneś wykazać nieco własnej inwencji, jeśli nie chcesz tu gnić razem z nimi, aż wyruszą na kolejną misję.
Dyniogłowy
No fajnie, to popyta i ten, będzie wiedział. Czekaj, on nie mówił.
Właściciel
Są też inne sposoby na komunikowanie się, nie tylko słowa.
Dyniogłowy
Napisać na piasku za pomocą moczu też zbytnio nie mógł, toteż pozostało uparte wpatrywanie się w najemników z użyciem fałszywej głowy.
Właściciel
- Czego? - burknął w końcu jeden z nich, chowając osełkę do kieszeni, a dopiero co naostrzony miecz z powrotem do pochwy.
Dyniogłowy
Ruszył jedynie ramionami na znak, że nic. A przynajmniej nic poważnego. Wskazał na swoją broń, a następnie na zewnątrz, by zasygnalizować pytanie, czy gdzieś nie zamierzają ruszać. Chyba. Jakoś nigdy nie rozmawiał z ludźmi po migowemu, zazwyczaj ich zabijał.
Właściciel
//Nie wiem czemu, ale srogo śmiechłem, gdy przeczytałem ostatnie zdanie.//
- Tak, chłopie, my też. W sumie to my wszyscy.
Dyniogłowy
A więc czekał dalej.
Właściciel
Blisko kilka godzin spędziłeś bezczynnie, ale po pobycie w twierdzy Inkwizycji Światła nie było to aż tak nużące, jak mogłoby się wydawać. Na szczęście najemnicy w końcu zaczęli szykować się do wymarszu i opuścili okolice Góry Mroku, kierując się na kolejne łowy w Nirgaldzie lub Verden.