Właściciel
Największa wyspa kontynentu afrykańskiego to obecnie "Wyspa Uchodźców," jak się na nią mówi. Czemu?
Otóż to właśnie na Madagaskar ściągali tłumnie przybysze z Afryki, którzy chcieli uciec najpierw przed Wirusem ZX-521, a później przed Zombie. Większości się to udało, ale gdy lokalne władze uznały, że wyspa jest i tak już przeludniona, to zaczęły odprawiać potrzebujących z powrotem na kontynent, a z czasem nawet do nich strzelać.
O zarażenie w tak licznej społeczności nie trudno, a więc z przejawami się tu nie patyczkuje. Nie, nie ma kwarantanny czy czegoś w tym rodzaju. Podejrzanych o najmniejsze choćby zarażenie rozstrzeliwuje się od razu, a zwłoki się pali. Przez takie operacje ginie wielu niewinnych ludzi, a świat uznał to za niehumanitarne, toteż Madagaskar został wykluczony z projektu Z-Com, a wojska tejże frakcji oraz Armii Światowej odeszły. Teraz z coraz bardziej napiętą sytuacją starają się radzić sobie osamotnione władze oraz powołana po odejściu Armii lokalna milicja. Ale wielu mówi, że upadek tego państwa to jedynie kwestia czasu, gdyż Zombie mogą znaleźć jakiś sposób na dostanie się tu. A jakby tego było mało, wielu ludzi zgłasza, że widziało dziwne postaci po zmroku, a i liczba zaginięć ciągle rośnie...
Maxim kontynuował podróż i powoli przygotowywał się do lądowania. Przy okazji wysłuchiwał potencjalnych rozkazów lub poleceń.
Właściciel
To, co mieliście wiedzieć, już wiedzieliście, a po drodze nic się nie zmieniło, więc rozkazów brak, a Twoi kompani woleli po raz ostatni sprawdzić broń i resztę ekwipunku, aby mieć stuprocentową pewność, że nic nie zawiedzie ich na wyspie, gdzie będziecie w gruncie rzeczy zdani tylko na siebie, swój sprzęt i umiejętności.
Postanowił zrobić to samo, sprawdzając stan pistoletu jak i zawartości plecaka. Po upewnieniu się że wszystko jest na swoim miejscu spojrzał na resztę towarzyszy, badając ich wzrokiem. Ciekawiło go co dokładnie czeka na wyspie i jak niby ma z tym się uporać ale starał się nad tym nie myśleć, już nie było odwrotu.
Właściciel
Po kilkunastu minutach takich niewesołych rozmyślań Wasz helikopter, pomalowany na czarno, a nie w oficjalne barwy Z-Com, zawisnął kilka metrów nad ziemią, pomiędzy dżunglą a plażą. Wokół nie było nic ani nikogo, jedynie daleko na horyzoncie dostrzegliście światła, zapewne okolicznych osad. Było to najlepsze i najbardziej dyskretne podejście do sprawy, jakie mogliście sobie zapewnić.
- Nie mamy jak wylądować, musicie skakać. - powiedział jeden z pilotów siedzących w kokpicie.
- Sprzęt zrzuciliśmy Wam wcześniej, powinniście kierować się do najbliższego miasta, gdzie znajduje się już Wasz łącznik z dowódcą, on Was wyposaży i zda relację z sytuacji na wyspie. A teraz wynocha z mojej maszyny i powodzenia, bando ruskich terrorystów.
-Robi się, sir.- Odpowiedział po angielsku, a przynajmniej próbował, z ochotą pokazać mu co taki ruski terrorysta może zrobić ale z oczywistych powodów się powstrzymał. Na ile mógł to wstał, wziął swój ekwipunek i oczekiwał swojej rundy na skok, gdy ta nadeszła skoczył na dół, mając nadzieje na chociaż trochę miękkie lądowanie. Na dole dokładnie przejrzał teren wziął swój pistolet odbezpieczając go i czekał na resztę oddziału ciągle pozostawiając czujnym.
Właściciel
Piasek plaży rzeczywiście zapewnił miękkie lądowanie, więc wszyscy wylądowaliście na obcej ziemi bez szwanku. Gdy ostatni z Twoich towarzysz wylądował na ziemi, helikopter oddalił się i po chwili był już małą i niewyraźną plamką na nocnym niebie.
-Eto gdzie dokładnie mamy iść, Tovarish?- Zapytał się dowódcy oddziału, dokładnie badając teren. Jest za cicho, ale czy wogóle miało być głośno? Chwilowo miał znaleść miasto, na szczęscie to nie on był czujką oddziału. Nie interesowało go zadanie innych kompanów, on miał swoje do wykonania, znaczy chwilowo to jeszcze nie miał ale to najpewniej się zmieni wcześniej czy później.
Właściciel
//Myślałem, że to Ty jesteś tym dowódcą, ale okej.//
- Rozkazy były jasne: Do najbliższej osady... Trzymać się razem, oczy i uszy szeroko otwarte. Idziemy wzdłuż plaży do tych świateł na horyzoncie, bo nie wiem jak Wy, ale ja nie chcę zostać pożarty przez jakieś cholerstwo z dżungli już na samym początku misji.
//W sumie to zapomniałem dodać kto jaką ma rolę w oddziale, mój błąd. Moja postać jest gościem który tak jakby zajmuje się wszystkim ale w niczym się nie specjalizuje a że ma pseudonim Alpha-4 znaczy że jest 4 w hierarchii//
-A więc prowadź- Odpowiedział, dajać znak pistoletem. Podążał za oddziałem wciąż trzymając przygotowany wspomnianą brón w rękach, z palcem prawie na spuście. Dżungla zdobyła jego interesowanie, nigdy wcześniej nie był w takim miejscu ale słyszał co nieco, głównie o chorobach i wszelkiego rodzaju wężach ale zawsze coś. Nie powinno tu być szwendaczy ale to nie to było tu zagrożeniem, przynajmniej to mu powiedziel tak więc co jest? Na szczęscie po chwili przestawał o tym myśleć.
Właściciel
Choć mroczna i pełna dziwny odgłosów wydawanych przez nieznane Wam zwierzęta, to jednak nie była zbyt groźna, zwłaszcza jak trzyma się od niej z daleka. Z informacji przed misją pamiętałeś jedynie o krokodylach jako najgroźniejszych przedstawicielach lokalnej fauny.
Podążał za oddziałem wzdłuż plaży do wspomnianej osady.
Właściciel
Dostaliście się tam nad ranem, gdy wciąż nie było jasno, bardziej szaro. Jak mogliście się przyjrzeć, było to spore skupisko ludności, nie tylko rodzimej, ale i uciekinierów z państw afrykańskich, gdzie nie dostrzegliście wiele bloków, choć faktycznie były, królowały tu za to domki z drewna i blachy, a dalej zwykłe slumsy sklecone z tego, co było pod ręką. Poza tym znajdował się tu spory basen portowy z magazynami, dźwigami załadunkowymi i całą resztą infrastruktury typowej dla tego miejsca. Cumowało tam kilka statków, niewielkich, wykonujących pewnie jakieś lokalne kursy z ładunkami czy pasażerami. Całość otaczały zasieki z drutu kolczastego, palisada i wieżyczki strażnicze, z czego na każdej był uzbrojony strażnik, na co trzeciej reflektor, a na co piątej ręczny karabin maszynowy.
Schował swój pistolet, kto wie co strażnikom przyjdzie do glowy. Szedł dalej do najbliższej bramy czy czymś w tym rodzaju wraz z oddziałem rozglądając się dookoła. Niby jest tam ich łącznik, może czeka na nich przy wejściu?
Właściciel
Jeśli tak, to dobrze się maskuje, może nawet jako jeden ze strażników. Ale nie zanosi się na to, skoro gdy tylko Was zobaczyli, wszyscy wycelowali w Was swoją broń, co nie należy do zbyt przyjaznych gestów.
- Kim jesteście, jak się tu dostaliście i czego chcecie? - wydarł się do Was jeden z nich, stojący na jednej z wieżyczek strażniczych.
Spojrzał na dowódce jak i na resztę oddziału oczekując że któryś z nich ma ochote sobie porozmawiać, on wolałby nie, w końcu nigdy nie był typem co lubił sobie pogadać.
Właściciel
- Najemnikami. - odparł rzeczowo dowódca.
- Nie potrzeba nam takich, nie widać? - burknął strażnik.
- Taaak, problemy z Piratami też sami rozwiązujecie?
Uwaga, choć złośliwa, to okazała się trafna, dzięki czemu bez zbędnych ceregieli zostaliście wpuszczeni do środka osady.
Uśmiechnął się do dowódcy po czym ruszył za oddziałem do miejsca spotkania z łącznikiem, jak dowódca wiedział co mówić to i wie gdzie iść!
Właściciel
Albo takie sprawiał wrażenie, prowadząc Was ciasnymi, udeptanymi, ale w miarę czystymi ścieżkami pośród chat z drewna, blachy falistej i tym podobnych materiałów. Szliście wprost do jakiegoś baru lub czegoś w tym guście, ale ten okazał się zamknięty, zapewne przez tak wczesną porę.
Spojrzał dokładnie na bar po czym stanął pod ścianą czekając. Dziwiło go troche że ten "bar" jest zamknięty, w końcu łącznik powinien już czekać. A może bar jest zamknięty ale on już tam jest? W każdym bądź razie czekał.
Właściciel
Trochę Wam to zajęło, a bar wciąż był zamknięty, kiedy pojawił się jakiś mężczyzna. Nigdy nie uznałbyś go za żołnierza i agenta Z-Com, Waszego łącznika. Był dobrze zbudowanym, opalonym mężczyzną w krótkich spodenkach, sandałach, okularach przeciwsłonecznych i rozpiętej hawajskiej koszuli. Ale to musiał być on, skoro wymienił hasła z dowódcą, a ten poszedł za nim bez słowa.
- Amerykanie. - skomentował pod nosem jednej z żołnierzy, kręcąc głową ze złością lub rozbawieniem, nie byłeś pewien.
Kiwnął głową zgadzając się z jakimś żołnierzem, co jak co ale wygląda jak typowy Amerykanin numer 32, a przynajmniej dla niego. Popatrzył się na dowódcę oczekując rozkazu podążania za nim czy czegoś w tym rodzaju, nie wiedział czy chcą prywatnie porozmawiać czy może ten łącznik ma zamiar przedstawić im sytuacje na wyspie.
Właściciel
Widząc, że wszyscy czekacie, oficer dał Wam ręką znak, abyście ruszyli za nimi. Może i faktycznie mają do obgadania coś na osobności, ale broń będziecie musieli sami nosić, a wątpliwe, żeby dowódca przyniósł Wam karabiny i zapas amunicji dla każdego.
Ponownie kiwnął głową po czym ruszył z resztą oddziału za nim. Ciekawiło go jak hojne było dowództwo jak i lokalne problemy z tymi piratami którzy podobno są takim problemem dla tutejszej ludności.
Właściciel
Tego nie dane było Ci się dowiedzieć, a przynajmniej nie teraz. Zatrzymaliście się pod skromną chatą z drewna i liści palmowych na dachu, do której wszedł jedynie Wasz informator i dowódca. Spędzili tam dobre dwie godziny, ale gdy ten pierwszy wyszedł, machając Wam na pożegnanie, dowódca zaprosił Was do środka, abyście mogli odebrać broń i wziąć udział w naradzie.
Wszedł do środka i obejrzał wnętrze chatki, nie spodziewał się za wiele ale to jest...coś. Skierował wzrok do dowódcy i słuchał co takiego ma do powiedzenia, w końcu gadał z łącznikiem trochę czasu.
Właściciel
Mały stolik, dwa krzesła, kilka skrzynek pełnych pustek butelek po piwie, hamak, radio i niewielka kuchenka gazowa. Tak właśnie prezentowało się wnętrze tego budynku. Jednakże dostrzegłeś też coś o wiele ciekawszego, a mianowicie skrytkę pod dywanem w podłodze, a niej zielone skrzynki, które pozostali członkowie oddziału wyciągnęli na górę i otworzyli, a Tobie ukazało się prawdziwe bogactwo: Osiem karabinków AK-12, czterdzieści magazynków do takowych, osiem bagnetów, również do tych karabinów, cztery pistolety maszynowe PP-19 Bizon, dwanaście magazynków do nich, dwa karabiny maszynowe RPK i osiem magazynków do nich.
- Panowie, częstujcie się. - zaczął dowódca, który najpewniej zacznie naradę, gdy już się wyposażycie.
Milczał, mimo że był zadowolony. Przynajmniej dowództwo miało honor wysłać dobry ruski towar a nie amerykańskie gówno. Wziął jeden karabinek typu AK-12 wraz z ośmioma magazynka jak i jeden bagnet. Schował magazynki do swojej kamizelki po czym położył karabinek na stół i spróbował przymocować bagnet.
Właściciel
Udało Ci się bez problemu, w tym czasie pozostali wyposażyli się podobnie, choć dwóch postawiło na pistolety maszynowe, a jeden na karabin maszynowy, aby nieco urozmaicić Waszą siłę ognia.
- Nie wiecie, kim był tamten Amerykanin, który był naszym kontaktem? Świetnie się składa, bo ja też nie. Nie wiem nic na jego temat, nawet kiedy i czy w ogóle znowu się z nami skontaktuje, więc powinniśmy być zdani na siebie. Na chwilę obecną będziemy rezydować tu, ale nie na długo. Podzielicie się na dwójki i ruszycie na zwiad, dowiedzcie się tyle, ile się da, pamiętając o tym, że jesteśmy tu nieoficjalnie, udajemy najemników, więc jeśli chcecie wziąć jakieś zadanie, aby to uwiarygodnić, to proszę bardzo, ale najpierw uzgadniacie to ze mną. Pytania?
Kiwnął głową po czym słuchał dalej czy to pytań czy to dowódcy. Nie wiedział jeszcze z kim jest w patrolu ani gdzie dokładnie ma iść.
Właściciel
Najwidoczniej oficer nie miał zamiaru prowadzić Was za rączkę do usranej śmierci, więc to zależy tylko od Was.
- Spotkamy się tu za dwie godziny. Powodzenia. - dodał dowódca, jako że nie było pytań od nikogo z oddziału.
Jako że w końcu jest chwila odpoczynku rozejrzał się po reszcie oddziału.
Właściciel
Zajęci byli grupowaniem się w dwójki, Tobie też wypada kogoś wybrać, żebyś był chociaż umiarkowanie zadowolony z takiej współpracy, bo choć wszyscy musieliście działać razem i sobie ufać, nie sposób było darzyć każdego z nich sympatią.
Mimo że był bardziej typem samotnika to rozkaz to rozkaz, tak więc poszukał potencjalnego partnera.
Właściciel
//Chcesz się pobawić w personalizację oddziału czy niekoniecznie? Bo jeśli tak, to wyślij mi na prywacie informacje o tym NPC, a jeśli nie, to sam się tym zajmę.//
Właściciel
Ostatecznie znalazłeś swojego kompana, Jurija, choć większość mówiła na niego Topielec, bowiem przed dołączaniem do Waszego oddziału służył w rosyjskiej marynarce wojennej i od wybuchu apokalipsy łącznie trzy okręty, na których służył, zostały zatopione, a on i tak za każdym razem przeżył i wracał na nową jednostkę, dopóki przesądna marynarska brać nie spróbowała wyrzucić go za burtę, obawiając się, że już czwarty okręt z nim na pokładzie zatonie. I to dlatego trafił do Was, a jeśli rzeczywiście macie bronić okolicznej ludności przed piratami to ktoś taki jak on może się okazać niezastąpiony.
Hmm marynarz może być przydatny, zwłaszcza jak jesteś na wyspie a dookoła masz piratów. Nie miał jednak pojęcia jak z nim porozmawiać tak więc czekał aż to on zainicjuje rozmowe.
Właściciel
- Jak ryba w wodzie. - skomentował tylko, szczerząc zęby. - Brakowało mi tego. Morska bryza, słona woda, szum fal... Ale cieplej tu niż na wodach, na których stacjonowały moje poprzednie okręty. Może i to lepiej, przynajmniej jaja nie będą mi odmarzać, gdy znów wyląduję za burtą.
Uśmiechnął się lekko, jest szansa że polubi tego gościa. Popatrzył na jego ekwipunek sprawdzając w co jest wyekwipowany, jaką broń wybrał i czy może ma jakąś specjalizacje.
-Zdecydowanie cieplej.- Odpowiedział po czym dodał. -Tak więc co sugerujesz?-
Właściciel
On był akurat jednym z tych dwóch, którzy postawili na pistolety maszynowe Bizon. W sumie niegłupie, jeśli będziecie musieli walczyć z piratami, to podczas ich abordażu na Wasz statek lub na odwrót przyda się taka broń z potężną siłą ognia na krótkim dystansie. No i w walkach miejskich też będzie niezastąpiona, a macie na taką spore szanse, nikt nie powiedział, że będą witać Was tu z otwartymi ramionami.
- Może ruszyć dupę w troki, wyjść na miasto i zaciągnąć języka, jak kazał dowódca?
-Da się zrobić.- Odpowiedział po czym sprawdził swój ekwipunek. Jak się upewnił że wszystko gotowe dał znak swojemu partnerowi że można iść.
Właściciel
Wyszliście z domu jako ostatnia para. Teraz tylko pytanie, gdzie się udacie?
Jako że jego towarzysz był marynarzem to może port? Nie był tego pełny ale i tak zasugerował taką opcję.
Właściciel
Topielec nie miał obiekcji i obaj udaliście się na duże, ale bardzo toporne i prymitywne nadbrzeże, złożone głównie z drewnianych pomostów, kładek i doków oraz dźwigów do rozładowywania towaru. O tej porze było tu wiele statków, ale na ich pokładach widzieliście tylko kilku ludzi pełniących wachtę. W samym porcie nie kręciło się wiele osób, ale jeśli już, to nie zwracali na Was większej uwagi.
Poszukał wzrokiem kogoś kto mógłby wyglądać na właściciela przystani lub kogoś ważnego.
Właściciel
Przystań należała najpewniej do lokalnych władz, które raczej się tutaj nie kręcą. Wypatrzyłeś jedynie grupę marynarzy schodzącą na ląd, niby nic wielkiego, ale lepsze takie potencjalne źródło informacji niż żadne.
Zaproponował swojemu towarzyszowi rozmowę z nimi. W końcu swój dogada się z swoim.
Właściciel
Pokiwał głową i ruszył w ich kierunku. Twoja wola, czy do niego dołączysz lub będziesz tylko biernym obserwatorem.
Stanął z boku i przysłuchiwał się rozmowie, co moment oglądając się dookoła.