Takodana była planetą położoną w Sektorze Tashtor znajdującym się w Środkowych Rubieżach na obszarze Zachodniego Krańca galaktyki. Była pokryta bujną roślinnością i lasami. Znajdował się na niej leżący nad jeziorem zamek należący do żyjącej ponad tysiąc lat piratki, Maz Kanaty. Krążyły pogłoski, że zbudowany był w miejscu, w którym doszło kiedyś do bitwy pomiędzy Jedi, a Sithami. W chwili obecnej stoi tutaj zamek, w którym znajduje się kantyna wraz z noclegownią i kasynem.
Rafael właśnie obudził się koło Shaak. Wyglądała tak samo cudnie, zanim poszła spać. Ile to już minęło, miesiąc, dwa odkąd uciekli i zostawili cały ten bajzel za sobą? Czas dla zakochanych płynie inaczej. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Na szczęście nie obudziło Shaak.
Śmierć. Cierpienie. Niewygody. To wszystko było przeszłością. Bolesną, ale jednak przeszłością. Może tylko żal niszczenia tych droidów-sępów siedząc za sterami swojego myśliwca. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie przez ramię na śpiącą Togrutankę, by Rafael przestał żałować atmosfery pola bitwy. No bo cóż znaczy sto, czy nawet tysiąc zestrzeleń durnych blaszaków przy Shaak. - Kogo znów niesie - mruknął cicho Rexwent, wstając z łóżka. Miał nadzieję, że to nie ci co ostatnio - Ewoki z książką z wizerunkiem złotego droida protokolarnego i zapytaniem, czy chce porozmawiać o ich przekonaniach. Szybko wciągnął spodnie, by nie przerazić gościa już na wstępie. - Kto tam?
Zza drzwiami stała Maz Kamata, która swoimi oczyma bacznie Cię badała.
-Hm... Żal Ci tylko myśliwców, tej wolności w nich, co? Heh, zawsze tacy sami jesteście... Stawiacie dobro swoich kobiet nad własnym... Ale jest ktoś, kto chciałby z wami porozmawiać... Dlatego tu przyszłam... Dobrze jej z oczu patrzy. Chociaż bardziej spodziewałam się w nich furii albo gniewu, takie czerwone... A tam zatroskanie... I jej włosy... Drogocenne jak serce...-po tych słowach Shaak Tii się obudziła i spoglądała nietrzeźwym wzrokiem na was. Po chwili zaczęła się ubierać w schludną, czarną sukienkę i białą bluzkę. Pomijam bieliznę, bo to oczywiste. A Rafaleowi coś zaskoczyło w trybikach w umyśle. Blind włosy plus czerwone oczy plus spokój? Ale przecież ona nie żyje, co nie?
Rafael nieco mętnym wzrokiem spoglądał na Maz Kamatę, starając się łączyć wątki. Dlaczego mówi o "nas" w liczbie mnogiej? Czyżby znała więcej Jedi? W pierwszej chwili Rexwent zignorował słowa o czerwonych oczach i tym podobnych. Ale w drugiej od razu otrzeźwiał. I to wcale nie z powodu, że Shaak wstała. - Przepraszam bardzo, ale o kim Pani mówi?
-O jednej z twoich dawnych towarzyszek z Zakonu... A jeśli chodzi o liczbę mnogą... Chodziło mi o mężczyzn...-uśmiechnęła się. Wtedy do rozmowy dołączyła Shaak.
-Wyczuwam ją... Ale przecież nie powinna żyć od 6 miesięcy!!!
-No to chyba jest ożywionym trupem, bo mi wygląda bardzo żywo.
- Zaraz wyjdziemy - odpowiedział Rafael do Maz Kamaty, w międzyczasie zakładając szarą podkoszulkę z wizerunkiem myśliwca Republiki niszczącego naraz dwa droidy-sępy, oraz napisem w aurabeshu: "Brak litości dla blaszaków". Spodnie założył już wcześniej, więc o ten element garderoby nie musiał się martwić. Zostało jeszcze założenie pasa z niezbędnym ekwipunkiem do "agresywnych negocjacji" oraz charakterystycznej skórzanej kurtki. Tak ubrany mógł w końcu opuścić pokój by spotkać się z gościem. - Chodź kotku - zwrócił się do Shaak i od razu się uśmiechnął. Przypomniała mu się historia z Kamino, gdzie to raczej on odgrywał kota. Ale to przeszłość. Liczy się teraźniejszość i przyszłość.
-Dobrze.-powiedziała uśmiechając się w twoją stronę i wychodząc. Zanim wyszła jednak ugryzła go w nosek. Natomiast w kantynie zobaczył jakąś postać w szacie z kapturem pijącą jakiś napój z kufla przy stoliku. W rogach były po dwie postacie, tyle że nic nie pijące przy stolikach.. Od tej pierwszej czuł zaburzenia Mocy.
-To ona- Maz pokazała na pijącą postać.
- Dziękuję - szepnął grzecznie Maz Kamacie, w międzyczasie przypatrując się zakapturzonej postaci. Spróbował dać lekki sygnał Mocą o swojej obecności, tak aby jej nie zaskoczyć, albo przestraszyć, ale po prostu, by postać wiedziała, że stoi niedaleko niej.
Rafael wpierw odsunął krzesło dla Shaak, a gdy ta już się wygodnie usadowiła, oparł się o stół tak, że jego twarz było tylko nieco wyżej od twarzy gościa. - O co chodzi? - spytał Rexwent nieco chłodnym głosem, ale z tą zawadiacką nutą. Nie mógł się jej pozbyć. Po prostu taki miał charakter.
-Wiesz co Rafael, ty to się chyba nigdy nie zmienisz.-odpowiedziała postać pod kapturem, która bardzo brzmiała jak Shmi Portin. Po chwili odrzuciła kaptur i rzeczywiście, przed tobą siedziała Shmi Portin, we własnej osobie. Jej oczy czerwony miały w sobie niezwykła radość, a włosy były gęstsze i mocniejsze oraz dłuższe. Shaak opadła szczęka.
- Raczej ni... - Rafael zdążył zacząć odpowiedź z automatu, ale coś nie dało mu dokończyć. A mianowicie tożsamość postaci, która przed nim siedziała. Shmi... ostatnio widział się z nią na Kamino. A później doszły do niego słuchy, że zginęła na Ryloth. Właśnie - zginęła. Więc dlaczego teraz stoi przed nim cała i zdrowa? - Ta szata doskonale współgra z rubinowymi tęczówkami - Rexwent postanowił obrócić swoją obserwację w żart. Ale w środku wręcz go paliła ciekawość, dlaczego pani generał ma czerwone oczy, chociaż do Sitha jej daleko.
Się uwzięły na ten nos. Jest tyle części ciała, to tylko gryzą albo uderzają w ten nos. Rzecz jasna Rafaelowi to w zupełności nie przeszkadza. Ba, nawet na gest Shmi zareagował jeszcze bardziej szelmowskim uśmiechem, lecz nie o omieszkał się sprostować. - Skądże taki pomysł? Obawiam się, że me serce zostało już przez kogoś skradzione - Rexwent na chwilę odwrócił wzrok na Shaak.
-Tia, dało się zauważyć...-nachyliła się nad nim.
-Mam wiadomość od Landa Skinrey'a, mojego męża.- szeptem i teraz wszystko stało się jasne, dlaczego woleli być sami przez większość czasu.
Oho, zaczyna się. Chociaż z drugiej strony - odrobina ruchu dobrze mu zrobi. No i jakby była okazja na bitwę za sterami myśliwca to już w ogóle byłoby fajnie. - Tak? - zapytał równie konspiracyjnym szeptem Rafael. Chociaż jak to takie tajne to można użyć telepatii. Ale nie on mówi, więc decyzja należy do Shmi.
Podała mu holokron. O taki:
-Wszystkiego się stąd dowiesz.-już tajniej nie mogło być. Przez chwilę skrzywiła w wyrazie bólu twarz, ale spowrotem się uśmiechnęła. A Shaak odrzyskała fonię.
-Ty zostawiłaś nas na lodzie, wtedy, kiesy byłaś potrzebna!!!
- Kotek spokojnie. Później sobie to wyjaśnicie na osobności - Rafael obawiał się, by burzliwa reakcja Shaak nie zwróciła na nich niepotrzebnej uwagi. Holokron był już bezpieczny w prawej dłoni Rexwenta, ale zostało jeszcze uspokojenie ukochanej.
Shmi wydaje się spokojna. I dopiero teraz zauważył, dlaczego Shmi jest spokojna. Tamte postacie to dwa IG-100 i dwa IG-110.
-Spokojnie mistrzyni, można to wyjaśnić.- w międzyczasie zauważył poruszenie w stolikach bardziej w mroku.
Jak Wataha Śmierci po śmierci Vizly podzieliła się na Mandaloriańską Gwardię Honorową i Krwisty Rój pod dowództwem Sepków, to dwójka. Shmi chyba to wyczuła i nakazała droidom przyszykować broń.
Chyba to zauważyli i rozległy się 3 strzały. Po jednym do każdego. Shmi uchyliła się i ich nie zaatakowała, co jest conajmniej dziwne, bo zna jej temperament i raczej by leciała do nich siecząc ich na gulasz. Shaak odbiła swój strzał, a twój... Odbiła seta. Po chwili przerzucili się na cięższy kaliber blasterów, a Shmi... Zaczęła się wycofywać wyraźnie podkukona, co nie jest w jej stylu. Droidy odbijają i rzucają drwinami w nich.
Rafael szybko stwierdził, że może warto by mieć ich żywych, chociaż będzie to bardzo trudne. Skupił się wpierw na jednym, drugiego zostawiając całej reszcie. Holokron wprawnym ruchem schował do kieszonki przy pasie, po czym lewą dłonią już zawczasu uruchomił miecz świetlny, którym ewentualnie odbijał nadlatujące bolty energetyczne. Natomiast prawą dłoń już bez holokronu wyciągnął przed siebie i skupiając się w Mocy, postanowił przyciągnąć jednego z napastników do siebie, by móc jednym ciosem go ogłuszyć.
// Nie musisz przypominać :P Ja po prostu mam coś takiego jak falowa wena. Mam kilka dni, że mam wenę na ten pbf, potem na inny i tak się to kręci :P //
Rafael kulturalnie poczekał, aż damulka się ocknie, rzecz jasna wcześniej zadbawszy o to, by nie próbowała uciec. Jej broń spoczywała w bezpiecznym miejscu, a ona sama była skrępowana i mówiąc szczerze - udupiona.
- No może mi coś powiesz na temat tego co właśnie uczyniłaś ze swoimi kolegami? - grzecznie zwrócił się do blondynki Rexwent, ale jego twarz nie była uśmiechnięta. Nie. Zaciśnięte usta i marmurowe oblicze zdradzało, że Jedi podchodzi do tej sprawy bardzo poważnie.
-No tua dar'Manda, Dart'jetti... Nic Ci nie powiem!!! Jesteś my krwistym Rojem, polujemy na takich jak wy!!!-IG-100 aktywował pałkę i uderzył ją w kręgosłup. Ból i ciepienie wyraźnie czuć. Droid jakby mógł, splunąłby.
-Parszywy Mandalorianin...
- Urocze - mruknął sarkastycznie Rafael. Widok miotającej się Mandalorianki go intrygował, podobnie jak słowa które wypowiedziała. Krwisty Rój. Trzeba będzie to sprawdzić. - Mamy dwie opcje blondi - zwrócił się znów do kobiety - Albo po dobroci powiesz mi wszystko co wiesz, albo pogadamy bez obecności drogich pań - Czarny Koń spojrzał na Shaak i Shmi - Tylko ty, ja i droidy. I uwierz mi, możesz opierać się sztuczkom Jedi, ale już niekoniecznie mniej subtelnym metodom. To jak będzie?
Spojrzała się na ciebie wzrokiem pełnym pogardy.
-Mieliśmy zabiś Shaak Tii a także każdego, kto byłby z nią... Nawet z żoną generała Skinrey'a...-i teraz wszystko jasne. Shmi bardzo chętnie spędzała czas z Landem, a razem byli praktycznie nie do zatrzymania. Raz w dwójkę zniszczyli cały korpus blach.
Zaśmiała się.
-Jesteśmy Krwistym Rojem, prawdziwymi dziedzicami Mandalore... Prawdziwymi dziedzicami Watahy Śmier...-i Shmi ją kopnęła w twarz. Jakoś dziwnie, bo zwykle jiedy kopie kogoś w twarz, to twn ktoś ma strzaskany nos i większość zębów do wymiany. A tak ma tylko ślad buta.
- Dobra, dobra, starczy - uciszył ją Rafael, by chwilę później oglądać klasyczne kopnięcie w twarz. Shmi nie zapałała sympatią do blondynki. W sumie trudno jej się dziwić. - Sprawa wygląda tak - Rexwent wypuścił cicho powietrze z ust i lekko się uśmiechnął. - Ty mówisz gdzie jest wasza baza i jeśli nas nie okłamiesz, to może zachowasz życie. Chociaż nie. Wy, Mando podobno nie boicie się śmierci. To może postaram się cię przetransportować prosto do Landa. Będziesz wspaniałym okazem - mruknął zadowolony z siebie mężczyzna. Zbliżał się do rozwiązania ogromnego problemu i wyczuwał nadzieję na odprężającą jatkę w domniemanej bazie wroga.
-Nie wiem, gdzie jest baza... Niedawno wstąpiłam... Poważnie myślisz, że niesprawdzonej daliby namiary?
//Shmi nie lubi nikogo, kto spróbował ją zabić a'propo.
- Różne rzeczy się zdarzają. Ale załóżmy, że ci wierzę. Gdzie i w jaki sposób zostałaś zrekrutowana? - Rafael już obmyślał zarys planu i czuł, że będzie musiał zostać "niedzielnym" Mando.
Spojrzał na jednego z droidów i lekko się uśmiechnął. A to będą mieli przyjemną pobudkę. Znaczy przyjemną dla oglądających, nie dla ich samych.
- Obudź ich - powiedział krótko, wiedząc co uczyni IG. Elektropałki są straszliwą bronią.
Stał nieruchomo.
-Błędny użytkownik...- i tutaj wtrąca się Shmi, u której zauważyłeś niedający się pomylić z niczym innym charakterystyczny brzuszek ciążowy.
-Wyjaśniam, nie jesteś w stanie im wydawać rozkazów... Są zaprogramowane, by słuchać tylko mnie...
Pstryknęła, po czym IG uderzyły ich, co spowodowałó im niemio pobudkę wraz z czasowym paraliżem kończyn. PO czym zwróciła siędo ciebie.
-Nie wolno zbyt głęboko wejść ani w światło ani w ciemność, bo Cię pochłoną...
Między tagi [youtube] należy wstawić 11 znakowy identyfikator filmu na YouTube.
Identyfikator znajduje się w adresie filmu i zawsze ma 11 znaków. Skopiuj go z URLa, np. z watch?v=YgEHrca6Yj0
skopiuj YgEHrca6Yj0.