-Jasne, rozumiem...- uśmiechnęła się pogodnie. -Poza tym, wcale nie kłamałam. Te zwłoki naprawdę tam są, na widoku, ale nie widoczne. Nikt po prostu nie wie, że to ciało, gdyż na nie nie wygląda...- powiedziała, minimalnie wzruszając ramionami.
Właściciel
- Ech... - westchnął cicho i wsiadł z tobą na tył wozu więziennego. - Może oddadzą cię do psychiatryka jeśli będziesz miała szczęscię. Smutno mi się robi gdy po raz kolejny muszę wieźć jakąś uroczo wyglądającą dziewczynę do aresztu. - Powiedział spuszczając głowę.
Uśmiechnęła się nieco szerzej. -W sumie mogłabym udawać chorą psychicznie, ale gdzie w tym zabawa?- zerknęła w stronę miejsca zbrodni, gdzie nieopodal leżały śmietniki i jeden, wyjątkowo dziwnego kształtu worek. Każdy mógłby to zobaczyć, ale nikt nie rozpoznałby tego od razu jako ciało, tak jak powiedziała... -Poza tym, nie sądzę, aby naprawdę było ci z tego powodu smutno. Nie raz zdarzają się osoby skazane za niewinność, albo pięknolice morderczynie, więc komuś o twojej profesji raczej nie jest szkoda kogoś takiego jak ja...- dodała zdawkowym tonem, momentalnie się nad czymś zamyślając.
Właściciel
- Jestem w policji od tygodnia i ani razu nie złapałem kogoś kto wyglądał na bandziora. - Westchnął nieco głośniej. - Tak przy okazji jestem Adam. Adam Neilon.
-Andrea Kselash. Mi za to ciągle zarzucają coś związanego ze zwłokami i to tylko dlatego, że mój ojciec prowadził niesławny zakład pogrzebowy, zwany w okolicach Zakładem Makabry...- westchnęła -On popełnił błąd, a to mi przychodzi za to płacić całe życie. Nawet jeśli bym otwarcie powiedziała, że nie ruszałam tych zwłok i nie mam z tym niczego wspólnego, a ciała zabrał widocznie ktoś odrobinkę do mnie podobny, i tak każdy stwierdziłby, że kłamię. Każdy przysięgałby, że to mnie widział, choćby i osobą, która zabrała zwłoki był sam morderca, albo jakiś mężczyzna. Ludzie widzą co chcą, a tak się składa, że w oczach każdego jestem tą od właściciela Zakładu Makabry. Powiedzieliby wszystko, byle mnie oczernić. Nikogo nie odchodzi, że może normalni ludzie też czasem jedzą pieczyste i muszą w tym celu zarżnąć świnię. Krew na ubraniu? Och to na pewno ona, tamta od Zakładu Makabry!- spuściła wzrok, a w jej oczach pojawiły się łzy -Życie jest niesprawiedliwe. Zawsze, zawsze obrywa mi się, nawet jeśli niczego złego nie zrobię...- kilka łez spłynęło po jej policzkach. Co z tego, że był to tylko bardzo realistycznie wyglądający teatrzyk Mask Maker, a żadne jej słowo nie było prawdą? Z jej niewinną, dziewczęcą twarzyczką wszystko brzmiało prawdziwie i ani odrobinę nie zakłamanie...
Właściciel
- Hej nie płacz. Na pewno gdy przyjdą detektywi i przeszukają sklep i mieszkanie nic nie znajdą. Z resztą to przecież było dawno. - Powiedział wyraźnie zmartwiony i zmanipulowany przez Andree
-A-akurat! Raz już była taka sytuacja! Sami podrzucili mi czyjeś zwłoki, aby udowodnić mi winę za nie wiadomo jaką zbrodnię, o której pierwszy raz na uszy słyszałam! B-boję się! Chcę do domu, oni mi znów chcą zrobić coś złego!- wyjąkała i tym razem zdawała się rozpłakać na dobre, a pojedyncze kosmyki błękitnych niczym niebo w pogodny dzień włosów zaczęły jej się przyklejać do mokrej od łez twarzy, której nawet nie mogła zasłonić, gdyż miała skute ręce. Wyglądało to ogółem na bardzo wiarygodną i jak najbardziej prawdziwą rozpacz, pomieszaną z autentycznym strachem o własne dobro i własną przyszłość. Cóż, trzeba przyznać, że była bardzo dobrą aktorką.
Właściciel
- Hej, hej, hej spokojnie! - Usiadł obok ciebie i cię przytulił mocno. Pewnie niewiele by brakowało i by cię uwolnił, ale wóz właśnie ruszył.
Nie zrażona tym, że wóz ruszył, nadal udawała zapłakaną. Wykonała ruch, jakby chciała się do niego przytulić, ale nie mogła ze względu na kajdanki. -B-boję się... Tak b-bardzo się boję...- wyszeptała przez łzy, autentycznie łamiącym się głosem. Cóż, publiczność opuściła salę, ale na scenie nadal musi odbywać się gra, aż do opadnięcia kurtyny...
Właściciel
- Csiiii spokojnie... Przytulił cię mocniej przeczesując jedną z rąk twoje włosy.
Poczuła nieodpartą chęć sięgnięcia po sztylet, który miała ukryty pod sukienką, jednak raz - to nie wpłynęłoby raczej na jej korzyść, dwa - miała przecież kajdanki na rękach. Powstrzymała zatem nagły atak agresji i dalej udawała wrażliwą, niczemu nie winną istotkę. -C-co ze mną będzie..?- jęknęła cicho, powoli uspokajając się, czy raczej udając, że jej udawana panika zaczyna powoli słabnąć. Ściany wozu więziennego zaczęły wydawać jej się jakby do niej zbliżać próbując ją zgnieść, jednak i to udało jej się zignorować. Przeklęta klaustrofobia...
//Ma też tę fobię, która odrzuca ją od ludzkiego dotyku, nawiasem mówiąc. Ale, że w rzeczywistości też mam strach przed dotykiem wiem, że można to przetrzymać, kiedy trzeba, oraz, że dotyczy to tylko ludzi, których nie znamy, bądź którym nie ufamy. Mam tak z moją matką...
Właściciel
- Odbędzie się dochodzenie i proces, ale skoro jesteś niewinna to nie powinnaś się niczego bać. - Powiedział wciąż w ciebie wtulony. Jak widać potrzebował tego bardziej niż ty.
Właściciel
Pocałował cię w czoło czując się jak prawdziwy bohater, przy okazji gładząc twoje plecy.
//Poprawiłem, lecz jedna twoja wiadomość dostała rykoszetem. Naprawdę nie znosze tego telefonu...
//Zauważyłam, że jedna wiadomość za dużo zniknęła... Ale uznajmy, że nadal tam jest.//
Z trudem powstrzymywała się od krzyku, pod wpływem dotyku osoby żywej (gdyż fobia nie obejmuje zwłok w jej przypadku), nadal udając potulną i potrzebującą troski, oraz opieki. W milczeniu siedziała tak, czekając aż w końcu dojadą na miejsce.
Właściciel
- Andrea, czy... mogę cię pocałować. - Zapytał zaczerwieniony. - Możliwe że się więcej nie zobaczymy, a ty jesteś taka piękna...
W duchu na te słowa wzdrygnęła się porządnie, a dzisiejsze śniadanie zapytało ją, czy może już opuścić jej żołądek, ale uśmiechnęła się lekko, nie porzucając swojej roli. Spłonęła udawanym rumieńcem i spuściła wzrok w nierzeczywistym zawstydzeniu. -Ja... Nie wiem, czy jestem na to gotowa. Może...- podniosła wzrok i przekrzywiła lekko głowę, nadal się wymuszenie, acz realistycznie uśmiechając. -Kiedy ta sprawa się zakończy i wrócę do domu spotkamy się kiedyś na wspólnej kolacji, porozmawiamy, lepiej się poznamy i wtedy dopiero... No wiesz, pozwolę sobie na taki krok. Dla mnie to naprawdę za dużo...- znów odwróciła wzrok, niczym zawstydzona, acz rozochocona panienka, którą tak naprawdę w żadnym calu nie była.
Właściciel
- Och, no dobrze... - powiedział nieco zawiedziony. - Miejmy nadzieję że z tego wyjdziesz.
Skinęła głową, zamyślając się lekko. -Miejmy nadzieję...- że nie znajdą zwłok, dopowiedziała w myślach. Ugh... Kiedy w końcu dojadą na miejsce?! Dłużej chyba nie wytrzyma...
Właściciel
Mówisz masz, Zmiana Lokacji!