Właściciel
Jeśli miasto jest organizmem to ulice są swoistymi żyłami i tętnicami. Dzielą się one na setki różnych typów, od brudnych uliczek dzielnicy portowej, do zadbanych alei Kapitolu. To dzięki nim pijaczkowie są w stanie trafić do baru, a cenne towary mogą się dostać do portu skąd mogą ruszyć dalej w świat.
Właściciel
- Więc chodźmy. - Objął cię ramieniem i udaliście się w kierunku dzielnicy imigantów.
Po chwili byliście już w małej knajpce nad brzegiem. Z środk wydobywał się słodki zapach karmelu, a samo miejsce było prawie puste.
Konto usunięte
Podeszła do barmana, czy jakkolwiek inaczej nazywa się taką osobę w knajpce.
-Przepraszam, czy mógłby nam pan polecić jakieś danie z tutejszego menu? - spytała uśmiechając się miło
Właściciel
- Polecam ciasto orzechowo-karmelowe. Speciał szefa kuchni. - Odpowiedział sympatycznie wyglądający sprzedawca z lekką nadwagą.
Konto usunięte
-W takim razie poproszę jedno ciasto orzechowo-karmelowe - powiedziała nie pytając nawet o cenę. Skoro jest smaczne, to cena nie gra przecież roli! Odwróciła się w stronę mężczyzny, który tu z nią przyszedł - A co pan zamawia panie Howard?
Właściciel
- To samo. - Uśmiechnął się i podszedł do stolika odsuwając jej krzesło.
Konto usunięte
Usiadła na krześle i skinęła głową w formie podziękowania.
Właściciel
- Więc, panno L'Heureux- powiedział dosiadając się do ciebie. - Podoba się pani lokal?
Konto usunięte
-Tak, jest tutaj bardzo przytulnie.
Właściciel
- Więc... - Spojrzał ci się w oczy. - Co sprawiło ża taka piękna dama dołączyła do marynarki powietrznej?
Konto usunięte
Spojrzała na niego i trochę spoważniała.
-Właściwie to od dziecka chciałam dołączyć do wojska. Jednak powód, dla którego chciałam to zrobić przez lata się zmieniał. Najpierw moim marzeniem było osiągnięcie takiego sukcesu jak mój ojciec generał. Chodziło mi tylko o sławę. Byłam wtedy taka samolubna... Gdy mój ojciec jednak zginął zabity przez ruch oporu, chciałam dołączyć do wojska, by zemścić się na rebeliantach. Odreagować poprzez mordowanie setek z nich. Z biegiem lat zdałam sobie sprawę, że nie tylko ja przez nich cierpiałam. Zabili, wciąż zabijają setki tysięcy ludzi podczas tej swojej głupiej rebelii. A ja dołączyłam do wojska, by to przerwać. Po kilku latach poprosiłam o przeniesienie do załogi sterowca.
Właściciel
- W mojej opini wybrałaś dobrze. Nic tak nie wzbudza strachu u tych śmieci jak widok po zęby uzbrojonego balonu gotowego ich roztrzaskać. - Powiedział i zasmiał się pogardliwie. - No dobra, są jeszcze Kapturnicy, ale oni wzbudzają strach u wszystkich. Spotkałaś kiedyś jakiegoś?
Konto usunięte
-Chyba nie, a przynajmniej tego nie pamiętam.
Właściciel
- No to masz szczęście, ohydne bestie. Spotkałem jednego w nocy podczas ataku na skład broni i... - przerwało mu przybycie deseru.
Konto usunięte
Podziękowała za deser z uśmiechem na ustach i zaczęła powoli go jeść.
-Jest całkiem dobry. Wybrał pan świetną knajpę panie Howard.
Właściciel
- Po prostu Howard. Za młody jestem na "panie". Odpowiedział z uśmiechem.
Właściciel
Na wieki, wieków. To oznacza, że musi k̶u̶p̶i̶ć̶ przywłaszczyć sobie jakichś duży teren dla konia i dla niego. A zwierząt może z czasem przybyć.
-Doktor Joker i jego zwierzęta... nie... to brzmi słabo. A koń potrzebuje imienia
Jechał na koniu dalej.
Dotarłeś do dzielnicy z charakterystyczną architekturą w całkiem krótkim czasie. Zwracałeś uwagę niektórych ludzi, ale nikt nie próbował cię obezwładnić.
Starał się ruszać jak najrzadziej uczęszczanymi drogami, szukając schronienia dla niego i konia.
Właściciel
Udało ci się znaleźć nieco obskurny motel na pograniczu z dzielnicą portową. Miał na tyłach niewielką stajnię, więc twój koń też mógł odpocząć.
Zaprowadził tam konia, przy okazji badając otoczenie.
Właściciel
Był to niezbyt atrakcyjny, ale na pewno tani hotel. Gdy tylko wprowadziłeś konia podszedł do ciebie staruszek z jednym okiem.
- Na ile zostajemy?
-Od 15 minut, do pół godziny. Tylko odpocząć.
Właściciel
- Tak, odpocząć. Hehehe. - Zaśmiał się rubasznie i odprowadził twojego konia do stajni.
Joker w tym czasie oparł się o ścianę i zastanawiał się, co dalej.
Sprzęt załatwi sobie od Alonzo. Pieniądze powinny być dostarczone do skrytki, albo w paczce do Alonzo. A złapanie nie jest na tyle ważne, bo spełnił warunki umowy.
Właściciel
Kątem oka zauważyłeś pędzący wóz więzienny, z dwoma obserwatorami na dachu. Zapewne już cię szukają.
Schował się w cieniu przed strażnikami.
Jeżeli nie da rady, to do stajni.
Właściciel
Na szczęście cię nie zauważyli i pojechali dalej.
-Trzeba gdzieś przeczekać to zbiegowisko
Poszedł sprawdzić, co z koniem.
Właściciel
Siedział sobie w jednym z boksów w stajni i jadł jabłko które dostał najpewniej od jednookiego.
Pogłaskał go po szyi.
-Niedługo się zbieramy przyjacielu, jak na razie odpocznij.
Właściciel
Parsknął ze zrozumieniem i zajął się jedzeniem paszy którą dostał. Nie była najlepszej jakości ale jemu jak widać to nie przeskadzało.
Poczekał, aż skończy. Wtedy dał mu jeszcze kilka minut i przygotował go do drogi.
Właściciel
Szybko pozbył się jedzenia, a ty bez problemu go oporządziłeś i dosiadłeś.
-Ruszajmy.
Pojechał z koniem, trzymając się ciemnych i nieuczęszczanych przez policję ulic, prosto do Alonzo.
///Wybierzesz do niego jakiś temat, czy kontynuujemy na ulicy?
Właściciel
Po chwili dojechałeś pod mieszkanie Alonzo w którym kiedyś już byłeś. Niestety nie było gdzie zostawić konia.
Zszedł z konia.
-Zostań tutaj przyjacielu. I pod żadnym pozorem nie słuchaj się innych.
Pogłaskał go jeszcze raz po szyi i zapukał do drzwi Alonzo.
Właściciel
Otworzył ci on we własnej osobie.
- Co ty tu robisz! - Powiedział zdenerwowany. - Nie wiesz że policja cie szuka? Chcesz mnie ud*****?!
-Jak mnie wpuścisz chociaż za drzwi, to nikt nie zauważy niczego podejrzanego.
Właściciel
- Ja pier... - Przepuścił cię w drzwiach nerwowo się rozglądajac.
-Odwiedziłeś już skrytki do pieniędzy?
Właściciel
- Tak, ta sama suma, pod tą samą łódką, w tym samym je#anym porcie co zawsze. Przyszedłeś tu po coś poza kasą?
-Możesz mi kupić broń? W zamian zwiększę ci te umówione 10% do 20% zysku.
Właściciel
Warknął cicho i wyciągnął z jednej z szuflad obrzyna ze strzelby.
- Po prostu nie wyjmij wszystkiego z tego cholernego worka. - Powiedział wręczając ci broń.
//Nienawidzę pisać na telefonie.
///Rozumiem///
Przyjął broń.
-Zgodnie z twoim życzeniem Alonzo.
Uchylił drzwi, sprawdził, czy ktoś jedzie tą ulicą, a dopiero potem wrócił do konia.
Właściciel
Poza paroma cywilami nikogo nie było. Całkiem szybko doszedłeś do stajni, a koń cicho parsknął na twój widok.
Pogłaskał go po szyi, a następnie wsiadł na niego.
Zaułkami ruszył w stronę swojej skrytki.
Właściciel
Dojechałeś do nabrzeża. W wodzie czekała mała łódka w kiepskim stanie. Do wody prowadziła przerdzewiała drabinka wbita w niewielki ceglany klif.
Zostawił konia i polecił mu, żeby został.
Sam wszedł do łódki i popłynął do skrytki.
Właściciel
Skytką był nieprzemakalny worek z obciążony cegłówką. Sama sakwa wisiała na haku burcie łodzi.
Wyciągnął i rozwiązał worek, sprawdzając gotówkę.