Moderatorka
Nathaniel odprowadził Esme aż do miejsca, z którego wypływały łódki, nim wsiadł do powozu - skądinąd tego samego, w którym siedziała Rosalie. Nie odezwał się jednak do dziewczyny ani słowem, mimo iż ta uśmiechnęła się doń promiennie i zaczęła niemalże tak szybko jak "Przed zastosowaniem skonsultuj się z lekarzem, bądź farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagrażać może życiu lub zdrowiu" nawijać o tym, jaki piękny, gwieździsty wieczór mamy, jak dobrze zobaczyć znajome twarze i jakie superanckie wrażenie robią na niej testrale - przypominają jej konie jeźdźców apokalipsy! Ten tylko skinął głową. Ich dorożka odjechała, a wszystkie inne też zaczęły powoli ruszać... Niewiele czasu zostało już do Wielkiej Uczty!
Scarlett wysiadła z pociągu i rozejrzała się, po chwili westchnąwszy. -No dobrze, pora zacząć kolejny rok szkol...- urwała, kiedy ktoś zasłonił jej usta dłonią, drugą chwytając w pasie i szybkim ruchem zaciągając za jeden z wagonów, tak, że żaden uczeń, ani nauczyciel nie mógł ich widzieć. Próbowała się przez chwilę szarpać, jednak w momencie, w którym zobaczyła twarz rozmówcy uspokoiła się, ale jednocześnie podirytowała, co objawiło się poprzez delikatne zmarszczenie brwi. -Spokojnie, Scarlett! Jeszcze żaden Auror po ciebie nie przyszedł!- zaśmiał się profesor Kagerou, puszczając dziewczynę i uśmiechając się doń promiennie. -Chciałem tylko z tobą trochę porozmawiać na osobności!- zapewnił ją szybko, po czym rozejrzał się, czy nikt również nie zapuścił się na drugą stronę pociągu. Uspokojony jednak brakiem jakiejkolwiek żywej duszyczki znów przeniósł wzrok na młodą Riddle. Ta westchnęła, odgarniając z twarzy włosy. -W porządku. Masz szczęście, że nie ugryzł cię żaden z moich węży, omyłkowo biorąc za jakiegoś zboczeńca... profesorze!- dodała z naciskiem, jakby dla podkreślenia, że może łączy ich narzeczeństwo, ale na terenie Hogwartu wciąż są tylko nauczycielem i uczennicą! Jonathan pokiwał powoli głową. -To miło, że się o mnie martwisz, Scarlett, ale oboje wiemy, że jestem odporny na jad każdego z nich...- powiedział, znów posławszy jej pogodny uśmiech. -Jak minęły ci wakacje, Scarlett? Nie odzywałaś się, nawet nie odpisywałaś na żaden z moich listów. Już zacząłem się martwić, że znowu zmieniłaś adres...- zmarszczył nieznacznie brwi -Ale pani Pips poinformowała mnie, że nadal gościsz w jej progach i masz się dobrze. Więc co się działo?- zapytał, zakładając ręce na klatce piersiowej. Czarnowłosa zarumieniła się, odwracając wzrok. -Wiem, że profesor do mnie pisał, czytałam te listy. Nie widziałam jednak sensu w odpisywaniu na nie. To straciło swój dawny urok. Wtedy... Wtedy byłam samotnym dzieckiem, potrzebującym kogoś, komu mogłaby się chociażby listownie zwierzyć i przed kim mogłaby się bez problemu otworzyć. Teraz już taka nie jestem...- powiedziała, po czym podniosła na niego wzrok. -Przepraszam, ale spóźnię się przez profesora na Wielką Ucztę. Czy mógłby profeso...- Czy mógłby profesor pozwolić mi już odejść? chciała zapytać, jednak musiała urwać w trakcie zdania, gdy niebiesko-włosy pochylił się nad nią błyskawicznie i skradł jej pojedynczy, ale głęboki pocałunek. Poczuła, jak pieką ją policzki, a ten tylko uśmiechnął się znów do niej, gdy tylko się wyprostował. -To nie to samo, hm? Czyżby? Spójrz mi w oczy i spróbuj powiedzieć, że nic do mnie nie czujesz...- powiedział, jednak Scarlett milczała, wpatrując się uporczywie w ziemię. Jego uśmiech po kilku sekundach znów się poszerzył. -Tak myślałem. Odpisuj czasem, Scarlett. Nie masz nic do stracenia!- to powiedziawszy zmierzwił jej nieco włosy otwartą dłonią i oddalił się, by dołączyć do reszty nauczycieli i profesor Harcourt, czekającej na niego po drugiej stronie wagonu, za którym się kryli, jednak która nie widziała nic z zaistniałej sytuacji. A Scarlett... Stała tam jeszcze dobre parę minut ze zwieszoną głową. W końcu jednak wybudziła się z tego swoistego transu. Dotknęła opuszkami palców swoich ust - miejsca, gdzie przed chwilą czuła na sobie gorące wargi Kagerou. I... Było jej z tym dziwnie dobrze. Zacisnęła nerwowo palce drugiej ręki na swojej torbie. -Wiecie co... Chyba do Hogwartu przejdę się pieszo!- syknęła cicho do swoich węży, po czym bez obijania się ruszyła wolnym krokiem za ostatnimi powozami, tak, jak powiedziała... Co z tego, że droga daleka?