Najmniejsza i najmniej znacząca z czterech planet wewnętrznych. Merkurego zamieszkuje niecałe 27 milionów osób, zatrudnionych w nielicznych kopalniach. Ekstremalne temperatury, brak atmosfery i niska grawitacja czynią tą planetę nieatrakcyjną dla potencjalnych kolonistów. Jedyną nadzieją na rozwój tego miejsca jest inwestycja DSEC, jednak zagroziłaby ona niepodległości zamieszkałych tu ludzi, którzy poza wolnością wiele nie mają.

Jason zbliżał się do planety swoim statkiem. Dostał anonimową wiadomość mówiącą, iż w mieście Caloran, a konkretnie w barze o nazwie Dwanaście Parseków będzie czekać na niego zleceniodawca. Podobno był on człowiekiem zamożnym, przez co łatwo odróżnić go będzie od reszty mieszkańców tej zapuszczonej planety.

- Mam nadzieję, że to nie jest głupi żart bo ktoś za to odpowie. Prawdopodobnie najbliższy przechodzień.

Nikt go nie usłyszał. Tymczasem na pojazd zaczynała działać grawitacja planety.

- Nareszcie! Ciekawe kto i co ważniejsze czego ode mnie chce.

Dalej nikt nie odpowiadał. Może należało przystąpić do lądowania, zanim myśliwiec rozbije się o powierzchnię Merkurego...

Przystąpił do lądowania.

Udało mu się przechwycić orbitę.
- Kto się zbliża? - z radia odezwał się znużony glos

Jestem ochroniarzem. Przyjechałem tu w interesach.

- Ochroniarzem? A zresztą... Imię i nazwisko?

- Mike Cutter

- Dobra Cutter, ląduj gdzie chcesz, tylko do niczego nie strzelaj

Wylądował w mieście Caloran i udał się do baru Dwanaście Parseków

Lądowanie trochę zajęło, gdyż musiał poczekać na rozwarcie śluzy. W końcu znalazł się w nieco zaniedbanym hangarze.

Zabezpieczył statek i udał się do miasta.

Miasto nie było zbyt imponujące w porównaniu z tymi, które widział na Ceres czy chociażby na Księżycu. Wszędzie walały się śmieci, oświetlenie było słabe, a na dodatek łatwo było się zgubić.

- Brud, smród i ubóstwo. Typowe Merkury.
Podszedł do przypadkowego przechodnia i zapytał o drogę do baru Dwanaście Parseków

Ten podał mu kierunek: Zachodnim korytarzem, potem skręt w prawo i rozglądać się za szyldem.

Poszedł wyznaczonym kierunkiem.

Na miejscu zastał zapuszczoną, acz dość przytulnie wyglądającą spelunę z charakterystycznym szyldem i paroma ludźmi w środku.

Wszedł do knajpy i zamówił drinka.

Podszedł do niego barman
- Co konkretnie panu podać? - spytał wyciągając notatnik

W tej knajpie najlepsze są pewnie mydliny - pomyślał
- Piwo bezalkoholowe.

Barman z zauważalnym zdziwieniem w oczach zmierzył Jasona wzrokiem
- To będzie 511 milikredytów - odparł

Zapłacił i zaczął rozglądać się za swoim potencjalnym zleceniodawcą.

W spelunie siedziało paręnaście osób, większość w kombinezonach górniczych lub w innych tanich ubraniach. Wyróżniał się spośród nich jeden człowiek. Siedział samotnie przy stoliku, popijając jakiś trunek. Nosił nieco znoszony, lecz bez wątpienia kosztowny garnitur i wyglądał na dobre pięćdziesiąt ziemskich lat.

Podszedł do niego.
- Dzień dobry. Można się dosiąść?

Ten zmierzył Jasona wzrokiem, po czym uśmiechnął się i odpowiedział:
- Oczywiście. Dzisiaj jestem tu sam.

Dosiadł się i zaczął pić piwo
- Co w takiej spelunie robi taki człowiek jak pan?

- Szukam spokoju ducha - odpowiedział, po czym ciszej dodał - I dobrych pracowników

- Chyba będę mógł Panu pomóc. - dodał cicho - To jakie jest zlecenie?

- To skomplikowane. Mam zacząć wyjaśniać od samego początku, czy streścić sytuację?

- Niech pan zacznie od początku, ale nie tutaj. Pójdźmy gdzieś gdzie jest mniej ludzi.

- Wychodząc tylko zwrócilibyśmy na siebie uwagę. Zresztą specjalnie wybrałem to miejsce. Pije tu tylko zmęczona hołota, która nikomu nic nie doniesie.

- Racja. Widzę , że mam do czynienia z kimś obeznanym. Wracając do tematu. Niech pan opowie o co chodzi.

- A więc: Być może słyszał pan coś na temat ostatnich wydarzeń na Ceres. W razie czego streszczę: Niezidentyfikowany android dokonał zamachu na giełdę odpalać ukryte wcześniej bomby i strzelając do niedobitków z działa plazmowego. Dzięki bohaterskiemu oporowi jednego z handlarzy oraz interwencji sił DSEC udało się go unieszkodliwić. Atak ten stał się pretekstem dla korporacji do przejęcia kontroli nad planetą.

- I ja mam coś z tym zrobić?

- Ależ nie. A w każdym razie nie bezpośrednio - mężczyzna wziął łyk alkoholu z kufla, po czym kontynuował - Wedle podanej do mediów informacji ciało androida zostało zniszczone podczas walki. My jednak wiemy, że to nieprawda. Jakimś sposobem dostało się ono w ręce tamtejszych przemytników, podejrzanych o handel żywym towarem. Twoim zadaniem będzie odebrać ów robota, czy też jego pozostałości i zwrócić je naszym agentom.

- Dobrze zrobię to ale najpierw mam kilka pytań. Gdzie mogę znaleźć przemytników? Ile mi pan zapłaci i gdzie będę mógł Pana znaleźć po wykonaniu zlecenia?

- Po kolei. Przemytnicy zmierzają na Wenus, najprawdopodobniej do miasta Dos Astra. Przy odrobinie szczęścia uda się tam ich złapać. Nie będzie musiał mnie pan szukać - sam wyślę kogoś, jeśli wykona pan zadanie i zawiadomi o tym przez odbiornik. Z kolei cena to podrzędna kwestia. Ile pan chce?

- To będzie jakieś 512 kredytów.

- Bez problemu - odpowiedział rozmówca - Coś jeszcze?

- To wszystko. - wyszedł z lokalu o udał się do miejsca w którym zostawił statek

Gdy szedł tunelami miejscowi rzucali mu nieprzychylne spojrzenia. W pewnym momencie paru drabów podeszło do niego zapewne szukając bójki, ale wycofali się zobaczywszy jego karabin. W końcu dotarł do hangaru.

Wszedł do hangaru i udał się w stronę statku.

Ten stał nietknięty, gotowy do wylotu

Wsiadł do statku i przygotował się do startu.

Silnik się uruchomił, a wewnętrzna część śluzy stała otworem.

Wyleciał poza atmosferę planety.

Planeta nie bardzo miała atmosferę, ale szybko wszedł na orbitę.