Zaloguj się
Po zaginięciu ośmiu osób w miejscowości ******, zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Wszystkie psy we wsi zaczęły przeraźliwie wyć co noc, bydło szalało i niszczyło ogrodzenia, doszło także do zabójstwa kobiety przez stado wilków wypłoszonych z lasu. Co noc w lesie można było dostrzec dziwne czerwone światła i ludzkie krzyki. Gdy światło zgasło, znajdowano w lesie ludzkie ciała z żebrami rozerwanymi na zewnątrz tak, aby wyglądały jak skrzydła. Skóra była zrywana prawdopodobnie jeszcze z żyjącej ofiary. Płuca i serce zostały wypalone, najprawdopodobniej gorącym pogrzebaczem. Na czaszce ofiary rysowano pentagram albo trójkąt wpisany w koło. Dookoła ciała można było dostrzec zgaszone świece. Jakby odprawiano jakiś rytuał. Doświadczony detektyw, Robert M., zajmuje obecnie się tą sprawą.
*
*
*
Dnia 16 czerwca 1998 roku znaleziono ciało Roberta M. Zostało przebite... mieczem. Czaszka została uszkodzona poprzez uderzenie pochodnią. Jego współtowarzyszy potraktowano w taki sam sposób jak inne ofiary. Robert podczas tego śledztwa prowadził dziennik. Pozwolono mi ujawnić kilka wpisów.
1 czerwca 1998, okolice rzeki
Po ponad tygodniu poszukiwań zabójców tych osób, nie znaleźliśmy absolutnie nic. Mam tego dość. Jest dzień dziecka, powinienem być teraz w domu i bawić się z synem. Nienawidzę swojej pracy. Ile bym dał w zamian za powrót do domu.
4 czerwca 1998, las
Edward nie żyje. Złapali go, i zabili na moich oczach. Rozerwali mu pierś, obdarli ze skóry i wypalili wnętrzności. Straszny widok. Nie potrafię określić kim są zabójcy Eda, są zakapturzeni, ale to na pewno oni zabili tych ludzi. Trzymają mnie i pozostałych dwóch w niewoli. Mówią, że wkrótce nadejdzie także ich kolej. Najbardziej przeraziły mnie głosy naszych oprawców. Niskie, gardłowe, pełne nienawiści. Straszne
15 czerwca 1998, las
Zabili resztę moich towarzyszy. Planuję już ucieczkę od wielu dni, ale te klatki są bardzo mocne. Zostawiali nas co noc samych, więc mieliśmy dużo czasu na planowanie. Jednak nie wymyśliliśmy nic. Cholera! Odkryli, że coś notuję. Idą tutaj, jeden z nich ma miecz. Otworzył kla*#*-_=______________________
*
*
*
Minął miesiąc. Już prawie wszyscy ludzie uciekli z miasteczka. Grupa z nich, dokładniej dzieci wracające ze szkoły została zadźgana nożem. Morderca był zakapturzony, miał na sobie czarny płaszcz, więc nie sposób odkryć kim on był. Nie udało się go złapać. Jednak przy ciałach zostawił swoją broń. Dziwny sztylet z brązu, na jego rękojeści widniał symbol Gwiazdy Dawida, a raczej...pentagramu. Po krótkiej chwili, policja doszła do wniosku, że ten człowiek był jednym z tych, którzy zabili Roberta. Ataki nie ustawały. Dziwni zakapturzeni ludzie mordowali wszystkich przechodniów, a ciała próbowali zabrać ze sobą. Jednego z nich złapano. Gdy funkcjonariusz zdjął mu kaptur, zobaczył, że jego twarz jest cała w bandażach. Gdy próbowano je zerwać, skóra z twarzy odpadła razem z nimi. Najstraszniejsze jednak było to, co znaleziono pod skórą. Jegomość nie miał serca, a jego kości kruszyły się po dotyku. Następnego dnia złapano kolejnego, był to... mieszkaniec wsi. Zabito go, gdyż się bronił i zabił dwóch policjantów. W jego piwnicy odkryto ołtarz ze świec, taki sam jaki znaleziono w lesie, oraz trzech związanych ludzi. Ucięto im języki, a jednemu z nich stopy przybito do ziemi sztyletami, najprawdopodobniej z powodu prób ucieczki. Znaleziono tam także list od "Patriarchy", który pisał, że "Niosący Światło" jest głodny i potrzebuje ludzkich dusz. Mają one "odlecieć" na własnych skrzydłach, co wyjaśniało wyginanie żeber ofiarom. Pisał także, że ciała mają być dostarczone do "Jego Domu". Szkoda, że policjanci nie widzieli swoich zdziwionych min, kiedy rozwaliłem im głowy toporem. Pan chciał dusz, więc spełniłem jego prośbę...
[Raport dziennikarza Andrzeja K., oficjalnie zaszyfrowany i wycofany z gazet. Dziennikarza po tym zdarzeniu nigdy nie odnaleziono]
