Byłem w szkole do której chodził Wampir który mordował ludność Żydowskiego pochodzenia, prawda, nie byłem Żydem, moja klasa też nie, ale Wampir zaczął każdego powoli gonić (sunął w powietrzu czy inne gówno) uciekałem przed nim z moim kolegą, każdy uciekał pieszo jednak my uciekaliśmy samochodem, dojechaliśmy do schodów, dalej trzeba było iść, zszedłem po schodach (na górze było jasno, natomiast na dole było ciemniej) poszedłem do kibla, jedna dziewczyna z mojej klasy powiedziała że jestem pierwszą osobą która coś takiego zrobiła, wszedłem do kabiny, nie było w niej pół prawej ściany (z mojego punktu widzenia) wampir tam wszedł, ja ukucnąłem, zauważył mnie, wyciągnął z kabiny, chciał mnie zabić, pie....ił coś o jakimś poście z Twittera albo o innym gównie, i ja mu nagle k...a z łba wyj...łem w morde, Wampir się przewrócił, mnie barki bolały bo mnie uderzył albo to ja się nimi o tego wampira uderzyłem, okazało się nagle że ten wampir to moja nauczycielka Fizyki która udzielała mi korepetycji z Matmy, nagle znalazłem się z Wampirem (a może raczej wampirzycą) w moim pokoju, tamta dalej chciała mnie zabić, powiedziała że jak nie zrobie jakiś (czy jak to się pisze) zadań z Matmy dopóki ona nie wróci to mnie zabije, poszła do mojej babci, była noc, ja schowałem się przed wampirem w jakimś drewnianym kufrze, w moim polu widzenia znajdowały się jakieś rodzinne pamiątki, wampir kazał mi je wywalić z domu, tak więc zrobiłem, oprócz dwóch rzeczy które się tam ostały, nie wiem co to było, jakiś nie wiem statyw na siatkę i siatka którą później tam wrzuciłem czy coś.

Koniec

Nie pamiętam całego snu więc możliwe że nie opisałem całości