W ubiegłe wakacje przyjechałem do domu odwiedzić rodziców i rodzeństwo. Zazwyczaj każdy sezon letni spędzam pracując dla mojego domu studenckiego, więc tym razem miałem szczerą ochotę rzucić to wszystko i wypocząć w domu przez kilka miesięcy.
Dom moich rodziców stoi w przyzwoitej dzielnicy na obrzeżu miasta. Nigdy nie zdarzyło się żadne włamanie lub najście. Bardzo spokojna okolica. Posunę się nawet do stwierdzenia, że czasami wręcz nudna.
W każdym razie, ostatniego lata w domu popsuła się klimatyzacja, tata czekał na fachowca, żeby się tym zajął. Miał być około 14:00, więc tata zerwał się wcześniej z pracy. Moja mam i siostry również pracowały w tym czasie/były w szkole, więc byłem w domu zupełnie sam. Mój pokój znajdował się na piętrze.
Zdrzemnąłem się, a koło 13:30 obudził mnie dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Nie przejąłem się, bo przecież mój tata miał być wcześniej, żeby przyjąć kolesia od klimatyzacji. Postanowiłem zejść i przyjrzeć się na czym polegała usterka. Zależało mi na naprawie tego tałatajstwa, bo lata w Teksasie są okropne.
Kiedy tylko postawiłem nogę na parterze, od razu wiedziałem, że coś nie gra. Panowała kompletna cisza. Usłyszałem otwierające się drzwiczki ojcowskiej szafki na broń - tam przetrzymywał swoje najcenniejsze okazy. Pomyślałem, że to dość dziwne, ale tata uwielbiał chwalić się i rozmawiać o swojej kolekcji. Nie miałem pojęcia, o co może chodzić.
Nagle w łazience przy mojej sypialni zadzwoniła moja komórka (podłączyłem ją tam do ładowarki, bo gniazdko w pokoju było popsute). Okazało się, że to tata - chciał mnie poinformować, że facet od klimy będzie jednak o 15:00.
Czytałem już o ludziach, którzy dostają dreszczy ze strachu, ale ja sam w tym momencie miałem taki ścisk w żołądku, że lada moment mógłbym się porzygać. Tak bardzo się bałem, bo ktokolwiek tu był nie był ani moim tatą, ani tym fachowcem.
Zamknąłem się w łazience i powiedziałem mu, co się dzieje. Kazał mi zadzwonić po policję. Tak też zrobiłem. Człowiek po drugiej stronie telefonu utrzymywał ze mną połączenie, powiedział także, że policjanci będą mieli "hasło", dzięki któremu będę wiedział, że to naprawdę oni. Czas spędzony w ciemnej łazience wydawał się wiecznością, moje serce wyrywało się na zewnątrz. W końcu, pukanie do drzwi. Facet powiedział, że są z policji, po czym rzucił ustalonym wcześniej hasłem. Pobiegłem do nich tak szybko, że dostałem zadyszki.
W mgnieniu oka policyjne pistolety były wycelowane we mnie. Podniosłem ręce do góry, prawie ześwirowałem, ale oni szybko wyciągnęli mnie za drzwi. Nie miałem czasu zadać jakiegokolwiek pytania, bo policjanci włączyli światło w łazience.
W prysznicowym brodziku stał mężczyzna, ubrany cały na czarno, w dłoni trzymał nóż. Przeszywał mnie swoim wściekłym spojrzeniem. Był tam przez cały ten czas.