[PK] Rozwijaj swoją modlitwę (i strzeż się nerwicy)

Avatar Baturaj
Właściciel
Pomyślałeś kiedyś może coś podobnego do poniższej wypowiedzi?

To katolickie klepanie paciorków jest bardziej szkodliwe niż pomocne, nie przynosi prawie żadnych efektów, za to wpędza człowieka w bezrefleksyjny rytualizm... Dużo lepiej jest porozmawiać z Bogiem własnymi słowami.

Jeśli tak, to posłuchaj:

Prawdą jest, że ta wypowiedź jest w głównej mierze słuszna.
"Klepanie paciorków" jest co najmniej nieskuteczne, a często wręcz szkodliwe.

Nasuwają się więc dwa pytania:
1) Dlaczego mnóstwo ludzi modli się w taki sposób?
2) Jak wygląda prawidłowy sposób modlitwy?
Dodałbym jeszcze trzecie:
3) Do czego często prowadzi "paciorkowanie"?

.


Zacznijmy od pierwszego pytania.
Dlaczego mnóstwo ludzi paciorkuje? Dlaczego mnóstwo dorosłych ludzi nadal myśli, że im więcej razy zmówi różaniec, tym lepiej?
Cóż, ma to bardzo wiele przyczyn, które biorą się niejednokrotnie z innych, znacznie poważniejszych problemów, takich jak niewiedza na temat tego, czym tak naprawdę jest katolicyzm i do czego służy. Albo niewiedza o tym, w jaki sposób działa sam Bóg lub Kim jest. Niewiedza o Piśmie Świętym i czym ono jest. I wielu innych.

Ale jedną z głównych przyczyn jest również prozaiczna cecha ludzkiego umysłu: dążenie do jak najmniejszego wysiłku poznawczego. Umysł, paradoksalnie, traktuje paciorkowanie jako najprostszy sposób na kontakt z Siłą Wyższą (a raczej na uspokojenie sumienia) i dlatego podświadomość będzie przekonywała człowieka, by właśnie w taki sposób się modlił. Piszę "paradoksalnie", ponieważ paciorkowanie niejednokrotnie prowadzi do sporych problemów psychologicznych, a nawet psychiatrycznych, ale do tego przejdziemy właśnie teraz:

==================================================

Pytanie trzecie.
Do czego może (nie musi) prowadzić paciorkowanie?
Otóż do wielu negatywnych komplikacji, w tym wielu zdrowotnych. (Samo je powoduje, albo przynajmniej im sprzyja).

Przykłady? Proszę bardzo: nerwice, nerwice natręctw (zaburzenia obsesyjne), rozwój myślenia roszczeniowego, rozwój innych negatywnych cech osobowości (arogancja, gwałtowność, hipokryzja itd.), popadanie w grzechy główne (szczególnie w pychę i zazdrość), i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.

Rozwijając temat, który wykracza tu daleko poza paciorkowanie: często pojawia się również problem natury psychologicznej, mający podłoże właśnie w zaburzeniach obsesyjnych (tzw. nerwicach natręctw) i innego rodzaju nerwicach, objawiający się chociażby ogromnie przesadzonym okazywaniem swoich uczuć względem Boga na zewnątrz, przy innych ludziach (np. wykrzykiwanie pochwał Boga przy innych, na głos, albo padanie krzyżem w kościele, bez konkretnej potrzeby), ponieważ ma się uczucie, że tego chce od nas w danej chwili Bóg, podczas gdy nie jest to prawda - "chce" tego od nas jedynie nasz chory, znerwicowany umysł, wmawiając nam, że musimy to coś zrobić.

Zaburzenia obsesyjne powodują u osób wierzących również rozwój totalnie niezdrowej religijności, tzw. "religijności ofiarnej", w przypadku osób, którym taka religijność po prostu nie jest pisana. Najgorsze w tej sytuacji jest to, że taka osoba ma głębokie przekonanie, graniczące z "objawieniem" (to z powodu psychologicznego, właśnie tych zaburzeń, które można pomylić z uniesieniem podczas modlitwy wstawienniczej. Jest to jeden z powodów, dla których nie należy wywoływać ani oczekiwać uniesienia podczas jakiejkolwiek modlitwy, nawet adoracji), że tego właśnie chce od niej Chrystus, że robi to dla Niego, i że jest to jej "krzyż", który, mimo cierpienia, bierze na ramiona i idzie z Chrystusem.

Szkoda tylko, że w większości przypadków prawda jest kompletnie inna: Chrystus wcale nie chce od tej osoby takiej ofiarności, a osoba ta nie otrzymała żadnych mocnych wskazówek świadczących, że mógłby chcieć. Sama to sobie wmówiła (częściowo z powodu źle pojmowanej duchowości), szukając desperacko sposobu uszczęśliwienia Boga, nadania swojemu życiu jakiegoś duchowego sensu.

Podając przykład, aby każdy zrozumiał o jaką sytuację chodzi:

Najczęstsze jest to w przypadku kobiet w późnym wieku średnim (około 50-60 roku życia): kobieta zaczyna modlić się po kilkadziesiąt minut dziennie, codziennie przed spaniem. Czasem nawet ponad godzinę. Na klęcząco, czasem leżąc krzyżem. Co z tego, że ma chore kolana albo że nie powinna leżeć na brzuchu - "robi to dla Chrystusa, biorąc swój krzyż na ramiona". Często idzie pomodlić się do kaplicy (nawet zimą, kiedy nie działa tam ogrzewanie) i modli się ponad godzinę, klęcząc w drewnianych ławkach, odmawiając różaniec albo po prostu cicho (też własnymi słowami) wychwalając Boga. Czując, że powinna (uczucie samo w sobie jeszcze o niczym nie świadczy). Czując, że Bóg chce, żeby została jeszcze 10 minut. Jeszcze 10. Jeszcze 5. Co nie jest prawdą, a uczucie, które ciągnie ją do pozostania, jest powodowane właśnie nerwicą natręctw.
Kończy się to tak, że kobieta niejednokrotnie mająca kilkoro dzieci i męża, nie poświęca im należytej ilości czasu, bo jest przemęczona z powodu braku snu (modlitwa wieczorna zabiera jej go) i nieustannej modlitwy. Zaniedbuje relacje z innymi. Mimo, że nie jest, chociażby, zakonnicą w zakonie kontemplacyjnym. A dla każdego przeznaczony jest inny rodzaj religijności. Dla żony i matki będzie inny, niż dla zakonnicy, a dla zakonnicy będzie inny, niż dla świeckiej misjonarki. Należy to zrozumieć.

Chrystus nie chce żebyśmy zaniedbywali życie rodzinne "dla Niego". To tak nie działa. Zaniedbywać dla Niego możemy, a wręcz powinniśmy, niektóre ze swoich rozrywek, czasu wolnego. Ale, po stokroć: BÓG NIE OCZEKUJE BEZSENSOWNEJ OFIARY. Należy skupić się przede wszystkim na rozwijaniu swojego życia duchowego w oparciu o znane ze swojej skuteczności techniki duchowe, próbując stawać się lepszym człowiekiem. To pozwoli nam nauczyć się rozumieć, co powinniśmy poświęcać, a co nie. Wręcz nie powinniśmy zaczynać z tak grubej rury, jak takie osoby. Tak nie działa poświęcenie. Tak nie działa branie krzyża na swoje ramiona. Trzeba najpierw zrozumieć, co jest naszym krzyżem, a co nie. Bezrefleksyjne branie jakiegokolwiek krzyża jest głupotą - czyli grzechem (najczęściej nieuświadomionym).

Trzeba tu poruszyć temat szczerze wierzących nastolatków (12-16 lat) którzy mają dokładnie taki sam problem, ale u nich wynika on z okresu dojrzewania i jest naturalny. Nerwica natręctw jest naturalna w tym wieku dla większości ludzi i jeśli ktoś dodatkowo jest wierzący, to normalne, że wpłynie ona również na tę sferę życia. Wiem, bo sam to przeżyłem, i mam już za sobą.
Jednak trzeba być tego świadomym i starać się ignorować podszepty nerwicy natręctw, gdyż jeśli uczynimy z niej swojego pana (nieważne, czy świadomie, czy niechcący), może ona przetrwać wiek dojrzewania i osadzić się w naszym życiu, na przykład tylko w sferze duchowej. Co będzie katastrofalne w skutkach. Wiem, bo widywałem takich ludzi.

=====================================================

A teraz NAJWAŻNIEJSZE. Pytanie drugie.
Jak wygląda prawidłowy sposób modlitwy?

Odpowiedź brzmi: Prawidłowy jest ten, który działa w mojej obecnej relacji z Bogiem.

I nie, nie chodzi tutaj o życzeniowe i leniwe podejście typu: Ja sobie wybiorę, jaki sposób modlitwy mi pasuje, bo ja wiem najlepiej, i nie będę nawet próbował tych troszkę trudniejszych. Dla mnie najskuteczniejsze jest 5 minut dziennie własnymi słowami!.
Nie, takie podejście jest okropnie szkodliwe, a przynajmniej nieskuteczne. Czyli w zasadzie szkodliwe, bo brak progresu w życiu duchowym równa się regresowi. Nie ma takiego czegoś jak stanie w miejscu. Idziesz pod prąd, albo się zatrzymujesz, ale wtedy prąd porywa cię z powrotem.

Mówię tu natomiast o tym, aby szczerze i wytrwale sprawdzać, które sposoby modlitwy dla mnie działają i w jakich proporcjach. W tym akurat momencie mojego życia duchowego, w którym jestem.

Nie, nie zakończę tutaj tematu, bo byłoby to grubo nie w porządku. Należy bowiem poruszyć sprawę techniki modlitwy, która działa praktycznie ZAWSZE, i która powinna być celem, wokół którego aspiruje się, rozwijając swoje życie modlitewne.

Tą techniką jest MEDYTACJA. Modlitwa medytacyjna w Bogu jest jednym z najstarszych chrześcijańskich sposobów modlitwy (opisywanym już w 4 wieku n.e.), który umożliwia jednoczesną łączność z Bogiem i skuteczną naukę nakazanego przez Niego sposobu życia.
Niestety, ale w dzisiejszych czasach jest ona prawie zapomniana przez większość "zwykłych" wierzących, gdyż jest, niestety, mało propagowana przez księży (którzy również często niestety nie rozumieją jej fenomenu, nawet jeśli ją nieświadomie praktykują. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie).

Na czym to polega? Cóż, jest to ogromnie szeroki temat, ale da się go opisać ogólnie:
Staraj się, aby Twoja modlitwa miała charakter zarówno mistyczny, jak i psychologiczny.
Jak?

Módl się medytacją, czyli, po ówczesnym wyciszeniu umysłu, skup się jedynie na Bogu i postaraj się rozmyślać tylko o jakiejś związanej z Nim sprawie przez czas medytacji.
Najczęściej przydatne do tego będzie, uwaga, użycie MANTR. Mantry chrześcijańskie mają to do siebie, że są zwykłymi prawdami wiary bądź prawdami o życiu, które człowiek stara się zrozumieć. Mantry chrześcijańskie nie są odgórnie wymyślone i nakazane (choć, co naturalne, te już wymyślone i dla niektórych ludzi skuteczne są dostępne, chociażby w internecie), można wymyślać własne, oby były one jak najogólniejsze, aby zawierały w sobie niezaprzeczalną Prawdę.

Przykład:

a) wdech: mój; wydech: Bóg
b) wdech: Jezus; wydech: Chrystus
c) wdech: Jezu Chryste, Synu Boga Żywego; wydech: Zmiłuj się nade mną grzesznikiem
d) wdech: Jezu, Synu Dawida; wydech: Ulituj się nade mną

(Dwie ostatnie mantry są jednymi z najstarszych opracowanych przez kogoś mantr, pochodzą z pierwszych wieków naszej ery i nimi modlili się tzw. ojcowie pustyni, prekursorzy zakonników, w celu oddalenia pokus i zbliżenia się umysłem do Chrystusa)

Zapytacie: Czyli jest to alternatywa dla "paciorkowania"? Od teraz nie muszę odmawiać różańca czy innych modlitw, mogę sobie wymyślić mantrę i nią się modlić?

Nie do końca.

Gdyż tutaj należy poruszyć ostatnią związaną z tym kwestię:

Tak zwane "paciorki" to również mantry.

Tak, to takie proste.

Modlitwa "Ojcze nasz" nie jest odgórnie nakazanym przez Jezusa słówko-w-słówko rytuałem do odmawiania. To coś znacznie więcej. Jezus za pomocą "Ojcze nasz" pokazał nam, o co powinno chodzić w relacji człowieka z Bogiem (po szersze rozwinięcie tej kwestii zapraszam do lektury książki "Zbyt zajęci, by się nie modlić" Billa Hybelsa), i właśnie o tym powinniśmy rozmyślać, modląc się słowami mantry "Ojcze nasz". I dlatego modlitwa "Ojcze nasz" wcale nie musi być mówiona słówko-w-słówko. Można modyfikować jej słowa, pozostawiając ten sam sens, o ile tylko jest to dla danej osoby skuteczniejsze. Na przykład: "Ojcze nasz, który rządzisz całym wszechświatem i jesteś ponad nim, niech ludzie traktują Twoje imię jako święte, niech przyjdzie do nas Twoje Królestwo, niech tylko Twoja wola dzieje się na ziemi, tak jak dzieje się w niebie..." i tak dalej.

Maryja mówiła "odmawiajcie codziennie różaniec". Różaniec też jest mantrą i można go odmawiać zarówno podczas codziennych czynności, jak i podczas osobistej medytacji przed obrazem maryjnym czy z zamkniętymi oczami. Pamiętajmy: sama w sobie mantra nic nie da, musi ona poruszyć konkretne myśli w konkretnym temacie, chociażby tylko w temacie jej samej (np. "mój-Bóg" może poruszać myśli o tym, co to właściwie oznacza, że Chrystus jest "moim Bogiem").

To właśnie czyni z różańca tak wspaniałą modlitwę, ponieważ różaniec obudowany jest wokół Tajemnic. Tajemnic z życia Jezusa i Maryi. Uczących nas o życiu. A raczej będących rzeczami, z których my powinniśmy uczyć się o życiu. I to o nich powinniśmy rozmyślać, mówiąc kolejne z dziesięciu "Zdrowaś Mario" podczas jednej dziesiątki różańca. Medytując ją. (Uwaga: tajemnice wcale nie muszą być tymi konkretnymi dwudziestoma! Więcej w filmiku).

Uwierzcie lub nie, ale to właśnie dlatego Jan Paweł II pisał o różańcu tak:
Różaniec to modlitwa, którą bardzo ukochałem. Przedziwna modlitwa! Przedziwna w swej prostocie i głębi zarazem. [...] Oto bowiem na kanwie słów pozdrowienia anielskiego przesuwają się przed oczyma naszej duszy główne momenty z życia Jezusa Chrystusa.

Równocześnie zaś w te same dziesiątki różańca serce nasze może wprowadzić wszystkie sprawy, które składają się na życie człowieka, rodziny, narodu, Kościoła, ludzkości. Sprawy osobiste, sprawy naszych bliźnich, zwłaszcza tych, którzy są nam najbliżsi, tych, o których najbardziej się troszczymy. W ten sposób ta prosta modlitwa różańcowa pulsuje niejako życiem ludzkim.


Nie odmawiajmy więc różańca bezrefleksyjnie ("paciorkując"), tylko medytujmy go.
Tutaj filmik, który może być pomocny w zrozumieniu różańca:


Generalnie medytujmy Chrystusa.

Starając się medytować Boga, Prawdę, tak, jak to będzie najskuteczniejsze dla nas, odkryjemy najszybciej i najłatwiej pozostałe skuteczne akurat dla nas, akurat w tym momencie, techniki modlitwy.
Czy to będzie piętnastominutowa medytacja obrazu Jezusa Miłosiernego przy świecy, czy różaniec z zamkniętymi oczami, czy Koronka do Bożego Miłosierdzia w drodze do pracy. Niech każda z konkretnych mantr ma za zadanie pobudzić w nas konkretne myśli lub uczucia.

Bądźmy silni i stawajmy się codziennie lepszymi ludźmi!

W Bogu.

Nie w świecie.

.

.

.

P.S. Przepraszam za tak długi temat, ale każdy na pewno znajdzie w nim coś dla siebie. Przepraszam również za nieskładność...

Avatar Jastrzab03
Bardzo mądrze piszesz

Avatar Kabaczek15
Generalnie zgadzam się nad większością, ale doczepiłbym się, że tak powiem do dwóch rzeczy. A mianowicie:

Uno. Modlitwa z zaburzeniem sobie oddechu jest skrajnie niebezpieczna. Siostra Michaela Pawlik, dominikanka, która pracowała kiedyś w Indiach mówi, że zmiana oddechu praktykowana między innymi w religiach wschodu jest niebezpieczna, gdyż dochodzi do zaburzenia pH krwi. I chodzi o sens czysto naukowy, bo co z tego wynika? Zarówno za duże, jak i za niskie pH krwi, może prowadzić do bólów głowy, omamów i halucynacji. Dlatego stanowczo przestrzega, aby oddychać normalnie, tak jak chce tego nasz organizm. Za chwilę postaram się wrzucić jej jedną konferencję wraz z minutą kiedy o tym mówi. Także odradzam majstrowania z oddychaniem podczas modlitwy.

Drugie uno. Nie nazwałbym tych praktyk (tj. różańca, koronek itp.) mantrami, ponieważ mantra polega na mówieniu bez głębszej kontemplacji nad tym co się mówi. Natomiast we wspomnianym już różańcu obowiązkowe jest kontemplowanie jego tajemnic. Owszem, chrześcijańska modlitwa może stać się mantrą, ale wtedy przestaje być chrześcijańska. To jest taki bardziej problem czysto nazewniczy. Po prostu nie sądzę, że odpowiednim słowem na to jest "mantra", bo potem mogą być najzwyczajniejsze niedopomówienia.

Avatar Kabaczek15


Tutaj ten film. O niebezpieczeństwie zmiany oddychania jest od 25:40 do 30:00. Siostra Michaela potępia tam ten sposób modlenia nawet z tymi samymi słowami, które Ty użyłeś. W sensie to "Synu Dawida".

Avatar Baturaj
Właściciel
Kabaczku... Zdaje się, że znów przemawia przez Ciebie bezrefleksyjny strach.

Kabaczek15 pisze:

Uno. Modlitwa z zaburzeniem sobie oddechu jest skrajnie niebezpieczna.(...)Także odradzam majstrowania z oddychaniem podczas modlitwy.

Tyle że nikt tu nie mówił o zaburzaniu ani "majstrowaniu" oddechem podczas modlitwy. Chyba że oddychanie spokojnie i powoli nazywasz "majstrowaniem oddechem", ale wtedy wybacz, nie mogę i nie będę brał tego na poważnie.
Nigdzie nie pisałem, żeby "majstrować" czy nienaturalnie prowadzić swój oddech.
Po prostu na wdechu myślisz "Jezus" a na wydechu "Chrystus". Oddychając spokojnie i powoli.

Nie wiem, czy wiesz, ale oddech jest bardzo potężnym narzędziem. Jest to spowodowane tym, że jest on podczepiony pod obie części mózgu: sterującą świadomością i sterującą podświadomością.

Właśnie dlatego kiedy jesteś zestresowany, należy oddychać powoli, bo wtedy stres się zmniejsza.

Nikt, a na pewno nie ja, nie sugerował hinduskiego "majstrowania" oddechem.

W medytacji, o której wspomniałem, nie trzeba nawet zwalniać oddechu! Wystarczy na zwykłym wdechu myśleć jedną część mantry, a na zwykłym wydechu drugą.

Drugie uno. Nie nazwałbym tych praktyk (tj. różańca, koronek itp.) mantrami. To jest taki bardziej problem czysto nazewniczy. Po prostu nie sądzę, że odpowiednim słowem na to jest "mantra", bo potem mogą być najzwyczajniejsze niedopomówienia.

A ja sądzę zupełnie odwrotnie. W tym momencie praktycznie wszyscy nazywają takie rzeczy "chrześcijańskimi mantrami", i tego nazewnictwa się trzymajmy, dopóki ktoś nie wymyśli lepszego. Wybacz, ale odnoszę wrażenie, że szukasz takich problemów na siłę.

Poza tym:
ponieważ mantra polega na mówieniu bez głębszej kontemplacji nad tym co się mówi.

Skąd wziąłeś taką definicję? Jest fałszywa. Nigdzie, nigdzie nie ma takiej odgórnej zasady o mantrach. No chyba że u chrześcijan, którzy nie znając się na czymś, wymyślają temu nieistniejące negatywne cechy. Tyle że tak nie powinno się robić, bo to kłamstwo, w tym wypadku również grzech.

Mantra: "formuła, werset lub sylaba, która jest elementem praktyki duchowej".
Z początku nazywano tak jedynie buddyjskie, szintoistyczne i hinduskie mantry, ale teraz nazywa się również chrześcijańskie. I nie widzę w tym nic złego, bo dobrze opisują problem. Zachodzi tu zamienność: hinduskie mantry polegają na "oczyszczaniu duszy i serca" samą treścią i brzmieniem (w teorii) <=> katolickie mantry polegają na wprowadzeniu umysłu w świadome myślenie o danej cesze Boga i Jego nakazów, pomagają w skupieniu, dodatkowo wpływając na podświadomość (to nadal zwykły fakt), wypełniając ją codziennym rozważaniem Chrystusa i Jego drogi. Nie na darmo ktoś kiedyś zauważył, że napis "Jezu ufam Tobie" pod obrazem Jezusa Miłosiernego jest przydatny między innymi dlatego, że nawet niewierzący, oglądając obraz, będzie się modlił. Bo słowa wypowiedziane (bądź pomyślane) nie zanikają. Pozostawiają w umyśle ślad. Szczególnie w podświadomości.

Natomiast zwykłym fałszem jest, że nad mantrami masz nie myśleć, że masz ich nie kontemplować. Nie jest to reguła.

Owszem, chrześcijańska modlitwa może stać się mantrą, ale wtedy przestaje być chrześcijańska.

Również fałsz, co wyjaśniłem wyżej.

.

A co do siostry Michaeli: znam tę osobę, i o ile w wielu kwestiach ma ona rację, to w wielu kwestiach (jak na przykład tutaj) nieświadomie posługuje się manipulacją i fałszem. Nie będąc lekarzem, głosi tezy, które nie są zgodne z nauką.
Przykład: Intencjonalne powolne lub szybsze oddychanie w określonych sytuacjach nie zawsze jest szkodliwe. To jest zwykła nieprawda. Ba! - w wielu sytuacjach się tak medycznie doradza! Kiedy człowiek jest tak zestresowany, że organizm wymusza na nim oddech z częstotliwością 5 wdechów na sekundę (bo tak potrzebuje w tamtej chwili organizm, a raczej wydaje mu się, że potrzebuje), to wręcz powinniśmy specjalnie, na siłę, oddech zwolnić, bo inaczej zrobimy sobie krzywdę. Taki jest fakt o ludzkim organizmie.

To jedna z nieuświadomionych manipulacji siostry Michaeli. Kolejne to chociażby twierdzenie, że osoby, które modlą się tak, jak wspomniała "Jezusie, Synu Dawida(...)" grzeszą dlatego, że "manipulują oddechem". Jest to nieprawdą i nie ma to poparcia w żadnych naukach chrześcijańskich. Wręcz przeciwnie: Ojcowie Pustyni modlili się właśnie w taki sposób (manipulując nim w bardzo małym stopniu, tak tylko, aby móc pomyśleć słowa modlitwy). Polecałbym pomyśleć chwilę nad tym, co ktoś mówi, choćby był 82letnią siostrą zakonną która kilkadziesiąt lat przebywała w Indiach, nieważne. Nadal może mówić bzdury. Jak w tym przypadku. Wystarczy pomyśleć.
Dlaczego? Dlatego, że oni nie grzeszą dlatego, że modlą się z kontrolą oddechu (jak już ustaliliśmy, sama w sobie kontrola oddechu nie jest szkodliwa), tylko ewentualnie dlatego, że modlą się tak po to, aby uzyskać doznania fizyczne. W ten sposób ważniejsze jest dla nich zdrowie ciała, dobre samopoczucie, niż Jezus Chrystus. I w ten sposób grzeszą, ale swoimi intencjami, nie "oddechem" - ta idea to zwykły fałsz.

Michaela popełnia taki błąd, że często miesza ze sobą temat zagrożeń duchowych dla człowieka (na którym naprawdę się zna) z tematami bardziej ogólnej medycyny i fizjonomii, na której zna się już mniej, i jest to widoczne, choćby już po takich twierdzeniach, jakie snuła w Twoim filmiku. (Nie, to, że często popiera swoje odjechane tezy słowami typu "w tych Indiach znałam taką lekarkę, doktorat miała, i ona mi powiedziała!" nie jest żadnym argumentem. Kiedy coś jest fałszem w świetle nauki, to jest po prostu fałszem. A jakoś mnie nie dziwi, że 82letnia kobieta po pięćdziesięciu latach niedoskonale pamięta słowa, jakie powiedział jej kiedyś "jakiś lekarz" albo "jakaś lekarka").

A poza tym, polecam zobaczyć, co rzeczywiście "ta druga strona" mówi o oddechu (w głównej mierze zgadza się to z medycyną, a na pewno w większej, niż słowa siostry Michaeli, niestety):
www.yoga-mag.pl/oddech/

A tu masz już artykuły lekarzy oraz badania naukowe:

www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/uklad-oddechowy/prawidlowe-oddychanie-techniki-i-sposoby-aa-G4Vt-ArqD-VobL.html

longevitas.pl/profesor-konstantin-buteyko-choroba-glebokiego-oddychania/

www.metodabuteyko.pl/index.php?page=badania-kliniczne <=== badania naukowe

Innymi słowy: sama manipulacja oddechem nie jest zła, ale ograniczona manipulacja oddechem jest wręcz konieczna. Bo inaczej jesteśmy mniej zdrowi, niż byśmy mogli. Ludzie w dzisiejszych czasach oddychają zbyt głęboko i zbyt szybko. Należy to zmieniać. Delikatnie manipulując oddechem. Organizm nie zawsze "chce" od nas tego, co dobre. Wręcz przeciwnie, bardzo często jest odwrotnie.

====================================================================

˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅˅

Zdaje się więc, że należy się tu sprostowanie:

Dlaczego więc należy modlić się na sposób medytacyjny i jak należy to robić?
Dlatego, że w ten sposób uzyskujemy najwyższe skupienie i najwięcej możemy się nauczyć podczas modlitwy. Z powodów czysto fizjologicznych, cech ludzkiego organizmu. Wbrew temu, co mówią tak irracjonalni przeciwnicy modlitwy innej niż "tradycyjna" (która wcale tradycyjna nie jest, przypominając o ojcach pustyni, którzy byli wcześniej niż w ogóle powstał różaniec) - nie jest to ani grzeszne, ani złe, wręcz przeciwnie: jest dobre, bo dzięki temu jesteśmy bardziej skupieni i wyciszeni.

Tak samo, jak krótka, pięciominutowa medytacja oparta na spokojnym oddechu przed nauką pomoże nam więcej się nauczyć, tak samo modlitwa ze spokojnym oddechem pomoże nam lepiej rozmyślać nad tajemnicami Boga, które chce nam przekazać.

Ważne jest jednak, aby nasza modlitwa nie była nastawiona na samo to "uspokojenie się" czy "wyciszenie". Wtedy rzeczywiście będzie ona grzeszna, bo modlitwa ma być nastawiona na budowanie lepszej relacji z Bogiem, niż mam teraz, i w konsekwencji na stawaniu się lepszym człowiekiem, jak chce tego od nas Chrystus.

Innymi słowy: jeśli masz wybrać między adoracją Najświętszego Sakramentu, a medytacją imienia Jezus w domu przy świecy, wybierz adorację. Podczas której możesz medytować imię Jezus, patrząc na Niego, kiedy On będzie patrzył na Ciebie.

A na przykład jeśli przed spaniem nie będziesz miał czasu albo siły pomedytować Chrystusa, powiedz szybko akty strzeliste albo inną krótką modlitwę, ale z wiarą, z namysłem. Bo samo w sobie wyciszenie nie jest celem. Jest jednak pomocne w uzyskaniu owoców modlitwy.
Takie są fakty.

.

Tak samo, jak to, że każdy powinien codziennie wyciszać umysł, aby nie był on przytłoczony bodźcami. Twierdzenie, że kontrola oddechu podczas modlitwy jest zła, jest równoznaczne z twierdzeniem, że wyciszanie umysłu jest złe, bo "to samo robią buddyści, a poza tym to w ten sposób uciekasz od myślenia o Chrystusie!". Fałsz. Nadinterpretacja. Innymi słowy: myślenie magiczne. Czyli grzechy.

Albo: każdy powinien dążyć do refleksyjności umysłu. Ci, którzy rozmawiali ze mną na innych portalach, wiedzą, o co chodzi. Chodzi o selektywne dysponowanie swoją uwagą i kierowanie jej na konkretną czynność, którą w danej chwili robimy, albo na świat dookoła. Aby się nie "zamyślać" wtedy, gdy nie jest na to czas.

I teraz powyższe ataki na modlitwę medytacyjną ze spokojnym oddechem są równoznaczne z twierdzeniem, że takie ćwiczenie refleksyjności umysłu jest złe, "bo przecież wtedy nie możesz się pomodlić ani rozmyślać o Chrystusie, a poza tym to organizm chce się zamyślać, więc kiedy mu to uniemożliwiasz, to sam siebie krzywdzisz!" (tak, organizm dąży do jak najmniejszego wysiłku poznawczego i jest przyzwyczajony do zamyślenia, więc będzie się bronił przed refleksyjnością, przed "obecnością w danej chwili"). Co jest fałszem, niezgodnym z nauką (ćwiczenie refleksyjności bardzo pomaga i ma pozytywne efekty zdrowotne) i zdrowym rozsądkiem. Jest zwykłym myśleniem magicznym. Czyli grzechem.

Myślenie magiczne jest bardzo szkodliwe, bo traktuje Boga jako kogoś zupełnie innego, niż On jest.

W tym przypadku traktuje Go jako jakiegoś szintoisto-podobnego kapłana, który nie pozwala na cokolwiek innego, niż "w tradycji się robiło", bo... w zasadzie to "bo tak", bo racjonalnych argumentów nie ma. Nawet, jeśli to coś innego byłoby skuteczniejsze i dawało lepsze owoce niż "tradycyjne" i robione "przez wszystkich".
Bóg nie jest magią. Bóg nie jest panteistyczny. Bóg chce, abyśmy działali zgodnie z miłością. Nie "tradycją", która nawet nie jest zapisana w Prawie.
W dodatku tym bardziej, jeśli ta tradycja jest sprzeczna z logiką czy zdrowiem.

Musimy przestać kompletnie irracjonalnie myśleć "jeśli buddyści/hindusi/jogini/pastafarianie coś robią, to znaczy, że na pewno jest to złe!!!"
To jest głupota. Czyli grzech.

Ostrożność - owszem. Ale jeśli okazuje się, że coś nie jest ani szkodliwe, ani nie jest grzechem: nie ma powodu, aby tego unikać.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

===============================================================

Kończąc, Kabaczku: apeluję do Ciebie, jako Twój brat w wierze, abyś refleksyjnie oceniał czyjeś słowa, zanim przyjmiesz je za dobrą monetę. Jak widzisz, słowa Michaeli chociażby o oddychaniu, są ogromnym uproszczeniem i są po prostu fałszywe. Jest ona pewnego rodzaju specjalistką w zagrożeniach duchowych (ale też jedynie w konkretnych ich aspektach), a nie medycznych czy dla fizycznego zdrowia, co, niestety, widać. Często również Michaela miesza te dwa tematy, posługując się nieuświadomioną manipulacją i odradzając ludziom coś, co tak naprawdę nie jest zagrożeniem ani duchowym, ani medycznym.
Czym często oddala ludzi od Boga, zamiast przybliżać.

Trzeba sprawdzać, czy dana osoba jest warta zaufania. Siostra Michaela bez wątpienia jest warta zaufania w sprawach wiedzy o hinduskich wierzeniach, w sprawach faktów o nich. Natomiast jej interpretacja tych faktów niestety często nosi znamiona nadinterpretacji i manipulacji, której, niestety, jak jestem przekonany, sama nie jest świadoma. Mam przynajmniej taką nadzieję.

Avatar Jastrzab03
To nazewnictwo jest po to żeby ludziom skojarzyć.
A to że chrześćjaństwo musi w dzisiejszych czasach ratować się przed brakiem zrozumienia wśród wierzących podpierdzielaniem terminologii z buddyzmu to juz inna niestety sprawa.

Avatar Kabaczek15
Jeżeli mówisz o regulacji oddychania, ale w sposób ograniczony i delikatny, mający jednocześnie uniknąć sytuacji patologicznych w organiźmie to nie mam nic przeciwko. Myślałem, że miałeś na myśli to niebezpieczne dla zdrowia majstrowanie przy tym, ale jeśli chodzi o to rozważne to nie jest źle. Choć nadal uważam, że trzeba mocno zagłębić się w ten temat, jeśli chce się to robić, aby po prostu nie odbiło się to na zdrowiu. Jeśli jednak jest to odpowiednie i delikatne to okej. Niemniej myślę, że przy tych praktykach powinna być zachowana szczególna, ogromna ostrożność.

Jeszcze chciałbym powiedzieć, że ja nigdzie nie mówiłem, że z automatu wszystko co robią hinduiści/buddyści/jogini itp. jest złe. Wszystko trzeba rozeznawać i przyglądać się temu w duchu chrześcijaństwa i brać na wszystko poprawkę chrześcijańską, ale to nie oznacza, że wszystko co mówią jest złe.

Avatar Kabaczek15
Może to zabrzmi trochę parodiująco, ale mówię akurat poważnie.

Przed każdą manipulacją oddechem, skonsultuj się z lekarzem lub zaufanym i rzetelnym źródłem medycznym, gdyż każda taka manipulacja może zagrażać twojemu zdrowiu fizycznemu i duchowemu.

Avatar Baturaj
Właściciel
To bardzo niepoważnie, że takie coś mówisz poważnie xD

Avatar Kabaczek15
Mówię poważnie, bo manipulacja oddechem w sposób nie rozważny i niebezpieczny, bez wiedzy na ten temat szkodzi zdrowiu i jest po prostu skończonym debilizmem

Avatar Baturaj
Właściciel
Ojoj, upominam Cię, bo zaczynasz już przesadzać.

Więcej logiki, mniej nadmiernej ostrożności, zachęcam.

Bo Twój drugi akapit z tamtej wiadomości po prostu nie może być brany na poważnie. Jest zbyt restrykcyjny i nieprzystający do realiów.

Avatar chupacabra001
Kabaczku, podstawą wszelakiej medytacji jest właśnie oddech. Jej najprostszą formą jest skupienie się na oddechu (gorąco polecam na start) i jego obserwacja. Dalej oddech rzeczywiście zwalnia, ale to już sam z siebie. Ot skutek luzu.
No jasne, lepiej się nie dusić czy coś, organizm sam powie jak oddychać i będzie git. W końcu to ekspert.
Jedyne co mi przychodzi do głowy to wstrzymywanie oddechu by np spowolnić pracę serca w razie tachykardii, ale to inna historia...

Baturaj ma sporo racji. Uśmiechnąłem się czytając o mantrze, bo to prawie 1:1 stare, dobre ho'oponopono używane przez kahunów. Tylko słowa zmienić na "Kocham Cię, dziękuję, przepraszam, proszę wybacz mi" i mamy opis toćka w toćkę.
Słowa inne, ale takie same. Wypełnione miłością - boskiej pochodnej. Bo właśnie to jest najważniejsze. Ta ścieżka światła i miłości. Borsuk approves.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku

Dodaj nowy temat Dołącz do grupy +
Avatar Baturaj
Właściciel: Baturaj
Grupa posiada 10130 postów, 174 tematów i 165 członków

Opcje grupy Prawdziwi ka...

Sortowanie grup

Grupy

Popularne

Wyszukiwarka tematów w grupie Prawdziwi katolicy