Mit mniejszego zła - katolicka interpretacja Fate/zero

Avatar Jastrzab03
Fate/zero to opowieść o człowieku z misją. Kiritsugu Emiya narzucił sobie rolę zbawcy świata, obrońcy sprawiedliwości, który miał zakończyć wszelkie wojny. Jednakże metody dążenia do tego celu powodują, że powieść/anime wręcz wymusza na widzu zastanowienie się nad słusznością jego powinności


Tekst oczywiście zawiera spoilery, także jak ktoś nie oglądał powinien sobie odpuścić.


W prologu powieściowego oryginału możemy wyczytać, iż Kiritsugu gdy był mały, pragnął zostać czymś w rodzaju super bohatera. Autor powieści wprost nazywa to marzenie głupim, lecz naturalnym podczas rozwoju młodego mężczyzny ("kto w młodości nie był socjalistą ten na starość zostanie sk*rwysynem" można powiedzieć). O zgrozo jednak, nierealny ideał Emiyii nie zniknął. Kiritsugu postanowił walczyć o swój cel, mimo ogólnie przyjętych zasad moralnych, zgodnie z zasadami utylitaryzmu. Powieść wielokrotnie porównuje te zasady do szali, na której położone są ludzkie życia - Kirtsugu miał ratować tą połowę na której dusz było więcej, kosztem tej drugiej. Akcję pokroju zniszczenia całego wieżowca pełnego ludzi, czy bezlitosnego zamordowania El-Melolia były jedynie cieniem jego "możliwości" Nie robił tego bez wahania. Mimo iż ukrywał swoje emocję, nie potrafił zaakceptować swojej roli jako sędzia. Podczas akcji fate/zero zszokował go widok zapłakanej matki z dzieckiem uciekającej z płonącego drapacza chmur. Za każdym razem, gdy miał Illyę na rękach, cierpiał. Warto tu zaznaczyć, iż autor nie daje żadnych złudzeń - jeżeli chciał on osiągnąć swój cel musiał iść tą drogą. Zaakceptować, że czyni zło dla "większego dobra". Odrzucić swoje człowieczeństwo.
Odrzucić zbawienie
KKK stawia sprawę jasno - nie można czynić zła, by osiągnąć dobry cel. Innymi słowy, postawa taka jest sprzeciwem wobec Boga.
I to widać po Kiritsugu oraz jego otoczeniu.
Irisviel została w zasadzie przez niego zindoktrynowana. Od najmłodszych lat wpajał jej, że nie ma innego wyjścia niż zginąć dla dobra ludzkości. Ona sama w rozmowie z Szermież przyznała, że nie rozumie jego ideału, a jedynie mu ufa
Czaicie tą ironię? UFAĆ komuś takiemu? Osobie która zabiła swojego ojca i przybraną matkę, ponieważ oznaczało by to gwarancje że nikt więcej nie zginie? Powtarzam, gwarancje. Dla Kiritsugu zwycięstwo oznaczało wręcz dominację nad przeciwnikiem, co jest wręcz fanatyczne. Co najzabawniejsze, ta sama osoba zaryzykowała wszystkim czym miał(w tym rodziną) dla nikłej szansy uzyskania celu! Po pierwsze, najpierw musiałby wygrać tą wojnę, co w cale nie było takie oczywiste. Po drugie, musiał przezwyciężyć niebezpieczeństwo spotkania z młodym Kireiem Kotomine, czego był świadom. Po trzecie, nie wiedział nawet do końca jak działa Graal (w finale okazał się przeklęty), a nie sądzę by on wierzył Einzbernom.
Jak widać, jego działania były bardzo niekonsekwentne.
Bardzo przypominają mi one efekt kuszenia diabła.
Po to diabeł jak nikt inny potrafi użyć marchewki w postaci "dobrego celu i intencji", by potem zmusić człowieka do czynienia zła. To on potrafi przekonać człowieka, by gw**cił zasady logiki, by szedł tą samą drogą.
Sama utylitarna zasada postępowania jest gw**ceniem logiki, co udowadnia scena gdy był w środku Graala (nie mogłem znaleźć tej sceny na YouTube, wybaczcie.
Jednakże Bóg dał mu drugą szansę.
Scena uratowania Shirou z popiołów jest tutaj wręcz symboliczna. Oznacza ona, że jego dusza nie jest jeszcze do końca spaczona, i ma ona szansę na "zbawienie". Symbolicznym może być też fakt, jak bardzo Kiritsugu skupił się na rodzinie - daru od Boga które utracił na własne życzenie. Kiritsugu odchodzi w spokoju, będąc pogodzonym z własnym ideałem.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku