Wiele razy to słyszeliśmy: Bóg na pierwszym miejscu, a wszystko na swoim miejscu. Tak, ale czy naprawdę to rozumiemy? Bo, jak wiadomo, takich rzeczy nie wystarczy powtarzać słowami, nimi należy żyć.
Chodzi o to, aby przemodelować swój system wartości tak, aby to Chrystus był na pierwszym miejscu, zawsze. Na początku jest to trudne (tak jest z większością aspektów rozwoju duchowego: na początku jest bardzo trudno i żmudnie, a potem idzie coraz łatwiej), jednak potem rozumiemy, że była to jedyna decyzja, którą mogliśmy podjąć.
O co konkretnie chodzi?
Na przykład: mamy do podjęcia jakąś decyzję, najprostszą. Przemódl ją, przemedytuj w Chrystusie (nowy temat o rozwoju swojej modlitwy wkrótce się ukaże). Nawet jeśli myślisz, że już wiesz, co wybierzesz. Na początku wyda Ci się to nienaturalne, ale tego wymaga postawienie Chrystusa na pierwszym miejscu. Spędzaj dużo czasu na myśleniu o Chrystusie i na modlitwie (najlepiej medytacji) w ciągu dnia. Rozwijaj się duchowo (podstawa). Traktuj wszystko jakby należało do Chrystusa (bo tak jest) bądź mu to coś oddawaj (problemy, sytuacje, osoby). Oddawaj Mu swoje życie.
Wiem, że to brzmi jak ten najbardziej żenujący opis katolika, o którym myślą niewierzący. "Jeszcze nie taki zły, bo nie obraża innych, jak mohery, ale jednak fanatyk, no, radykał, nawiedzony jakiś". Tyle że to mylna ocena, bo jeśli tylko robi się to poprawnie - jesteśmy normalnymi, wartościowymi ludźmi, żyjącymi w zgodzie ze swoim Bogiem,Królem i najlepszym przyjacielem. No, chyba że dla kogoś żenujące jest chodzenie do kościoła czy znak krzyża przed kapliczką, ale wtedy to już jego sprawa, nie nasza.
Ale co z tym Batmanem?
Otóż Bruce Wayne jest bardzo dobrym przykładem osoby, która postawiła sobie za najwyższą wartość coś rzeczywiście bardzo istotnego i cennego. Ale przez to, że nie był to Bóg, jego życie dalekie było od szczęśliwej egzystencji.
Batman mówił wyraźnie: życie jest największą wartością. Innymi słowy: życie jest najcenniejszym skarbem, jaki człowiek posiada. Twierdził, że należy życia ludzkiego bronić zawsze, o ile tylko jest to możliwe. (O ile tylko jest to możliwe - to ważne, bo Batman nie stosował zasady "cel uświęca środki" tak często, jak wielu innych superbohaterów, co w nim lubię). Czasem było to "jeśli tylko ma to sens" (Batman czasem pozwalał zbrodniarzom popełniać samobójstwa).
Tej wyznawanej przez siebie zasadzie etyczno-moralnej Batman podporządkował niemal całe życie, praktycznie całą walkę ze zbrodnią, jakiej się poświęcił. Ratował ludzi od śmierci z rąk innych ludzi, starając się również nie zabić napastników, bronił słabszych, powstrzymywał agresorów (m.in. za pomocą strachu). Normalnie pięknie.
Czy jednak pięknie?
Jego życie rodzinne było porażką (nadal jest). Był świadkiem śmierci wielu towarzyszy i członków swojej rodziny. Miał problemy z kontrolowaniem własnych uczuć, mimo kontroli emocji. Walka ze zbrodnią pochłaniała go czasem tak, że się w niej zatracał. Miał duże problemy z relacjami rodzinnymi, czasem dochodziło wręcz do rękoczynów.
Czy to możemy nazwać szczęśliwym życiem?
Nie za bardzo.
Czego zabrakło?
Otóż katolicka nauka moralna mówi, że zabrakło Chrystusa. A dokładnie postawienia Go na pierwszym miejscu.
Tutaj zaznaczam, że pomijamy z grubsza aspekt religijnych elementów świata DC, bo nie ma to znaczenia w naszych rozmyślaniach.
Batman kilka razy zaznaczał, że jest ateistą agnostykiem. Nie wie, czy istnieją jakieś siły wyższe, a jeśli nawet istnieją, to jego to kompletnie nie interesuje, bo nie ma to żadnego znaczenia dla ludzkości. Nie interesowała go wiara ani religia. Czasem jego agnostycyzm przechodził w deizm, uznawał istnienie sił wyższych, kiedy się na nie natknął podczas bardziej nadnaturalnych konfliktów (np. u boku Johna Constantine'a), ale nie uważał, żeby wpływały one jakkolwiek sensownie na świat, nie widział sensownego wpływu.
No więc, co mówi nam katolicka nauka moralna o porażkach Batmana?
1) relacje rodzinne
Relacje rodzinne to bardzo skomplikowana sprawa, myślę, że żadnemu z nas tutaj nie trzeba tego dłużej tłumaczyć. Potrzeba wypracować w sobie wiele pokory i cierpliwości, aby móc dzielić się z bliskimi miłością i ją od nich otrzymywać. Co, a raczej kto, w tym pomaga? Tak, Chrystus. Trzeba zaprosić Chrystusa do swojej rodziny, do swojego domu, aby zaczął On uzdrawiać go z najgłębszych chorób, które trawią naszą wspólnotę rodzinną czasem dekadami (może nawet stuleciami). Innymi słowy: oprócz indywidualnej modlitwy, organizować modlitwy wspólne, rozmawiać z bliskimi o Bogu, o wierze katolickiej czy chrześcijańskiej, o moralności. Oraz po prostu spędzać razem czas. Dawać innym siebie.
U Batmana jak to wyglądało, każdy widział. Nie umiał wychowywać dzieci. Okej, ale to nie powód, żeby nawet nie chcieć się tego nauczyć. Nie, nie chciał, jego czas pochłaniała walka ze zbrodnią, a brakowało go na spędzanie wolnego czasu z dzieckiem lub pokazania mu normalnych aspektów życia. Robini sami musieli to odkrywać. Dochodziło nawet do rękoczynów, w historii o Trybunale Sów Batman uderza Richarda w twarz za to, że ten wspomniał jego rodziców. Czy to jest zdrowa relacja?
Nie.
2) uciekanie w pracę
Pracoholizm jest bardzo poważnym zniewoleniem ostatnich kilku dekad. Batman osiągnął w nim niemal mistrzostwo. Zamiast skupić się na tym, co ważne tu i teraz, naiwnie leciał cały czas wypalać się dla zajęcia, tak jakby w ten sposób udało mu się przyspieszyć zwycięstwo nad kryminalną stroną Gotham. Nie poświęcał czasu rodzinie, bliskim, wyniszczało to jego wnętrze i ciało.
Kiedy zapraszamy do swojej pracy Boga, Ojca, Chrystusa, Ducha Świętego, On pokazuje nam sprawy aktualnie najważniejsze, ważniejsze od pracy. Córka czeka w domu, jest ważniejsza niż czternasta w tym miesiącu nadgodzina. Tata chciałby, żebyś z nim porozmawiał, jest ważniejszy niż nieprzerwana nauka na jutrzejszy egzamin. Mama potrzebuje pomocy w kuchni, jest ważniejsza niż ten mail w sprawie uczelni, który piszesz od godziny i przecież nie przestaniesz nagle przez najbliższą kolejną godzinę. Bóg to pokazuje, o ile Mu pozwolimy, o ile Go zaprosimy.
3) szukanie samotności
Wiele razy Batmanowi przydarzało się, że wpadał w swego rodzaju depresję. Myślę, że lekarz mógłby tak to zdiagnozować. Uciekał wówczas od jakichkolwiek relacji z innymi, rzucając się najczęściej w wir pracy. Zdarzało się to szczególnie w przypadku śmierci członka rodziny (na przykład: Jason, Damian), ale i w innych sytuacjach, które mocno odbiły się na psychice Bruce'a. Czy to zdrowy sposób rozwiązywania problemów?
Nie. Kiedy poświęcimy takie sytuacje Chrystusowi, On często nie dość że sam nas pocieszy Duchem Świętym, to w dodatku zaprowadzi nas (lub doprowadzi do nas) ludzi, którzy pomogą nam się z tego bagna psychicznego wydostać. Człowiek pyszny nie chce żadnej pomocy ani pocieszenia, bo to wymaga przyznania się do słabości, czego pycha nie znosi. Człowiek pokorny pozwoli sobie pomóc, najpierw Chrystusowi, potem innym ludziom.
Takie przykładowe aspekty z życia Batmana możemy odnieść do Bożej mądrości o życiu. A sądzę, że może ich być jeszcze więcej.
Warto czasem szukać odniesień do czegoś, o czym myśleć lubimy. Nie każdy kocha za każdym razem słuchać o św. Tomaszu z Akwinu czy św. Augustynie.
Prawda?
Nie, wcale nie inspirowałem się Szymonem Pękalą, ale przyznaję, podobny pomysł na analogię do dzieł popultury