Legalizm

Avatar Komisarz
W prostej definicji tak zwana zasada praworządności w społeczeństwie, czyli legalizm, określa, że zabronione jest tylko to, co jest zabronione przez prawo - a więc co nie jest zabronione, jest dozwolone. Absolutna podstawa, jakaś tam podstawa czy może nieelastyczny system - lub też cokolwiek innego. Jakie wasze zdanie?

Avatar RhobarIV
Absolutnie nie uważam się za legalistę. Nie tylko w kwestii tego że „nie jest zabronione to, czego prawo nie zabrania”, ale także „nie wszystko czego prawo zabrania, jest karygodne”. Szczególnie gdy prawo-lex (bo o tym właśnie rodzaju prawa mowa w wypadku LEGalizmu) jest niezgodne z prawem-ius, albo gdy lex jest co prawda zgodna z iure, ale ius jest niezgodne z Zamysłem Bożym. Wszelkie prawo (obu rodzajów) winno być oparte na nauczaniu Jezusa Chrystusa. Jeśli jemu przeczy - mamy konkretne przesłanki aby tego prawa nie uznawać za nas obowiązujące.

Avatar jacek1s
Nie rozumiem sensu takiego rozwiązania. Na przykład nie trzeba zabraniać ludziom zabijania, żeby wiedzieli, że jest to złe, bo tak już uważano około 6000 lat temu, więc to żadna nowość, ale dla legalizmowców (czy jakkolwiek ich określić) byłoby to całkowicie naturalne, że jeżeli prawo nie zakazuje zabijania, to znaczy, że można zabijać? Jeśli tak, to całkowicie nie pojmuje tego rozwiązania i wydaje mi się głupie.

Avatar RhobarIV
jacek1s pisze:
legalizmowców (czy jakkolwiek ich określić)


Legalistów, tak jak rojalizm - rojalista, kapitalizm - kapitalista, komunizm - komunista, judaizm - judaista.

Avatar Marequel
Ja nie rozumiem jak mogło by być innaczej.
Jeśli mowa o zasadzie "co nie jest zakazane jest dozowolone" to moim zdaniem jest to z braku lepszego określenia w zamyśle zasada binarna w sensie na bazie tego konceptu można napisać tylko 2 sensowne zasady
"co nie jest zabronione jest dozwolone" i "co nie jest dozwolone jest zabronione"
Nie widzę żadnej opcji szarości między nimi.
No i dlaczego to istotne? Bo trzeba wybrać jedną z nich jest naturalna i samo regulująca się, druga jest totalitarna i w pewnym sensie kojarzy mi się powiedzmy w fordyzmem w społeczeństwie. Co mam na myśli? Rozpatruję przypadek w założeniu że nie ma buntów społecznych i rząd nie nadużywa władzy, czytaj nikt się nie gryzie
"co nie jest zabronione jest dozwolone"
Rolą rządu jest w założeniu eliminowanie działań szkodliwych ale nie mówi to w zbyt wielkim stopniu jak masz żyć, rolą obywatela jest ocena sytuacji a następnie zadecydowanie co chce zrobić i jak chce to zrobić, a w przypadku niekonwencjonalnych sytuacji wymagającej natychmiastowej reakcji nikt obywatela nie ogranicza
"co nie jest dozwolone jest zabronione"
Rolą rządu jest ustalenie co mogą zrobić obywatele a czego nie. Wszystkie niekonwencjonalne sytuacje muszą być oceniane przez rząd, obywatele nie mają prawa wyboru tak długo jak rząd im tego prawa łaskawie nie udzieli. Jeśli powstanie jakaś nowa technologia albo cokolwiek takiego to nie pojawi się w tym kraju tak długo jak rząd nie zezwoli na korzystanie z niego.
Poza tym ze strony rządu o ile nie jest to jakiś kraj technologiczne i obyszajowo średniowieczny z wyłączonym rozwojem na pare pokoleń, to zrobienie takiego "spisu praw dozwolonych" który by dawał by chociażby wyswtarczająco dużo żeby takiego kraju nie uznać za reżim zajeło by tyle czasu i pracy że nie dało by się go zrobić tak sprawnie żeby nie przestał być aktualny w momencie jego wydania

Avatar Mijak
Właściciel
Legalizm to absolutna konieczność w funkcjonowaniu takiego tworu jak państwo, działającego na wielką skalę i posiadającego ogromne możliwości wpływania na ludzkie życie. Ale nie jest aż tak konieczny i jednoznacznie dobry w przypadku tworów mniejszych i słabszych. Owszem, to miło gdy w jakimś miejscu są dobre i jasno zdefiniowane zasady pozwalające na pełen legalizm, ale nie powinno się do niego dążyć za wszelką cenę. Stworzenie dobrego prawa to spory wysiłek oraz odpowiedzialność i nie powinno się wymagać od każdego kółka gospodyń wiejskich, że przewidzi wszystkie możliwe sytuacje i uwzględni je w swoim regulaminie. W takim przypadku nie ma sensu nakładanie na osoby odpowiedzialne za porządek ograniczenia w postaci "nie możecie karać za rzeczy niezakazane przez regulamin".
Głównie chodzi o to, że dana organizacja lub wspólnota zasadniczo nie może zrobić człowiekowi nic gorszego niż wykluczenie lub odmowa współpracy. W większości przypadków tego typu wykluczenie nie stanowi szczególnie inwazyjnej ingerencji w czyjeś życie, osoba wykluczona z jednej grupy zazwyczaj może dość łatwo znaleźć inny sposób na zaspokojenie potrzeb spełnianych wcześniej przez tę grupę. Za to z czegoś takiego jak państwo, działającego na ogromnym obszarze i posiadającego monopol na wiele usług - nie da się łatwo i bezinwazyjnie wykluczyć danej osoby z czegoś takiego, więc każdy niesłuszny wyrok ma dużo większą wagę i z tego względu nie powinien być oparty wyłącznie na czyimś widzimisię w danym momencie - dopiero w takim wypadku naprawdę potrzebne staje się jasno zdefiniowane i ściśle traktowane prawo.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku