[Gra]Nowe Miasto[Chicago]

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Dostępna lokacja startowa
Druga spośród dzielnic przeznaczonych dla nadludzi do zamieszkania, tutaj jednak nie ma natrętnych jankesów, za to trzeba dzielić swoje getto z innymi ludami napływowymi, stąd mnóstwo tu ludności hiszpańskiej, włoskiej, słowiańskiej, paneuropejskiej, afroamerykańskiej, rzadziej koreańskiej i japońskiej, a już najrzadziej muzułmanów po tym co nastąpiło w państwie Europa. Jest to jeden wielki tygiel kulturowy, w którym aż kotłuje się pośród slamsów od gangów i band, jednakże i tak ostatecznie one wszystkie walczą dla jednej z większych Familii. Familie powstały na bazie narodowo podzielonych osób o nadnaturalnych zdolnościach i tak włosi mają Mafię Meridione, latynosi kartel Loco Risa, słowianie 'Czarnyj Dublj', czarnoskórzy gang 'Fuvu Mbaya', a osoby orientalnego pochodzenia Syndykat Klanu Hayakaze. Muzułmanie mają zakaz zrzeszania się po Europie toteż często trafiają do Roseland lub po prostu giną pośród uliczek Nowego Miasta. Ogółem Nowe Miasto choć najlepiej rozwinięte jest też najbardziej zepsutym miejscem obecnego Chicago, nie tylko przez ów kocioł mafijny, czy też sam fakt obecności na terenach sławnego Southside, ale przede wszystkim z racji tego, że owe Familie często mają tutaj wpływ na interesy wysokich sfer Jankesów z korporacji i tym samym mogli wymusić na ważniakach utworzenie w Nowym Mieście strefy praktycznie apolicyjnej, nie ma tu komisariatów, nie ma tu posterunków, nie ma funkcjonariuszy, są tylko prywatnie zatrudniani ochroniarze często będący ludźmi z jednej spośród Familii, która ma najsilniejsze wpływy. Lewe interesy, plantacje wszelkiego typu roślin narkotycznych, salony tatuażu, sklepy rusznikarskie, strzelnice, restauracje, domy publiczne i kluby nocne, centra handlowe dostarczające wszystkiego, czego dusza zapragnie, ale tylko dla tych, których konta bankowe nie świecą pustkami. To prawdziwy gangsterski raj, ale i piekło dla praworządnej ludności ubogiej, która bądź to zmuszana jest do pracy dla korporacji za psie pieniądze, bądź też po prostu ginie, gdy błędnie odpowie na pytanie 'Za kim jesteś? ' wśród ciemnych, oświetlonych jedynie lichymi neonami zakamarków Nowego Miasta.
Zdjęcie użytkownika Angel_Kubixarius w temacie [Gra]Nowe Miasto[Chicago]

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Isshin obudził się mocno skacowany po ostatniej imprezie ze swoim gangiem. Cóż, pewnie żałowałby tego bankietu, gdyby nie fakt że było co świętować, wszak były osiemnaste urodziny Reiny, a oprócz tego przejęliście kolejny klub nocny, a co za tym idzie stać was było na świętowanie. Wszędzie leżały jeszcze pospane półżywe ciała twoich kumpli z gangu, często jeszcze z butelkami drogich alkoholi w dłoniach. Miejscami walały się ubrania i puste butelki, czy też puszki po piwie, a na blacie stołu przed tobą była świeża kreska gotowa do wciągnięcia. Nigdzie nie było twojej młodszej siostry widać, choć po odgłosach z kuchni domyśliłeś się, że robi śniadanie. Może ten naszyjnik nie był idealnie dobranym pomysłem, ale młodej się nawet podobał. Być może pomógł fakt, że wręczony został wraz z kluczykami do auta. Tak czy inaczej Raine była bardzo zadowolona i chyba nadal jest w dobrym humorze, skoro robi ci śniadanie zamiast pospać po tej balandze. Praktycznie idealna sielanka.... aż nagle otrzeźwia cię z niej silne pukanie do drzwi mieszkania. Co robisz ?

Avatar
Chevalier22
Powoli otworzył oczy rozglądając się wokół. No tak, poprzedniej nocy nieźle zabalował. Nic dziwnego, że pomimo w miarę mocnej jak na dziecko wschodnich emigrantów głowy, w pewnym momencie urwał mu się film. Ah, jego siostra stała się pełnoletnia... Doczekał tego momentu. Niestety, wraz z osiągnięciem osiemnastego roku życia, będzie zapewne borykać się z dodatkowymi problemami, takimi jak bardziej natrętne niż kiedykolwiek zaczepki przedstawicieli płci męskiej. Zdawał sobie sprawę, że jego siostra jest niezwykle atrakcyjna, nie tylko poprzez z jednej strony drobną, zaś z drugiej bardzo kobiecą, kształtną figurę, nie tylko poprzez uroczą twarz i błyszczące oczy, nie tylko poprzez długie, białokremowe włosy i królicze uszy, ale i poprzez jej cichy, bardzo dziewczęcy, ale opanowany charakter i sam sposób bycia.
Dopiero po krótkiej chwili poświęconej na zastanowienia spostrzegł, że brakuje mu marynarki i koszuli. Choroba, musiał naprawdę dobrze się bawić. Rozejrzał się wokół... Jest, jego ciuchy leżą na jakimś fotelu, a konkretniej na jednym z jego kompanów leżących na wcześniej wspomnianym meblu. Ostrożnie zdjął z siebie nogę innego przyjaciela i wstał, chwilę się przeciągając. To pukanie do drzwi było dość denerwujące. Czym prędzej zdjął swoje ubrania z jednego z nieprzytomnych towarzyszy i założył koszulę, a później marynarkę. Środkowym palcem prawej ręki poprawił okulary na swoim nosie. Siostra robi coś do jedzenia... Ah, nie chciał jej przeszkadzać, kiedy ktoś przeszkadza mu w wypoczęciu... Powolnym krokiem podszedł do drzwi i otworzył je. - Słucham, w czym mogę pomóc? - Powiedział swoim niskim głosem z obojętnym, nieco poddenerwowanym tonem. Jego oczy kompletnie zasłaniały zielone szkła.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
- Czy ma pan chwilę porozmawiać o Absalomie, naszym panu i władcy ? - Spytał entuzjastycznie głos mężczyzny ubranego jak jakiś dziwny niepoprawny ksiądz, był bowiem ubrany w ciemnofioletowej sutannie z naszytym czarnym krzyżem o metalicznym blasku, w ręce trzymał jakąś księgę nieco podobną do Biblii swoim wyglądem, ale raczej nie była to ona. Pierwszy raz śmiał najść cię jakiś pi******* sekciarz i to akurat w ten okropnie bolesny poranek, w którym twoje gardło to pustynia, a bania pobolewa rytmicznie pulsując co około półtorej minuty... oni zawsze mają wyczucie czasu, czyż nie ?

Avatar
Chevalier22
- Uuuughhh.... - Wnet dopadł go intensywny ból głowy. Zdawało mu się, że nie wypił tak dużo... No cóż... Złapał się za spocone czoło, drugą ręką zaś złapał za witrynę drzwi. - Ughhh... - Stęknął raz jeszcze, powoli podnosząc wzrok na sekciarza. Skupił spojrzenie najpierw na książce, później na symbolu krzyża... Oh, krzyż, ma podobny wisiorek. Z resztą, dobrze widoczny, albowiem jego koszula jest wiecznie rozpięta, prawie że do połowy. Czy te szaty aby na pewno są praktyczne? Ah, mniejsza.
- Uuuughhh... Byle szybko... No, opowiadaj, gościu... - Kontynuował podirytowanym, wyraźnie zmęczonym głosem. Cholera, wolałby umierać na kanapie, niż stojąc podparty o drzwi, mając przed sobą człowieka w spódnicy... Ale no nic, nie chce być niegrzeczny, nie w tym stanie. Ale jeżeli gościu się rozgada za bardzo, albo będzie próbował wejść, zamknie mu drzwi przed nosem.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
- Absalom był niegdyś śmiertelnikiem jak my, był synem króla Dawida, lecz poprzez akt wyniesienia na drzewie w lesie Efraima stał się bogiem, patronuje wszystkim ambitnym kowalom swojego losu, którzy sprzeciwiają się woli autorytetów tego świata, na pewno masz kogoś kogo nienawidzisz, a kto jest takim autorytetem, może to być nauczyciel w szkole, szef w pracy, a może chociażby twój własny ojciec. Absalom chce cię uwolnić od władzy tym podobnych, chce dać ci błogosławieństwo wolności i samodoskonalenia. Jeżeli pan pozwoli, wejdę do środka.

No, nie dość było spełnić oba wymogi to jeszcze bezczelny sekciarz przypomniał ci o twoim ojcu, bardziej chyba nie dało się ciebie dobić w tej sytuacji. Twoje nerwy i chaotyczne myśli podczas słuchania tego bełkotu nagle przerwał głos twojej kochanej siostry dobiegający z kuchni
- Isshin, chodź na śniadanie, jajecznica gotowa, na pewno postawi cię nieco na nogi.

Avatar
Chevalier22
- Uuughh, przepraszam, może innym razem, jestem nieco zajęty... - podnosząc lekko jedno z oklapłych uszu na chwilę uspokoił się, jednak mimo to zamknął przed sobą drzwi z hukiem, prędko zamykając drzwi na zamek. Miał nadzieję, że sekciarz nie będzie sprawiał kłopotów... - Już idę, czekaj chwilę... - I przekręcił się na pięcie aby powoli ruszyć w stronę kuchni. Nie przepadał za smażonym jedzeniem, ale przecież zrobiła to jego siostra, musi to zjeść ze smakiem! Nie może sprawić przykrości swojej młodszej siostrzyczce. Teraz oparł się o witrynę drzwi do kuchni, założył rękę na rękę, wcześniej zdejmując z nosa okulary, tym samym ukazując swoje gniewne spojrzenie zawiesił swój wzrok na młodszej siostrzyczce. Rzadko zdejmował szkła z nosa, konkretniej - tylko przed rodziną lub bliskimi znajomymi, przed wspólnymi posiłkami lub rozmową z najbliższymi. - Ughh... No, to jak było, młodsza..? Wypoczęłaś? - Z nieco sztucznym uśmiechem na ustach, wyprostowanymi plecami i uniesionym podbródkiem zadał dość głupie, nieprzemyślane pytanie. 'Baranie, na pewno nie wypoczęła...' - mówił sam do siebie w duszy. Cóż, chciał zamienić z nią słówko albo dwa. Odprężało go to.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
- no wiesz, już jestem dorosła, zaczną się problemy, podatki i odpowiedzialność, co do wypoczęcia myślsłam, że będzie gorzej, a jak ty się czujesz ? Wyglądasz dość niemrawo nii-san. Chyba nie powinieneneś był tyle pić.
Tu nałożyła ci jajecznicę na cebuli i skwarkach na talerz
- To powinno ci pomóc, jeden polak z mojej klasy polecał to jako serum na kaca. Chociaż może mnie wkręcał, bo mówił też coś o occie z ogórków. A z ciekawości, kto był na zewnątrz ?
Spytała zainteresowana, jej śliczne oczy wpatrywały się w ciebie mimo widocznego zaspania w nich i robiły to tak dotliwie, że czułeś jakby czytała ci myśli, czy coś w tym stylu.

Avatar
Chevalier22
- Pić..? Przecież nie wypiłem tak dużo... Poza tym, muszę pokazać chłopakom, że nie jestem byle kim i mam mocny łeb! Heeh... - Uśmiechnął się do niej, ponownie, półszczerze. Czuł się fatalnie, aczkolwiek wciąż jakoś dychał. Jakoś. No, może siostra ma racje, to nie było dobre posunięcie... Ale nie miał innego wyjścia! Bądź co bądź, nie mógł okazywać swego złego stanu młodszej. Nie chciał aby się zamartwiała jego stanem. - Myślę, że nawet nieźle... No, przetestujmy twoje zdolności kulinarne... - Wziął sztućce w dłoń i spróbował. - Hmm... - Tak, miało to dziwny smak. Tak jak sądził, nie jest w stanie przekonać się do smażonych potraw. Mimo lekkiego skrzywienia na twarzy, nie chciał okazywać po sobie zmieszania. Nie mógł sprawić przykrości siostrze. - Nawet niezłe. - Odłożył sztućce i otarł usta serwetką. Chciało mu się pić. Jednocześnie, zdawało mu się, że to serum naprawdę działa... - Ughh... Sekciarze. Apsalom, czy inny zabobon. - Isshin, pomimo iż matka praktykowała buddyzm, sam nie był religijnym człowiekiem. W szczególności po śmierci brata stwierdził, że nie potrzebuje żadnych wyższych wartości, poza zapewnieniem dobrobytu matce i siostrze, a więc jedynym osobom, które mu zostały. Właśnie, ciekawe, co robi teraz matka... Czasem zastanawiał się co praktykował jego ojciec. Szczerze go nienawidził. - Swoją drogą... - Złapał się za wisiorek na szyi. - Heh, zastanawiam się... Czy Shouhei sam wyznawał podobne pierdoły? Nigdy nie widziałem aby uczestniczył w spotkaniach jakiejś chrześcijańskiej sekty czy innej grupki gości w kieckach. - Zamyślił się na chwilę, wpatrując się w błyszczące oczy Reiny.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
- Wiem, że nie lubisz smażonych dań, ale mam nadzieję, że to ci pomoże.
Powiedziała podchodząc do ciebie, stawiając przed tobą dużą szklanicę wody i dzbanek z nią
- Eh głupia sekta Absaloma, niby zwykli kabaliści, a jednak głupcy wierzący w boskość typa, który zdechł powieszony na drzewie. No cóż, bywają i tacy. Co do Shouhei'a pamiętam jedną rozmowę gdy kiedyś wieczorem oglądaliśmy gwiazdy, mówił wtedy że nie wie czy jest jakiś byt ponad nami, ale wierzy że jeśli zaprzemy się swoich słabości możemy osiągnąć wszystko. Pamiętam też jak zawsze lubił dziką naturę, jej żywiołowość i witalizm. Twierdził nawet, że siły natury stanowią odzwierciedlenie naszych dusz. Delikatne powiewy wiatru i potężne wzburzone fale... nasz kochany starszy braciszek miał oprócz gangsterskiego życia iście duszę poety.
Powoli usiadła na przeciwko ciebie.
-... i wiesz Isshin, nawet nie wiesz jak bardzo boli mnie to, że nie mógł wczoraj świętować z nami, po prostu strasznie za nim tęsknię braciszku.
Zobaczyłeś jak powoli po jej delikatnej twarzyczce ciekną powoli dwie strużki łez, jedna o wiele szybsza od drugiej, a same oczy zalane owymi łzami wpatrują się w tej dziwny krzyż na twojej piersi.

Avatar
Chevalier22
Chciwie chwycił za szklankę wody, prędko opróżniając jej zawartość. Wstał i przysunął krzesło do stołu. Założył okulary na nos, zabrał naczynia i wstawił do zlewu, aby następnie umyć i odstawić do wyschnięcia. Westchnął przy tym głęboko, starając się nie zwracać uwagi na jej łzy. 'Co ty sobie myślisz, mała idiotko... Był również moim bratem... I to na moich oczach zginął.' - Mówił do siebie w myślach. W istocie, podobnie jak jej, trudno mu było pogodzić się z utratą starszego brata. De facto jedynego autorytetu (poza matką), który uznawał, najlepszego przyjaciela i nauczyciela życia. To właśnie on oprowadzał go, jeszcze dzieciaka, po ciemnych uliczkach nowego miasta. To z nim podkradali słodycze z lokalnych sklepików, to z nim dokonywali drobnych kieszonkowych kradzieży na przechodniach. Wreszcie - to dzięki niemu wstąpił do gangu, przez co ostatecznie odziedziczył po nim tytuł lidera.
I choć gang od tamtego momentu skurczył się ponad trzykrotnie, a dawny jego trzon rozsiany jest po innych organizacjach przestępczych, bądź na dobre porzucił tę nieprawą ścieżkę, to od lat działa w ten sam, niezmieniony sposób. Oczywiście, nie tak efektywnie jak kiedyś, ale wciąż, czego dowodem jest przejęcie nocnego klubu. Isshin wciąż marzy o pomszczeniu śmierci dawnego lidera. Bo choć zabił jego oprawców, to człowiek, dla którego działalność Shouheia była drzazgą w oku, wciąż chodzi po tym świecie. Koji Tenma, obecnie jeden z wyżej postawionych członków Klanu Hayakaze... Wciąż jest dla Isshina nieosiągalny. Ale ciągle marzy o tym, jeżeli duchy istnieją, aby dusza brata zaznała wreszcie spokój.
Nie skomentował tego, co powiedziała siostra. Nie wiedział jak. Nie umiał poprawnie. Zdawało mu się, że powiedziała wszystko. Dobrze znał swojego brata, cóż więc mógł dodać, i czy powinien coś dodawać, jeżeli każde wspomnienie o nim wywołuje wewnętrzny ból zarówno u niego, jak i u niej? Odwrócił się i oparł o blat szafki podnosząc okulary na czoło. Uśmiechnął się do niej ciepło, jednak z widocznym bólem i smutkiem w szkarłatnym spojrzeniu. Jednocześnie sam czuł jej spojrzenie na swojej piersi. - Był do niego przywiązany. Dostał go od matki. To ponoć rodzinna pamiątka. Nie chciałem aby przepadł na dobre. - Powiedział cicho i powoli, po czym wlepił wzrok w podłogę. Choroba, jaki baran układał te płytki? Są krzywe. Kompletnie zaburzają jego myśli... Zmrużył wzrok.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Raine podeszła do ciebie i po prostu się w ciebie wtuliła, ewidentnie potrzebowała tego. Czułeś jej ciepło, jej miękką skórę i ciepłe łzy. To nie pierwszy raz. Nieraz już łapała was ta niezręczna chwila współodczuwania bólu straty. Pewnie dalej byście trwali w takim agonalnym bezruchu, gdyby nie to,że powoli reszta twoich kompanów zaczęła się rozbudzać. Pierwszy obudził się Shino Yamanaka, twój człowiek od wywiadu i wtyka w niektórych interesach, zaraz po nim Hiroko Shiro - włamywacz, kieszonkowiec, parkourzysta, a na co dzień muzyk klawiszowy w jednym z waszych klubów, niezbyt znany, ale niezwykle utalentowany. Po chwili obudzili się Amane Riki oraz Kiki Ikimura słynny duet Riki&Kiki twoi silnoręcy od brudnej roboty i windykacji długów, po nich Gin Yakiri - złotousty i złotosercy, rekruter i trener nowych członków twojej szajki, od śmierci twojego brata niestety wiecznie spity, pogrążony w rozpaczy wynikłej z braku roboty, którą kochał. Ryuki Nanaki był następnym z przebudzających się, był najpewniejszą z was ręką, a za razem doświadczonym hakerem. Dla was to gość od zadań specjalnych na skrytobójstwa lub bardziej nowoczesne włamy na konta bankowe, czy też do baz danych, oficjalnie jednak jest informatykiem oraz menadżerem waszej 'firmy'. Leniwie dalej drzemali jeszcze Ikanagi Raito, Lin Ishimura oraz wasza droga ekonomistka pilnująca by wpływy z nielegalnych interesów się zgadzały Seiko Hikari. Po chwili więc zabrzmiał dźwięk włączania telewizora, a w nim wiadomości o ataku terrorystycznym na bank przeprowadzonym przez Locosów, a także o 'chwalebnym' wkładzie klanu Hayakaze w finanse Sony Corporation. Nadawane ostrzeżenie o potencjalnym zagrożeniu powodziowym w związku z nadchodzącymi ulewami w waszej części Stanów, a także reklamy nowych napojów gazowanych 'Cooly Cola', czy chociażby 'Shprit'. Po chwili jednak telewizor zostaje wyłączony i znów zapada niezręczna cisza... i trwa... trwa przez dwie minuty, aż wreszcie Shino włączył twoje nagłośnienie w mieszkaniu i puścił jakąś składankę waszej rodzimej odmiany lofihiphopu z youtube'a, po czym lekko podrygując głową pozbierał ubrania z podłogi i wyniósł je do łazienki.
Shiro tym czasem pozbierał po cichutku butelki walające się po podłodze i przyniósł je do zlewu do kuchni obok was.
- Ohayo Gintaro~sama, czy ma szef już nazwę dla naszego nowego lokalu ?
Zagaił w waszą stronę, byle tylko wybić was z przygnębienia.

Avatar
Chevalier22
Ze zmartwioną twarzą, z ponurym wzrokiem, ponownie wlepionym w nierówno ułożoną podłogę, przytulił do siebie młodszą siostrę, głaszcząc ją delikatnie po głowie. Jak zwykle, w takich momentach, które choć nie zdarzają się zbyt często, to są trudne dla ich obu. Tak bardzo cieszył się, że mu i Shouheiowi udało się uratować Reinę na czas. Co, gdyby teraz pozostał sam? Co prawda, wciąż miałby matkę... Ale czy aby na pewno? Bardzo trudno zniosła śmierć pierworodnego syna. Co stałoby się z nią, gdyby straciła i jedyną córkę..? Zależy mu zarówno na matce, jak i na siostrze. Dlatego będzie robił co w jego mocy, aby żyło im się jak najlepiej. W końcu, po dłuższej chwili, puścił i delikatnie odsunął ją od siebie. Wlepił wzrok w jej świecące ślepia... Przez te łzy zdawały się świecić jeszcze bardziej niż zwykle. Uśmiechnął się do niej szczerze.
Kiedy zobaczył przed sobą Yamanakę, jego wyraz nagle, nieznacznie spoważniał. - Yo, Yashiro. - Położył raz jeszcze dłoń na ramieniu siostry rzucając jej ten sam ciepły uśmiech, po czym zbliżył się do Shiro. - Szafirowy Lotos. Pasuje do kolorystyki wnętrza i do jego wystroju. Chyba że masz lepszą nazwę. Z resztą, kto ostatecznie będzie zajmował się tym miejscem? To świetne miejsce do spotkań, baza wypadowa. - Oparty wygodnie dłonią o blat zmierzył wzrokiem swojego druha. Zaiste, miejsce to zdawało się mieć dużą wartość, między innymi ze względu na jego położenie.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Po chwili Raine otarła ostatnie łzy i starała się zająć czymś innym, chociaż bądźmy szczerzy, było to dość mizerne gdy próbowała podlewać kwiaty w doniczkach ze specjalnym regulatorem wilgotności, który wypuszczał wodę gdy było im zbyt sucho. Po chwili jednak zorientowała się co do bezsensu swoich działań i poszła do swojego pokoju na piętrze, tak miała w twoim mieszkaniu swój pokój i to częściej użytkowany ostatnimi czasy niż ten w domu dzielonym przez nią z waszą matką. Chyba po prostu czuła się bezpieczniej pod twoją opieką, może jak nieraz sugerowała ci od pół roku chce wymusić na tobie dołączenie jej do gangu, co raz po raz starałeś się słiwnie wybić jej z głowy argumentami o tym jakie to niebezpieczne i inne tego typu pierdoły, jest też możliwe że lepiej zasypia pod przesroczystym dachem pozwalającym jej przed snem oglądać gwiazdy jak to dawniej robiła razem z Shuheiem. Po prostu u ciebie było jej dobrze. Myślami łatwiej było jej tu uciec przed przeszłością, przed biedą i odrzuceniem, tu czuła braterską bliskość nie tylko ciebie, ale i Shuheia, w końcu to on to wszystko zaczął. Tu czuła dostatek i komfort i tak właśnie uwiła sobie tutaj swój własny pokój.

Yashino gdy usłyszał ową nazwę, uśmiechnął się półgębkiem, a jego oczy rozbłysły jak gdyby iskierkami entuzjazmu.
- Szefie, genialna nazwa, wiele ludzu zechce przyjść do takiego lokalu, będzie się im pozytywnie kojarzył. Gdyby do tego dobudować strefę relaksacyjną z jakimś basenem, jacuzzi, wygodnymi leżakami, sauną. Do tego zatrudnić kilka młodych dziewczynek z ulicy do posługiwania gościom tej strefy, by masowałych ich, dbały o czystość strefy, przynosiły chłodne napoje w lato, pyszną tradycyjną herbatę do codnia, może jakieś sushi... do tego jakaś odprężająca muzyka z naszych stron, za dopłatą i na odpowiedzialność klientów drinki. Wtedy nawet jakby trzeba było kogoś sprzątnąć, wystarczy go wrobić w drinka i utopić, bo będzie że sam utonął po alkoholu, no wie szef. - Tu wykonał słynny gest 'siekierki' na karku - i wtedy klub klubem, karnety na strefę relaksacyjną za dobre ilości zielonych, a nawet grube ryby z różnych Familii się nie oprą naszemu klubowi. No do tego jeszcze w strefie relaksacyjnej może jakieś kadzidełka o ładnym zapachu, co by potem od ludu nie dawało. To będzie centrum kulturowe Nowego miasta, u nas będą omawiane najważniejsze transakcje i interesy, będziemy na bierząco ze wszystkim, a może nawet zawiążemy współpracę z kimś wyżej. No i ta śliczna nazwa, Szafirowy Lotos, ja już to widzę oczami wyobraźni szefie.

Nagle uderzyła go w głowę kulka zrobiona z jego skarpet rzucona w niego przez Shiro
- Te, Yashi, nie ekscytuj się tak bo po pierwsze finanse na te twoje wymysły, po drugie nie wiadomo czy to tobie przypadnie ta perełka naszej działalności, jaką będzie Szafirowy Lotos.

Większość gangu na tą akcję ze skarpetkami lekko się zaśmiała, tylko Riki i Kiki wciągnęli na spółkę krechę ze stołu, po czym wyszli na papierosa.
No i Gin zachował powagę, mocno zmieszany podszedl do was po chwili i powiedział
- Ja żadnych kurtyzan dla was werbował nie będę, mam żonę, jak ktoś mi zdjęcie zrobi podczas roboty, to będę w kropce moi drodzy. Po za tym Yashino wybijanie konkurencji poprzez choroby weneryczne, to chyba najniższe zagranie o jakie bym cię posądzał.

Tu znów reszta się zaśmiała, aż przypadkiem obudzili śpiących.

Avatar
Chevalier22
Isshin zamyślił się na chwilę, po chwili wybuchając serdecznym śmiechem. Mimo wszystko, podobał mu się bardzo przyszłościowy pomysł jednego ze swoich towarzyszy, jednakowoż - znalezienie funduszy na rozwinięcie działalności do takiego stopnia w krótkim czasie graniczyło z niemożliwością. Cóż począć? Zaczął przechadzać się po pokoju pogrążając się w myślach. Kątem oka zauważył wychodzący na zewnątrz duet. Cholera, zapaliłby, ale nie chce prosić ich o pożyczenie fajki. Później kupi paczkę.
- Ah, panowie... Jakieś pomysły? Forsa... Skok na bank - nie mamy wystarczającej siły, to dwudziesty drugi wiek, banki są cholernie dobrze strzeżone... Nie chciałbym się też uzależniać siebie i was od jednej z większych przestępczych familii, mimo że to dość szybka droga do wzbogacenia się... Eh, co robić? - Niespokojnie przechadzał się po pomieszczeniu szukając wzrokiem czegoś, co mogłoby podsunąć mu jakąś myśl, jednocześnie czekał na odpowiedź jednego z członków swojej ekipy. Większość z nich była nawet pomysłowa.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Kiedy błądziłeś wzrokiem po w miarę już ogarniętym pokoju rzuciły ci się w oczy najbardziej chyba dwie rzeczy. Pierwsza były pozostałości białej substancji po kresce pozostawione na stole. Drugą zaś zdjęcie rodzinne z waszych najmłodszych lat z przestrzelonym miejscem gdzie byłaby twarz twego ojca.
Twoje nerwowe kroki dudniły o podłogę mieszkania napędzając tylko w tobie samym coraz bardziej stres tej sytuacji.
- Banki odpadają, zbyt mocne zabezpieczenia, jak już wspomniałeś... ale gdyby tak wejść na czarny rynek ? Czarny rynek to przyszłość, wystarczy wyjść na zewnątrz by zobaczyć jaką popularnością cieszą się nielegalne wszczepy, broń, czy dragi. Po za tym skoro nie mamy tutaj pola do popisu możemy spróbować rozwoju w innej dzielnicy. Co ty na to gintaro~sama ?
Rzekł Raito by zaburzyć ten nerwowy tentent twoich kroków.
Patrzył na ciebie nieco niespokojnym wzrokiem wiedząc, że pewnie znowu oberwie mu się za taki pomysł, w końcu gdybyście weszli na czarny rynek na pewno wielkie Familie się wami zainteresują, w końcu to one stoją nad czarnym rynkiem i niejako z niego wyszły.

Avatar
Chevalier22
Przysiadł wygodnie na oparciu skórzanej sofy pod którą jeszcze jakiś czas temu się obudził. Założył rękę na rękę i spuścił nieco głowę. Zaiste, próby wejścia na czarny rynek, a więc nielegalnego handlu bronią, używkami albo wszelkiej maści innym lewym towarem mogły być bardzo, ale to bardzo opłacalne. Z drugiej strony widział w tym duże niebezpieczeństwo. To w głównej mierze przez mieszanie się w niewłaściwe kręgi zginął jego brat. Dlatego wolałby unikać mieszania się między największych graczy. Nie chciał, aby historia zatoczyła koło...
Rozwój w innej dzielnicy..? Co prawda, Nowe Miasto dawało dość dużo możliwości, mimo że w głównej mierze było kontrolowane przez wspomniane wcześniej grube ryby... Ale faktem było też to, że nie powinni za bardzo mieszać się w to, jakby nie patrzeć, dość zaawansowane, silne, mafijne towarzystwo. Nie mają wystarczającej liczby ludzi, nie mają wpływów ani żadnych medialnych twarzy - nikogo, dzięki komu gra na tak dużej arenie byłaby choć minimalnie bezpieczna... - Chyba powinniśmy rozszerzyć wpływy o sąsiednie dzielnice. Jakie mamy możliwości? - Jego wzrok utkwił w twarzy Raito.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Raito lekko się zdziwił tym, że nie zmieszałeś tego pomysłu z błotem, jego zaskoczenie wyraźnie rysowało się na jego twarzy.
Po chwili jednak się ogarnął podrapał chwilę po podbródku i zaczął na głos analizować
- Park Fullera odpada jeżeli mamy unikać problemów z większymi graczami, chociaż tam też nie ma psiarni. Englewood też może być w twj kwestii problematyczny, często to tam dochodzi do walk między Familiami. Gage park to spokojniejsza lokacja, fakt tam już fliniarze są, ale gdyby tak wkręcić kilku irlandzkich pastorów stamtąd w nasze interesy jako potencjalnych klientów i dystrybutorów na tereny ich zborów... tu mogłoby to się udać. Chociaż narkomańscy pastorzy śpiewający 'Amazing grace' są tacy oklepani od zeszłego stulecia... dalej, Brighton Park czyli mocno zapchlony rewir pod względem mundurowych, sporo polaków, litwinów, włochów, całkiem dobry target na nasze towary. Park McKinley zaś to tygiel migrantów, niby też można pomyśleć o interesach z nimi, co więcej zajęcie tego rewiru byłoby nam na rękę bo mieli byśmy wieści z trzech różnych rozgłośni radiowych, a nie tylko z tej tu lokalnej, większy wgląd w działania potencjalnych wrogów. Policja obecna, ale nie powinni być zbyt aktywni. Bridgeport to pierwsze z miejsc gdzie pojawiają się zatargi jankesów z migrantami, więc policja zajęta byłaby bardziej ogólnym burdelem wewnętrznym dzielnicy niż naszymi interesami, co więcej dostęp do Chicago River mógłby ułatwić nam nieco sprowadzanie i rozprowadzanie towaru. No i jest jeszcze Armor Square, czyli Chinatown z dobrze ogarniętą koleją, też dostępem do Chicago River, co więcej w Santa Lucii jest kilka osób mających wobec mnie pewien dług wdzięczności, więc też jedna tamtejsza parafia mogłaby nas wesprzeć. Problem jest taki, że tam działają oprócz niezbyt aktywnej policji o wiele aktywniejsi członkowie klany Hayakaze, czyli... no wiesz. No i tak właśnie wygląda sytuacja.

Avatar
Chevalier22
Zamyślił się raz jeszcze. Jeżeli chodzi o wybór potencjalnej lokacji, w której mogliby rozszerzyć swoje wpływy, muszą kierować się więcej niż jednym kryteriów, między innymi bezpieczeństwem, potencjalnymi zagrożeniami ze strony lokalnych gigantów, opłacalnością budowania biznesu w danym miejscu, obecnością mniejszych szajek, z którymi można się sprzymierzyć bądź można je sobie podporządkować, dostępnością do komunikacji miejskiej, aktywnością lokalnej policji... I pewnie jeszcze kilkoma innymi rzeczami, które w międzyczasie przyszły Isshinowi do głowy. - Pomyślmy... - Myślał cały czas. Było to jednak dość trudne zagadnienie. Co byłoby najlepsze, najmniej ryzykowne, najbardziej opłacalne? Chicago River... Dostęp do portu dałby im zupełnie nowe, potężne możliwości...
- Bridge Port? - Spytał, z połowiczną pewnością w głosie. Po chwili powtórzył się, ze zdecydowanie większym przekonaniem. - Bridge Port zdaje się być dobrym miejscem. Wystarczy nawiązać małe znajomości i będziemy mogli o wiele łatwiej sprowadzać czy sprzedawać towary... Dodatkowo, baza na wodzie przydałaby się w razie możliwości przejmowania większych łodzi, mówię o jachtach, czy przechwytywaniu ładunków na statkach lub mniejszych łodziach... Co wy na to, panowie? Jesteśmy gotowi, aby spróbować szczęścia w Bridgeport? - Rozejrzał się po członkach swojej ekipy. W jego oku, zza okularów, pojawił się błysk...

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Shino i Shiro niejako jednogłoßnie w tym samym czasie z przeciwległych końców salonu krzyknęli 'Hai!'
Na twarzy Raito pojawił się uśmiech na tyle szczery, że ciężko od niego wyłudzić mniej udawany uśmiech niż tym razem.
Gin nagle wypalił - Gintaro~sama, jest jeden szkopuł, bez broni nie poradzimy sobie na Bridgeport z lokalnymi zatargami, potrzebujemy dobrego sprzętu by wywalczyć swoje, nie możemy od tak o na kamikaze lecieć w oko cyklonu bez odpowiedniego sprzętu by ustabiliziwac swoją sytuację...
Tu nagle wtrącił się Ryuki - Spokojnie Gin, ostatnio udało mi się znaleźć grzebiąc w danych informacje o planowanym transporcie rządowego ostrzęti z północy na południe, który niedługo będzie jechał przez Chicago... gdyby zblokować go na torach w Armor Square i okraść zanim klan Hayakaze się przypierdzieli, wówczas bylibyśmy odpowiednio dozbrojeni by poradzic sobie z lokalnymi potyczkami w Bridgeport. Sęk w tym, że to nadal jedna akcja na wrogim terenie i ryzyko wpieprzenia się Hayakaze pod celowniki. -
Wtedy zaś jemu przerwał Lin - udało mi się załatwić niedawno pięć zestawów destabilizujących tor lotu pocisków, z tym że działają na stary typ amunicji, laser i plazma są zbyt szybkie by je skontrować, nie wiem czy to coś zmienia, ale wątpię by nawet tak wielki moloch jak syndykat miał na tyle dużo plazmy, czy laserów by pozwolić sobie na uzbrojenie w nie nawej jednostek szybkiego reagowania. Co o tym sądzisz szefie ? - padło w twoim kierunku. Reszta twojej bandy nieco jeszcze sennie przysłuchiwała się obradom, a wasi goryle dakej palili na zewnątrz.

Avatar
Chevalier22
Co robić? Tak bardzo potrzebowali wpływów, pieniędzy, siły. Wiedział jak kończą małe gangi stojące cały czas w miejscu. Już raz gang podupadł, kurcząc się kilkukrotnie. Nie mógł na to pozwolić... - Musimy podjąć ryzyko. - Powiedział gorzko i oschle. Wzięło go na rozpamiętywanie dawnych lat. Cholera. Będzie to jedna z największych akcji na koncie gangu. Bał się tego. Pamiętał, że o wiele mniejsze akcje pociągały za sobą ofiary w ludziach. Kogo tym razem straci? Może to on po tej akcji pójdzie na piwo z Abrahamem? Cóż... Oby tylko jego siostrze wiodło się jak najlepiej... Ale nie będzie się wiodło, jeśli nie spróbuje. Nie będzie się wiodło jej dobrze, jeżeli zginie... Cóż za tragiczny los.
- Nie możemy bać się Hayakaze. W ten sposób niczego nie osiągniemy. W mieście rządzą giganci, ale mimo to takim małym grupom jak nasza udaje się przetrwać. Tylko przez to, że ciągle walczymy o nasze miejsce w tym popieprzonym świecie... Musimy spróbować. Musimy tylko podzielić się rolami... Przede wszystkim - chcę, abyście mi powierzyli najtrudniejsze zadanie. To ja muszę ponieść odpowiedzialność, jeżeli coś pójdzie nie tak. W końcu, to ja tutaj kieruję. - Uśmiechnął się pod nosem rozglądając się po twarzach swoich kompanów... Ciekawiło go to, co wyniknie z tego przedsięwzięcia...

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Gin Yakiri uśmiechnął się pod nosem i z lekkim przekąsem rzucił na głos - Oi oi, w końcu Gintaro~sama wyhodował jaja godne naszego drogiego Kintaro, jeżeli się uda może w końcu będę miał kogo i na czym szkolić.
Shiro i Shino zeszli się w pół pokoju by wykonać swój dość dziwaczny rytuał triumfu oparty o kombinację zderzeń dłoni ułożonych w pieść to od dołu, to od góry, by na koniec przybić to uderzając uniesionymi przedramionami. Mieli taki ot dziwny zwyczaj gdy im się coś udało lub byli czymś podekscytowani.
Ryuki rzucił tylko - Mamy trzy dni nim transport będzie gotowy do przejazdu, przydały by się też materiały wybuchowe, by go skutecznie zatrzymać.
Lin: postaram się załatwić ile się da, może stare dobre laski dynamitu zrobią swoje.
Ryuki: tylko nie przegnij z tym dynamitem, chcemy tylko wybić pociąg z szyn, a nie rozdupczyć wszystko wokół.
Lin: Oh... zaufaj mi znam się na swojej robocie.
Raito: Gintaro~sama, chyba najcięższym zadaniem będzie jakaś dywersja w razie pojawienia się sił Hayakaze, ale szef sam tego nie da rady zrobić.
Po chwili jednak zgromiła go Seiko
- Nie doceniasz szefa, palancie, ja pamiętam jeszcze jak za Kintaro młody Isshin robił rzeczy, które nikt w jego wieku nie byłby w stanie zrobić, to zdolny człowiek, wie co robi i dlatego Shuhei namaścił go na szefa, a nie tylko dla więzów krwi. Wierzę, że i tym razem Gintaro pokaże co spotyka tych, którzy z nami zadzierają. Po za tym to zbyt ważna akcja by ją spartolić, albo ugramy na tym porządny sprzęt i prestiż na tyle wystarczający by zrekrutować kogoś nowego, albo nasz gang splajtuje idąc kosztami tej akcji i potencjalnymi stratami w ludziach. Mimo to jednak granie na nosie Familii tatuśka, raczej też będzie mogło być problematyczne nawet gdy będziemy już po udanej akcji... jednakże gniew Hayakaze może się przerodzić w miłość innych Familii do nas. Gra warta świeczki, tylko... na litość, postarajcie się nie stracić nikogo.

Avatar
Chevalier22
Trzy dni do przygotowania się. Co może zrobić przez te trzy dni poza codzienną rutyną? Obawiał się. Obawiał się, że zadanie to może go przerosnąć. Prawda, istniały szanse na powodzenie tej akcji. Nie były one wcale małe. Ale obawiał się, cholernie się obawiał. Wiedział, że ma specjalną zdolność, która zwiększa możliwości jego ciała. Wiedział, że powinien mieć problemów z walką ze zwyczajnymi pachołkami Klanu Hayakaze. Tym, czego najbardziej się obawiał, było spotkanie z jednym z dwóch wysoko postawionych członków Syndykatu. Przede wszystkim, bał się spotkania z osobą, na której polecenie Shouhei zakończył swój żywot. Co prawda, nie znał on możliwości Kojiego Tenmy, ale sam fakt, że był on postawiony dość wysoko, budził poważne obawy.
Drugą osobą której niezmiernie bał się, był ojciec. Saburo Kawashima. Nie wiedział jaką pozycję obecnie zajmował. O Kawashimie nie było głośno. Ale wiedział, że żyje. A przynajmniej czuł to. Chciał tego, aby żył. Chciał się z nim spotkać i samemu pozbawić go życia. Za to, co spotkało jego samego, jego matkę, Reinę i ostatecznie Shouheia. Chciał zemsty. Chciał, aby odpokutował za swoje winy. Za pozostawienie żony z trójką dzieci na ulicy. Za to wszystko co przecierpiała jego była partnerka pracując w agencji towarzyskiej. Za to, że to przez niego jego synowie zeszli na ścieżkę bezprawia. Za to, że właśnie przez to Shouhei został zabity przez jednego z ludzi z nim współpracujących...
Mimo że tak bardzo chciał własnoręcznie pozbawić go życia, mimo że tak bardzo go nienawidził - bał się. Bał się, głównie przez to, że nie wiedział kim on jest. Jak silny jest. I z kim trzyma. Nie wiedział kto stoi za jego plecami. Saburo miał obecnie około czterdziestu lat. Ciekawe, czy dalej wygląda tak, jak pamiętał go przez mgłę, jak zapamiętał go jako mały brzdąc. No ale nic - grupa musi iść na przód. Westchnął głęboko, zmrużył oczy. Zastanowił się chwilę. - Tak. Poradzę sobie. A zatem... Co teraz, drużyno?

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
-Ja idę załatwiać sprzęt - Rzekł Lin po czym ubrawszy się, wyszedł z twojego domu.
Gin szukał wszędzie po domu swojej słynnej walizki, w której nie wiadomo co trzymał. Chyba tą tajemnicę wziął ze sobą do grobu twój brat.
Shiro i Shino zebrali się i wyszli, ogółem wszyscy opuścili twoją chałupę oprócz Seiko i Reiny.
-Wszyscy się szykują, mamy mało czasu, a ty co zamierzasz Kintaro~sama ? - rzuciła Seiko licząc na szybką odpowiedź.
Zapanowała w domu okropna cisza i nawet kroki Reiny nie zagłuszały tej ciszy. Czułeś, że to nie zwiastuje niczego dobrego, czułeś że nawet Shuhei próbowałby ci wybić z głowy tak szalony plan, w końcu gdyby żył, byłby nauczony na własnych błędach jak to się kończy...
Nagle z playlisty orientalnego lofihiphopu muzyka w tle przeskoczyła na zwykły hiphop z bardzo dawnych już czasów, kiedy to bycie gangsterem było na topie, a nie przymusem do przeżycia - stare dobre kawałki czarnego hiphopu typowego dla ameryki, Snoop Dog, Dr.DRE, czy Coolio... istne antyki, ale w twoich uszach brzmiały dość miło. Można by rzec, że nawet nieco rozluźniły tą okrutną ciszę. Co robisz ?

Avatar
Chevalier22
Czarny rap... Ah, nałogowo słuchał tej muzyki jeszcze parę lat temu. Starszy brat, słysząc to, zwykle nakazywał mu 'zgasić to przestarzałe badziewie' i puścić coś na wzór tego, co leciało z głośników jeszcze kilka chwil temu. Nie wiedzieć czemu, wtedy muzyka ta bardzo go odprężała. Pozwalała mu odpocząć od negatywnych myśli związanych najprawdopodobniej z okresem dojrzewania. Teraz praktycznie nigdy nie słuchał amerykańskiego, starego hip-hopu. Najwidoczniej przejadł mu się. Ale teraz wzięło go na krótką refleksję...
No nic, nie ma co kisić tyłka w domu. Wszyscy zajęci są jakąś pracą. Kilka dni do akcji. Powinien jakoś się przygotować... A najlepiej przygotować się poza domem. Uznał, że warto byłoby się trochę powłóczyć. Porozglądać się po kątach tej, mimo że niezwykle rozwiniętej, to zapyziałej dzielnicy. Może natknie się na grupkę młodocianych gangusów, którzy pewni siebie rzucą się na niego? Byłaby to wspaniała rozgrzewka przed nadchodzącymi wydarzeniami. Liczył na coś tego kalibru... A może i więcej? Może natknie się na prawdziwego gangstera należącego do jednego z większych ugrupowań, z którym przyjdzie mu walczyć z użyciem swojej mocy? Czy to już nie byłoby za dużo...? Cóż, każda aktywność fizyczna jest dobra!
- Pójdę się przewietrzyć. Może coś przyjdzie mi do głowy. - Odpowiedział krótko i szybko, zgodnie z oczekiwaniami Seiko, spoglądając na jej twarz. Zdecydowanie nie skłamał mówiąc, że chce wyjść na spacer. Mimo wszystko, nie wspomniał w jakim celu, aby nie zamartwiać siostry i przyjaciółki. Powoli odbił się od oparcia sofy i ruszył w stronę wyjścia. Przed drzwiami wejściowymi zatrzymał się na chwilę. - Wrócę za jakiś czas. - Odwrócił się do siostry i uśmiechnął się do niej szczerze, poprawiając na nosie okulary. Po tym przeszedł przez próg, zamykając za sobą drzwi. - Ah, Nowe Miasto... Jakże ja ciebie nie cierpię... - Zaklnął cicho pod nosem myśląc w którym kierunku ruszyć na przechadzkę.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Seiko: Jasne jasne, przyjęto. Ja tu jeszcze nieco posiedzę nim wrócę do siebie, mam do Reiny nieco spraw, jeżeli to nie problem szefie.

W rzeczy samej odkąd Reina wprowadziła się do ciebie często miała kontakt z twoją bandą, ale najwięcej czasu spędzała właśnie z nieco chłodną i pragmatycznie kalkulującą, ale też najwierniejszą chyba osobą w bandzie. Seiko była bowiem podkomendną Shuheia już od dawna kiedy ty dopiero zostałeś wprowadzony do jego szajki, pamięta wiele rzeczy, w tym wiele z tego jak dowodził nimi Shuhei, nie wiesz na pewno, bo mimo dobrych relacji z bratem nigdy nie mówił ci o sprawach sercowych, ale słyszałeś niekiedy plotki, że nawet łączyło ich coś więcej niż zwykła nić wierności na linii dowódca - członkini gangu, od początku twojego działania w gangu traktowała cie jakbyś był jej młodszym bratem i mimo swojego charakteru zdolnego opierdzielić każdego w razie potrzeby, ty zawsze mogłeś liczyć na jej pomoc, tak samo było i jest z Reiną, Seiko trochę zachowuje się jak dobra starsza siostra względem niej, często lubią spędzać razem czas w spokoju i ciszy, czasem zamykają się w pokoju twojej siostry i plotkują jak to przyjaciółki, niekiedy też Seiko nieco matkuje Reinie kiedy wasza faktyczna matka nie ma czasu, a akurat Seiko go ma i chce nieco pomóc z tym burdelem jaki zwiecie swoim domem. Prawdopodobnie tym razem też chce nieco dać sobie luzu nim pogrąży się w nadmiernych obliczeniach i planowaniu waszych ruchów, a nikt jej tak nie odpręża jak jej najlepsza przyjaciółka i twoja siostra - Reina.

Reina odwzajemniła uśmiech po czym poszła do swojego pokoju. Seiko przełączyła na powrót muzykę na bardziej 'Shuheiową'. A ty wyszedłeś na znienawidzoną ulicę.
Na przeciwko ciągnęły się bloki mieszkalne, na lewo chodnik prowadził w stronę bardziej rozrywkowo-biznesową dzielnicy, a w prawo do wielkich biurowców
Co robisz ?

Avatar
Chevalier22
- Ah, Nowe Miasto... Jakże ja ciebie nie cierpię... - Powtórzył się chwilę po rozejrzeniu się na lewo i prawo. Czegóż mógłby szukać pośród potężnych drapaczy chmur należących do przemysłowych i usługowych gigantów tego świata? Na pewno nie śpieszno mu szukać pracy jako korposzczur za biurkiem w jednym z tych molochów. Tym bardziej - nie ma szans na szukanie współpracowników wielkich, światowych korporacji. No, gdyby takiego znalazł, zdziwiłby się niezmiernie. Znaczyłoby to, że trzyma się go niespotykane dotąd szczęście i powinien spróbować swojego szczęścia w loterii albo hazardzie. Z drugiej strony, nie wierzył, że dziś jest jego szczęśliwy dzień.

Nie chciał też wpadać w odwiedziny do matki albo jednego ze swoich koleżków, z którymi jeszcze chwilę temu się widział. Bo po co? Powinien rozejrzeć się za czymś, co mogłoby im teraz pomóc! Powinien prędko natrafić na coś lub na kogoś, kto obróci ich obecną sytuację o... No, może nie o sto osiemdziesiąt stopni, bo nie było źle, a taki obrót pogorszyłby sprawy... Ale, powiedzmy, o pięćdziesiąt. Tak, pięćdziesiąt w zupełności wystarczy. A nie sposób szukać takich rzeczy na osiedlu mieszkaniowym! No, szanse znalezienia czegoś takiego na osiedlach były mniej więcej identyczne, co pośród drapaczy chmur.

A zatem wybór był oczywisty. Z rękami w kieszeniach spodni, lekko przygarbiony, z zadartym nosem i podbródkiem, ruszył przed siebie. Ah, uwielbiał tę część Nowego Miasta... Kochał tę część Chicago. To tutaj spędził najwięcej czasu jako młodzieniec. Tu po powrocie ze szkoły zatrzymywał się w ulubionym salonie z retro-grami, tutaj wyskakiwał z kumplami na imprezy w lokalnych klubach, tutaj, w niewiedzy matki i starszego brata, niezbyt legalnie popijał napoje wyskokowe. Tutaj też okazjonalnie bawił się w hazard, ale jak wcześniej stwierdził - dziś nie jest jego szczęśliwy dzień. - Ahh... Dokąd by się wybrać...? - Rozglądał się po znajomych, wysokich budynkach, nie do końca wiedząc gdzie mógłby pójść.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Jak więc wspominałem Isshin wszedł między zakamarki pomiędzy blokami trafiając na niezbyt szerką aleję odchodzącą od osiedla mieszkalnego, wokół znajdowało się nieco wolnej, zielonej przestrzeni będącej zwykle miejscem wypoczynku dla mieszkańców okolicznych bloków. W oddali słychać było śmiech wesołych dzieci bawiących się na placu zabaw i chwalących jedno przez drugie nowinkami technologicznymi od swoich rodziców, te bananowe dzieci korposzczurów cieszących się dzieciństwem, którego ty nigdy nie miałeś tak łatwego.
W innym kierunku widziałeś nieco starszego człowieka palącego, po zapachu łatwo mogłeś rozpoznać, stara dobra Marry Jane w dobrze zwiniętym joincie. Widać było, że jego ręce trzęsą się w rytm czaczy narzucany przez okrutnego dyrygenta jakim jest Parkinson. Ewidentnie człeoek ten miał w sobie dużo problemów, nie tylko teraz, ale przez całe swe życie bowiem twarz jego pełna była pęknięć po zmarszczkach zaczynając na czole, przecxodząc przez oczy i na podbródku kończąc. Tak ten drżący podbródek lekko mielącej skrętem gęby sfrustrowanego monotonicznymi problemami egzystencji człwieka wyrażały sporo. Oczy zapatrzone w dal z wiecznie krążącą po jednym z nich pojedynczą łzą wskazywały na stratę kogoś bliskiego. Być może ten staruszek był nikim innym jak odbiciem przyszłości Isshina, gdy już straci wszystkich których kochał, a zabraknie mu sił na dalsze bycie kintaro. Taka myśl przetoczyła ci się przez głowę na kilka sekund, lecz znikła gdy szedłeś dalej. Dalej bowiem zniweczył ją zgiełk kłótni drobnego kioskarza z młodym chłopakiem z wyraźną grzywką, ewidentnie z rys amerykanin, walczył ów młodzieniec słowem namiętnie o dostarczenie takiej, a nie innej marki prezerwatyw do kiosku, sto lat temu byłoby to pewnie dość wstydliwe wykłócać siè o tak intymne rzeczy, ale dziś, dziś jest to już codziennością, nie ma tu mowy o intymności, emocjonalnym przywiązaniu, czy trosce, liczy się dzika, zwierzęca wręcz huć.
Jeszcze kawałek dalej kilka młodych, dobrze zbudowanych mężczyzn kopało leżącego na ziemi żaka mieszkającego na Nowym Mieście i prawdopodobnie też pracującego tu dorywczo by zarobić na czynsz oraz czesne. Leciały krzykliwe, siarczyste słowa których znaczenia nie znałeś lecz brzmisły one jako coś w stylu 'ku*wa, je**na pi**o wyskakuj ze szmalu bo cię zaje*iemy, a z twojej siostry zrobimy szmatę! ' i inne tego typu... ach ci polacy. Kiedys byli bardziej potulni, jednak odkąd się dobrze zakorzenili w tym mieście nie ma dla nich żadnej świętości, oprócz dobrej wódki i kościoła katolickiego. Młodzieniec długo znosił ciosy, lecz wreszcie zaczął kaszleć krwią. Kiedy jednak wykaszlał jej nieco, naskrobał palcem na piachu z jej użyciem proste kanji oznaczające 'związanie' i wymruczał pod nosem coś w rodowitym tobie języku. Po chwili dresiarze stali unieruchowmieni, on zaś wyciągnął zza pazuchy pistolet paraliżujący Zeus mk. X i kilkoma celnymi strzałami sprawił, że padli na ziemię utraciwszy kontaktowanie z rzecztwistością. Leżał kaszląc krwią raz po raz. Nie mógł nic woęcej zrobić. Patrzył tylko kątem oka na Isshina, praedopodobnie mając nadzieję, że ten nie zauwaźy, specjalnie ostatkiem siły zacierając ziemią wokół owe krwawe kanji.
Ewidentnie był to jeden z niesławnych nadludzi, lecz ledwo radził sobie w takich warunkach. Kto wie do czego jego zdolności mogłyby być użyte gdyby je dobrze przebadać, rozwinąć i wzmocnić treningiem.
Dalej alejka biegła w stronę slumsów, gdzie nigdy nie wiadomo czego się spodziewać.

Avatar
Chevalier22
Kanji..? Ten człowiek miał, zaiste, interesującą umiejętność. Czyżby było to uwalnianie określonych zaklęć, efektów, przez narysowanie danego wschodniego znaku? Dziwaczne, bo związane bezpośrednio ze stworzonym przez człowieka systemem znaków... Ah, moce, czymże właściwie jesteście? Pewnym, lecz powolnym krokiem, z wypiętą piersią i luźno wiszącymi ramionami, ze zmrużonym spojrzeniem za zielonymi szkłami i lekkim grymasem na twarzy, no i bezwiednie trzepoczącymi, oklapłymi w tył króliczymi uszami podszedł do mężczyzny, który właśnie przed chwilą starł symbol, w który króliczy gangster się wpatrywał. Przyjrzał się dokładnie leżącemu, zmierzył go od stóp do głów. Pochylił się nad nim, wlepiając w jego twarz ukryte za szkłem oczy.

- Nie masz tężyzny fizycznej, ale potrafisz położyć nierozumne kupy mięcha, nawet jeśli chwilę temu nieźle cię poturbowały... Imponujące. Ale myślę... Ale wiem, że stać cię na dużo więcej. A ja... Potrzebuję ludzi, którzy mają w sobie potencjał. - Uśmiechnął się pysznie. Zsunął nieco okulary z oczu, aby pokazać mu swoje nieco przekrwione białka, nieco przewężone źrenice, czerwone jak tętnicza, gorąca krew tęczówki. Wyciągnął prawą rękę z jednym zamiarem - pomóc mu wstać, a tym gestem zapoczątkować nową znajomość, zupełnie nową relację. - Kawashima Isshin. Yoroshiku onegaishimasu. - Nadczłowiek... Potrzebował nadludzi w swoich szeregach. Potrzebował tych, którzy jak on, posiadają jakieś nadnaturalne zdolności.

Ponadto, liczył też, że znajdzie jakiegoś nowego kumpla. Powoli nudziło mu się picie i imprezowanie w tym samym, niezmienionym od wielu miesięcy gronie. Nie żeby miał dość swoich dotychczasowych przyjaciół, skądże znowu! Ale potrzebował czegoś nowego... Kogoś nowego... No, może ten studenciak nie wyglądał na zaprawionego w chlaniu i ćpaniu zawodnika, ale bycie studentem już go do czegoś zobowiązywało, jednocześnie nadając mu dodatkowy modyfikator do odporności i tolerancji na działanie substancji psychoaktywnych. Przecież każdy student coś takiego ma, odkąd tylko staje się studentem.

Na razie nie oglądał się w stronę slumsów. Tak, to była bardzo interesująca część dzielnicy... Na swój sposób. Wiedział jakie rzeczy się tam działy, wiedział jak żyją tam ludzie. Niekoniecznie mu się to podobało. To również było miejsce, w którym przyszło mu trochę pożyć. I nie lubił tam wracać, tamto miejsce za bardzo kojarzyło mu się z utratą ojca... Później z samym ojcem... A obecnie z nienawiścią do Kawashimy Saburo.

Avatar Angel_Kubixarius
Właściciel
Studenciak jeszcze trochę wykaszlał krwi, zbierając ją po chwili w chusteczkę higieniczną nim podszedłeś.
Kiedy mierzyłeś go wzrokiem ciężko było go wyróżnić od reszty ludzi czymkolwiek niż jego nietypowymi włosami, były czarne lecz z dziwnym szkarłatnym połyskiem na nich. Być może było to związane z użyciem mocy, teorie taką potwierdzałby fakt, że ten lekki poblask zniknął z czasem. Był to młody chłopak wyglądający na coś około 20 lat, miał srebrzysto szare oczy, na których nosił okulary w czarnej metalowej oprawie, poobijaną nieco twarz z dobrze zadbanym, bo wygolonym zarostem. Jak już Isshin zauważył nie grzeszył on tężyzną fizyczną, był wręcz stereotypowym bibliotecznym suchoklatesem. Jego ubranie był to szkolny uniform mocno zabrudzony lokalnym błotem podczas bójki, jednak o wiele bardziej ubłocony był jego szkarłatny płaszcz, który nosił na wierzchu. Cóż szkarłatny od klaty w górę, niżej brunatny... dalej jeansy na skórzanym czarnym pasie z klamrą wyglądającą jak dziwna abstrakcja na temat swastyki, jak gdyby przerobiona na bardziej kolistą wersję nie z czteroma, lecz siedmioma ramionami. Koniec jego ciała wieńczyły calkowicie zabrudzone pantofle. Skąd wiesz, że pantofle ? Łatwo to wyczytać po podeszwie typowej dla tego gatunku butów.

Kiedy podałeś dłoń chwycił ją prawą ręką mówiąc - Nie, nie, ja tylko użyłem paralizatora, nic więc. Przecież to legalne, po za tym to oni zaczęli. - kiedy lekko pociągnąłeś jego rękę by pomóc mu wstać zobaczyłes jego zgięcie w łokciu - sine jak cholera, ponakłuwane najprawdopodobniej po strzykawkach. Cóż, chyba miałeś rację z tymi studentami i odpornością. Po chwili wstał poprawiając płaszcz na ręce tak by zakryć tamto miejsce. - Sorane Nizashima, dla przyjaciół Sora. Hajimemashite Kawashima-sama. Nie wiem jednak co ma pan na myśli mówiąc o moich rzekomych zdlonościach i potencjale, każdy głupiec umiałby wykorzystać tazera, w takiej sytuacji trzeba sobie radzić lub zginąć. Dzisiaj na szczęście nie mam zajęć i mogę się zająć pracą. Obecnie po za studiami z filozofii zajmuję się dorywczo usługami transportowymi towarów wszelkich, jeżeli pan by potrzebował pomocy, z miłą chęcią polecam swoje usługi. Na szczęście ostatnio w Nowym Mieście sporo jest transakcji wysyłki wszczepów i innego badziewia do innych dzielnic i jakoś woążemy z siostrą koniec z końcem. Może pozwoli pan, że pójdziemy na jakiś lunch, te zbiry nieco zaburzyły moją dniową rutynę. Oprócz tego muszę jeszcze skoczyc do pralni bo... no sam pan widzi.
Tu delikatnym ruchem rąk w powietrzu pokazał ubłoconą część płaszcza i uniformu.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku